Dla niemal 100 dzieci w tym roku zabraknie miejsc w wolbromskich przedszkolach. Chęć zapisania swych pociech do tych placówek zgłosiło ponad 480 rodziców. Miejsc w przedszkolach publicznych jest natomiast 373 plus dodatkowo 30 w placówce prowadzonej przez Stowarzyszenie w Kąpielach Wielkich. Niewątpliwie brak subwencji oświatowej dla przedszkoli, a co za tym idzie, przerzucenie całego ciężaru utrzymywania tych placówek na gminy, był tym czynnikiem, który od lat decydował o zamykaniu wielu z nich. Taka polityka ekonomiczna doprowadziła do tego, że w gminie Wolbrom jest siedem gimnazjów, a tylko trzy publiczne przedszkola.
Przedszkole nr 1 dysponuje 175 miejscami, Przedszkole nr 2 – 125 miejscami, a Przedszkole przy Zespole Szkół w Gołaczewach – 73 miejscami. Dodatkowo wszystkie pozostałe szkoły wiejskie mają oddziały „zerowe”, które odciążają samodzielne placówki przedszkolne.
Większość rodziców nieprzyjętych dzieci jest niezadowolona z takiego stanu rzeczy i ma pretensje do władz gminy, że nie potrafiły zapewnić odpowiedniej ilości miejsc. Czy rzeczywiście było to możliwe przy obecnych warunkach lokalowych, uwzględniając fakt, że wybudowanie nowej placówki przerasta możliwości finansowe gminy? Okazuje się, że tak i to bardzo prostymi metodami. Wystarczyło, tak jak w wiejskich szkołach, wprowadzić oddziały „zerowe” w dwóch szkołach podstawowych w mieście, zyskując tym samym miejsca zajmowane w placówkach przedszkolnych przez sześciolatki dla młodszych dzieci. Szkoły w okresie niżu demograficznego dysponują bowiem wieloma niewykorzystanymi salami, które bez przeszkód mogłyby służyć sześciolatkom. Od przyszłego bowiem roku będą one i tak obowiązkowo uczyć się w szkołach.
Poza tym Gmina mogła skuteczniej prowadzić akcje w mieście zachęcające rodziców do posyłania sześciolatków do I klasy, bo każde takie dziecko oznaczało miejsce w przedszkolu dla młodszego kolegi. Budżet gminy tym sposobem zyskiwałby większą subwencję oświatową, co powinno być czynnikiem motywującym władze do takiego działania. Naczelnik Wydziału Edukacji pani Paulina Michalak na pytanie czy takie akcje były przeprowadzane odpowiedziała, że na zebraniach starano się przekonywać rodziców do wysłania w tym roku swoich sześcioletnich pociech do I klasy, ale pomimo początkowych deklaracji, na taki krok zdecydowali się jedynie nieliczni. Podobne zachowanie rodziców jednak nie może dziwić, wszak ich dzieci uczyłyby się w oddziałach ze starszymi o rok kolegami, co w tym wieku stanowić może znaczącą różnicę. Za wysyłaniem w tym roku tego rocznika do szkoły przemawiała z kolei niewątpliwie niekorzystna sytuacja, jaka będzie miała miejsce w roku szkolnym 2012/13, kiedy obowiązkowo sześciolatki pójdą do I klasy wraz z siedmiolatkami, co sprawi, że dzieci te będą miały najprawdopodobniej w przyszłości trudniejszy dostęp do dobrych szkół średnich, na wyższe uczelnie czy w zdobyciu ciekawej posady.
Wiele wskazuje na to, że problem związany z brakiem miejsc w przedszkolach,,dzięki reformie edukacji, sam się rozwiąże w przyszłym roku, kiedy obowiązkowo wszystkie sześciolatki pójdą do szkoły, pod warunkiem jednak, że w wiejskich szkołach pozostaną „zerówki”, do których uczęszczać obowiązkowo będą pięciolatki, a do przedszkoli nie trafią, jak się o tym coraz głośniej mówi, dwulatki. W przeciwnym razie wszystko zostanie po staremu i jeśli władze samorządowe nie dokonają żadnych zamian, rodzice dwu-, trzech- i czterolatków znowu narzekać będą na brak miejsc w przedszkolach.