1

Gdyby żyła, miałaby 95 lat. Była Dunką, ale urodziła się w Polsce i Polskę miała w sercu. Znalazło się tam miejsce także dla mężczyzny jej życia – również Polaka. Wspólnie walczyli w ruchu oporu w Kopenhadze i razem – połączeni węzłem małżeńskim – zginęli.

Anna Louise Christine Mogensen to kobieta, która powinna znaleźć się w panteonie bohaterów II wojny światowej, wywodzących się z Ziemi Olkuskiej – tuż obok Antoniego Kocjana czy Gerarda Woźnicy „Hardego”. U nas jednak mało się o niej pamięta, choć to niedopatrzenie wynika przede wszystkim z tego względu, że walczyła z Niemcami w Danii, bo stamtąd pochodziła jej rodzina. Knud Peder Mogensen, ojciec Knuda, Jørgena i o wiele od nich młodszej Anny, którą najbliżsi nazywali „Lone”, był inżynierem w duńskiej fabryce cementu F.L. Smidth w Aalborgu. Potem dostał ofertę pracy w Polsce, w Jaroszowcu, w tamtejszej cementowni (w opracowaniach często mylnie piszą, że znajdowała się w Olkuszu). Cementownię w Jaroszowcu zbudował w końcu XIX w. właściciel Klucz Ludwik Mauve. Za Jaroszowcem przemawiało to, że znajdowały się tu pokłady kamienia i margla (glinki) oraz linia kolejowa. Oprócz fabryki, która składała się z pięciu pieców i 15 wapienników, beczkarni, magazynów i biur, wzniesiono także – istniejące do dziś – cztery kamienice (dla pracowników), pałac (siedziba kierownictwa) i willę dyrektora. Zakład nazywano „Portlandcementfabrik Klucze”. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości tę zatrudniającą już ok. 500 pracowników firmę nazwano Cementownią Klucze. Właśnie w 1918 r. do Jaroszowca przyjechał duński inżynier Mogensen. Anna urodziła się już w Polsce, w Kluczach, w 1921 r. Fabryka cementu w Jaroszowcu dotkliwie przeżywała czasy światowego wielkiego kryzysu. W rezultacie upadła. Dlatego w 1936 r. rodzina Mogensenów zmuszona była wrócić do Danii.

Nie bez znaczenia był też fakt, że na lata trzydzieste przypadł czas nasilenia się w Polsce tendencji nacjonalistycznych. Mogensenowie nie byli Polakami, zaczęły ich więc spotykać nieprzyjemności ze strony niektórych, nastawionych szowinistycznie, mieszkańców Jaroszowca. Ktoś na drzwiach gabinetu Mogensena napisał: „Polska dla Polaków”. A przecież ten inżynier był dobrze wspominany przez pracowników, którzy zapamiętali go jako uczciwego, szanującego i słuchającego ludzi człowieka. Duńska rodzina, obok pochodzących z Finlandii Wegeliusów (dyrektor Kaarlo Wegelius szefował cementowni od 1901 r.), współtworzyli kulturalne oblicze Jaroszowca. Ponadto w 1930 r. Mogensenowie ufundowali szkole w Jaroszowcu sztandar (niestety, zaginął). Ale ciężkie czasy podzieliły ludzi. Mogensenów – jak wielu ewangelików – uważano za obcych, często brano ich za Niemców. Wyjazd do Danii musiał być dla Anny szokiem, bo przecież czuła się Polką. Gdy uczęszczała do Gimnazjum im. Króla Kazimierza Wielkiego w Olkuszu (tę szkołę ukończył również jej brat Jørgen), nudząc się na lekcjach matematyki, pisała wiersze – po polsku. Gdy przyjechała z rodzicami do Danii, władała językiem polskim i niemieckim, za to problemy miała z… duńskim. Zmuszona była wtedy pójść do szkoły z internatem. Tam zaczęła się jej fascynacja fotografią. Jednym z jej nauczycieli był Rigmor Mydskow – osobisty fotograf rodziny królewskiej. Fotografowanie stało się dla niej nie tylko pasją…

2

Wybuchła wojna. Najstarszy brat, Knud, pojechał walczyć w obronie Finlandii, którą zaatakowali Rosjanie. Młodszy, Jørgen, zawodowy dyplomata, został wicekonsulem duńskim w Gdańsku; mimo to współpracował z polską podziemną organizacją „Gryf Pomorski” (m.in. przewiózł do Danii kody dla radiostacji i stemple umożliwiające wystawianie konspiratorom fałszywych dokumentów). Rodzina Mogensenów zaangażowała się w pomoc dla polskich uchodźców. W 1940 r. Niemcy zajęli Danię, która wbrew temu, co przez dziesięciolecia pisano, dość dzielnie się broniła – Wehrmacht stracił ponad 200 żołnierzy. Niemiecka okupacja Danii w niewielkim stopniu przypominała okupację Polski. Niemcy uważali Danię za spokojny kraj, a stacjonowanie tam za coś zbliżonego do urlopu. Jednak Duńczycy nie zamierzali być pokorni. Udowodnili to choćby w sposobie, w jakim solidaryzowali się z Żydami. Gdy Niemcy zarządzili, że Żydzi mają nosić opaski z gwiazdą Dawida, Duńczycy też zaczęli je nosić. W 1943 r. w Danii utworzono niewielki, ale wcale skuteczny ruch oporu, który zwał się „Holger Danske”, czyli Ogier Duńczyk. Nazwa nawiązywała do legendarnego, zaklętego w kamieniu duńskiego rycerza, bohatera Pieśni o Rolandzie („Ogier duński najwaleczniejszy jest ze wszystkich”). Organizacja wsławiała się zwłaszcza akcjami likwidacyjnymi; głównymi egzekutorami byli Jorgen Haagen Schmith, używający pseudonimu „Cytryna”, i Bentem Faurschou Hviidem, czyli „Płomień”. Młodzi, pewni siebie i bezwzględni ludzie, którzy mieli dobrze opracowaną technikę likwidowania kolaborantów, redaktorów ichniejszej prasy gadzinowej, a z czasem także żołnierzy niemieckich i hitlerowskich urzędników. To spowodowało, że policja niemiecka, osławione gestapo, zajęła się nimi na poważnie. Egzekutorzy musieli na jakiś czas zaprzestać działań, bo groziła im dekonspiracja.

W tym czasie 23-letnia Anna Mogensen używająca jako pseudonimu przydomka, jaki nadali jej rodzice, „Lone”, działała w polskim ruchu oporu, czyli organizacji „Felicja” (powstała przy przedstawicielu Rządu Rzeczpospolitej Polskiej na uchodźstwie). Pierwszym komendantem „Felicji” był nauczyciel języka polskiego, podharcmistrz Adam Sokólski, z którym Annę łączyła przyjaźń. Jej raporty o ruchach wojsk, o sytuacji w okupowanej Danii, ale przede wszystkim zdjęcia wojskowych oddziałów i instalacji, trafiały do centrali w Londynie. Anna współpracowała też z duńskim „Holger Danske”. W lipcu w 1943 r. z tej liczącej kilkadziesiąt osób organizacji, po aresztowaniach, pozostała garstka, w tym obaj likwidatorzy: „Cytryna” i „Płomień”. Namawiali oni do współpracy Annę Mogensen, ale „Lona” w tym czasie poznała już Lucjana Masłocha, polskiego oficera, który dostał rozkaz odbudowania, również zdziesiątkowanej aresztowaniami, polskiej konspiracji. Dowództwo przypuszczało, że po ewentualnym zajęciu Francji niemieckie U-boty będą stacjonować w portach duńskich. W Danii była więc potrzebna mocna siatka konspiracyjna i Masłocha dostał zadanie takową zorganizować. To musiała być dość komiczna scena, gdy Anna, kobieta mierząca bez mała 180 centymetrów, meldowała się pierwszy raz nowemu dowódcy „Felicji”, mierzącemu ok. 165 cm. Z tego, co wiadomo, Masłocha, ps. Mały, trochę ją śmieszył, ale szybko zyskał w jej oczach, gdy Anna się przekonała, jaki jest energiczny, rzutki, a przede wszystkim, jak skutecznie działa. Ten zaprawiony w walce wojskowy (walczył w bitwie nad Bzurą) trafił do Danii… piechotą; dostał się tam z oflagu pod Lubeką (łącznie przeszedł ok. 500 km!), gdzie zorganizował ucieczkę podkopem. W Kopenhadze Masłocha – dzięki kontaktom Anny – zorganizował centralę w dobrze zakonspirowanej willi na przedmieściach stolicy, skąd za pomocą radiostacji wysyłano zaszyfrowane meldunki do Londynu. Głównie jednak werbował nowych agentów, dzięki którym do Anglii trafiały cenne informacje o wojskowych lotniskach, rozmieszczeniu baterii nadbrzeżnych czy zasięgu niemieckich radarów.

3

Anna kursowała między Danią i Szwecją. Przemycała broń, zdjęcia, listy, ulotki. Przyjmowała zrzuty z alianckich samolotów, a nawet angielskich komandosów. Na początku 1944 r. dotarła m.in. na wyspę Bornholm, gdzie na poligonie Niemcy testowali pociski V1 i rakiety V2. Anna informacje o poligonie przekazała do polskiej centrali w Londynie, a ta poinformowała angielski wywiad. Tak więc Anna Mogensen, obok Antoniego Kocjana, była drugą z osób urodzonych na Ziemi Olkuskiej, która miała udział w rozpracowaniu tajnej niemieckiej broni, tzw. wunderwaffe. Potem pojechała do Francji, gdzie sporządzała plany umocnień niemieckiego Wału Atlantyckiego. Choć Lucjan Masłocha uważał to za szaleństwo, pomógł w zorganizowaniu jej przerzutu do Anglii, by mogła wziąć udział w lądowaniu aliantów w Normandii; znalazła się tam jako fotoreporterka. 6 czerwca 1944 r. była jednym z zaledwie kilkunastu cywilów, którym dane było zobaczyć tę największą akcję desantową w dziejach świata.

Wcześniej jednak, bo w końcu 1943 r., Niemcy postanowili zorganizować akcję wywiezienia duńskich Żydów do obozów zagłady. To porucznik Masłocha dowiedział się o planowanej eksterminacji – informację wyciągnął od znajomego niemieckiego urzędnika. Duński rząd, wespół z ruchem oporu, zorganizował na szybko akcję wywiezienia większości Żydów do Szwecji (kilkuset nie zdecydowało się na wyjazd i trafiło do obozów). Anna była jedną z organizatorek przerzutu; ale na wynajęcie kutrów i łodzi potrzebne były pieniądze. To Lona wymyśliła, żeby za biednych zapłacili bogaci Żydzi.
W październiku 1944 r. duńskie podziemie poniosło dotkliwą stratę – w nieudanym zamachu na wysokiego oficera SS Rolfa Guntera zginęli „Cytryna” i „Płomień”. To miała być akcja na miarę likwidacji przez Czechów szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, protektora Czech i Moraw, Reinharda Heydricha, ale duńscy konspiratorzy źle przygotowali akcję, a poza tym zjadły ich nerwy.

Tymczasem między Anną i Lucjanem zrodziło się coś więcej niż przyjaźń… W sylwestra 1944 roku, w kościele św. Ansgara przy Bredgade w Kopenhadze, 23-letnia Anna Louise Mogensen, ps. Inga Sørensen, i 31-letni Lucjan Masłocha, ps. Mały, wzięli ślub. Lucjan, nie mogąc kupić czerwonych róż, nabył herbaciane. Anna powiedziała wtedy, że takie róże mogą przynieść pecha. „Był bardzo piękny, jasny i mroźny dzień, kiedy pojechaliśmy do miasta, by wziąć ślub. Słońce zachodziło tak, jakby chciało powiedzieć do tego starego smutnego roku piękne – Żegnaj. Mam nadzieję, że ten nowy będzie jaśniejszy” – pisała tego samego dnia, w liście do matki.

4

W nocy 3 stycznia gestapo otoczyło willę, w której ukrywali się konspiratorzy. Ktoś zadzwonił do drzwi umówionym sygnałem. To byli… Niemcy; wdarli się do willi. Lucjan Masłocha otworzył ogień. Jednak napastników z SS było zbyt wielu; Polak zginął na miejscu. Zginęła również Anna, trafiona kilkoma kulami. Podejrzewa się, że zdrajcą był Arne Oskar Hammeken, Duńczyk powiązany z „Felicją”; choć nie przyznawał się do winy, został po wojnie skazany na śmierć i powieszony. Szczątki Lone i Lucjana zostały zidentyfikowane przez rodzinę w czerwcu 1945 roku, w miejscu straceń w Ryvange. Mszę żałobną odprawił w tym samym kościele, w którym Anna i Lucjan wzięli ślub, ten sam ksiądz. Mindelunden w Ryvangen, czyli miejsce ich śmierci, decyzją rządu duńskiego zostało zamienione w cmentarz bojowników ruchu oporu, gdzie spoczęło 106 bohaterów Danii; Anna Mogensen jest w tym gronie jedyną kobietą, a Lucjan jedynym cudzoziemcem.

Anna „Lone” Mogensen została pośmiertnie odznaczona krzyżem Virtuti Militari. Małżeństwo ma swoją niewielką ulicę i obelisk w Łodzi (Lucjan urodził się w 1912 r. w podłódzkich Bobrowicach). Może i Klucze mogłyby pokusić się o nazwanie jednej z ulic ich imieniem? W 1977 r. zrealizowano film dokumentalny pt. „Felicja” (reż. Magda Żurowska), opowiadający o tej polsko-duńskiej organizacji konspiracyjnej. W zeszłym roku nakładem Instytutu Pamięci Narodowej ukazała się książka „Róże dla Lone”, którą napisała mieszkająca w Danii dr polonistyki Maria Małaśnicka-Miedzianogóra. Autorka była w Olkuszu kilka lat temu. Pamiętam spotkanie z nią w olkuskim PTTK-u, gdzie szukała informacji o najwcześniejszym okresie w życiu Anny Mogensen. Niestety, niewiele mogliśmy jej wtedy pomóc (w spotkaniu uczestniczył też Jurek Roś). Jednak autorka dotarła do wielu informacji i sporo miejsca w swej książce poświęciła dzieciństwu Anny Mogensen i pracy jej ojca w cementowni w Jaroszowcu. Także w zeszłym roku wydana została książka „Igły. Polskie agentki, które zmieniły historię” – Marka Łuszczyny, w której jeden z rozdziałów autor poświęcił naszej bohaterce. Historia Anny Mogensen i Lucjana Masłocha to materiał na świetny film wojenny i przypuszczam, że prędzej czy później takowy powstanie, jako koprodukcja dwóch ukochanych krajów Anny: Polski i Danii.

Fot. 1. Anna Mogensen, autoportret.
Fot. 2. Anna Mogensen-Masłocha i Lucjan Masłocha oraz dom, z którego wysyłali do Anglii za pomocą radiostacji meldunki, i w którym zginęli.
Fot. 3-4. Okładki wydanych w 2015 r. książek o Annie „Lone” Mogensen.

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
12 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Triszka
Triszka
7 lat temu

Warto pamietac takze o dzialalnosci konsula Jørgena Jurka Mogensena po wojnie w organizacji Red Barnet, ktorej dunski oddzial ratowal polskie dzieci po wojnie. Jørgen dostal za to Zlota Odznake PCK. Jego matka Louise tez otrzymala wysokie polskie odznaczenie, gdy po smierci Lone, przyjechala z Jørgenem do Polski jako wolontariuszka w dunskim szpitalu w Ostrodzie.

enigma1952
enigma1952
7 lat temu

[quote name=”Jerzy Roś”][quote name=”sprostowanie”]V-2 nie był pociskiem, lecz rakietą. Na Bornholmie nie testowano pociskow V-1 i rakiet V-2, lecz znajdowały się tam jedynie niemieckie stacje obserwacyjne rakiet V-2 wystrzeliwanych z Peenemunde, których tajemnice rozpracował Antoni Kocjan.[/quote]
należy jeszcze sprostować, błędnie podawany w niektórych opracowaniach historycznych, rozmiar buta Antoniego Kocjana, nie 40, jak sugerują niedouczeni olkuscy dziennikarze i historycy, ale całe 41![/quote]
Nawet na butach się zna, geniusz jak bozie kocham geniusz 😛

enigma1952
enigma1952
7 lat temu

[quote name=”MOSUR”]Roś to chłop ze Sułoszowy , więc dajcie mu pomędrkować.[/quote]
Ok jak ze słosowy to ja (tak) 😛

MOSUR
MOSUR
7 lat temu

Roś to chłop ze Sułoszowy , więc dajcie mu pomędrkować.

kott
kott
7 lat temu

[quote name=”archiwista”]Artykuł Olgerda Dziechciarza nie jest odkrywczy, w samym tylko internecie można przeczytać kilka bardzo dobrych tekstów na temat Anny [/quote]
Nie jest odkrywczy, bo i nie miał takim być. To wspomnienie, ciekawe szczególnie dla tych, którzy nie „siedzą” w historii i o Lone nie słyszeli. Z pewnością jest takich wielu. W tym i ja.

archiwista
archiwista
7 lat temu

Artykuł Olgerda Dziechciarza nie jest odkrywczy, w samym tylko internecie można przeczytać kilka bardzo dobrych tekstów na temat Anny Louise i Lucjana Masłochów. Niedawno prezydent Andrzej Duda odsłonił w Kopenhadze tablicę, która Ich upamiętnia.

odlot Pana Rosia
odlot Pana Rosia
7 lat temu

[quote name=”Jerzy Roś”][quote name=”sprostowanie”]V-2 nie był pociskiem, lecz rakietą. Na Bornholmie nie testowano pociskow V-1 i rakiet V-2, lecz znajdowały się tam jedynie niemieckie stacje obserwacyjne rakiet V-2 wystrzeliwanych z Peenemunde, których tajemnice rozpracował Antoni Kocjan.[/quote]
należy jeszcze sprostować, błędnie podawany w niektórych opracowaniach historycznych, rozmiar buta Antoniego Kocjana, nie 40, jak sugerują niedouczeni olkuscy dziennikarze i historycy, ale całe 41![/quote]
Pan Jerzy Roś znowu odleciał…niczym poseł Niesiolowski.

PALL
PALL
7 lat temu

Panie Rosiu, wyhamuj. Nie jesteś aż takim wielkim autorytetem abyś się tu pastwił nad innymi „niedouczonymi”.

Jerzy Roś
Jerzy Roś
7 lat temu

[quote name=”sprostowanie”]V-2 nie był pociskiem, lecz rakietą. Na Bornholmie nie testowano pociskow V-1 i rakiet V-2, lecz znajdowały się tam jedynie niemieckie stacje obserwacyjne rakiet V-2 wystrzeliwanych z Peenemunde, których tajemnice rozpracował Antoni Kocjan.[/quote]
należy jeszcze sprostować, błędnie podawany w niektórych opracowaniach historycznych, rozmiar buta Antoniego Kocjana, nie 40, jak sugerują niedouczeni olkuscy dziennikarze i historycy, ale całe 41!

Jerzy Roś
Jerzy Roś
7 lat temu

Jorgen Mogensen, absolwent olkuskiego gimnazjum, przez ponad 50 lat współpracował z polskim podziemiem niepodległościowym i emigracją „londyńską” , dziesiątki Polaków z Gdańska i Pomorza zawdzięcza mu życie, bo w jesieni 1939 wystawiał im fałszywe paszporty i wizy duńskie, dzięki którym mogli wyjechać. Przez cała wojnę współpracował z polskim wywiadem, aż do lat 90-tych z rządem londyńskim, ukazały się po polsku, w języku, którym władał znakomicie, jego wspomnienia, wydane przez Polski Uniwersytet na Obczyźnie. Drugi z braci, Knud, rzeczywiście pojechał walczyć do Finlandii, przeciwko Sowietom, jako okupantom Polski – ale wcześniej usiłował zaciągnąć się na ochotnika do armii polskiej, tworzonej we Francji. rząd duński mu na to nie pozwolił, żeby nie drażnić Niemców. W swoim testamencie miał zapisane tylko jedno prywatne życzenie – żeby pochować go razem z polskim Krzyżem Virtuti Militari. Nie tylko Anne, ale cała rodzina Mogensenów zasługuje na upamiętnienie w Kluczach lub Jaroszowcu.

sprostowanie
sprostowanie
7 lat temu

V-2 nie był pociskiem, lecz rakietą. Na Bornholmie nie testowano pociskow V-1 i rakiet V-2, lecz znajdowały się tam jedynie niemieckie stacje obserwacyjne rakiet V-2 wystrzeliwanych z Peenemunde, których tajemnice rozpracował Antoni Kocjan.

litera
litera
7 lat temu

…..Lucjana Masłochy…….