Sezon na grypę i przeziębienia powoduje zainteresowanie miodem, jak wiadomo lekarstwem niemal na wszystkie choroby. Jak piszą znawcy, miód ma m. in. działanie antybiotyczne, silnie hamuje rozwój bakterii, grzybów, pierwotniaków, działa przeciwzapalnie, wykrztuśnie, przeciwalergicznie. Miód jest bakteriostatyczny, zabija bakterie chorobotwórcze. Średnio powinniśmy przyjmować 3-4 łyżki miodu na dobę. To tylko wstęp do wiedzy o niemal cudownych właściwościach miodu. Nie należy kupować, a tym bardziej spożywać, miodu chińskiego! A inne…
Zakupiliśmy oto słoik miodu z Sądeckiego Bartnika, firmy, jak wiadomo renomowanej. Na etykiecie czytamy: „Produkt włoski”. Dzwonimy więc do owego Bartnika. – Jak to włoski?- Sympatyczna, sądząc po głosie, pani, nie ukrywając, tłumaczy, że ubiegły sezon był niekorzystny dla sądeckich pszczół, więc firma kupuje miód we Włoszech, rozlewa go do słoików i sprzedaje pod własnym logo. Pani zapewnia jednak, że miód jest prawdziwy i jej firma daje na to gwarancję. Nie mamy podstaw, żeby w to nie wierzyć. Nauka z tego drobnego doświadczenia płynie jednak taka, że kupując produkty spożywcze należy czytać etykiety, również to, co gdzieś w kątku zostało na niej napisane bardzo drobnym druczkiem. Należy także zwrócić uwagę, że oprócz miodów prawdziwych pojawiają się miody fałszowane, podróbki.
Ks. dr Eugeniusz Marciniak, mistrz pszczelarski, pisze:
„Część nieuczciwych handlarzy, a niekiedy tzw. pszczelarzy, z uwagi na to, że wielu ludzi jest przekonanych, że miód płynny to miód prawdziwy, „niezcukrzony”, więc niezafałszowany przez dosypanie cukru, rozgrzewa go, nie zachowując przy tym odpowiedniej temperatury i niszcząc wszystkie, poza słodyczą, walory. Miód taki jest przelany następnie do naczyń i w stanie płynnym wystawiany do sprzedaży. Są też i tacy, którzy dla utrzymania miodów w stanie płynnym dodają do niego środki chemiczne. Wśród społeczeństwa krąży bezpodstawne przekonanie, że miód skrystalizowany, to miód z cukru, no bo jest „zcukrzony”. Duży błąd”.
Spór o pieniądze za gigantyczną inwestycję. W 2001 roku prałat Eugeniusz Marciniak postanowił przestawić produkcję na swoim 400-hektarowym gospodarstwie i zacząć hodować indyki. Poprosił o pomoc rolnika, Józefa Kuroczyckiego. Mężczyzna dowodził pracami aż 9 miesięcy i, jak twierdzi, nie nie dostał za nie godziwej zapłaty. Dziś usługi wycenia na 1 mln 800 tys. zł. Ksiądz twierdzi, że była to sąsiedzka przysługa.
http://www.youtube.com/watch?v=64DHNn4UK0U