Chyba nikt nie ma wątpliwości, że Olkusz jest miastem przeklętym. Nie wiem, jak sprawa jest traktowana za rogatkami miasta, ale z tego co się orientuje, w samym Olkuszu myślą tak niemal wszyscy. Tak, religią panującą w Olkuszu jest fatalizm rytu zreformowanego. Przecież już sprawa miejskości Olkusza budzi kontrowersje, a nawet – o gorzka ironio – sama klątwa nad naszym miastem też ma chwiejne podstawy.
A miało z nią być tak: Mianowany na proboszcza w Olkuszu krakowski profesor teologii Jan Kanty zaproszony został przez miejscowego gwarka na biesiadę; ponieważ był licho odziany posadzono go między najuboższymi – i jeszcze mu gospodarz wręczył kilka monet, żeby sobie kupił coś wyjściowego, bo w takich łachmanach nie uchodzi. Na kolejnej wieczerzy Kanty miał się pojawić w nowej bogatej szacie, więc posadzono go wśród dostojnych gości, a ten tymczasem doprowadził do prowokacji, bo ni stąd ni zowąd jął polewać swoje odzienie zupami i sosami z pieczystego, mówiąc przy tym, że uszanowano nie jego, tylko jego szaty. Gospodarz pojął do jakiego faux pas doprowadził, toteż rzucił się do stóp Kantego błagając o wybaczenie. Łaskawie mu wybaczono. Z czasem jednak olkuszanie zaczęli mieli dość proboszcza, który ich przy byle okazji obsobaczał za rozrzutność; postanowili więc napisać do wybierającego się do Olkusza Władysława Jagiełły, żeby odwołała namolnego księdza z probostwa u św. Andrzeja. Ale burza piaskowa uniemożliwiła królowi wjazd do miasta – monarcha miał utknąć w chłopskiej chałupie na Czarnej Górze. Jan Kanty dowiedział się jednak o spisku i rzucił wszystko, znaczy Olkusz, w diabły, wziął kostur wędrowca i odszedł w siną dal, a na ostatniej górce, pewnie gdzieś pod Olewinem, rzucić miał na Srebrny Gród klątwę. Pięknie to wygląda, nie przeczę, ale skonfrontujmy piękno z faktami, pomijając już oczywisty brak zależności duchownego od władz świeckich. No, niby jak miał być Olkusz obłożony klątwą przez późniejszego świętego, skoro rzeczony najprawdopodobniej nigdy naszego miasta nie zaszczycił …wizytą?
Kanty był tylko nominalnym proboszczem i to raptem dwa miesiące, aż sam z zaszczytu zrezygnował. Swoją drogą nie odrzuca się tak łatwo czegoś, co daje splendor i dochody, chyba, że urząd ten nie przynosił ani jednego, ani drugiego. Ponoć miał imć Jana zastępować w pracy Marcin z Milejowa, ale pobożny Kanty i tak nie mógł się pogodzić z tym, że nie daje osobiście rady urzędować w Olkuszu i rad-nierad odstąpił od piastowania posady. Proszę Państwa to trochę tak, jakby dziś ktoś zrezygnował z jakiejś lukratywnej rady nadzorczej, tłumacząc to faktem, że zarobiony jest i nie ma czasu raz na pół roku pojawić się na jej obradach i zgarnąć grube tysiące wynagrodzenia za swój wysiłek. Na pierwszych stronach największych gazet pisaliby o takim frajerze, w Faktach TVN i Wiadomościach pokazywano by cudaka, jak cielaka o dwóch głowach, czyli jako wyjątkowe kuriozum. Ale kto wie, może i rzeczywiście Jan z Kęt był tak zacnym człowiekiem, kto go tam wie, przecież normalny do końca nie był, czego dowodem choćby historia z napadem zbójeckim, który przeżył podczas jednej z pielgrzymek, gdy to złoczyńcy kazali mu oddać wszystkie pieniądze, co on skwapliwie uczynił, ukontentowani rabusie już odjeżdżali, gdy doszło ich uszu nawoływanie okradzionego zakonnika: „Wracajcie waszmościowie, azaliż sięgnąwszy do trzosa znalazłem w nim jeszcze nieco grosiwa, które oddać wam czym prędzej pragnę, bo skoro miałem dać wszystko, do ostatniej monety, to dam wszystko…”. Skonsternowani zbóje mieli być pod takim wrażeniem uczciwości i słowności uczonego, że zwrócili mu całe zagrabione mienie i żegnając się przy tym znakiem krzyża uszli czym prędzej, zapewne przekonani także o braku piątek klepki u napadniętego.
Ale co nas interesuje, co roiło się w jego głowie, ważne, że ta nasza olkuska klątwa jest wielce wątpliwa, no bo z jakiej przyczyny Kanty miał się zatrwożyć hulaszczym trybem życia olkuskich gwarków, skoro nie był tego rozpasania świadkiem? Nie mógł też wieszczyć, a ponoć wieszczył, że Olkusz będzie pozbawiony fartu przez ileś tam pokoleń, i że będą nim władać urodzeni w obcej ziemi, choć nie raczył wspomnieć gdzie konkretnie, w Krakowie, na Litwie, czy powiedzmy w Kosmolowie, istotne, że wszędzie, tylko nie w Olkuszu, no więc te wszystko sensacje można o kant wiadomo czego potłuc, bo nikt na nas żadnej klątwy nie nałożył, a jeśli jakaś klątwa na nas spadła, to wyłącznie dzięki naszym własnym usilnym staraniom. Po prawdzie wydaje mi się ona bardzo użytecznym wytłumaczeniem naszego niewątpliwie wybitnego pecha, oraz przyrodzonego talentu do działań, które mają przynieść niebywały sukces, a w konsekwencji doprowadzają do pogłębienia upadku. Dlaczego tak się dzieje? Diabli wiedzą – przecież okoliczności geograficzne i przyrodnicze akurat mamy sprzyjające: leżymy (nomen-omen!) w jednym z najlepszych miejsc, jakie można było sobie wyobrazić dla przyszłego miasta: na styku dwóch dynamicznych krain, na złożach rud srebro i cynkonośnych, na Jurze, która urzeka pięknem, no, aspektów zapewniających sukces jest tyle, że gdyby było ich jeszcze więcej, to już byłby przesyt – a tymczasem jak jest, każdy widzi. No, bo chyba nie mamy wątpliwości, że się nie udało; miasto jest małe, i robi się coraz mniejsze, straciło swoją historyczną szanse na rozwój, więc się ochoczo zwija, i nikt i nic mu już nie pomoże, bo skoro samo sobie nie mogło pomóc, to dlaczego niby ktoś obcy miałby się nim przejmować. Górnictwo się kończy (jesteśmy świadkiem jego ostatnich podrygów), garnki i wanny już dawno przeszły do dumnej historii, nawet sen o byciu noclegownią dla Krakowa się rozwiał, pozostało tylko poczekać na wyczerpanie się energii inercji, dzięki której Olkusz jeszcze trwa. Ostatni zgasi światło, ale może nawet nie będzie musiał tego zrobić, bo prąd wyłączą wcześniej – za nie zapłacone rachunki.
Niestety, mamy nieszczęście żyć w miejscu, w którym nic nie jest takie, jakim być powinno; rzeka Baba, raz jest, raz jej nie ma. Szosa na Kraków – kiedyś zwana „drogą szybkiego ruchu” – służy do jazdy w tempie spacerowym, a w godzinach szczytu służy do korkowania. Mamy nieczynne od lat dworce PKS-u i PKP. Miasto się wyludnia; kto może pryska stąd, byle dalej i na pożegnanie klątw wprawdzie nie rzuca, ale z pełną wiarą zapewnia, że nigdy tu już nie powróci. Miasto powinno tętnić życiem w dzień i w nocy (godz. 21.30, obsługa w barze: „Proszę podnieść nogi, bo muszę zamieść podłogę, gdyż zaraz zamykamy”), zaludniać się, ściągać inwestorów, po prostu kwitnąć, a nasze od dawna jest w fazie przekwitania… Paradoksalnie panuje u nas dostojny spokój, jak na pogrzebie zasłużonego obywatela, czyli msza święta koncelebrowana i składanie kwiatów na okoliczność różnych narodowych traum.
Ktoś ma jakąś wizję rozwoju tego miasta? Pytanie retoryczne: czy można rozwinąć, coś, co się zwinęło i sparciało?!
Fot. 1. Olkusz w 1912 roku, widok od zachodu.
Potwierdzam klątwa. Zburzyli kościół który niby był kaplicą ale miał ołtarz, miałem tam 1 komunię i bierzmowanie. Serce mi pękło z żalu i przestałem do kościoła chodzić – przykre ale prawdziwe. Może kiedyś mi przejdzie gniew
Rozwój miasta – na pewno brakuje targu takiego jak jest w Wolbromiu i Będzinie
A kto by na tym targu miał niby kupować?
przykro to czytać chociaż nie jestem mieszkańcem Olkusza ale darzę to miasto sympatią – 30 lat temu 🙁 chodziłem do sławnego Technikum Samochodowego na ul. Górniczej – z tego co słyszę nawet tą szkołę dosiegla ta „klątwa”
Dodałbym jeszcze puste lokale do wynajęcia w Rynku i okolicach. Jak już ktoś odważy się otworzyć jakiś biznes to na 90% zbankrutuje po kilku miesiącach.