Wolbrom
W południe 25 stycznia 2021 r., na dwa dni przed Międzynarodowym Dniem Pamięci o Ofiarach Holokaustu, na odnowionym niedawno cmentarzu wojennym w lesie przy ul. Skalskiej w Wolbromiu, gdzie spoczywają Żydzi zamordowani przez Niemców we wrześniu 1942 r., odbyła się kameralna uroczystość upamiętniająca lokalne ofiary Holokaustu.
W uroczystości wzięli udział m.in. wojewoda małopolski Łukasz Kmita, przedstawiciele IPN, w tym zastępca prezesa IPN dr. Mateusza Szpytma i dyrektor oddziału krakowskiego IPN Filip Musiał, przedstawiciele Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Katowicach i Krakowie – Włodzimierz Kac i Tadeusz Jakubowicz, przedstawiciele samorządu lokalnego – burmistrz Adam Zielnik oraz radny Radosław Kuś, a także przedstawiciele mediów i społeczności lokalnej. Modlitwę za zmarłych poprowadzili rabin Jakub Lewinger oraz proboszcz parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego ks. Włodzimierz Wiecha.
Przy okazji tych uroczystości warto przypomnieć historię opisaną przez nieżyjącego już, nieodżałowanej pamięci pisarza Tadeusza Dulskiego, publikującego pod pseudonimem Maciej Przegonia, który okupacyjne dzieciństwo spędził w Wolbromiu. Jego spisane wspomnienia o tragicznych wojennych wydarzeniach na ziemi wolbromskiej dostałam w dowód sympatii, później część z nich została wydana m. in. w zbiorze opowiadań „Zdarzyło się wczoraj”. Oto fragmenty opowiadania „Dedykacja”:
Historia, którą opowiem, sięga roku 1942, a więc zdarzenie żyje w mojej pamięci już wiele dziesiątków lat… W swoim, dość bogatym księgozbiorze posiadam księgę wyjątkową; „Historię Żydów” autorstwa profesora H. Graetza (tom I wydawnictwo Judaica Warszawa 1929). Karty księgi już pożółkły, ale dowód nadziei i wiary zapisany w dedykacji na stronie drugiej godny jest, moim zdaniem, szczególnej uwagi. Pisząc te słowa cofam czas, wracam myślami do tamtych dni, przypominam pojedyncze zdarzenia, bo całości, chyba, objąć już nie potrafię. Snuję przypuszczenia, domyślam się i żywię nadzieję, że być może, choć szansa coraz mniejsza, odszukam adresata dedykacji, lub choćby podpisanych pod dedykacją życzliwych ofiarodawców (a może ich bliskich), bo sama księga nie odda już prawdy; skrywa bowiem los jednego z tragicznych uczestników masowego ludobójstwa-Holocaustu, najprawdopodobniej mieszkańca Wolbromia. (…)
Przy drodze wylotowej z Wolbromia w kierunku Krakowa, na lekko pochyłym gruncie jest żydowski cmentarz z czterech stron otoczony kamiennym murem: niemy świadek Holocaustu. Żydów, którzy po wysiedleniu z wolbromskiego getta, wpadli w ręce niemieckich oprawców, natychmiast tam rozstrzeliwano, a kiedy należało zlikwidować większą grupę, zabijano ich dwieście metrów dalej, w leśnej dolince, przez miejscową ludność nazywaną Kabaniną. Pojedyncze strzały w tył głowy kończyły życie upodlonych, niewinnych ludzi, którym wcześniej, dla siebie, rozkazano kopać głębokie doły. W trzech masowych mogiłach spoczywa tam ponad osiemset ofiar.
Zapamiętałem. Skończyłem właśnie dziesięć lat i już doskonale zdawałem sobie sprawę czym była wojna i jacy byli Niemcy. Jeszcze w wiele dni po morderstwie, w najbliższym otoczeniu grobów, przykrytych jedynie cienką warstwą ziemi, można było zobaczyć resztki garderoby i niezapisane skrawki papieru wetknięte w leśny mech lub, po prostu, w ziemię. My, dziesięcio-, dwunastoletni chłopcy jako pierwsi na jeszcze świeżych mogiłach zapaliliśmy świeczki. Gdyby między dobrem a złem przeprowadzono granicę, biegłaby teraz skrajem tamtej, leśnej dolinki…
Wolbrom wrzesień-październik 1942 r.
Brzegiem lasu, tuż za końskim targowiskiem, wiła się ścieżka, wchodziła w las i po stu, może stu trzydziestu metrach ginęła w zielonych kępach jagód i pojedynczych, dość wysokich, kłujących jałowcach. Ścieżką tą prowadzono na śmierć niewinnych. Mama nazwała ją Via Dolorosa. Pomimo kategorycznego zakazu rodziców, jak to chłopak, przezwyciężając strach – poszedłem Tam. Świeciło słońce, dzień był chłodny, las cichy, przerażająco cichy, serce chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. Co chwilę przystawałem, rozglądając się bacznie: paraliżował mnie strach. I wtedy… około trzydzieści metrów, od zasypanych mogił, tuż przy ścieżce… to był mały kopczyk, bliźniaczo podobny do takiego, jakie budują mrówki. Ledwie zatrzymałem na nim wzrok. Przeszedłem i natychmiast wróciłem, bo coś, jakby promyk słońca wyleciał z kopczyka i zatańczył na korze rosnącej tuż obok sosny. Stanąłem, spojrzałem na boki i uspokojony ciszą pochyliłem ciało. Najpierw było zdziwienie, potem przyszedł lęk. W kopczyku ukryta była książka zawinięta w śliski, błyszczący celofan. Podniosłem ją ostrożnie i przekartkowałem: „Historia Żydów tom I”. I wtedy zobaczyłem tę dedykację.
„Poznaj historię narodu, który ustanowił obowiązek dobrych uczynków. Od dziś stajesz się synem przykazania. Życzymy ci dużo szczęścia na nową drogę życia” Kraków 22 lutego 1936 i osiem, tylko częściowo czytelnych podpisów.
Przeczytałem ją bez specjalnej emocji. Chwilę później usłyszałem ludzkie głosy. Uciekłem w kierunku tzw. Szerokiej Drogi, leśnej piaszczystej ścieżki prowadzącej w stronę domku hycla. Książkę ukryłem pod mchem. Dopiero po trzech, może czterech dniach przyniosłem ją do domu i pokazałem Mamie, kłamiąc, że „znalazłem ją blisko końskiego targowiska”. Mama przeczytała dedykację, przeżegnała się i powiedziała: „mój Dobry Boże, to zapewne własność jednego z tamtych rozstrzelanych. Świeć Panie na jego duszą”.
Pełną prawdę wyjawiłem rodzicom dopiero w styczniu 45 roku, już po wyzwoleniu.
Tyle wspomnienie pisarza, który przez lata próbował odnaleźć właściciela książki lub kogoś, kto poznałby swój podpis pod dedykacją. Mimo wielu rozmaitych prób, metod i sposobów chyba się nie udało…
Dziś niewielu już żyje świadków tamtych strasznych wydarzeń, ale pamięć trwa. Do Wolbromia często przyjeżdżają Żydzi – z Izraela, z USA i innych stron świata… Wędrują po wolbromskich uliczkach, szukając resztek śladów po swoich przodkach, których tak wielu miało tu swój dom. Zaglądają też do lasu, by w zadumie przez chwilę uczcić pamięć o pomordowanych. Wielu z mieszkańców Wolbromia zastanawiało się nieraz, dlaczego nie zadbają lepiej, bardziej systematycznie o sypiące się pomniki, zacierające się ślady żydowskiej przeszłości Wolbromia. Może to kwestia kultury, którą nie dość znamy… Masowe groby i znajdujące się nieopodal resztki starego żydowskiego cmentarza kilka lat temu zostały objęte troską uczestników pobliskiego Środowiskowego Domy Samopomocy. Niepełnosprawni podopieczni ŚDS wraz ze swoimi opiekunami sprzątają miejsca pamięci, czyszczą pomniki.
– Stare płyty co prawda się już sypały, ale nawet to drzewo, które wdarło się w beton miało swoją symboliczną wymowę – jak łącznik między niebem a ziemią – mówi z zadumą Agnieszka Tabor, kierowniczka ŚDS i dodaje, że o nowe płyty łatwiej będzie dbać.
Cmentarz Wojenny ofiar Holokaustu w znajdujący się na skraju wolbromskiego lasu przy ul. Skalskiej to trzy zbiorowe doły śmierci, do których wrzucono ciała kilkuset – mówi się, że od 600 do 800 – kobiet, mężczyzn i dzieci, zamordowanych przez Niemców przeważnie w leśnym wąwozie, nieopodal miejsca gdzie dziś stoi kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Większość z ofiar to żydowscy obywatele Rzeczypospolitej Polskiej, zamordowani we wrześniu 1942 r. podczas likwidacji getta, utworzonego w mieście przez niemieckich okupantów w 1941 r. Stłoczono tam Żydów z Wolbromia i okolic, a także część osób przesiedlonych z Krakowa. Większość z nich została wywieziona do niemieckiego obozu zagłady w Bełżcu, jednak, podobnie, jak działo się to w przypadku innych gett – ludzi starszych, chorych i nie nadających się do transportu, mordowano na miejscu. Zanim jednak wąwóz w wolbromskim lesie spłynął ludzką krwią, ofiary kaźni musiały przygotować sobie między sosnami doły grobowe…
W okresie PRL, staraniem ówczesnych mieszkańców Wolbromia, trzy wielkie zbiorowe mogiły zostały pokryte płytami betonowymi. Umieszczono na nich pamiątkowe inskrypcje.
Ostatnio, dzięki współpracy Oddziałowego Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa IPN w Krakowie oraz Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego wykonano kompleksowy remontu tego wojennego cmentarza. Po konsultacjach z Żydowską Gminą Wyznaniową w Katowicach, groby zostały pokryte nowymi płytami z granitu. Wykuto nowe inskrypcje, częściowo odnowiono wcześniejsze. Nadleśnictwo Olkusz przeprowadziło wycinkę drzew i krzewów rosnących na symbolicznie wyznaczonym terenie cmentarza i w najbliższym otoczeniu mogił. Wykonano też nowe ogrodzenie, a Gmina Wolbrom zapewniła nowe oznakowanie drogowe informujące o cmentarzu.
Podczas uroczystości opiekę nad miejscem pochówku ofiar wojewoda Łukasz Kmita powierzył najbliższym sąsiadom leśnego cmentarza: wychowankom OREW-u oraz znajdującego się obok Zespołu Szkół w Wolbromiu.