15 marca 2011r. w Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau wojewoda Stanisław Kracik odznaczył osoby, które z narażeniem własnego życia udzielały pomocy więźniom hitlerowskiego obozu. Wśród uhonorowanych Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski była olkuszanka Ewa Jędrysik.

Wyrazy uznania i gratulacje złożyli odznaczonym wojewoda Stanisław Kracik oraz dyrektor Muzeum Auschwitz-Birkenau Piotr M. A. Cywiński. – W najczarniejszych czasach zdarzają się jasne gwiazdy na niebie. Dla mojego pokolenia jesteście Państwo takimi gwiazdami – mówił Piotr M. A. Cywiński. W imieniu osób, które odebrały tego dnia ordery nadane przez prezydenta RP, podziękowania złożyła olkuszanka Ewa Jędrysik, która podczas przymusowej pracy przy budowie zakładów chemicznych w Oświęcimiu pomagała więźniom obozu, dostarczała paczki żywnościowe i lekarstwa, a także przekazywała listy.

Bezinteresownie okazany obcym ludziom dar serca i odwaga nastoletniej wówczas Ewy Jędrysik, zostały po latach nagrodzone dzięki staraniom społecznika, Honorowego Obywatela Olkusza, byłego więźnia obozu w Oświęcimiu Kazimierza Czarneckiego oraz Adama Cyry, starszego kustosza Muzeum Auschwitz. Obaj towarzyszyli Ewie Jędrysik podczas wtorkowej uroczystości. Współinicjatorem idei honorowania osób, które niosły ratunek i wsparcie ofiarom hitlerowskich represji jest August Kowalczyk, były więzień, który podczas swojej ucieczki z obozu otrzymał pomoc od mieszkańców okolic Oświęcimia.

Wspomnienia Ewy Jędrysik:

W lipcu 1941 roku, mając 16 i pół roku życia zostałam przymusowo zabrana z dużą grupą dziewcząt z Olkusza i wywieziona na przymusowe roboty do Niemiec, do fabryki lnu w Konstant (obecnie Wołczyn koło Kluczborka). Spośród dziewcząt zabranych z Olkusza pamiętam następujące nazwiska: Zofia Łydka, Elżbieta Goławska moja kuzynka, Helena Pudełko, Wanda Rabenda, Stanisława Babiuch i wiele innych. Wcześniej, w połowie czerwca 1941 roku, została aresztowana i wywieziona do Niemiec bardzo duża grupa młodych mężczyzn z Olkusza, jako szczególnie niebezpieczni dla III Rzeszy. Wśród tych więźniów znaleźli się moi kuzyni: Stanisław Cieślik i Feliks Cieślik oraz mój sąsiad Franciszek Ślęzak.

W połowie lipca 1941 r. zmarł mój stryj Michał Cieślik, ojciec aresztowanego Stanisława Cieślika. Stanisław Cieślik, mimo starań nie został zwolniony na pogrzeb ojca.
Jak już opisywałam w relacji z dnia 27 lutego 2003 r., 24 października 1942 roku zostałyśmy z grupą dziewcząt z Konstadt przewiezione do Oświęcimia jako przymusowi robotnicy do pracy przy budowie zakładów chemicznych I.G.Farben Industrie w Dworach koło Oświęcimia. Pracując już przy budowie zakładów, starałam się dowiedzieć, gdzie znajdują się moi dwaj kuzyni Cieślikowie i Stanisław Babiuch, brat mojej koleżanki Stanisławy Babiuch z Olkusza. Zostali oni bowiem wcześniej niż my, dziewczęta, przewiezieni z Hermansdorfu koło Bolesławca, gdzie pracowali przy budowie autostrady – do Oświęcimia. Zakwaterowani byli w Obozie Nr III na Zaborzu jako więźniowie pracujący przy budowie Zakładów Chemicznych. Obóz ten o obostrzonym rygorze był ogrodzony podwójnym drutem kolczastym, pomiędzy którym zawsze chodził strażnik. Do pracy byli prowadzeni po 20 osób, których pilnowali uzbrojeni strażnicy. Pracowali na terenie Monowic. Obok tego obozu znajdował się i nasz obóz „Teichgrund Lager III” oraz Ost-Lager, w którym mieszkały Ukrainki. Niedaleko od Zaborza w Monowicach znajdował się wojskowy obóz jeniecki, w którym przebywali Anglicy również pracujący przy budowie Zakładów Chemicznych. W Monowicach znajdował się także Konzentrations lager, jako filia obozu w Brzezince. Więźniowie z tego lagru w pasiakach byli prowadzeni pod silną wojskową eskortą z psami do pracy przy budowie Zakładów Chemicznych.

Z obozu międzynarodowego (przebywali tam Czesi, Włosi, Francuzi) koło cmentarza żydowskiego w Oświęcimiu przeniesiono nas dziewczęta do obozu na Zaborzu,  który znajdował się w bezpośrednim sąsiedztwie obozu mężczyzn z Olkusza, odgrodzony od niego drutami kolczastymi. Pracowałyśmy w Monowicach.
My dziewczęta, jako robotnice przymusowe,  miałyśmy co drugą niedzielę wolną od pracy. Na ten dzień mogłyśmy dostać przepustki na wyjazd do domu, do rodziny. Przepustki otrzymywali tylko robotnicy mieszkający na terenach przyłączonych do III Rzeszy. Szybko nawiązałyśmy kontakt z rodzinami chłopców z Olkusza, aby nieść im pomoc. Do domu moich rodziców w Olkuszu przychodziły matki, aby doręczyć mi przesyłki dla swoich synów, przebywających w Oświęcimiu, które ja im dowoziłam i musiałam szukać sposobu, aby im je bezpiecznie doręczyć. Były to paczki żywnościowe, listy, kartki na chleb, który trzeba było wykupić i doręczyć, również lekarstwa i aparat fotograficzny dla Stanisława Babiucha, który dostarczyła Stasia Babiuch. Ponieważ stacja Olkusz była stacją graniczną pomiędzy III Rzeszą a Generalnym Gubernatorstwem – kontrole na tej stacji były rzeczą codzienną. W związku z tym przesyłki, które zabierałam dla chłopców z Olkusza musiały być szczególnie zabezpieczone. Zawsze musiałam się liczyć z jakąś niespodziewaną sytuacją.

Spośród nazwisk chłopców, którym dostarczałam przesyłki, pamiętam następujące: Edward Kocjan, Kazimierz Czarnecki, Wiesław Bulwa, Stanisław Łydka, Tadeusz Najmrocki, Witold Bonecki, Stanisław Cieślik, Feliks Cieślik, Franciszek Ślęzak, Stanisław Czarnota, Marian Trzcionkowski, Franciszek Pietrzyk.
Dzisiaj wiem, jakie to było ryzyko i co za to groziło, ale wtedy człowiek był młody i głupi, na szczęście. Pamiętam, jak raz umówiona po pracy przerzucałam paczkę przez podwójne ogrodzenie. Paczka wpadła między podwójny kolczasty płot druciany, wokół którego przechodził strażnik. Chłopcy umierając ze strachu, podważali druty i jakimś cudem ją wydostali. Innym razem jadąc samochodem, którym przewoziło się materiały budowlane, pracującemu opodal szosy kuzynowi wyrzuciłam kupiony chleb. Zobaczył to w lusterku eskortujący nas Niemiec, zatrzymał samochód, zabrał chleb, kazał się przyznać, kto to wyrzucił i straszył, że mnie odeśle do obozu KL Auschwitz. Ja płacząc, przyznałam się, że to był chleb dla mojego głodnego brata. Na szczęście skończyło się na krzykach i pogróżkach.

Przypominając tę trudną naszą młodość, żałuję, że nie zapisywałam wszystkiego, co przeżyłam, ale i dziś jeszcze podnosi mi się ciśnienie, gdy to wspominam.
Włodzimierza Jędrysika poznałam w Zakładach Chemicznych w lutym 1943 roku. Pracował w małej kotłowni, która ogrzewała trzy hale produkcyjne w pobliżu Monowic. W jednej z tych hal pracowałam i ja, jak również około 50 mężczyzn, którzy zostali przywiezieni po przeszkoleniu w Ludwigshafen w niemieckich zakładach chemicznych IG Farben. Włodzimierz Jędrysik również był na przeszkoleniu w Ludwigshafen, skąd uciekł po którymś z ciężkich alianckich nalotów na to miasto. Dzięki staraniom swojego ojca Tadeusza został przyjęty do pracy w Zakładach Chemicznych. Przed wysłaniem na szkolenie od 1941 roku pracował w Monowicach przy niwelowaniu i równaniu terenu jako maszynista kolejki wąskotorowej. Już wtedy nawiązał kontakt z więźniami z lagru nr 3, w którym przebywali młodzi olkuszanie. Wiem, że im pomagał w przesyłaniu i dostarczaniu żywności i listów, o czym dość szeroko pisze pan Kazimierz Czarnecki, jeden z więźniów, z którym i ja się kontaktowałam pomagając jemu i jego kolegom utrzymać więzi z rodzinami w Olkuszu.

Po wojnie w 1945 roku wyszłam za mąż za Włodzimierza Jędrysika. Zapoznając się z dziejami rodziny męża, wiem, że była to znana i zacna rodzina. Mój teść Tadeusz Jędrysik w sierpniu 1914 roku składał przysięgę na rynku oświęcimskim z I Oddziałem Legionistów liczącym 43 młodych ludzi. Po wojnie i niewoli w Rosji wrócił do Oświęcimia. Ożenił się z Wandą Grzywną, z którą miał pięcioro dzieci. Jego syn Tadeusz w czasie okupacji wstąpił w szeregi AK. Należał do oddziału partyzanckiego „Sosienki”. Z oddziałem tym współpracował i Włodzimierz Jędrysik. Wiem, że w swoich działaniach wspomagali więźniów. Moja teściowa Wanda Jędrysik z domu Grzywna często opowiadała o strachu jaki przeżywała, starając się o chleb i żywność i dostarczenie ich więźniom między innymi za pośrednictwem swojego syna.
Tuż po wyzwoleniu w styczniu 1945 roku Tadeusz Jędrysik, ojciec Włodzimierza, z grupą sanitarną z Oświęcimia jako pierwsi udzielali pomocy oswobodzonym więźniom Obozu Koncentracyjnego w Brzezince. Wanda Jędrysik i jej mąż Tadeusz Jędrysik są umieszczeni w księdze pamięci „Ludzie Dobrej Woli” napisaną pod redakcją pana doktora Henryka Świebockiego – jako ci, którzy wspomagali więźniów obozu. (Relacja na stronach nr 78, 292 i 413).
Muszę powiedzieć, że bardzo niechętnie powracam do przeżyć ze swojej młodości. W obozie w Brzezince byłam dopiero w dwadzieścia lat po wojnie, pomimo że często odwiedzałam rodzinę męża. Drugi raz, gdy z ukochanym naszym Ojcem Świętym Janem Pawłem II mogliśmy się modlić na tym strasznym cmentarzysku. Słowa te napisałam, aby następnym pokoleniom przekazać pamięć o naszej trudnej młodości w czasach okupacji niemieckiej lat 1939-1945, którą wspominając – płaczemy.

Ewa Jędrysik

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
lucy
lucy
13 lat temu

Od takich Wielkich Ludzi jak Pani Ewa, my młodzi możemy tylko się uczyć – odwagi, poświęcenia – w pomocy innym. Obyśmy tylko nigdy nie musieli tej nauki wykorzystać.
Wielkie gratulacje i życzenia zdrowia dla Pani Ewy!
Pozdrawiam