Wolbrom
Wolbromski pasjonat i popularyzator historii lokalnej apeluje do radnych Rady Miejskiej, aby podjęli inicjatywę upamiętnienia związków miasta z 1 Pułkiem Ułanów Krechowieckich im. płk. Bolesława Mościckiego. Przypominając ciekawą historię pułku, wskazuje, że obwodnica Wolbromia mogłaby przyjąć nazwę: Aleja Ułanów Krechowieckich lub Aleja 1 Pułku Ułanów Krechowieckich.
Stanisław Osmenda, wolbromski nauczyciel, znany z pasji i zaangażowania w różnych dziedzinach, chętnie popularyzuje lokalną historię. Jego rzetelna wiedza i znajomość szczegółów na temat wielu, niejednokrotnie prawie zapomnianych już wydarzeń, jest imponująca. Ostatnio pan Stanisław zwrócił się do radnych z pomysłem upamiętnienia stosunkowo mało znanego lokalnego wątku historii Ułanów Krechowieckich.
Jak przypomina Stanisław Osmenda, 1 Pułki Ułanów Krechowieckich im. płk. Bolesława Mościckiego wywodzi się w prostej linii od dwóch ochotniczych szwadronów kawalerii, sformowanych w roku 1915 w ramach tzw. Legionu Puławskiego. Ułani wzięli udział w I wojnie światowej po stronie państw ententy, w składzie Armii Rosyjskiej. Po wielu perturbacjach szwadrony przekształciły się początkowo w dywizjon, a ostatecznie w Pułk Ułanów Polskich, o znacznej autonomii wobec władz rosyjskich. W szczytowym okresie rozwoju Pułk liczył ok. 1072 ułanów w 6 szwadronach, a organizacyjnie wchodził w skład I Korpusu Polskiego, dowodzonego przez gen. Józefa Dowbor – Muśnickiego, późniejszego dowódcy jedynego wygranego zrywu narodowego, jakim było Powstanie Wielkopolskie. Przewrót bolszewicki w Rosji mocno skomplikował sytuację wojsk polskich na kresach wschodnich. Od zachodu zagrażały im wojska niemieckie, a od wschodu bolszewickie. Ostatecznie gen. Muśnicki zdecydował się, w porozumieniu z Niemcami, dokonać demobilizacji wojska. Większa część ułanów powróciła do kraju, czyli na tereny dawnego Królestwa Polskiego, a pozostali postanowili przedzierać się małymi grupami na Półwysep Murmański i na Kubań, w celu kontynuowania walki z bolszewikami.
Kapitulacja wojsk państw centralnych zupełnie zmieniła sytuację polityczną. Już pod koniec października 1918 zakonspirowani w kraju ułani przystąpili do akcji rozbrajania Niemców i odtwarzania Pułku pod dowództwem płk. Feliksa Dziewickiego. I tu pojawia się wątek wolbromski! Okazało się bowiem, że Wolbrom jest dogodnym miejscem do prac organizacyjnych przy odtwarzaniu pododdziałów. W listopadzie 1918 r. do Wolbromia przeniesiono z Kielc sztab Pułku, który zakwaterowany został w położonym między dzisiejszymi ulicami Akacjową i Kościuszki dworku Lucyny i Bogumiła Nowakowskich, natomiast w Fabryce Wyrobów Gumowych, na bazie stacjonującego tam zapasowego 2 pułku ułanów austriackich, pod dowództwem rtm. Jerzego Bardzińskiego rozpoczęto formowanie 3. szwadronu.
Dużą część tego szwadronu stanowiła młodzież akademicka, a jednym z dowódców plutonu był Ignacy Zylberg – Plater członek grupy spiskowców księcia Jusupowa, która dokonała zamachu na Rasputina. Ignacy Plater jest dziadkiem europosłanki Róży Thun. Funkcję wachmistrza 3. szwadronu pełnił brat Władysława Andersa, Jerzy Anders. Niektórzy ułani, nieprzywykli do skromnego jedzenia wojskowego, za opłatą stołowali się u mieszkańców Wolbromia, mających domostwa w pobliżu fabryki, zamienionej na koszary. W okresach koncentracji Pułku wielu ułanów kwaterowało u gospodarzy okolicznych wiosek.
Przed wyruszeniem na front pod Lwów, w grudniu 1918 r., przybył do Wolbromia 2. szwadron i objął kwatery we wsi Szreniawa. W Wolbromiu 3 maja 1919 odbyła się ceremonia wręczenia Pułkowi na nowo, zachowanego po demobilizacji sztandaru. Ostatecznie główne siły Pułku opuściły Wolbrom na zawsze na początku maja 1919 r., ale szkolenie rezerw trwało jeszcze do roku 1920.
O tym, jak bardzo Wolbrom był związany z 1 Pułkiem Ułanów Krechowieckich świadczy, szczęśliwie dobrze zachowana, wykonana w kwietniu 1919 r. w ogrodzie państwa Nowakowskich fotografia, którą szczegółowo opisuje pasjonat historii z Wolbromia. Według niego, widniejący na zdjęciu oficer na koniu po lewej stronie, to uczestnik słynnej bitwy pod Krechowcami, odznaczony m.in. Krzyżem Virtuti Militari płk Zygmunt Podhorski. W Wojnie Obronnej 1939 r., będąc dowódcą dwubrygadowej Dywizji Kawalerii „Zaza”, walczył aż do 6 października, kapitulując dopiero po ostatniej bitwie pod Kockiem. Przez wielu historyków wojskowości jest on uważany za jednego z najlepszych polskich dowódców kawalerii w kampanii 1939 r. Obok konia stoi księżna Franciszka Korybut-Woroniecka (z domu Krasińska), popularna „Ciocia Frania”. W czasie formowania Pułku księżna zaopatrzyła go w konie, a potem wspomagała finansowo. W ułańskich żurawiejkach często pojawia się motyw Cioci Frani: „To, że dobrze są ubrani, to zasługa cioci Frani”, „Pridupniki Cioci Frani Krechowieccy to ułani”.
Na zdjęciu Ciocia Frania wyciąga rękę w stronę konia, i nie jest to jakiś zwykły koń, ale wierzchowiec pierwszego dowódcy Pułku płk. Bolesława Mościckiego – Krechowiak. Wierzchowiec ten nieprzerwanie pełnił służbę podczas walk pod Lwowem, na Wołyniu i podczas obejmowania Pomorza. W walkach pościgowych za Armią Budionnego, w bitwie pod Ołyką, odniósł ciężką ranę odłamkiem w udo. Po wyleczeniu, wrócił do służby, a już po zakończeniu działań wojennych odkryto u niego nadzwyczajny talent sportowy. Jeźdźcy dosiadający Krechowiaka osiągali wspaniałe wyniki na zawodach jeździeckich. Osiągnięcia sportowe Krechowiaka sprawiły, że został włączony do grupy koni przygotowywanych do Olimpiady w Paryżu 1924 r. Dosiadany przez wybitnego jeźdźca tamtego okresu, ppłk. Karola Rómmela, wystartował we wszechstronnym konkursie konia wierzchowego (WKKW). Ostatecznie ppłk. Karol Rómmel, dosiadający Krechowiaka, wywalczył 10-te, najlepsze w polskiej ekipie miejsce. Za swoje zasługi Krechowiak otrzymał specjalnym rozkazem Ministra Spraw Wojskowych dożywotnią rację żywnościową, czyli był na tzw. łaskawym chlebie. Kilka tygodni przed śmiercią zaniemógł, przestał jeść, był karmiony sztucznie zmielonym na papkę pokarmem, ale w końcu zasnął spokojnie 31 marca 1939 r., przeżywszy dwadzieścia siedem lat. Po ponownym odrodzeniu się Pułku w Armii Andersa, czołgowi dowódcy Pułku nadano imię Krechowiak. Czołg przebył szczęśliwie całą kampanię włoską podczas II wojny światowej.
Na koniu, za Zygmuntem Podhorskim, widać wybitnego piosenkarza kabaretowego i estradowego, autora tekstów Stanisława Ratolda – Zadarnowskiego. Ratold był gwiazdorem warszawskich kabaretów w pierwszych latach po odzyskaniu niepodległości. W listopadzie 1918 r. wstąpił w szeregi 3. szwadronu 1 Pułku Ułanów Krechowieckich, formowanego w Wolbromiu. Gdy wieczorami po trudach walki i służby ułani zbierali się razem by pośpiewać piosenki wojskowe i cywilne, „Stasiek” wchodził w rolę lidera. Często popisywał się repertuarem z kabaretów w których występował. Napisał – być może w Wolbromiu – piosenkę nawiązującą do swojego 1 Pułku p.t. „Wizja szyldwacha”. Melodię tej pieśni dobrze znają słuchacze „Radiowej Trójki” z programu kabaretowego „60 minut na godzinę” (Hej szable w dłoń …). Podczas jednej z potyczek, koło miejscowości Zawidowice, śmiertelnie postrzelono jego konia. Pod gradem kul koledzy ze szwadronu wywieźli ułana z pola walki, biorąc go na zakończenia ostróg tzw. szenkle. Zadarnowski utonął podczas kąpieli w Wiśle na plaży braci Kozłowskich. W trakcie pogrzebu artysty, gdy grabarze kończyli zasypywać mogiłę, na świeży grób rzuciła się zrozpaczona wdowa po piosenkarzu, wypijając na moment przed tym całą butelkę trucizny. Wdowę przewieziono w stanie ciężkim do szpitala Dzieciątka Jezus. W zaciśniętej dłoni trzymała zdjęcie męża oraz jego wiersz „Czarodziejka”.
– To tylko część historii związanych z pamiątkowym zdjęciem wykonanym w Wolbromiu w kwietniu 1919 r. W niektórych miejscowościach gminy Wolbrom, np. w Strzegowie i Porębie Dzierżnej upamiętniono bardzo skromne epizody związane z krótkim przemarszem czy noclegiem batalionów Legionów Piłsudskiego. Niestety, jedynym dowodem obecności na Ziemi Wolbromskiej elitarnego 1 Pułku Ułanów Krechowieckich jest mogiła wybitnego oficera tego Pułku rtm. Michała Dziewanowskiego – ubolewa pan Stanisław, mając nadzieję, że gminni radni naprawią te braki, podejmując inicjatywę nadania nazwy jakiejś ulicy w mieście imieniem polskich bohaterów.
– Myślę, że nazwanie obwodnicy np. aleją Ułanów Krechowieckich byłoby dobrym krokiem w tym kierunku – podsumowuje Stanisław Osmenda.