Przez dwa dni maszerowali w piekącym słońcu, kolejny dzień ociekali w strugach deszczu. Pragnienie, zmęczenie, obolałe i poobcierane nogi, przemoczone buty i świadomość, że następnego dnia znów trzeba wyruszyć w drogę – to pielgrzymkowa codzienność. A oni jednak idą – rozśpiewani, uśmiechnięci… Nie użalają się nad sobą, nie proszą o pomoc, nie zawracają. Wiedzą, że jeszcze kilka dni, potem już tylko jeden dzień, a w końcu jedynie kilka godzin dzieli ich od celu tej wędrówki – cudownego obrazu Jasnogórskiej Matki, której niosą swoje troski i radości. Modlą się – nie ma pielgrzymki bez modlitwy, ale pielgrzymka to znacznie więcej niż modlitwa w drodze. Co jest w niej takiego, że w środku lata, kiedy sezon urlopowy w pełni, 1650 osób z diecezji decyduje się porzucić wygody, i – po prostu – maszerować?
Środa. Chłodny poranek. Słońce schowane za chmurami, ale nie pada. Właściwie to wymarzona pogoda na pielgrzymkę – nie ma męczącego upału ani problemu z przemoczonym ubraniem. Nie trzeba bać się, że ktoś zemdleje z gorąca, albo rozchoruje z wyziębienia. To pierwszy taki dzień tej pielgrzymki. Najpierw pielgrzymi musieli sprostać wędrówce w pełnym słońcu, potem – w ulewnym deszczu. Nikt jednak nie obiecywał, że będzie łatwo. Nikt nie zapewniał wygód. Wręcz przeciwnie. Wiedzieli, jaka jest codzienność pielgrzyma: najpierw szybka toaleta w zimnej wodzie, bo ciepłą zapewniają nieliczne grupy i lepiej zostawić ją dla małych dzieci. Potem śniadanie – najczęściej bułka i konserwa, a do tego gorąca herbata z kociołka, przygotowana w polowej kuchni. Potem marsz – 10 kilometrów i postój. Można coś zjeść – oczywiście suchy prowiant. Świeża drożdżówka smakuje jak wykwintny deser, a mineralna – jak najdoskonalszy napój. Niektórzy wykorzystują czas postoju na krótką drzemkę, inni śpiewają, kolejni nawiązują nowe przyjaźnie. Gorzej gdy pada, wtedy kawałek suchego miejsca jest na wagę złota. Potem znowu w drogę, i znowu postój. Tak do wieczora. Widoczne z daleka rozbite namioty cieszą jak pięciogwiazdkowy hotel. I w końcu można wyciągnąć się w śpiworze, opatrzyć pęcherze na stopach, skosztować pielgrzymkowego rarytasu – żurku, grochówki czy pomidorowej – prosto z kotła. Czasem trafi się domowe ciasto przywiezione przez tych, którzy doceniają pielgrzymi trud. Wszystko zależy od inwencji i zaangażowania pań odpowiedzialnych za kuchnię. A potem znów toaleta w zimnej wodzie, wieczorny apel i zapada cisza. A rano znowu w drogę.
– Pielgrzymka uczy pokory. Na to, co zwykle wydaje się oczywiste, tutaj zaczyna się patrzeć zupełnie inaczej. Nie ma miękkiej pościeli ani długiej kąpieli w wannie. Nie ma obiadku z dwóch dań. Nie ma ciepłego pokoiku w ulewny dzień ani klimatyzacji, kiedy jest upał. Ale za to jak smakuje zupa z polowej kuchni, jak pachnie chleb. – Pamiętam, jak kilka lat temu ugościła nas jakaś rodzina, gdzieś w okolicy naszego noclegu. Chcieliśmy się tylko wykąpać, a oni zrobili kolację, gorącą herbatę i podali… ogórki kiszone. Niby nic, a ja do dziś pamiętam, jak smakowały… Na pielgrzymce człowiek uczy się doceniać to, co ma – mówi Ania z grupy biało-czerwonej.
Pielgrzymi w tym roku bardzo cierpliwie znoszą trudy wędrówki. Dostrzega to Jacek Osuch, który wraz z młodzieżą z olkuskiej grupy ratownictwa PCK zapewnia pielgrzymom opiekę medyczną. Na brak pracy narzekać nie mogą, jednak najczęstszy problem to jedynie obtarcia nóg i pęcherze. Jedynie, bo dla pielgrzymów pęcherze – jak modlitwa – po prostu wpisane są w pielgrzymkę. – Bez tego by jej nie było – żartuje Dawid z błękitnej, przyklejając kawałek plastra z opatrunkiem na piętę.
Na czym polega fenomen pielgrzymki? Dlaczego 1650 osób zamiast wygrzewać się na plażach albo podziwiać uroki gór, rusza pieszo na Jasną Górę? To tym bardziej fascynujące, że zdecydowana większość pielgrzymów to młodzież. Są też rodzice z małymi dziećmi, a nawet przyszłe mamy, oczekujące potomstwa. Dlaczego zamiast odpoczywać w domowych pieleszach chcą znosić trudy drogi? – Tego się nie da wytłumaczyć, to trzeba przeżyć. Jeśli ktoś był choć raz na pielgrzymce, to wie, o czym mówię. To po prostu zaraża. Ta atmosfera. Ta radość. I ci ludzie przy drogach, którzy patrzą na nas czasem trochę jak na zwierzątka w ZOO, ale jednak z ogromną życzliwością… Ludzie wierzą, że niosąc swoje intencje, modląc się o rozwiązanie swoich problemów, albo dziękując za coś ważnego, co spotkało ich w życiu, właśnie poprzez taką formę wyrzeczenia się z wygód czynią to bardziej wyraziście. a nawet jeśli ktoś nie przywiązuje takiej wagi do modlitwy, to w pielgrzymce odnajduje jakąś siłę. Tu się „ładuje akumulatory” na kolejnych kilka miesięcy – twierdzi Monika z grupy żółto-niebieskiej.
Pielgrzymka liczy w tym roku 1650 osób. Część z pielgrzymów wyruszyła w sobotę z Będzina i Jaworzna, a oficjalne rozpoczęcie pielgrzymki odbyło się w niedzielę w Olkuszu. Stąd wyruszyło najwięcej grup diecezji sosnowieckiej – dwie z parafii olkuskich oraz grupy dekanatów sławkowskiego (Bukowno i Bolesław), jaroszowieckiego (Klucze), sułoszowskiego (Zederman), z Wolbromia, a także ponadparafialna grupa rodzin. Pątników przed drogą pobłogosławił w czasie Mszy św. ordynariusz diecezji sosnowieckiej, biskup Grzegorz Kaszak. W swojej homilii mówił o pielgrzymim trudzie i owocach, jakie on przynosi. Podkreślał, że pielgrzymka pozwala zostawić swoje sprawy gdzieś obok i skupić się na rzeczach najważniejszych. Biskup nawiązał też do tegorocznego hasła pielgrzymki „Wdzięczni za dar życia”. Powiedział, że ma nadzieję, iż każdy idąc na Jasną Górę, dziękuje za dar swojego życia i swoich bliskich.
Pielgrzymi wędrowali trasą przez Ryczów, Mirów, Złoty Potok i Joachimów, by w czwartek stanąć u celu swojej podróży – na wzgórzu jasnogórskiego sanktuarium.
Pielgrzymkowe rekordy
*Od czerwca do września na Jasną Górę przybywa ok. 200 tys. pątników.
*Najliczniejsza grupa, wędrująca na Jasną Górę, to Piesza Pielgrzymka Krakowska – liczy 8,5 tys. pątników.
*Najdłużej w drodze są pielgrzymi z diecezji ełckiej – ich marsz na Jasną Górę trwa 17 dni.
*Najdłuższą drogę pokonuje pielgrzymka z Nowego Dworu Gdańskiego – pątnicy wędrują aż 515 km.
Iwona Krzystanek