Maria Buryczka urodziła się 25 marca 1915 r. w Żupaniu, w rejonie skolskim obwodu lwowskiego. Wtedy, za czasów II Rzeczypospolitej była to Polska. Dziś Maria Lechowska w tamtych okolicach na Ukrainie ma jeszcze rodzinę. Obecnie oficjalnie jest mieszkanką Trzebienic w gminie Gołcza, gdzie jest zameldowana na stałe, ale na co dzień mieszka w Wolbromiu, u córki, która się nią opiekuje. Dziś dostojnej Jubilatce specjalne urodzinowe życzenia składali burmistrz Adam Zielnik, zastępca kierownika USC w Wolbromiu Agnieszka Gołembiowska-Karoń, przedstawiciele władz gminy Gołcza oraz ZUS-u.
Pani Maria z zaciekawieniem i zdziwieniem przygląda się swoim gościom, ale prawie nie mówi. Jej historię opowiada chętnie opiekująca się nią córka, Zofia Dudek:
– Bardzo wcześnie, bo już w wieku 9 lat mama musiała wywędrować z domu za pracą. Wielodzietna rodzina (mama miała trzech braci i cztery siostry) nie była w stanie wykarmić wszystkich, dlatego, gdy trafiła się okazja, mała Marysia, sama będąc jeszcze dzieckiem, poszła na służbę do Warszawy, gdzie została „opiekunką do dzieci”. Kilka lat później, po wybuchu wojny, kiedy pierwsi ranni polscy żołnierze zaczęli trafiać do stołecznych szpitali pracowała już jako sanitariuszka… 19 września 1939 r. ranny w bitwie nad Bzurą młody Prokop Lechowsky z Czeremoszni w rejonie złoczowskim obwodu lwowskiego, trafił do szpitala w Warszawie. Dwie „pokrewne dusze” spod Lwowa szybko odnalazły się i wkrótce pokochały.
Wojenny ślub wzięli w warszawskim kościele św. Anny 8 czerwca 1941 r. Wspólnie przetrwali w okupowanej stolicy czas do powstania warszawskiego, które obojgu udało się przeżyć, walcząc z najeźdźcą. Po powstaniu, jak bardzo wielu warszawiaków, zostali wywiezieni na południe i trafili do Wolbromia, gdzie mieszkali jakiś czas u rodziny Gajosów. Następnie wysiedlono ich do leżącego nieopodal Mostku, skąd mąż pani Marii wędrował po okolicy w poszukiwaniu pracy. Udało się, przypadkiem trafił na „swoich” – zarządcą w PGR w Trzebienicach był krajan ze wschodu, który ulitował się i dał pracę.
Nie było łatwo, robota w powojennym „pegeerze” była kiepsko płatna. Często jedyną zapłatą za pracę były potrzebne rodzinie do przeżycia produkty, a często trzeba było jeszcze za nie dopłacać. Dlatego pani Maria nie tylko zajmowała się dziećmi – dwiema córkami i synem, ale również ciężko pracowała, wynajmując się do pomocy u bogatszych gospodarzy.
Na stare lata, po śmierci męża zabrała ją do siebie córka Zofia, która mieszka w Wolbromiu. – Mama wszystko je, choć staram się, by odżywiała się lekko i zdrowo – opowiada pani Zofia. – W naszej rodzinie, jeżeli ktoś nie zginął tragicznie to był długowieczny – tłumaczy. Gdyby nie wylew, który kilka lat temu pogorszył jej stan fizyczny, byłaby sprawniejsza.
Dostojna Jubilatka doczekała się 6 wnucząt, 11 prawnucząt i 2 praprawnucząt. Może jednak liczyć na dobrą opiekę i miłość rodziny – czego życzył jej, wraz z życzeniami zdrowia, burmistrz Adam Zielnik. Podobne ciepłe słowa kierowały do 100-latki przedstawicielki gminy Gołcza, gdzie pani Maria wciąż jest zameldowana, które przywiozły również list gratulacyjny od premier Ewy Kopacz oraz wojewody Jerzego Millera. Natomiast przedstawiciele Zakładu Ubezpieczeń Społecznych z Krakowa dostarczyli Jubilatce wraz z życzeniami decyzję o specjalnej podwyższonej emeryturze.