Po ostatnich ulewnych deszczach kilkumetrowe doły po wykopach na terenie tzw. „suchego stawu” w Domaniewicach napełniły się wodą, a grunt wokół stał się niepokojąco grząski. Mieszkańcy tej wolbromskiej miejscowości, w obawie o bezpieczeństwo swoich pociech, coraz bardziej zaniepokojeni są stanem dawnego zbiornika wodnego. Tym bardziej, że teren ten, będący własnością gminy, na którym od kilku lat trwa wydobywanie piasku, nie jest ogrodzony, a po dawnym szlabanie na drodze wjazdowej pozostały jedynie zarośnięte chaszczami metalowe słupki. Mało tego, wstępu na ten teren nie wzbrania, ani nie ostrzega przed jakimkolwiek niebezpieczeństwem, nawet jedna tablica informacyjna. Dziwi to tym bardziej, że „suchy staw” – zdaniem mieszkańców – stał się ulubionym miejscem rajdów dzieci i młodzieży na quadach czy rowerach.
– Dzisiejszy „suchy staw” powstał powstał przed II wojną światową z inicjatywy dziedzica – przybliża historię zbiornika sołtys Domaniewic, Jacek Mędrek. – Otoczono wówczas teren o pow. ok 1 ha groblą i skierowano do niego wodę z wyżej położonego stawu, zasilanego z kolei wodą z rzeki. Tym sposobem pełnił on również funkcję retencyjną zbierając nadmiar wody spływającej w okresach deszczowych. Kiedy 36 lat temu przybyłem do Domaniewic, woda w stawie co prawda jeszcze była, ale był on już bardzo płytki. Wody zabrakło w latach suchych 1993-94, kiedy wyschła nawet rzeka. Potem z kolei w 1997 roku jak przyszła powódź, staw zapełnił się po same brzegi i przerwał groblę. Cała woda poszła wówczas na łąki. Kiedy wody opadły, zaczęto pogłębiać staw i odbudowywać groble wypychając na nie muł z dna. Wówczas okazało się, że stawu nie da się już napełnić wodą, bo każda jej ilość wsiąka w piaszczyste podłoże. Najwidoczniej muł stanowił naturalną izolację, dlatego największym błędem było pogłębiane zbiornika – podsumowuje.
Dyrektor Miejskiego Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej Zdzisław Skoczyń wspomina, że w 2005 lub 2006 r., z uwagi na dzikie pozyskiwanie piachu z dna „suchego stawu”, zapadła decyzja o potrzebie rekultywacji tego zbiornika. – Zaczęliśmy dosyć intensywnie pobierać ten piasek i wykorzystywać go na podsypki i do innych podobnych prac w gminie – tłumaczy – bowiem zanieczyszczony gliną i kamieniem nie nadaje się do celów budowlanych. Korzyści z tego były podwójne: po pierwsze rekultywacja, po drugie materiał do wykorzystania. Poza tym część wydobytego piasku przeznaczamy nieodpłatnie na potrzeby wsi. Wysypaliśmy już kilkadziesiąt ciężarówek na placu w rejonie starej remizy i mieszkańcy chętnie z niego korzystają.
Dyrektor Zdzisław Skoczyń jest zdania, że teren należy jak najszybciej zabezpieczyć i uporządkować. Przyznaje, że piasek w pewnych okresach wydobywany był zbyt intensywnie i bez żadnego planu, co spowodowało powstanie głębokich wykopów o stromych ścianach. Dlatego miesiąc temu wraz z burmistrzem Janem Łaksą ustalili, że z myślą o odbudowie tego stawu jeszcze w tym roku zostaną wywiezione betonowe płyty, z których ułożona jest droga prowadząca do wykopów, usunięta uszkodzona koparka prywatnego przedsiębiorcy, wykarczowane krzaki i wyrównany teren. Jednocześnie dyrektor MZGKiM zapewnia, że w najbliższym czasie zabezpieczony będzie również wjazd na teren stawu i ustawiona odpowiednia tablica z zakazem wstępu. Perspektywicznie planowane jest napełnienie stawu wodą, a przez to przywrócenie mu funkcji rekreacyjnych i retencyjnych.
Może dziwić i dziwi fakt, że przez szereg lat tak intensywnie eksploatowany teren, na którym pracował ciężki sprzęt, nie był należycie, albo w ogóle zabezpieczony. Dziwi również ciągnąca się latami rozgrzebana inwestycja finansowana w całości z budżetu gminy zwłaszcza teraz, kiedy największe w historii fundusze europejskie przepływają przez nasz kraj. Zamiast zatem od dawna już zadbanego i zagospodarowanego zbiornika wodnego w centrum wsi, przyciągającego turystów, mamy jedynie „domaniewickie doły”.
Ludzie, przecież to jest eksploatacja piasku zgodnie z przepisami prawa geologicznego i górniczego. Przecież tą sprawę powinno oddać się do prokuratury. Bez planów żadnych rekultywacji nie wolno prowadzić. Zagrożone jest to pozbawieniem wolności i mówi o tym zarówno prawo budowlane, prawo wodne i prawo geologiczne i górnicze. Nadzór nad tym prowadzi również Okręgowy Urząd Górniczy. Co na to redakcja Przeglądu. Dlaczego nie powiadomiła o tym Prokuratury.