logo zielone swiatlo

Choroba nowotworowa izoluje, zamyka niekiedy w czterech ścianach własnego domu, otoczenia. Wiedzą o niej najbliżsi członkowie rodziny i wąska zaufana grupa przyjaciół, którym nakazano milczenie. Podświadomy zakaz dotyczy także docierania do informacji na temat tej powszechnie uważanej za „wyrok” choroby, zamykamy wszelkie źródła mówiące o niej. Rodziny chroniąc nas ograniczają dostęp do wiedzy na temat raka. A przecież wobec powszechności informacji na ten temat ( w każdym serwisie, w tabloidach, mediach) nie ma przed nimi ucieczki.Nie da się wyizolować, zapomnieć.

Czy można z tymi informacji spokojnie żyć? Realizować się w każdej dziedzinie życia, w rodzinie, społeczeństwie? Tak – można i tak się dzieje u wielu chorych, którzy realizują się w doskonały sposób.

Pozostaje tylko jedno pytanie – czy przestrzeń życiowa przez szeroko rozumianą izolację jest przestrzenią o jaką nam chodzi? 
Z pewnością nie. Pozostajemy nadal niewolnikami swojej „tajemnicy”. A przecież nie chodzi o to, by obnosić się ze swoją chorobą, strachem, poczuciem winy i krzywdy wobec całego świata. Czy chorzy na serce tak czynią, szczególnie po kilku zawałach? – nie. Ale mówią o pewnych ograniczeniach w swoim życiu. Nie pobiegną w maratonie, nie będą wspinać się na Gubałówkę itp. Mówią wszem i wobec o ograniczeniach ,które choroba uwarunkowała. Tym samym bliskim, znajomym , przyjaciołom, sąsiadom, współpracownikom wysłali wyraźny sygnał – co mogą i czego oczekują ,a czego nie. Podobnie wygląda sytuacja chorych na raka. Można pozostać w sobie samym, w swojej skorupie, lecz czy czujemy się z tym dobrze? Organizowane przez Stowarzyszenie bezpłatne warsztaty dla osób z chorobą nowotworową wyraźnie pokazują, że udział w zorganizowanej grupie jest dla wielu nie do przekroczenia, nie do przezwyciężenia.

Tylko, że praca w grupie osób, których dotyka ten sam problem jest szansą na powiększenie swojej przestrzeni życiowej. W takiej grupie nikt nie obnaża swojego cierpienia, bólu. Dzieli się jedynie swoimi doświadczeniami w radzeniu sobie w życiu. Poszerza się krąg prawdziwych przyjaciół, którzy nie poruszają tematów związanych z chorobą. Niestety, chorzy nie korzystają z możliwości, które zapewnia im środowisko lokalne. Wolą anonimowo zamykać sie w gabinetach psychoonkologów i wracać potajemnie do „swojego życia” lub korzystać z pomocy specjalistów w wielkich miastach. Ponoć taka anonimowość jest dla nich komfortowa. Czy jest to dobre rozwiązanie? Nie nam to oceniać. Odpowiedzcie sobie sami.

Tu, na miejscu, garstka chorych połączyła swoje siły i ręce w działaniu na rzecz swojego samopoczucia i pomocy innym. Zawiązali prawdziwą nić przyjaźni. Nie w ilości siła, lecz w jakości!

Jednak większość z nas woli pozostawać w swojej przestrzeni, do której przywykła. Przyzwyczajenie, wygoda, brak informacji, błogie lenistwo, akceptacja zamkniętej przestrzeni, a może coś innego? Nie wiemy, a może już nie chcemy wiedzieć?

Grzegorz Ludwiczak

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Ola
Ola
9 lat temu

Myślałam, że to tylko ja nie mówię o moim raku. Więc to chyba jest taką normą. Z tym jest mi lepiej. Życzę zdrówka.