Tłumy na sali obsługi i w holu. Każdy trzyma plik papierów. Wszystkie stoliki zajęte, bo jeszcze coś trzeba dopisać, coś wypełnić. Jedna kolejka, pięć okienek, ale i tak trzeba odstać swoje… Taki obrazek w ostatnich dniach kwietnia w Urzędzie Skarbowym nikogo nie dziwi. W tym roku jednak termin składania zeznań podatkowych mijał dopiero 2. maja. Paradoksalnie, właśnie tego dnia urzędnicy ze Skarbówki nie spodziewali się już tłumów petentów. I nie pomylili się. Coraz mniej jest takich, którzy urząd odwiedzają dopiero wtedy, kiedy już nie mogą dłużej zwlekać.
– To proste. Ja miałam iść w sobotę, ale ja nie mam nadpłaty ani niedopłaty. Więc zwlekałam, zwlekałam, aż się dowiedziałam, że dzisiaj można i przyszłam. Nie ma kolejek, całe szczęście, bo podobno w piątek i sobotę były kolejki. A dzisiaj jest przedłużony weekend, to skorzystałam – mówiła Aurelia Ulatowska, która ze swoim zeznaniem podatkowym przyszła do skarbówki dopiero w poniedziałek. Ten dzień był wyjątkowo spokojny. – Kolejki nie ma, ruch się odbywa sprawnie, płynnie, nasi podatnicy nie pozostawiają na ostatni dzień rozliczeń, zawsze robią to wcześniej. Dzisiaj nie spodziewamy się większego ruchu – wyjaśnia naczelnik olkuskiego urzędu, Iwona Szymczyk-Kozioł. Przyznaje jednak, że jeszcze kilka dni wcześniej nie było takiego komfortu. – Najwięcej osób zgłasza się przez cały marzec. Są to głównie podatnicy, którzy otrzymają zwrot nadpłaconego podatku. W kwietniu sala obsługi pustoszeje i dopiero pod koniec miesiąca ci, którzy jeszcze się nie rozliczyli, przypominają sobie, że zbliża się termin. Największe kolejki zaczęły się tuż po świętach i były co dzień, aż do piątku. W sobotę obsłużyliśmy około 400 osób – wylicza naczelnik.
Do 2. maja do urzędu wpłynęło już 95 procent zeznań podatkowych. Pozostały te, które wysłano pocztą, a także elektronicznie, bo tak można było się rozliczać w poniedziałek do godziny 24. Taki sposób rozliczenia wybiera coraz więcej osób. Przed rokiem było to niewiele ponad 1 procent wszystkich złożonych deklaracji. W tym roku – już ponad 5 procent. To znaczny wzrost, ale mimo wszystko to jeszcze niewiele. – Podatnicy boją się, że nie będą umieli sobie poradzić z tą formą. Chociaż jest to dziwne, bo jednak większość z nas na co dzień korzysta z Internetu i te obawy są naprawdę nieuzasadnione. To naprawdę bardzo prosty sposób. Trzeba to po prostu raz zrobić, żeby się o tym przekonać – zachęca Iwona Szymczyk-Kozioł, wyliczając przy tym zalety rozliczenia elektronicznego: zajmuje ono mniej czasu, można je złożyć każdego dnia i o dowolnej porze, dane trafiają bezpośrednio do urzędu i od razu są wprowadzone do systemu, nie trzeba nawet wychodzić z domu, no i najważniejsze – jest to bezpłatne. Jak podkreśla naczelnik, do niedawna główną barierą był wymóg użycia kwalifikowanego podpisu elektronicznego, bo stosowny certyfikat kosztuje 300 zł i trzeba go odnawiać co 2 lata. Mało kto decydował się więc na takie rozwiązanie. Teraz, z roku na rok możemy przesłać elektronicznie, bez podpisu kwalifikowanego, coraz więcej deklaracji. Jeszcze dwa lata temu taką możliwość miały tylko osoby fizyczne. W ubiegłym roku umożliwiono to osobom prowadzącym działalność gospodarczą, a teraz obsługiwane są w ten sposób także zryczałtowane formy płacenia podatku od działalności gospodarczej.
Problemów nie przysparza już natomiast możliwość odliczenia 1. procenta podatku i przekazania go na rzecz organizacji pożytku publicznego. Według pani naczelnik, rzadko widzi się zeznanie bez wskazanej takiej organizacji, bo ludzie są już świadomi, że można w ten sposób komuś pomóc. Cieszy fakt, że olkuszanie najczęściej wybierają organizacje, które działają na terenie miasta. W rozliczeniach bardzo chętnie korzystamy z ustawowych ulg. W większości zeznań pojawia się więc ulga na wychowanie dzieci. Popularna jest też ulga na internet. Darowizny to dzisiaj już niewielki procent. Część podatników wykorzystuje ulgę budowlaną, do której mają prawo, jeśli korzystali z niej w latach ubiegłych.
Mimo że PIT-y składa się co roku, wciąż pojawiają się w nich te same błędy. Przede wszystkim jest to brak podpisu, bez którego zeznanie jest nieważne. Często podatnicy mylą też NIP. Przepisując go z PIT-a 11, zamiast własnego wpisują ten, który widnieje w lewym górnym rogu, czyli NIP pracodawcy. Błędy rachunkowe pojawiają się dopiero w dalszej kolejności, zdarzają się też pomyłki w podanym numerze KRS organizacji pożytku publicznego, do której ma trafić 1 proc. podatku. A każdy błąd oznacza, że na zwrot podatku trzeba będzie poczekać dłużej. Urząd musi wezwać do poprawienia błędu i dopiero, kiedy formularz wypełniony jest poprawnie, zaczyna biegnąć trzymiesięczny termin na wypłatę pieniędzy przez US. I tu znowu kłania się przewaga deklaracji elektronicznych. Po pierwsze system automatycznie każe poprawić pomyłkę i nie zarejestruje zeznania z błędnymi danymi. Sam też przelicza należny podatek, wystarczy więc tylko przepisać kwoty z analogicznych rubryczek w PIT 11 i nie ma obawy o błąd rachunkowy. Dane nie muszą być już wprowadzane przez urzędnika, więc i na zwrot czeka się krócej.