Najpierw krótka radość z czystej wody, nowego odkurzacza i zestawu garnków, a potem wielkie rozczarowanie i raty nie do spłacenia. Firmy specjalizujące się w sprzedaży bezpośredniej zacierają ręce po podpisaniu każdej umowy, opiewającej bardzo często na grube tysiące. Problem zaczyna się wtedy, gdy zachwycony kupujący zorientuje się, że towar, którego stał się właścicielem, wcale nie jest taki świetny i zdecyduje się go zwrócić. W Olkuszu pojawiło się wielu akwizytorów, którzy powołując się na instytucje publiczne, proponują zakup różnych towarów.
– Najpierw zadzwonił do mnie mężczyzna i zaproponował bezpłatne badanie wody. Zgodziłam się, bo jak za darmo, to czemu nie skorzystać? – opowiada emerytowana nauczycielka z Olkusza. Z rzekomego badania wyszło, że woda w zasadzie nie nadaje się do spożycia. Akwizytor postraszył starszą panią nowotworami, kamicą i innymi chorobami, które jej grożą. Kobieta się załamała, ale mężczyzna szybko znalazł rozwiązanie jej problemu. Zaproponował filtr do wody, który sprzedaje zaprzyjaźniona firma. – Za kilka dni przyszedł inny mężczyzna i zaprezentował ten filtr. Był taki przekonujący, że dałam się namówić. Kwota trzech tysięcy trochę mnie zniechęciła, ale powiedział, że bezpłatnie pomoże mi uzyskać kredyt – mówi kobieta. Potem z telefonu stacjonarnego w mieszkaniu zadzwonił do siedziby firmy. Dał klientce słuchawkę. Na początku rozmowy kobieta z firmy sprzedającej filtry przedstawiła szybko całą regułkę, powołując się na różne paragrafy ustaw. Powiedziała też, że można towar zwrócić. Klientka na wszystko się zgadzała. Umowa miała przyjść pocztą. Akwizytor zamontował filtr, pożyczył miłego użytkowania i znikł. – Już po kilku dniach użytkowania doszłam do wniosku, że nie widzę żadnej różnicy w jakości wody. Poza tym przemyślałam sobie cenę tego filtra i chciałam go szybko zwrócić. W biurze klienta powiedzieli mi, że nie mogę. Poczułam się oszukana – rozpacza kobieta.
Powiatowy rzecznik praw konsumentów przy Starostwie Powiatowym w Olkuszu przyjmuje rzesze petentów, którzy zostali ofiarami handlu bezpośredniego. Okazuje się, że firmy sprzedające wełnianą pościel, lecznicze lampy, fotele do masażu i inne pseudomedyczne nowinki na rynku, opanowały do perfekcji metody, na które szczególnie są podatne starsze osoby. Akwizytorzy są tak przeszkoleni, że namówią na zakup bardzo drogiej rzeczy, która tak naprawdę nie jest do niczego potrzebna. Brak pieniędzy nie jest problemem, bo pomogą załatwić kredyt. Do tego dochodzą jeszcze rabaty i bonifikaty „specjalnie dla państwa”. Klientka, która kupiła filtr, padła ofiarą wyszukiwania przez tego typu firmy różnych kruczków prawnych. Ten polegał na różnicy między tak zwaną umową na odległość a umową poza lokalem przedsiębiorstwa. – W przypadku tej kobiety mamy do czynienia z umową na odległość, bo do jej sporządzenia doszło przy pomocy telefonu – tłumaczy Jolanta Banyś, rzecznik praw konsumenta. Od takiej umowy można odstąpić w ciągu 10 dni, ale pod warunkiem że towar był nieużywany.
– Umowę przysłano mi po dopiero po dwóch tygodniach, więc nie mogłam dotrzymać tego terminu. A jak miałam nie korzystać z filtra, skoro został mi zamontowany tego samego dnia? – rozkłada ręce oszukana klientka.
Firmy tego typu żerują na ludzkiej naiwności, często uciekając się do oszustw i manipulacji. – Trzeba dokładnie czytać to, co się podpisuje. Nie godzić się na kredyty, w których pośredniczą sprzedawcy. A przede wszystkim porządnie się zastanowić, czy potrzebujemy kompletu garnków za 7 tysięcy i czy skąpa renta wystarczy na pokrycie rat – radzi Jolanta Banyś.
I najlepiej pomyśleć nad tym zanim zdecydujemy się na pokaz „magicznych” sprzętów.
Żerują na emerytach na odległość
Subskrybuj
Zaloguj sie aby komentować
0 komentarzy
najnowszy