Zastanawiamy się czasem, jak wyglądało nasze historyczne miasto w różnych okresach swojej wielkości i upadku. Niestety, historia nie bawi się w detale. Zostały jakieś fragmenty: gwarkowie, górnicy, szpitalik, nieszczęścia… Więc teraz może o tym, jak tu było w bliższych nam czasach, np. w okresie międzywojennym. Sięgnijmy do książki adresowej z roku 1929. Nie było wtedy, co zrozumiałe, książki telefonicznej, ani telekomunikacji polskiej, ani Onetu czy innych, istniejących dziś wynalazków. Ale była Książka adresowa – a to kapitalne źródło szczególnych wiadomości. Rok 1929 był w pewnym sensie wyjątkowy. Był to czas wielkiego światowego kryzysu, który był dramatem dla ekonomii całego świata i milionów ludzi. Dotknął on również mieszkańców Olkusza. A więc jak to było?
Olkusz zamieszkiwało wtedy 6 667 mieszkańców. 46,5% ludności miasta stanowili starozakonni. Liczba mieszkańców bardzo szybko rosła. Dość powiedzieć, że w roku 1931 było ich już 6 908. Olkusz należał terytorialnie do województwa kieleckiego. Starostą powiatu olkuskiego był Jerzy Stamirowski, a burmistrzem miasta inż. Marian Starkiewicz.
O zdrowie mieszkańców dbało 6 lekarzy: Wincenty Gorczyca (1892-1968), doktor Lubieniecki, Julian Łapiński (1883-1956), Jan Zakrzewski, Aleksander Ossowski, Fiszel Kronicer. Wszyscy owi lekarze mieli naukowe tytuły doktorów. W razie cięższej choroby szło się do Szpitala św. Błażeja na ul. Szpitalnej. Starzy ludzie znajdowali pomoc w Miejskim Przytułku dla starców. Po lekarstwa chodziło się do którejś z dwóch aptek. W razie bólu zębów pomocy udzielała Rebeka Panc. Przed pożarem chroniła mieszkańców Ochotnicza Straż Pożarna z komendantem Janem Jarno na czele. Potrzeby duchowe zaspokajał jeden kościół rzymsko-katolicki i jedna synagoga. O edukację młodych olkuszan i młodzieży powiatu, o wiele bardziej niż obecny rozległego, dbały dwie szkoły powszechne miejskie, dwa gimnazja, jedna szkoła rzemieślniczo-przemysłowa.
Z chorym zwierzęciem szło się do weterynarza Jana Lubczyńskiego. Główne ulice nazywały się tak, jak obecnie: Krakowska, Augustiańska, Szpitalna, Sławkowska, Krakowskie Przedmieście. Był czas, że większość tych nazw została zamieniona na nazwy polityczno-historyczne, ale po roku 1989 na szczęście powrócono do nazw z przeszłości, utrwalając tym samym lokalną tradycję.
Olkusz był miasteczkiem rzemieślniczo-handlowym. Oto dowód. Było tu 2 kamaszników, 2 zdunów, 4 ślusarzy, 12 rzeźników,1 powroźnik, 1 kowal, 1 kołodziej, 2 cieśli, 7 czapników, 21 krawców, 4 zegarmistrzów, 6 fryzjerów. Imponująca ilość zawodów, choć nie byli to rzemieślnicy w dzisiejszym rozumieniu. Ich praca sprowadzała się w zasadzie do naprawiania starych przedmiotów, butów, czapek, zegarów. Zawód krawca był niejako przypisany do Żydów, co można zauważyć m. in. w „Skrzypku na dachu”, czy wcześniejszej noweli Marii Konopnickiej „Mendel Gdański”. Ta liczba rzemieślników skupiała się w następujących cechach: kowale, ślusarze, rzeźbiarze (?), stelmachowie, tokarze drzewni i tapicerzy, murarze, kaflarze, malarze(?), cieśle. Któż dziś, zwłaszcza z młodszych olkuszan, wie, co robił kamasznik, zdun, powroźnik, czapnik, stelmach. Fachową obsługą sądową zajmowało się (zaledwie) 4 adwokatów, 1 notariusz i 1 komornik. Przy obfitości firm i firemek, ten ostatni musiał mieć ręce pełne roboty. Odbicie satyryczne tego stanu rzeczy znajdziemy w tzw. żydowskich szmoncesach.
Były również 3 banki. Do kinematografu chodziło się na ulicę Szpitalną, uprzednio obdarowawszy towarzyszącą damę prezentami zakupionymi w 2 sklepach biżuteryjnych lub 4 perfumeriach. Po kinie można było zaopatrzyć się w trunki u A. Kemora na ul. Augustyjańskiej (!). Miejscem dającym okazję do grzechu były 4 hotele. Intelektualiści polscy mogli zakupić książki w 2 księgarniach.
Nie wiadomo, jaki był wówczas procent bezrobotnych w mieście. Zapewne niemały, jak i w całym kraju, który był ogarnięty olbrzymią falą bezrobocia. „Emaliernia” w roku 1928 zatrudniała 2 800 osób, ale już w roku następnym, właśnie w 1929 – ilość zatrudnionych zmniejszyła się o połowę. W Olkuszu była Fabryka Emaliowane Naczynia „Olkusz”, fabryka mydła (zapewne lepiej powiedzieć fabryczka), fabryka wody sodowej, 2 fabryki kafli Wawrzyńca Filawskiego i Hermana Kertha – obie na ulicy Wolbromskiej. Ilu ludzi mogły one zatrudniać? Ile pracy mogły dać 2 drukarnie: Stachurskiego w Rynku i K. Zerykiera na ulicy Mickiewicza. I jeden młyn na ulicy 3 Maja, dziś Króla Kazimierza Wielkiego. Była też „Kopalnia Żelaza”, z którym to faktem nie mogą się zgodzić dzisiejsi olkuscy historycy.
W przyjściu na świat młodym olkuszanom pomagały 4 akuszerki (dziś zwane położnymi). Olkusz był centrum handlowym dla okolicy. Jak dziś, tak i wtedy, targi odbywały się we wtorki i piątki na Rynku, a ponieważ miejsca tu było niedużo, więc handlem zajęte były również wszystkie przyległe uliczki. Po dniu targowym zapachy w mieście były wcale niepiękne. Tylko deszcz mógł poprawić miejską higienę, bo miasto nie było skanalizowane.
No i sklepy. Kto dziś narzeka na ich nadmiar, niech przeczyta, że w roku 1929 było 10 piekarni, 6 restauracji, 6 sklepów ze skórami, 52 z artykułami spożywczymi, 6 z wędlinami, 3 z drobiem,14 sklepów rzeźniczych (tylko dla chrześcijan ze względów rytualnych). To tylko część sklepów handlujących towarami typu „szwarc, mydło i powidło”, jak np. kiszkami zwierzęcymi. Zagęszczenie tych sklepów musiało być niesamowite, a i „rejwach” niczego sobie. Dodajmy, że słowo to ma potoczny rodowód żydowski i oznacza „ogólny hałas”, jaki czynili wyznawcy religii mojżeszowej, którzy w swoich świątyniach modlili się głośno, każdy z wiernych oddzielnie. Dość powiedzieć, że w Rynku sklepów było 70. Obecnie w Rynku są 32 sklepy, bank, 2 bary, 2 restauracje,1 zegarmistrz. Na ulicy Krakowskiej – 32, a na „Augustyjańskiej”, która sięgała aż do obecnego Starego Cmentarza – 22. Pełne handlu były ulice: Żuradzka, 3 Maja, Wolbromska, Sławkowska, Górnicza. Była też ulica Ogrodzieniecka. Na ulicy Krakowskie Przedmieście była tylko jedna firma krawiecka M. Mędrka.
Można też było nabyć owe kiszki, a szczególnie dobrze rozwijał się handel zbożem. Dodajmy, że taki handel trwał jeszcze na ulicy Jana Kantego w latach 60. ubiegłego wieku. Handlowano tam również zwierzętami gospodarskimi. Trzeba jednak powiedzieć, że w handlowej konkurencji zdecydowany prym wiedli mieszkańcy pochodzenia żydowskiego. Powtarzają się nazwiska całych familii, które są do dziś obecne w lokalnej pamięci: Glajtman, Frenkiel, Zylberszac i inne. Są i nazwiska polskie, których potomkowie, a może i sami ich nosiciele, dziś mający lat ponad lat 80, są obecne. Np. Najmarkowie mający kiedyś na Augustiańskiej 3 sklepy handlu węglem. Nierogacizną handlowali S. Bulwa, J. Czat na ul. Sławkowskiej oraz Piechowicz w Rynku . Na ul. Krakowskiej do niedawna jeszcze była piekarnia Imiołka. Ślusarzami byli S. Dziąbek na ul. Krakowskiej, Jan Jarno na ul. Górniczej i St. Zajączkowski. Murarką zajmowali się m.in. Lorek i Urasiński. Skład apteczny prowadził Okrajny (!). Na ulicy Krakowskiej był sklep z galanterią Rosiaka (prawdopodobnie to dziś sklep z dewocjonaliami).
– Olkusz tamtych czasów był miastem usługowym – opowiada Mieczysław Karwiński, którego dzieciństwo i wczesna młodość biegły w tamtym Olkuszu. – Handel był opanowany przez żydowskich mieszkańców, bo Polacy wstydzili się tego zajęcia, niegodnego, jak sądzili, potomków tradycji rycerskiej. Najwyżej mogli zajmować się takimi męskimi zawodami, jak kowalstwo czy murarka. A warsztaty… To był najczęściej kąt w mieszkaniu, gdzie np. szewc naprawiał buty, bo buty i inne części garderoby się cerowało, czy też nicowało na drugą stronę, bądź zgoła łatało. Sklepy to był ciąg klitek, dwa kroki od progu. Bieda była okrutna, również wśród Żydów. Dlatego ludzie, aby wyżyć, imali się jakichkolwiek zajęć. Poprawiło się trochę, kiedy Westen uruchomił swoją fabrykę – wspomina.
Rok 1929. 10 lat po odzyskaniu niepodległości. Kraj z trudem podnosił się po klęskach. 10 lat przed kolejną pożogą. Za 10 lat – na zdjęciach możemy zauważyć żydowskich mieszkańców Olkusza idących na zagładę… Po wojnie Olkusz obudził się z całkiem innego snu. Gdzie jest tamten Olkusz… Nie istnieje. Jest nowe miasto, coraz szykowniejsze i mimo wszystko – zasobniejsze. Gdzieniegdzie jeszcze znaleźć można ruiny przeszłości, tak ochoczo fotografowane przez współczesnych młodych mistrzów fotografii.
Dziękuję Panu Krzysztofowi Kocjanowi za wskazanie materiału do niniejszego felietonu.
70. lat temu nad Babą odbyła się także wywózka olkuskich Żydów na śmierć
[quote name=”lala”]nie miejcie złudzeń, nie wszystkim redakcja dziękuje[/quote]…
i raczej nie musi 🙂
nie miejcie złudzeń, nie wszystkim redakcja dziękuje [quote name=”Git”][quote name=”Olkuszaninek”][quote name=”Od redakcji”]Wszystkie wskazane błędy poprawione. Dziękujemy panu Krzysztofowi za czujność![/quote]
Kocham Was :). No to jeszcze poprawcie kaflarnię Pilawskiego na Filawskiego i będzie git! Tylko nie zapomnijcie mi podziękować 😉 (7 akapit 5 linijka).
.[/quote]
Git to może, ale nie na pewno, będzie jak Mendel Gdański (akapit 5 ) przywołany jako przykład żydowskiego krawca, zacznie zgodnie z życzeniem Konopnickiej wykonywać zawód introligatora, a skład apteczny (akapit 10) poprowadzi Antoni Okrajni, nie Okrajny z wykrzyknikiem. Mnie również można podziękować.[/quote]
Mam taką nadzieję, że Pan Franciszek nie zraził się „trudnymi” tematami i wieloma poprawkami w komentarzach, tak czy inaczej sprowokował bardzo interesującą podróż w czasie, czekamy na następne artykuły.
Nad Babą i w samej rzece miały miejsce dramatyczne zdarzenia, związane z „Krwawą środą” 31 lipca 1940 r.
„reiwach” …. Dodajmy, że słowo ma potoczny rodowód żydowski i oznacza „ogólny hałas”, jaki czynili wyznawcy religii mojżeszowej, którzy w swoich świątyniach modlili się głośno, każdy z wiernych oddzielnie.”
Rejwach/rajwach, („j” nie „i”), pochodzi z hebrajskiego revaχ – „zysk, zarobek, procent”, a z jidysz – reivaχ. Nie ma nic wspólnego z efektem dźwiękowym modłów, nie było używane w kontekście, jaki pan sugeruje. Najpierw stanowiło synonim hałasu, jaki czynili handlujący Żydzi, zachwalający swoje towary i targujący się, a później jego znaczenie rozszerzyło się na inne „harmidery”. Raczej trudno wyobrazić sobie pobożnych starozakonnych wydzierających się w bóżnicy tak zajadle jak na targu.
W związku z powyższym podnoszę rejwach (jid.), usilnie przy tym bajtlując (jid.) cobyś tu rebe (jid.) szrajbnął (jid.), skąd pochodzi ta trefna (jid.) nawijka, bo według mnie to wyssane z palca szacher (jid.) I będzie git („git” to także z jidysz, nawiasem mówiąc)
Aby nie być gołosłownym, podaję kilka olkuskich numerów telefonów z okresu międzywojennego:
1/ Antoni Okrajni tel. 16
2/ Cukiernia i Restauracja „Bagatelka” tel. 50
3/ Hotel Centralny i Restauracja Walerii Czernickiej tel. 71
… a więc przed wojną było w Olkuszu co najmniej 71numerów, a jestem przekonany, że znacznie więcej. Widziałem gdzieś taki spis, niestety jako nieaktualnym nie zainteresowałem się bliżej :).
/Powyższe telefony zacytowałem z przedwojennego „Ilustrowanego Przewodnika po Ziemi Olkuskiej” A. Wiatrowskiego/
Hmmm, dalsze opisy w artykule wydały mi się tak interesujące, że pochłonięty ich czytaniem w ogóle nie zauważyłem wstępu i źródła wiedzy autora, książki teleadresowej. Z oryginałem tejże książki zetknąłem się z 10 lat temu, a więc dawno, na tyle dawno, aby zapomnieć, czy była adresowa czy telefoniczna. Do chwili obecnej byłem przekonany, że w Olkuszu przed wojną były telefony, byłem przekonany, że istnieje spis niektórych telefonów, z powyższego artykułu (…co zrozumiałe?!…) wynika co innego. Muszę to wszystko przemyśleć, ależ Pan mi zabił klina, Panie Franciszku.
P.S. Nie jestem doktorem Wiedzącym dlatego, że wszystko wiem, ale dlatego, że wiem, że bozi nie ma – I ABY TO BYŁO DLA WSZYSTKICH JASNE!!! 🙂
[quote name=”Olkuszaninek”][quote name=”Od redakcji”]Wszystkie wskazane błędy poprawione. Dziękujemy panu Krzysztofowi za czujność![/quote]
Kocham Was :). No to jeszcze poprawcie kaflarnię Pilawskiego na Filawskiego i będzie git! Tylko nie zapomnijcie mi podziękować 😉 (7 akapit 5 linijka).
.[/quote]
Git to może, ale nie na pewno, będzie jak Mendel Gdański (akapit 5 ) przywołany jako przykład żydowskiego krawca, zacznie zgodnie z życzeniem Konopnickiej wykonywać zawód introligatora, a skład apteczny (akapit 10) poprowadzi Antoni Okrajni, nie Okrajny z wykrzyknikiem. Mnie również można podziękować.
Kaflarnia poprawiona, co do Czaka – wstrzymujemy się.
I oczywiście dziękujemy 🙂
Co do telewizora – widocznie słabe nerwy :))))))
W bazie danych nazwisk przepisanych z książki telefonicznej z 1929 roku pod pozycją „nierogacizna-handel” znalazłem faktycznie 3 pozycje:
Bulwa S. ulica Sławkowska
Piechowicz R. Rynek
i Czak J. ulica Sławkowska.
Znalazłem „Czak”, a nie „Czat”… właśnie jakiś czubek wyrzucił na Osiedlu telewizor przez okno z II lub III piętra, czyżby Czesi strzelili gola???!!!…. Nie piszę o tym nazwisku dlatego, aby wytknąć błąd redakcji gdyż równie dobrze pomyłka mogła nastąpić podczas przepisywania nazwiska z książki telefonicznej do bazy, czy są olkuszanie nazywający się Czat lub Czak?
A może Czak… Noris pochodził z Olkusza? Żartuję! 🙂
[quote name=”Od redakcji”]Wszystkie wskazane błędy poprawione. Dziękujemy panu Krzysztofowi za czujność![/quote]
Kocham Was :). No to jeszcze poprawcie kaflarnię Pilawskiego na Filawskiego i będzie git! Tylko nie zapomnijcie mi podziękować 😉 (7 akapit 5 linijka).
Wierny Wam i na zawsze oddany.
Wszystkie wskazane błędy poprawione. Dziękujemy panu Krzysztofowi za czujność!
Jeśli chodzi o Pana Franciszka, to wyraźnie stwierdziłem, że artykuły takie są konieczne, choćby ze względu na Panią Agę. Tylko Pan Franciszek musi zaznaczać,że felieton dotyczy okresu sprzed II wojny światowej i że druga wojna światowa trwała w okresie od 1 września 1939 roku do 8 maja 1945 roku a na Pacyfiku do 2 września 1945 roku i że była to I połowa XX wieku. Dobrze o tym przypomnieć w takim felietonie kilka razy, bo wg Pani Agi, która posądza mnie o gloryfikację stalinizmu w Polsce olkuska ludność żydowska zanim w Polsce nastąpił okres stalinowski nie została poddana holocaustowi, skoro w tych stalinowskich czasach można było iść do żydowskiego fryzjera i kupić od Żydów świeżą rybę prosto z balii. No ale z przyczyn opisanych wyżej wcale mnie to nie dziwi, skoro ludzie rzekomo posiadający wyższe wykształcenie i zasiadający w Polskim Sejmie twierdzą że powstanie warszawskie było w innej epoce historycznej niż rzeczywiście było. W USA to sie nazywa czerwone karki.
[quote name=”aga”]jednym słowem „Panie Leopoldzie” za komuny było lepiej,
a najlepiej za Stalina[/quote]
Pani Ago, czy Pani umie czytać? Czy ja piszę gdzieś o Stalinie i komunie? Zarówno felietonik p. F. Lisowskiego, jak i moje do niego komentarze dotyczą innych czasów. Pani musi być młoda, więc się nie dziwię, przecież dla młodego wykształconego pokolenia powstanie warszawskie wybuchło w 1988 roku, a dla absolwentów Harvard University Deutsches Konzentration Lager to polski obóz śmierci. Wiem, wiem rozumiem, kogo obchodzi dziś przeszłość. Co było a nie jest nie pisze się w rejestr. Ważna jest przyszłość i zwycięstwo Napoleona Bonaparte w przyszłych wyborach prezydenckich we Francji, może wtedy uda nam się pobić razem Lenina raz na zawsze, bo ta wojna z bolszewicką nawałą w 1974 roku nie do końca nam wyszła.
Nota bene jeśli chodzi o powojenny Olkusz to było lepiej niż teraz bo mieszkali w nim przedwojenni Olkuszanie.
[quote name=”Krzysztof Kocjan”]Olkuska dentystka to Rebeka, nie Habera, Panc. W przypadku lekarza Fiszel to imię, a Kronicer nazwisko. Drukarz na Mickiewicza to Zerykier, nie Zarykier.
Nazwisko olkuskiego burmistrza to Starkiewicz, nie Starowicz.
Pozdrawiam,
Krzysztof Kocjan[/quote]
Panie Franciszku, proszę zawsze pamiętać, że pan Krzysztof Kocjan wszystko wie najlepiej i przed drukiem kolejnego artykułu zawsze z nim konsultować jego treść.
Jak się domyślam autor czerpał wiedzę z różnych źródeł stąd niezamierzone pomyłki. Artykuł bardzo ciekawy zachęcających do dalszych badań i poszukiwań. Cenne są również sprostowania w komentarzach. Panie Franciszku zachęcam do kolejnych opracowań, nawet z drobnymi błędami, niech Pan pisze, a „fachowcy” niech się „wymądrzają”, jest moc, jest impreza, czy jakoś tak :).
[quote name=”Leopold”]Olkusz jaki był, taki był, ale miał swój niepowtarzalny urok, którego już nigdy nie odzyska. Ludzie też byli jacyś inni, nawet po wojnie, w większości biedni, ale bardziej życzliwi[/quote]
Niestety, z różnych powodów od nikogo niezależnych nasze miasto opanowała wieś, a wieś jest od miasta czymś zupełnie innym, inna kultura, inne wychowanie, inne zwyczaje, inny rozkład wartości!!! I nic tego nie zmieni, wieś jest w większości, wieś wybiera burmistrza i władze, wieś rządzi, wieś robi co chce, jest jak jest i nic już tego nie zmieni, pozostają tęsknota za olkuskim OLKUSZEM, choćby i socjalistycznym.
jednym słowem „Panie Leopoldzie” za komuny było lepiej,
a najlepiej za Stalina
bardzo ciekawy artykuł, a drobne błędy w nim zawarte nie mają większego znaczenia, chociaż można na nie zwrócić uwagę, nie należy jednak ubliżać Autorowi tego tekstu, który przeczytałam z dużym zainteresowanie
[quote name=”Krzysztof Kocjan”]Olkuska dentystka to Rebeka, nie Habera, Panc. W przypadku lekarza Fiszel to imię, a Kronicer nazwisko. Drukarz na Mickiewicza to Zerykier, nie Zarykier.
Nazwisko olkuskiego burmistrza to Starkiewicz, nie Starowicz.
[/quote]
Lektura działu ”Kultura i rozrywka” faktycznie dostarcza niezłej rozrywki. Mam ciągoty do hazardu, więc obstawiam, że w kolejnym tekście szanowny autor pokiełbasi co najmniej dwa nazwiska, jedną nazwę geograficzną i przywróci do życia minimum jednego nieboszczyka. Dobrze, że obrabia wyłącznie lokalne tematy, bo gdyby sięgał po bardziej uniseksualne, to pewnie twierdziłby, że atomówka na Hiroszimę rypnęła nie z bombowca Enola Gay lecz Ebola Gey.
Olkuska dentystka to Rebeka, nie Habera, Panc. W przypadku lekarza Fiszel to imię, a Kronicer nazwisko. Drukarz na Mickiewicza to Zerykier, nie Zarykier.
Nazwisko olkuskiego burmistrza to Starkiewicz, nie Starowicz.
Pozdrawiam,
Krzysztof Kocjan
[quote name=”Leopold”]Jedna z fabryk kafli należała do pana Hermana Kertha a nie Kurtha.[/quote]
Dzięki! Poprawione.
Zachęcamy szanownego Leopolda do napisania tekstu do działu regionalistycznego! 🙂
Olkusz jaki był, taki był, ale miał swój niepowtarzalny urok, którego już nigdy nie odzyska. Ludzie też byli jacyś inni, nawet po wojnie, w większości biedni, ale bardziej życzliwi. Do fryzjera i na zakupy chodziło się do Żyda. Ryby można było od nich kupić prosto z balii na Krakowskiej w dzień targowy. Na rynku wisiały na straganach pięknie uwędzone swojskie kiełbasy, żywe kury, gęgały tłuste gęsi. Można było zjeść ogórka małosolnego prosto z beczki, kupić porządne buty, w których chodziło się kilka ładnych lat, zjeść watę cukrową, albo loda na waflu, a nawet wypić maślanki albo tłustej śmietany. No i to przedwojenne 3-4,5% prawdziwe piwo, a nie to dzisiejsze 6-7,8% pędzone nie wiadomo na czym. Dla higieny duchowej szło się do kościoła, przed którym można było spotkać jakiegoś żebrzącego dziada”, a potem, jeżeli się miało pieniądze iść do cukierni i kupić sokoła popijając prawdziwą wodą sodową wyprodukowaną w nierdzewnym kociołku, a nie nasyconą CO2 z butli. Och żal.
Należałoby również wspomnieć o zakładach stolarskich produkujących trumny, których jeszcze po wojnie było kilka na ulicy Szpitalnej, usytuowanych niestety w bezpośredniej bliskości szpitala św. Błażeja, co wtedy było rzeczą naturalną, ze względu na dużą śmiertelność leczonych tam pacjentów, którzy się tam kładli zwykle w ostateczności oraz bliskość kaplicy pogrzebowej i kościoła św. Andrzeja, z którego wyprowadzano na cmentarz zwłoki katolickiej części mieszkańców Olkusza.
Jedna z fabryk kafli należała do pana Hermana Kertha a nie Kurtha. Targowica płodów rolnych, koni bydła i trzody była czynna jeszcze w latach 70-tych, a i w 80-tych zdarzały się jacyś robinsonowie usiłujący tam handlować.W przytułku sióstr zakonnych na ul. Szpitalnej oprócz starców znajdowali opiekę również jakbyśmy to dzisiaj nazwali ludzie niepełnosprawni fizycznie i umysłowo, często porzucani przez rodziny. To tylko tak dla ścisłości. Artykuły takie są obecnie bardzo potrzebne.