Z mgr inż. Witoldem Olejarczykiem, starostą Towarzystwa Miłośników Ziemi Olkuskiej – o szacunku do swojej Małej Ojczyzny.
– Panie starosto…Czy trzeba się urodzić w Olkuszu, żeby kochać Ziemię Olkuską?
– Niekoniecznie. Jeśli się wrośnie w tę ziemię, utożsami z nią – staje się „krzokiem”. Olkuszaninem. Ja tu się urodziłem, tu wyrosłem, tu umrę. W Olkuszu ukończyłem szkołę średnią. Potem nastały studia na Politechnice Krakowskiej. Dłuższe niż powinny, bo kilka lat zajęła mi działalność estradowa. Podobno byłem w niej dobry.

W roku 1967, po 10 latach pobytu w Krakowie, wróciłem do Olkusza i odtąd do tego roku  pracowałem w Olkuskiej Fabryce Wentylatorów. Przez  pewien czas na stanowisku dyrektora, a zawsze jako główny technolog. No, ale przyszedł czas zejścia z pokładu. Zawsze starałem się działać na rzecz Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Olkuskiej.
– A co to jest, gdzie to jest ta Ziemia Olkuska?
– Nie będę tu wytyczał granic. Powiem tak: to Olkusz i okolice. To miejsca i ludzie, którzy uważają się za olkuszan.
– Żurada, Zederman, Bukowno, Klucze…
– Ziemia Olkuska to nie jest pojęcie ani geograficzne, ani historyczne. To określenie pewnego stanu osobistej emocji. No, powiedzmy!
– Za co, mianowicie, należałoby być miłośnikiem tej Ziemi?
– Za nic! Za to, że tu się żyje, tu jest nasza rodzina, tu spoczywają przodkowie. Jak powiedziałem wcześniej – to jest osobisty związek fizyczny i psychiczny. Powiedzmy bardziej wzniośle: duchowy. Jeśli się wyrosło z tej Ziemi, korzenie pozostaną zawsze. Może są piękniejsze kraje, ale tylko tu, gdzie się człowiek urodził, może znaleźć spokój i ciszę. Tu można osiągnąć zgodę z samym sobą. Wszędzie indziej będziesz obcy. A „inne miasta są hotele”, jak mówił poeta. A jeśli stąd wyjechałeś i po latach zechcesz wrócić, to też będziesz już obcy. Dlatego należy szanować to swoje miejsce urodzenia lub miejsce, które cię przyjęło i dało życiową szansę.
– Młodzi olkuszanie mają do tej swojej Ziemi stosunek, delikatnie mówiąc, obojętny, by nie rzec wrogi. Skończyć szkołę średnią i tyle będziecie mnie widzieć…
– Młodość to, jak wiadomo, okres buntu. Wróci się tu, jak się zobaczy, co to znaczy być w świecie obcym, przybłędą.
– Wasze Towarzystwo jest, jak rozumiem, kontynuatorem Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Olkuskiej…
– Poniekąd tak. Nasza historia jest długa. Nie tak długa, jak historia Olkusza, ale te 40 lat też nie jest krótko. Kiedyś Towarzystwo liczyło setki członków, miało oddziały w sąsiednich miastach, szkołach, zakładach pracy. Na jego czele stał ówczesny przewodniczący Miejskiej Rady Narodowej, czyli „po dzisiejszemu” burmistrz  Olkusza, Tadeusz Trzcionkowski. Więcej tu było propagandowej masowości niż efektów. Takie to były czasy. Ale Towarzystwo mogło i może się pochwalić różnymi osiągnięciami, żeby wspomnieć rewaloryzację dworku i ogrodu Machnickich, adaptację byłego budynku sióstr zakonnych na pomieszczenia muzealne i przeniesienie tam kolekcji afrykańskiej, kontynuację odbudowy zespołu baszty i murów obronnych starówki, inspiracyjną i dokumentacyjną podbudowę historycznej rewaloryzacji reliktów zabytkowych w tzw. „starym Starostwie”, odbudowę oficyny byłego szpitala i ochronki dla dzieci z adaptacją do funkcji wystawienniczej i klubowej. Działalność na tych kierunkach przetrwała ze zmiennym natężeniem i skutkiem również w okresie transformacji państwa. Obecnie wszystkie te poczynania przejął Miejski Ośrodek Kultury i kontynuuje je ku pożytkowi społecznemu. A my jesteśmy autentycznymi działaczami społecznymi. Nie mamy ani grosza w kasie. Jeśli coś  wydajemy czy organizujemy, to za własne pieniądze!
Ale organizacyjnie w następnych latach i wydarzeniach, m.in. w czasie stanu wojennego, Towarzystwo  rozpadło się, przestały istnieć koła środowiskowe, Sławków oddzielił się zupełnie. Stopniowo kurczyła się działalność. Coraz mniej się działo, bo jest coraz mniej i miłośników, i pasjonatów Olkusza. Odeszli na zawsze ludzie – olkuskie symbole, że wymienię tylko kilka nazwisk: Stefan Górnisiewicz, Stefan Ząbczyński, Janina Kapustówna, Janina Majewska, Zdzisław Filipski, Danuta Karoń, Zofia Waś. 20 osób olkuszan z dziada-pradziada. Jest nas – pod nową nazwą – tylko trzydzieścioro. I, niestety, ja pośród nich jestem najmłodszy.
– I co dalej?
-…Chcę wyciągnąć Towarzystwo z niebytu. Uratować co się da…Proszę popatrzeć na te szafy i skrzynie. To cenny spadek po tamtych czasach. W szafie znajduje się 30 wartościowych obrazów olkuskich malarzy: Bronisława Grzywacza, Marii Płonowskiej, Józefa Pazdanowskiego, Henryka Sajdaka, Stanisława Wałacha, Jacka Taszyckiego, Wojciecha Gurbiela, Wiesława Królewicza i Feliksa Śmiei. Kiedyś mieliśmy swoją galerię, a w niej 170 dzieł sztuki. Wiosną chcemy pokazać to, co pozostało. Tej skrzyni jeszcze nie otworzyłem. W tej natomiast – to rzecz najcenniejsza: pamiątki po Władysławie Wołkowskim. Byłem inspiratorem i długoletnim kuratorem tego obiektu zwanego Dworkiem Machnickich z pracami artysty. Znałem go, dobrze znałem przez ostatnie 20 lat jego życia. Miał do mnie zaufanie. Przekazał mi m.in. 1000 swoich rysunków. Z kilkunastu, własnym sumptem, sporządziłem i wydałem 7 monografii tematycznych. Wycinki prasowe, nawet z „Komsomolskiej prawdy”, zbiory wierszy inspirowanych  pracami Wołkowskiego, nagrania rozmów na magnetofonie Grundig (co ja z tym teraz zrobię, gdzie znajdę takie urządzenie!!), film wykonany przez Wojciecha Majewskiego dla TV Katowice. To wszystko chcę zinwentaryzować, skatalogować, być może pokazać. W tych skrzyniach przechowuję pamięć o Wołkowskim. Co do tego Dworku – to był nasz obiekt. Chcieliśmy, aby zachował swój historyczny, dworkowy charakter z wiklinowym wyposażeniem. Przyszły jednak inne czasy, z dworku zrobił się obiekt wystawienniczy. Przepadła tamta atmosfera.
Więc zostało nas 30. Nasz zarząd to: starosta – czyli ja, wicestarosta – Barbara Wróbel, kanclerz – Małgorzata Kundera-Leśniak, skarbnik – Irena Chrostek, klucznik – Ireneusz Krawczyk. Piękne nazwy funkcji i ludzie cenni. Ale same nazwy i nazwiska to za mało.
Zostało nas 30. I każdy z nas chce coś wnieść „w wianie” dla tego miasta. Mieczysław Karwiński, który kiedyś doprowadził do rekonstrukcji Baszty, obecnie rekonstruuje stary cmentarz, pani mgr Danuta Cockiewicz organizuje uroczystości historyczne. Ja także uczestniczę w działalności Towarzystwa Polsko-Włoskiego i pracuję nad archiwizacją zachowanych zbiorów. Przyjąłem to zaszczytne – bez ironii – stanowisko w grudniu 2007 roku, żeby się Towarzystwo ostatecznie nie rozleciało. Każdy z nas działa wedle swoich możliwości. Spotykamy się w lokalu, który nam sprezentowało PTTK (prawda, jak tu zimno!) towarzysko raczej niż funkcjonalnie. Trzeba, aby tu przyszli młodzi. Mamy przecież historyków, archeologów, literatów, którzy mogliby wnieść w Towarzystwo nowego, młodszego ducha…  Towarzystwo Miłośników Ziemi Olkuskiej to miejsce dające szansę realizacji indywidualnych pasji i zainteresowań. Niech się ujawnią ci, którzy czują się olkuszanami i chcą dla tej Ziemi coś zrobić.

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
alfa
alfa
15 lat temu

Młodzi nie przyjdą… założą własne Towrzystwo/Stowarzyszenie/Bractwo…potrzebują stanowisk 😛 Nie ważne, że już ktoś zaczął działać, co z tego? Powstanie nowa organizacja, której szef w randze „prezesa” ogłosi, że… chce działać, robić…. ale nie ma lokum i pieniędzy… i kółko się zamyka… niestety 🙁