Wiadomo, koronowirus straszy, siedzimy po domach i posłusznie czekamy, aż zaraza przejdzie. A, że przejdzie, to pewne, to tylko kwestia czasu. Zostaną za to z nami inne problemy, na które nie będzie szczepionek i nie pomoże w ich rozwiązaniu nawet długotrwałe siedzenie z głową pod kocem. Dziś będzie o wyjątkowości, czyli o drażliwym temacie, bo wspominać w Olkuszu o jego wyjątkowości, to jak chlapnąć o sznurku w domu powieszonego.
Olkusz to miasto wyjątkowe? Bardzo wielu, jeśli nie większość obywateli naszego zacnego miasta, podkreśla jego wyjątkowość. Przyznaję, że i ja przez wiele lat szerzyłem podobną opinię. Wreszcie przejrzałem na oczy i bijąc się w pierś zmuszony jestem odszczekać to, co pisałem, bo wydawało mi się prawdą; nie, to nie jest prawda, Olkusz nie jest miastem wyjątkowym i już takim nie będzie. I jeżeli w ogóle można mówić o jego wyjątkowości, to tylko w czasie przeszły i trybie dokonanym, bo fakt, kiedyś Olkusz był miastem wyjątkowym i to nie tylko na skalę Polski, ale co najmniej Europy.
Tak więc Olkusz, gdy powstawał, ulokowany został w wyjątkowym miejscu, bo na terenie występowania rud kruszconośnych. Nasi przodkowie dość szybko to sobie uzmysłowili i zaczęli się dobierać do skarbów w ziemi, dzięki czemu byliśmy jednym z pierwszych dużych ośrodków górniczych i hutniczych w naszym kraju. Myli się ten, kto sądzi, że to było w późnym średniowieczu, wiele wskazuje, że górnictwo miejscowe ma dużo wcześniejszy rodowód. Gdy przemysł nasz był w rozkwicie, chodzi o wieki XVI i XVI Olkusz i okolica wyglądały – o, tu aż się prosi, żeby użyć słowa „wyjątkowo”! Tak, wyjątkowo, bo zjawiskowo. Młody czytelnik łatwiej to pojmie, gdy się użyje obrazowego porównania do świata, który zna choćby z „Władcy pierścieni” – tak, dokładnie, Olkusz, Bolesław, Ujków, Starczynów, Sławków i okolice mogły wówczas przypominać świat znany nam z filmowej wersji okrutnej krainy zwanej Mordorem, pozbawionego roślinności terenu, pełnego kopalń i mikrohut, oraz krzątających się wokół nich kopaczy i wytapiaczy – wszędzie buchał ogień, biły w niebo ciężkie, pełne sadzy gęste dymy, ogłuszał niemiłosierny hałas maszyn i narzędzi, a nos zatykał smród siarki. Powiedzmy to głośno – Olkusz był podówczas jednym z kilku najważniejszych ośrodków przemysłowych w Europie – to dlatego do Srebrnego Miasta przybywali tak licznie i chętnie obcokrajowcy, na ogół specjaliści w wielu dziedzinach związanych z hutnictwem i górnictwem; u nas testowano nowe techniki inżynieryjne, to na naszym terenie inwestowano ogromne sumy, dziś o wręcz niewyobrażalnej wysokości. Ponoć w gronie tychże inwestorów miał być nawet słynny humanista Erazm z Rotterdamu. Za samo tylko siano i owies dla koni używanych w kieratach, dzięki którym wyciągano ziemi urobek, płacono tygodniowo tyle, że można by za to kupić dwie kamienice w Krakowie. Budowa olkuskich sztolni odwadniających, to już był wydatek, który dziś byśmy liczyli w miliardach złotych. Na początku były deficytowe, musiał się do nich dokładać król, ale w końcu dzięki sztolniom pozwalającym odprowadzić z górotworu wodę, udało się znacząco zwiększyć wydobycie galeny, z której wytapiano ołów i srebro. Mennica królewska powstała w Olkuszu, bo był miastem bogatym, w którym kamienice i pałace posiadali najbogatsi magnaci Rzeczypospolitej. Olkusz przyciągał ludzi, jak magnes. Dziś z niego – kto może – daje nogę. Wtedy było odwrotnie. Przybywali ludzie różnej proweniencji narodowej i religijnej: szum się zrobił niedawno w Olkuszu, bo zainicjował w nim działalność Kościół polsko-katolicki. Mój ty Boże, co by to za larum było, gdyby ktoś teraz zdecydował, że ze względu na nagły wzrost liczby wyznawców jakiegoś kościoła katolicy zmuszeni by byli oddać mu którąś ze świątyń! A tak było w końcu XVI wieku, gdy luteranom przekazano kościół św. Krzyża. Powstał też wtedy nawet zbór ariański (jego piwnice, ponoć zasypane, znajdować się mają na tyłach budynku przy ul. Mickiewicza). Gdybyśmy uratowali górnictwo, byłaby jakaś przyszłość przed miastem i regionem, a tak, to czarno ją widzę, a właściwie jej nie widzę.
Olkusz byłby też miastem wybijającym się ponad przeciętność, choć może nie jakoś szczególnie wyjątkowym, gdyby jego mieszkańcy z własnej woli i również własnymi rękami, nie wyburzyli sobie w XIX i XX wieku 90 procent zabytków. Tak właśnie, paradoksalnie największymi niszczycielami zabytkowej substancji miejskiej byli u nas nie krwawi najeźdźcy, watahy barbarzyńców, ale złożone z autochtonów władze miejscowe, rozglądające się za nadwątlonymi czasem i historią zabytkami, by je czym prędzej rozebrać, i w ten sposób pozyskać tani budulec na własne potrzeby lokalowe. Pomyślmy – jakież wrażenie robi jedna zrekonstruowana baszta z kawałkiem muru, a jaki robiłyby mury w całej okazałości, wokół 7 hektarowego rynku, z kilkunastoma basztami i dwoma, albo i trzema bramami?! A do tego – wizualizujmy to sobie – kościół Najświętszej Marii Panny wielkością zbliżony do bazyliki pw. św. Andrzeja, po sąsiedzku klasztor augustianów, ratusz na środku rynku, z którego cudem ostały się piwnice, bo na szczęście naszym przodkom w latach 30. XIX w. nie chciało się go rozwalić do końca; pomyślmy o kościele św. Krzyża stojącym w okolicach targu przy świętokrzyskiej (została więc z niego tylko nazwa ulicy), o kościele św. Ducha i górniczym szpitalu, wznoszącym się tam, gdzie dziś jest park miejski, o kościele św. Urszuli i 10 tysięcy dziewic na Parczach Górnych, o kościołach św. Stanisława i św. Elżbiety (nawet nie do końca wiadomo, gdzie się wznosiły), o dworkach: Mroczkowskich, Maliszewskich, starościńskim pod zamkiem w Rabsztynie… Mało?! Nawet wieżę ciśnień na rynku zburzyliśmy, choć olkuszanie ją lubili i chcieli ocalić – ale gdzie tam – u nas władza zawsze wie lepiej, czego chce lud. Z tej wyliczanki wynika, że mielibyśmy u siebie istne Carcassonne! Tak, mielibyśmy, ale nie mamy, bo burzymurkom olkuskim nie wpadło do pustych głów, że miast burzyć, lepiej remontować i restaurować. W dawnym OFNE też wyburzyli, co mogli; choćby ostatnie w Europie drewniane hale fabryczne, którymi zachwycili się filmowcy ze Stevenem Spielbergiem na czele; potem wycieczki przyjeżdżały do Olkusza, pełne autobusy rządnych wrażeń wielbicieli kina światowego, chętni, by obejrzeć plany filmowe „Listy Schindlera”, ale nie miały już czego oglądać, bo w międzyczasie zabytkowe obiekty wyburzono. Nawet komin w spalarni odpadów medycznych przy olkuskim szpitalu rozebrano, a i on był słynny na cały świat, bo w rzeczony m filmie zagrał rolę komina krematorium w Auschwitz. Ale gdzie tam, trzeba było wyburzyć, żeby helikopterom medycznym lądującym obok szpitala nie zawadzał. Ale czy on faktycznie zawadzał, czy zwyczajnie, jak to u nas: na wszelki wypadek został zlikwidowany?
Wróćmy do Olkuskiej Fabryki Naczyń Emaliowanych. Rozebranie starych drewnianych hal było tylko początkiem dramatu tego zakładu. A że był wyjątkowy, to chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć. Przez prawie sto lat, jeśli ktoś znał Olkusz, to głównie z produkcji garnków. Byliśmy więc miastem garnków. Niektórzy z nas się wstydzili, gdy o nas mówiono – „z miasta garnków”. No to teraz mówią o nas: „z miasta księdza Rydzyka”. Chyba wolałem poprzednie zaklasyfikowanie. Wielu sądzi, że OFNE można było uratować. Gdybyśmy chociaż kiwnęli palcem… Właśnie, nie kiwnęliśmy. Zostawiony sam sobie, najpierw się rozdrobnił na kilka spółek, zadłużył, a na koniec zwinął. Garnków w Olkuszu już nie produkują. Podobno wanny jeszcze gdzieś robią, ale pewne jest tylko to, że nie w Olkuszu.
Czy koniec wyjątkowości Olkusza jest ostateczny? Z racji zatrudnienia w Galerii Sztuki Współczesnej BWA, czyli pracy w miejscu, które odwiedza wielu ludzi nie zameldowanych w Olkuszu, mam, a właściwie przez wiele lat miałem szczęście słuchać zupełnie spontanicznych, bardzo często szczerych opinii o naszym mieście. Na ogół artyści mówili, że im się Olkusz podoba. I ja – uruchamiając najgłębsze pokłady wiary – szczerze wierzyłem w ich słowa. Na prosty rozum Olkusz mógł się podobać: jest miastem niedużym, dość zwartym, jakimś cudem uchowało się w nim kilka zabytków, wciąż jest tu jeszcze trochę zieleni, choć staraniem władz jednak dużo mnie niż kiedyś, na co dowodem jest np. zmasakrowanie drzewostanu na Czarnej Górze, ale to temat na osobny tekst. Tak, malarzom, rzeźbiarzom miasto na ogół się podobało, budziło ciepłe uczucia, ale nie mówili o nim, że jest wyjątkowe; do czasu jednak, gdy wymyślono, żeby zlikwidować …Galerię BWA, czyli ktoś postanowił wpisać się w niechlubną olkuską tradycję niszczenia tego, co w najwyższym stopniu warte jest zachowania! Tak, wtedy zaczęli prawić, że to wyjątkowe miasto, bo podobnego mu w Polsce ze świecą szukać, bo które inne wpadłoby na pomysł unicestwienia zasłużonej instytucji kultury… Czy wszelako o taką wyjątkowość nam chodziło? Śmiem wątpić!
Teraz jeszcze pozostaje poczekać, żeby rozjechały nas tory kolejowe planowanych magistrali do Centralnego Portu Lotniczego, a wtedy z pędzących po nich z szybkością 250 km na godzinę pociągów być może ktoś zauważy, że akurat przejeżdża przez Olkusz, i może nawet westchnie: „Olkusz? Czy ja nie miałem kiedyś patelni z Olkusza?
Powiedzmy krótko – Olkusz nie wykorzystał historycznej szansy, by stać się miastem wyjątkowym. Przyznajmy, szczęście się od niego w pewnym momencie odwróciło, ale przede wszystkim zabrakło ludzi działających z rozmachem, mających wizję jego rozwoju (w XX wieku było takich trzech, może czterech: Peter Westen, tak, proszę drogiego Czytelnika, musimy to przyznać temu austriackiemu przemysłowcowi, bez niego byłoby z nami krucho już sto la temu; jeszcze Antoni Minkiewicz, rzutki społecznik, potem minister aprowizacji w pierwszych rządach odrodzonej Polski, zabity jednak w młodym wieku przez bolszewików, może jeszcze burmistrz Władysław Majewski, autor pomysłu budowy nowoczesnego miasta-uzdrowiska w …Bukownie, i starosta Jerzy Stamirowski, budowniczy powiatu olkuskiego w II RP… Teraz nikogo o podobnym potencjale, niestety, nie widzę.
Mam znajomego, mieszkańca Olkusza, który mówi: „Wyjątkowo nie lubię tego zapyziałego miasta”. Logicznie rozumując jego ironiczna opinię należy uznać za jedyne potwierdzenie wyjątkowości Olkusza.
Fot. 1. Panorama Olkusza, autorstwa Deutscha (z XVII w.), na której widać mury w całej okazałości i nieistniejące już dziś kościoły, ratusz oraz synagogę.