1domaniewice oficyna dworska fot arch

„Domaniowice! To był przecudny zakątek ziemi, położony wzdłuż Jury Krakowsko-Wieluńskiej. Stary dworek drewniany w otoczeniu lip, co najmniej stupięćdziesięcioletnich, które przeważnie kilku odnogami z jednego pnia jak bukiety strzelały wysoko w górę. To było duże skupisko, ponad pięćdziesiąt drzew.

Pod ich konarami krył się kolisty zajazd, który prowadził pod oszklony ganek, skierowany frontem, jak to zazwyczaj po naszych dworach bywało, na południe, na godzinę jedenastą. Z drugiej strony dworu, z otwartego ganku, wychodziło się do ogrodu okolonego ze wszystkich stron wysokimi drzewami. Od zachodu graniczył z nim stary bór sosnowy, bezpośrednio przylegający do skupisk lip, od wschodu bystry potok Białej Przemszy, która niedaleko brała początek u stóp wapiennego masywu. Wzdłuż potoku po jego drugiej stronie szła aleja ze starych klonów. kasztanów i dębów, w kierunku południowym przecinała wzdłuż całe podwórze folwarczne i kończyła się kilka stajań poza obejściem na granicy Domaniowic, znaczonej kapliczką przydrożną. Wpadał tu pod kątem prostym zadrzewiony jar, idący hen daleko na wschód i stanowiący południową granicę naszych włości. (…) Nieduże to były włości – wszystkiego sześć włók ziemi ornej i trzy włóki łąk, wód, jarów i lasów. Niełatwo je było jednak obejść. Rzucone od południowej, znaczonej jarem, granicy ku północy wydłużoną figurą z głębokim wykrojem pośrodku w kształcie równobocznego trapezu (rozsiadłą się tam po obu stronach drogi, wśród sadów, malownicza kolonia Okupników) nie dały się ogarnąć z jednego rzutu oka. Była to wąska dolina źródlisk Białej Przemszy, położona pomiędzy obłymi pagórkami, które łagodnie się wznosząc, tonęły w zwartej ścianie lasów otaczających je ze wschodu i północy. Dzielące te wzgórza głębokie, porośnięte drzewami i gęstym poszyciem krzewów jary tworzyły wspaniałe ramy dla falujących wśród nich łanów żyta i owsa. A ze wschodniej ściany lasów wyłaniały się ostro zarysowane wzgórza, zwieńczone wapiennymi skałami o fantastycznych kształtach. Wzdłuż zachodniej granicy wąską drogą znaczona kopcami docieraliśmy do Cięgli. Był to największy las w Domaniowicach, stykający się bezpośrednio z lasami gromadzkimi i wielkim kluczem lasów pilickich. Jesienią, na tle ciemnej zieleni drzew szpilkowych, las płonął wszystkimi odcieniami purpury i złota. Był to niezapomniany obraz. Na zachód od tej drogi na całej jej długości grunt spadał łagodnie, ale nieustannie, i widać było głęboko w dole długi sznur budynków wsi Załęże i Krzywopłoty, znaczonych bujnym zadrzewieniem, przy pewnym oświetleniu połyskujący tu i ówdzie zwierciadłem coraz to zasobniejszych wód dalszego biegu Białej Przemszy. Na dalszym planie widniały wzgórza z rozsiadłą na nich wsią Bydlin i wyniosłe ruiny ariańskiego zboru. U jego stóp rozegrała się w 1914 roku krwawa bitwa pod Krzywopłotami legionistów z nacierającymi oddziałami armii rosyjskiej. Jeszcze dalej występowało pasmo lasów kolbarskich. Horyzont zamykały kompleksy olkuskich borów. W wyjątkowe dni nadzwyczajnej przezroczystości powietrza na najdalszym horyzoncie wyłaniały się zarysy Wysokich Tatr” (Andrzej Wierzbicki, „Żywy Lewiatan. Wspomnienia”, Warszawa 2001, s. 318-320).

2dworek jurajski w domaniewicach

Gdy czyta się takie słowa, nie dziwi się człowiek, że kiedyś zwano Domaniewice Szwajcarią, ale o tym za chwilę. Zaznaczmy tylko, że w opisie Wierzbickiego są dwie niewielkie nieścisłości, owo źródło o wydajności 16 litrów na sekundę, to początek rzeczki Tarnówka zwanej też Sączenicą, jeden z dopływów Białej Przemszy, a nie ona sama. Co zaś do owych ruin zboru w Bydlinie, to należy poprawić autora, że są to pozostałości zboru kalwińskiego, później przemianowanego na kościół św. Krzyża.   
A teraz słów kilka o Domaniewicach. Nazwa wsi jest typu patronimicznego: od nazwy osobowej Domań. W 1388 r. występują w źródłach jako Domanouicze. Później spotkać można formę Domaniowice. Z pierwszej wzmianka z 1388 r. dowiadujemy się, że prawo do tej wsi otrzymała wdowa po rycerzu Niemierzy. W 1442 r. miejscowość należała do Andrzeja z Załęża h. baran. Rok później jako właściciel Damaniewic występuje Stanisław Bydliński, który później używał przydomka Domaniowski. Pod koniec XV w. wieś była własnością Ścibora Rożniatowskiego. Potem wieś dzierżawili krakowscy mieszczanie. W latach 1783-90 Domaniowice były majątkiem generała i „adjutanta królewskiego” Walentego z Kurozwęk Męcińskiego. Wieś liczyła wówczas 32 domy. Od 1790 r. jako właściciel figuruje hrabia Adam Męciński, kasztelan spicymierski i starosta bodaczowski. Być może to właśnie Męcińscy zbudowali tutejszy dwór.           
W 1827 roku było w Domaniewicach 37 domów i 217 mieszkańców.  

W XIX w. Domaniewice (Domaniowice) zwano Szwajcarią Saską (Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego). Była to wówczas wieś i folwark prywatny. W 1880 r. nabył ów folwark warszawski adwokat i znany publicysta Jan Maurycy Kamiński. Wieś należała do gminy Wolbrom w powiecie olkuskim. Jeśli chodzi o jurysdykcję kościelną, to Domaniewice podlegała wtedy pod parafię w Bydlinie. Folwark miał 390 morgów, grunty włościańskie morgów tych liczyły 436. W 1881 r. mieszkało tu już 323 katolików i 4 Żydów. „Słownik” podaje też informacje o tutejszym kamieniołomie: ‘W D. Znajduje się kopalnia kamienia t. z.  Grubowapienia i marmuru koloru różowego, oraz piec do wypalania wapna. W 1875 r. kopalnia zatrudniała. 12 kamieniarzy”. Dalej czytamy, że w 1881 r. jest ona „w stagnacyi”.   

3staw w domaniewicach

Przed wojną swój majątek miał w Domaniewicach – cytowany na wstępie – Andrzej Wierzbicki (1977-1959), członek Komitetu Narodowego Polskiego, przewodniczący polskiej Delegacji Ekonomicznej na konferencję pokojową w Paryżu, poseł na Sejm i minister, kandydat na premiera, wreszcie prezes Komitetu Opiniodawczego, członek rad lub prezes 16 dużych zakładów pracy i banków, wspaniały mówca. Miał też majątek z dworem pod Warszawą. Piękny drewniany dwór Wierzbickich w Domaniewicach został rozebrany w latach 60. (zdjęcie w „Dziejach Olkusza i regionu olkuskiego). Tuż po wojnie Wierzbicki wykładał na Uniwersytecie Jagiellońskim, nawet wszedł do Rady Naukowej przy ministrze ziem odzyskanych i był doradcą w Państwowym Monopolu Zapałczanym. Wszelako w 1949 r. został pozbawiony wszystkich stanowisk i w wieku 72 lat znalazł się bez środków do życia. Wtedy ratunkiem dla niego stała się świetna znajomość rosyjskiego – tłumaczył więc dla PIW-u literaturę rosyjską (jako Aleksander Męczyński). Zdążył jeszcze na falach październikowej odwilży opublikować część wspomnień (do 1920 r.), i zmarł w 1959 r. Pisał o Wierzbickim Stefan Kisielewski w felietonie „Lewiatan żywy” (Tygodnik Powszechny, 27 kw. 1958): „Za czasów mojej młodości nazwisko Andrzeja Wierzbickiego znano dobrze i na lewicy i na prawicy. Na lewicy wymieniano je nieraz z przesadną nieco niechęcią, jako nazwisko mitycznego wroga, na prawicy z dumą i z podkręceniem wąsa, wszędzie jednak, i tu i tam, z szacunkiem i uznaniem dla jego uzdolnień fachowych, energii i aktywności. Andrzej Wierzbicki, dyrektor „Lewiatana”, był jednym z najwybitniejszych działaczy gospodarczo-technicznych Rosji carskiej, potem Królestwa, wreszcie Polski Niepodległej. Lewiatan zaś, to żartobliwy, ukuty przez socjalistów, a przejęty później przez samych zainteresowanych kryptonim, oznaczający Centralny Związek Polskiego Przemysłu Górnictwa, Handlu i Finansów. Słowem, pan Andrzej Wierzbicki to po prostu wcielenie tego, co przez długi czas nazywano u nas pieszczotliwie „rekinem kapitalistycznym”: przemysłowiec-kapitalista na wielką skalę, kontynuator tradycji Staszica, „pana Andrzeja” Zamoyskiego, Druckiego-Lubeckiego i innych, realizator rewolucji przemysłowej na terenie Rosji i Polski – w sumie nie byle kto. Gość z innej, na pozór, epoki – ale jaki gość i ileż ma do powiedzenia”. Felieton Kisiela ukazał się właśnie w związku z wydaniem I tomu wspomnień Wierzbickiego. Co ciekawe i znamienne dla czasów, w jakich ukazała się książka, mniej więcej trzy lata wcześniej, w publikacji Lucjana Piekarza, o socjalistycznej ziemi olkuskiej, na Wierzbickich, dziedzicach w Domaniewicach wiesza się przysłowiowe psy, gdyż rzekomo słabo płacili robotnikom rolnym, których zatrudniali; relacjonował ów L. Piekarz „W latach 1937-38, na przednówku Anna Paś pracowała za 1 kg jęczmienia. Niektórzy ludzie długo odrabiali litr nafty czy wiadro kapusty pożyczone na przednówku”; wspomina też, że ponoć robiło się u Wierzbickiego za grosze, a pracę zaczynało jeszcze przed świtem, bo od 3 (kończyło zaś koło 21). Z tego jednak, co wynika ze wspomnień Wierzbickiego, zupełnie nie zdawał on sobie sprawy, iż wyzyskuje okoliczne chłopstwo. Pisał więc: „Domaniowice stale przynosiły straty. Pokrywał je mój warsztat pracy w Warszawie. Miało to jedną dobrą stronę: cała służba folwarczna zdawała sobie sprawę, że do gospodarstwa wciąż dokładam, i czuła, że nie jest wyzyskiwana. W porównaniu z sąsiadami, gospodarzami, miała się lepiej, niektórzy dokupywali sobie morgi, chociaż u tych sąsiadów młode pokolenie najczęściej pracowało w górnictwie lub przemyśle w Zagłębiu Dąbrowskim. Byliśmy ze sobą nie tylko zżyci, ale i zaprzyjaźnieni. Miałem tego gorące dowody, gdy w zimie 1944 r. zostałem po raz drugi aresztowany i wywieziony przez Niemców do więzienia na Montelupich w Krakowie”. Wspominał też Wierzbicki ciepło proboszcza z pobliskiego Bydlina ks. Józefa Jarzę, jako „prawdziwego” polskiego chłopa „o szlachetnej męskiej urodzie”, cieszącego się szczerym szacunkiem parafian, który sprawował obowiązki kapelana dla miejscowych AK-owców (W okolicach wsi w czasie wojny operowali partyzanci, w tym m. in. z oddziału „Surowiec” Gerarda Woźnicy „Hardego”. Z tego czasu pod lasem jest kilka grobów partyzanckich). Ponoć ksiądz nawet marzył, że sam chwyci za broń, ale – przecie księdzu nie wypadało. Niestety, wkrótce po wypędzeniu Niemców, kapłan ów zmarł na serce. Wierzbicki opisał Domaniewice wręcz jak arkadię, gdzie spędził „najsłoneczniejsze chwile życia”, gdzie łapał oddech od polityki, wymarzone wreszcie miejsce, by wzrastali synowie. Jednym z nich jest nie kto inny, jak znany w PRL-u opozycjonista, pisarz (autor m.in. słynnych „Gnid” – paszkwilu na serwilistycznych dziennikarzy w czasach komunistycznych), dziennikarz (b. redaktor naczelny „Gazety Polskiej”) i krytyk muzyczny – Piotr Wierzbicki.

4stary dom w domaniewicach

Dwór. Jeszcze w latach 60. stał w Domaniewicach ówże piękny XVIII-wieczny dworek Wierzbickich; wiemy, że był drewniany, kryty gontowym dachem. Miał konstrukcję zrębową, i był parterowy, z trójściennym ryzalitem od tyłu. Od frontu od 1928 r. była weranda, nowy ganek także przy ryzalicie. Na osi budynku mieścił się charakterystyczny ośmioboczny salon. Z dworkiem sąsiadowała przerobiona ze stajen oficyna dworska (I poł. XIX w.). Oficyna była murowana, która tak od frontu jak i od tyłu miała ganki z kolumnami. Dodajmy do tego czworościenną, dwukondygnacyjną kapliczkę z kolumienkami na narożnikach (w parku dworskim, zbudowana na przełomie XVIII i XIX wieku). Dużo zdjęć dworu znaleźć można w książce Jacka Sypienia „Dwory szlacheckie ziemi olkuskiej”).    

Kapliczka. Na granicy Domaniewic, Bydlina i Załęża, na polach, między starymi drzewami,  znajduje się kapliczka z początku XX w. Kamienna, w formie grubego słupa (ok. 2 m. wysokości ok. 80 cm szerokości, z wnęka na rzeźbę.  
Pomnik przyrody. Źródła Tarnówki w Czarnym Lesie są pomnikiem przyrody.

Fot. 1. Oficyna dworska w Domaniewicach.
Fot. 2. Dworek Jurajski, dawna szkoła (dwór stał w pobliżu) fot. OD.
Fot. 3. Staw w Domaniewicach, fot. OD.
Fot. 4. Stary dom w Domaniewicach, fot. OD. 

 

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze