Gdy myślimy o obcokrajowcach walczących w powstaniu styczniowym, przychodzą nam do głowy nazwiska tych najbardziej znanych: płk. Francesco Nullo, Andrieja Potiebni, Franciszka de Rochebruna. Nieco bardziej zaznajomieni z historią wspomną jeszcze kilku Włochów i Francuzów, którzy walczyli w szeregach żuawów śmierci. Może warto zaznaczyć, że było ich tak wielu, i z tak licznych krajów, jak chyba w żadnym polskim zrywie niepodległościowym; co znamienne, najliczniejszą nacją – poza Polakami – byli Rosjanie, Ukraińcy (zwani wtedy Rusinami) i Białorusini. Przypomnijmy więc, z okazji zbliżającej się 155 rocznicy styczniowej insurekcji 1863 r., postać Mitrofana Podhaluzina (zwanego Uraganem vel Bolesławem Popowem), Ukraińca, który przeszedł na stronę powstańców, a swą walkę po polskiej stronie zakończył przed plutonem egzekucyjnym w fosie Aleksandrowskiej Cytadeli. Był ostatnim insurekcjonistą rozstrzelanym przez Rosjan za udział w powstaniu. Uragana opisać warto nie tylko dlatego, że życie swe oddał naszej sprawie. Trzeba bowiem wiedzieć, że przez pewien czas był on dowódcą szwadronu olkuskiego, wchodzącego w skład olkuskiego pułku. Nic, Drogi Czytelniku, nie słyszałeś o tych formacjach? Nie szkodzi, tym chętniej przeczytasz niniejszy artykuł.
„Za te przestępstwa Podhaluzin, po konfirmacji mojej, zgodnie z wyrokiem polowo-wojennego sądu, po pozbawieniu praw, osądzony na karę śmierci, został rozstrzelany”.
Fiodor Berg
Fiodor Fiodorowicz Berg (właśc. Friedrich Wilhelm Rembert von Berg, 1794-1874), pochodził z rodziny Niemców bałtyckich. Absolwent Uniwersytetu w Dorpacie. Geodeta; w latach 20. XIX w. dokonał opisu statystyczno-wojskowego Turcji i Bułgarii, oraz sporządził mapę Azji Środkowej (na podstawie poprowadzonej przez siebie ekspedycji). W 1831 uczestniczył w wojnie z Polską, w tym w natarciu na Warszawę. Za kampanię polską awansowany do stopnia generała-lejtnanta i mianowany kwatermistrzem armii rosyjskiej w Królestwie Polskim. Od 1843 jako generał kwatermistrz Sztabu Głównego Imperium Rosyjskiego. Od 1853 dowódca wojsk w Estonii, a w dwa lata później generał gubernator Finlandii. Ostatni namiestnik Królestwa Polskiego (1863-74). To on w głównej mierze przyczynił się do stłumienia powstania styczniowego, a następnie kładł nacisk na intensywną rusyfikację Polski. 19 września 1863 grupa powstańców dokonała nieudanego zamachu na Berga, rzucając bombę zaprojektowaną przez aptekarza Antoniego Schmidta (zm. w 1917 r. w Krążku, gmina Bolesław). Bomba składająca się z roztworu fosforu i dwusiarczku węgla, rzucona została z okna pałacu Zamoyskich na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Gdy Rosjanie wtargnęli do pałacu doszczętnei go zdemolowali, wyrzucając z niego fortepian, na którym grał Fryderyk Chopina (Cyprian Kamil Norwida napisał o tym wydarzeniu wiersz „Fortepian Szopena” (1865). W 1865 r. mianowany feldmarszałkiem.
Nie wiadomo, kiedy Mitrofan Podhaluzin porzucił służbę w carskiej armii. Walery Przyborowski w swej „Historii dwu lat” (Kraków 1895) przypuszcza, że to właśnie Uragan był przedstawicielem Rusi w warszawskiej naradzie, a potem manifestacji horodelskiej 1861 r., które stanowiły niejako preludium do powstania. Nie popiera tych przypuszczeń jednak żadnymi dowodami, nikt inny też nie podaje takiej wersji przejścia Mitrofana na stronę Polaków; dodajmy, tak wczesnego przejścia. Carski namiestnik, który później tłumił powstanie styczniowe, Fiodor Berg twierdził jednak, że Podhaluzin był w rosyjskim wojsku stojącym w królestwie do 1862 r. Więc może jednak…
Życiorys pobieżny
Jeszcze niedawno życiorys Podhaluzina przedstawiano następująco: na początku powstania jako prosty żołnierz wszedł w skład oddziału Dionizego Czachowskiego, a następnie służył w konnej żandarmerii Junoszy. Dzięki waleczności mianowany miał być potem oficerem i z rekomendacji Junoszy objąć dowództwo oddziału jazdy. W październiku 1862 r. wraz z Junoszą dołączył ponoć do Czachowskiego, który wkroczył wtedy do Królestwa z Galicji. Walczyć miał też i być ranny w bitwie pod Wierzchowiskami. Potem służył pod gen. Hauke-Bosakiem, który przydzielił go jako rotmistrza do szwadronu olkuskiego. Walczył i odznaczył się pod Daleszycami (25 stycznia i 19 lutego 1864), potem brał udział w słynnej bitwie opatowskiej. Następnie, po klęsce, miał od nowa kompletować oddział i walczyć z nim aż do maja 1864 r.
Biograf Podhaluzina, Witold Dąbkowski, udowadnia, że część tego życiorysu jest uproszczona, a przez to nieprawdziwa. Nawet jednak nieco inny przebieg losów nie zmienia zasadniczo jednej kwestii, że Mitrofan Podhaluzin był bohaterem.
Wojciech Kossak, Kozak na koniu, 1912.
Co frapujące, skrótowy, ale prawdziwy życiorys Uragana zapisał jego wróg, feldmarszałek Fiodor Berg, ostatni carski namiestnik Królestwa Polskiego, który już po rozstrzelaniu dzielnego Ukraińca składał raport ministrowi Milutinowi. Zacytujmy ten ważny dokument:
„Kozak 4 dońskiego pułku, ze szlachty, Mitrofan Podhaluzin po przeprowadzeniu nad nim wojenno-polowego sądu i dokładnym śledztwie okazał się winnym:
1. Zdrady Państwa, dezercji, zbiegostwa w 1863, służby u polskich buntowników, bytności w randze oficera w buntowniczych bandach: Kruka, Czachowskiego i Bosaka oraz uczestnictwa z nimi w licznych bitwach z wojskiem.
2. Dowodzenia potem, pod pseudonimem Uragan, oddzielnym konnym oddziałem, z którym uczestniczył kilkakrotnie w walkach przeciwko wojsku.
3. Ukrywanie się potem za granicą w Austrii, do czasu zatrzymania go w marcu 1865 r. pod fałszywym, cudzym nazwiskiem i podawania się za tureckiego poddanego.
2a. Ograbienia z oddziałem pod jego dowództwem, z rozkazu naczelnika band Bossaka, 11 rubli z magistratu M.(iasta) Pińczowa i zniszczenia przy tym akt.
3a. Za te przestępstwa Podhaluzin, po konfirmacji mojej, zgodnie z wyrokiem polowo-wojennego sądu, po pozbawieniu praw, osądzony na karę śmierci, został rozstrzelany. (…)”
Berg nie wspomina więc o udziale Uragana w oddziale Junoszy. Co więcej, także w pamiętnikach samego Junoszy nie znajdziemy nic o Uraganie.
Michał Heydenreich ps. Kruk (1831-1886). Podpułkownik armii carskiej, mianowany generałem wojsk powstańczych.
Życiorys szczegółowy
Witold Dąbkowski podaje znacznie więcej szczegółów na temat Mitrofana Podhaluzina. Podobno urodził się ten dzielny mąż w 1841 r. w stanicy kozackiej nad Donem, w rodzinie o szlacheckich korzeniach. Nieznany z imienia ojciec poległ pod Sewastopolem w wojnie krymskiej (1855-56). Z przekonaniem odnotowuje Dąbkowski: „Matka, z domu Borowska, była Polką. Posiadał więc Mitrofan w żyłach krew polską, co może częściowo tłumaczyć jego poświęcenie dla naszej sprawy”. Ponoć – jak sam zapewniał – do powstania „z błogosławieństwem na drogę” skierowała go właśnie matka. Niewiele więcej wiadomo o najwcześniejszych latach Podhaluzina. Dąbkowski docieka, że musiał skończyć jakieś szkoły, skoro był w 4. pułku junkrem, czyli w przyszłości miał kandydować do oficerskiego stopnia. Ów 4. doński kozacki pułk rozmieszczony był od 1858 r. do października 1862 r. w Guberni Radomskiej (w jej skład wchodziła podówczas także ziemia olkuska), by potem powrócić nad Don. W obliczu powstania pułk ponownie przesunięto do Królestwa (maj-czerwiec 1863 r.). Zapewne wtedy doszło do owej sceny matczynego błogosławieństwa. Można mniemać, że decyzję o przejściu na drugą stronę podjął Mitrofan za zgodą rodzicielki. Nie jest znana dokładna data zrzucenia carskiego munduru przez Uragana. Przypuszcza się, że w jeździe Michała Heydenreicha ps. Kruk walczył już przed bitwą pod Żyrzynem, czyli musiał dołączyć do jego oddziału w lipcu 1863 r. Nie wiemy, czy brał w tym okresie udział w innych bojach i potyczkach. Przyjmuje się jednak, że skoro dołączył do partyzantów w lipcu, a namiestnik Berg wytykał mu udział w wielu bitwach oddziału ppłk. Kruka, to zapewne walczył też pod Kaniowem (24 lipca). Gdy oddziałowi Kruka brakowało ładunków, być może to Podhaluzin udzielał się w upozorowanym porwaniu ustosunkowanego obywatela Wydrychiewicza, bo skądinąd wiemy, że obaj panowie znali się. Wydrychiewicz, za pośrednictwem Żydów, zakupił dla oddziału 15 tys. naboi z lubelskiego garnizonu. Za udział w największej zwycięskiej bitwie powstania czyli właśnie pod Żyrzynem (Lubelszczyzna), w której, po zaatakowaniu oddziału rosyjskiego z przesyłką pieniężną, samych jeńców wzięto 150, zdobyto dwie armaty i 200 tys. rubli, Kruk awansował na generała, a Uragan na porucznika. Istnieje domniemanie, że w przejęciu depeszy informującej o oddziale Rosjan z dużą, rublową przesyłką, maczał palce nasz Podhaluzin, znający przecież wybornie język rosyjski.
Po fatalnym błędzie gen. Kruka i przegranej bitwie pod Fajsławicami, przeszedł Uragan, a właściwie przebił się pod dowództwo płk. Dionizego Czachowskiego. Prawdopodobnie to Podhaluzinowi zawdzięczał Kruk uratowanie z bitwy, miałby się za to odwdzięczyć „referencjami” czyli nadaniem Ukraińcowi stopnia rotmistrza? Możliwe, wszak, jak utrzymuje Dąbkowski: „Wydaje się, że tylko dzięki rekomendacji gen. Kruka mógł tak wymagający Czachowski powierzyć Uraganowi dowództwo szwadronu”. Wtedy to zaczął Mitrofan używać nazwiska Bolesław Popow, chodziło – jak można przypuszczać – o zmylenie Rosjan w razie dostania się do niewoli, iż nie jest tym, kim jest. Jako Popow miał „szansę” być wywiezionym na Sybir; jako dezerter mógł się spodziewać jednego – rozstrzelania.
Józef Hauke-Bosak, 1834-1871, hrabia, generał broni, w powstaniu styczniowym dowodził siłami zbrojnymi województw krakowskiego i sandomierskiego. Poległ w wojnie francusko-pruskiej; w armii francuskiej miał stopień generała brygady.
U gen. Hauke-Bosaka
Oddział Czachowskiego, a wraz z nim szwadron naszego bohatera, podlegał naczelnikowi woj. sandomierskiego i krakowskiego gen. Józefowi Hauke-Bosakowi, byłemu carskiemu pułkownikowi i bohaterowi walk na Kaukazie, który – wbrew woli całkowicie zrusyfikowanej rodziny – porzucił świetnie zapowiadającą się karierę wojskową u Rosjan i przyłączył się do powstania. Oddział liczył wówczas 700 dobrze uzbrojonych żołnierzy, a szwadron Uragana – jak wspominał jeden z uczestników tamtych wydarzeń – wyglądał bez zarzutu w swych granatowych mundurach z karmazynowymi wyłogami i wysokimi, ułańskimi czakami. Każdy z ułanów miał przy boku po dwa pistolety, szablę, na plecach sztucer, a w ręku lancę. Szwadron brał udział w potyczce z Austriakami, by potem przeprawić się przez Wisłę. W Osieku oddział Podhaluzina wziął do niewoli kilku nieprzyjaciół. W bitwie pod Rybnicą dwukrotnie szarżował na Kozaków. Następnie była bitwa pod Wierzchowiskami (koło Iłży, nie tymi pod Wolbromiem), w której wedle części historyków Uragan został ranny, a wedle innych w ogóle nie brał udziału, bo miał odłączyć się od oddziału (w takim wypadku rodzą nam się wielce kłopotliwe pytania, co wtedy robił?). Kolejno był Podhaluzin w szwadronie przybocznym Bosaka, tym, którym dowodził zaprawiony w bojach rotmistrz Mieczysław Szamejt, uczestnik kampanii węgierskiej (1849) i włoskiej (1859). Liczący 100 jeźdźców oddział Szamejta i piechota Karola Kality „Rębajło” stoczyli nieszczęśliwą w skutkach bitwę z Rosjanami pod wsią Jeziorki. Po śmierci Szamejty szwadron poszedł w rozsypkę, piechota została w większości wybita, a gen. Hauke-Bosak zmuszony był salwować się ucieczką. Wraz z nim przedarło się 13 ułanów. W trakcie reorganizacji tej formacji dołączył do niej Uragan, który widać jakoś też uratował głowę z onej bitwy. Pod dowództwem Bosaka zorganizowano 5 szwadronów, razem liczących 450 szabel. Siła ta starła się z Moskalami 16 grudnia pod Bodzechowem. I ta bitwa zakończyła się klęską. Uragan został ranny, szczęśliwie jednak uniknął wzięcia do niewoli. Summa summarum z pięciu szwadronów ostały się Bosakowi jeno trzy. Co się potem działo z Uraganem? Ano ciekawie, zwłaszcza dla nas, mieszkańców ziemi olkuskiej. Przedostał się bowiem Uragan do Galicji, by trafić do Mielca. Dopiero teraz na arenę dziejową wchodzi szwadron olkuski, którym miał w swoim czasie dowodzić Podhaluzin.
Skąd się wziął pułk i szwadron olkuski?
Zgodnie z dekretem Romualda Traugutta z 15 grudnia 1863 r., który miał za zadanie wprowadzić jednolitą organizację wojsk powstańczych, zniesiono podział wojsk według województw, a zaprowadzono organizację korpusów, pułków, szwadronów i batalionów. Cztery korpusy miały być w Królestwie, a jeden na Litwie. Drugi Korpus, którego organizację i dowodzenie powierzono gen. J. Hauke-Bosakowi miał obejmować zasięgiem woj. krakowskie i sandomierskie, a później także kaliskie. Jak wyjaśnia R. Szwed w „Powstaniu styczniowym w Zagłębiu Dąbrowskim”, korpus Hauke-Bosaka podzielony był na dywizje (wg województw): „Dywizja krakowska składała się z czterech pułków: miechowskiego, stopnickiego, kieleckiego i olkuskiego. Najbardziej zaawansowana była organizacja pułku olkuskiego. Składał się on z dwóch batalionów piechoty, batalionu kosynierów oraz batalionu rezerwowego. Ponadto w skład jego wchodził szwadron kawalerii oraz szwadron rezerwy. Batalion piechoty dzielił się na cztery kompanie i pluton rakiet. Na czele pułku olkuskiego stał mjr Andrzej Denisewicz, pełniący jednocześnie obowiązki dowódcy batalionu piechoty (…). Batalion ten miał pełną obsadę oficerską. Pozostałe bataliony były w gorszej sytuacji. Mimo to w pułku olkuskim obsada kadrowa była najkorzystniejsza w porównaniu z pozostałymi pułkami dywizji krakowskiej. Obowiązki komendantów poszczególnych kompanii pułku olkuskiego pełnili: 25. kompanii – kapitan Karwecki, 26. kompanii – podporucznik Górski, 27. kompanii podporucznik Pałątkiewicz, 28. kompanii – podporucznik Zbijewski, 7. plutonu rakiet – brak obsady”.
Należy tu nadmienić, że już w listopadzie, jeszcze przed dekretem Traugutta, na podstawie rozkazu Hauke-Bosaka powstał batalion olkuski (jako jeden z czterech nowo tworzonych), którego dowódcą został wspomniany już mjr A. Denisewicz.
Genialny obraz Maksymiliana Gierymskiego „Patrol powstańczy” (zwany też np. Pikieta powstańcza), namalowany na płótnie w 1873 (zaprezentowany był na wystawie powszechnej w Wiedniu w tym samym roku). Jak pisał Włodzimierz Kalicki: „Maksymilian Gierymski, powstaniec styczniowy, nie widział w powstaniu 1863 roku heroicznych scen nocnego kucia kos, żegnania na ganku, nie widział teatralnie lamentujących szlachetnych białogłów. Widział niepokój, lęk, ogromne zmęczenie, straszliwą monotonię niekończących się marszów i dojmujące przeczucie klęski. I namalował to” (GW, 8 lipca 2012 r.).
O tym, że Uragan został rotmistrzem olkuskiego szwadronu wiemy z rozkazu gen. Hauke-Bosaka z 10 stycznia 1864 r. W owym piśmie „Rotmistrz Uragan” jest dopisany w miejsce dotychczasowego dowódcy tego oddziału rtm. Wagnera, którego prawdziwe nazwisko brzmiało ponoć Rumowski. Dodajmy, że szwadron ten sformował mjr Denisewicz, o którym wiemy, że wraz z Czachowskim operował też na ziemi olkuskiej, ale o tym jeszcze wspomnimy. Nie wiadomo kiedy przekreślono nazwisko Wagner i wpisano w to miejsce Uragana. Oddział był formowany w obwodzie tarnowskim i liczył wedle jednych 60, a wedle innych źródeł nawet 120 szabel. Jeszcze pod wodzą Wagnera szwadron, który składał się głównie z dezerterów z armii austriackiej i grupy Węgrów, przekroczył 18 stycznia Wisłę, stoczył dwa dni później potyczkę z Kozakami, by pod Jędrzejowem połączyć się z oddziałem rtm. Krzywdy. Cały już oddział został włączony przez Hauke-Bosaka do jego II korpusu jako szwadron olkuski. Trudno dziś dociec, czy w jego składzie, tak jak i w całym pułku, byli żołnierze z ziemi olkuskiej. Można przypuszczać, że jacyś byli, gdyż według powstańczych planów okolice Olkusza (a także m.in. Ojcowa, Gór Świętokrzyskich, lasów iłżeckich i Puszczy Kozienickiej) były uważane za centra organizacyjne armii polskiej (E. Kozłowski, „Generał Józef Hauke-Bosak”, W-wa 1973). Ponadto, jak już wspominałem, mjr Denisewicz, faktyczny twórca szwadronu, operował wcześniej wraz z Czachowskim także na terenach olkuskiego powiatu, walcząc m.in. w bitwie pod Szklarami. Właśnie tamże 5 kwietnia 1863 r. oddział dowodzony przez Grekowicza, w którego składzie był Denisewicz, zresztą wyróżniony za bohaterstwo w tej bitwie, starł się z Moskalami. Spuentujmy, że Rosjanie odnieśli w tej mało znanej potyczce zwycięstwo iście pyrrusowe, gdyż mieli 40 poległych, a powstańcy ledwie pięciu.
Wróćmy jednak do szlaku bojowego szwadronu olkuskiego. Oddział rtm. Krzywdy został rozbity 22 stycznia w bitwie pod Rozprzą (k. Radomska), a jego dotychczasowy dowódca wrócił do Galicji. To samo zresztą spotkało cały olkuski pułk dowodzony przez mjr. Denisewicza (200 ludzi), który miał ożywić powstanie w Krakowskiem, ale wycofał się z województwa po starciu pod Rogaczówkiem (21 stycznia).
Podhaluzin scala szwadron olkuski
Rozbity szwadron olkuski scalił ponownie Podhaluzin. Oddział liczył już jednak tylko od 40 do 60 szabel. Co jednak istotne, byli to głównie zaprawieni w bojach żołnierze, umundurowani w kozackie uniformy. Ówcześni świadkowie twierdzili, że żołnierze ci do złudzenia przypominali jazdę kozacką. Umundurowanie zdobywano na wziętych w niewolę Kozakach. Jak pisze Dąbkowski, Kozacy dawali się Uraganowi łatwo podejść, a ten po chwili przyjacielskiej rozmowy przykładał takiemu delikwentowi pistolet do głowy, odbierał mundur i odzianego jeno w gacie Moskala puszczał wolno. Ciekawą też miał Uragan metodę na pilnowanie wierności chłopów do powstania. Wjeżdżał do wioski, gdzie przed nim był jakiś powstańczy oddział i pytał chłopów po rosyjsku o powstańców. Jeśli słyszał prawdę, w ruch szła nahaja. Oj, nie żałował razów dla zbyt gadatliwych. Oddział Podhaluzina mocno dawał się we znaki Rosjanom. Walczył szwadron olkuski i Podhaluzin w bitwie pod Chmielnikiem, gdzie wspomagał pułk stopnicki płk. Karola Kality „Rębajły”. To po tej bitwie odbył się przegląd wojsk powstańczych, którego dokonał dowódca dywizji krakowskiej płk. Topór-Zwierzdowski. Z rozkazu tego dowódcy oddział Uragana atakował las, konie jednak zapadały się w grząskim gruncie, a nawet kilku jeźdźców spadło z koni, co dla ułana jest wielką zniewagą, toteż Zwierzdowski Uragana obsobaczył. Szybko jednak Podhaluzin zatarł w pamięci ten afront, gdyż dokonał brawurowego ataku na Pińczów, zdobywając nawet dzierżoną przez Rosjan kasę miejską (skąd mógł wiedzieć, że jest w niej raptem 11 rubli?). Po tej wiktorii był zmuszony przez jakiś czas się ukrywać. Potem znów na wezwanie gen. Hauke-Bosaka znalazł się pod jego dowództwem.
Po wielu akcjach stał się na tyle sławny, że wieść o nim i jego oddziale rozchodziła się szeroko, obrosła też w legendę, jak choćby o rozbiciu pod koniec stycznia 1864 r. pod Daleszycami sześciu rot wojsk rosyjskich. W opowieści tej jest coś ze słynnego ongiś dowcipu o rozdawaniu samochodów na Placu Czerwonym w Moskwie, faktycznie taka bitwa miała miejsce, tyle tylko, że odbyła się 19 lutego, a liczący kilkadziesiąt szabel szwadron Uragana nie rozbił, a „tylko” z rozkazu Hauke-Bosaka ciągłym nękaniem zmusił do powrotu do Kielc 1200-osobową kolumnę wojsk rosyjskich.
Artur Grottger, Bitwa, grafika z cyklu Polonia, 1863.
Bitwa pod Opatowem (21 II 1864 r.)
W lutym oddział Uragana wziął udział w rozbijaniu okrążenia wokół powstańców zgromadzonych w lasach Gór Świętokrzyskich. Do słynnego ataku na Opatów doszło za radą płk. Apolinarego Kurowskiego. Rosjanie mieli w mieście trzy roty piesze i Kozaków oraz trochę żandarmów i kompanię… piekarniczą czyli circa 800 ludzi. Polacy atakowali czterema batalionami z dywizji krakowskiej (z pułków: kieleckiego, miechowskiego i stopnickiego) i dwoma kompaniami z pułku olkuskiego (dowodzonymi przez kpt. Karwackiego i por. Górskiego). Kawalerię reprezentował tylko olkuski szwadron z Podhaluzinem na czele. Polacy – jak rzadko kiedy w tym powstaniu – mieli przewagę, czyli około 250 ludzi więcej niż Rosjanie. Z rozkazu płk. Topora-Zwierzdowskiego „olkuskie” oddziały uderzyły na miasto od północy. Będący w awangardzie tego uderzenia szwadron miał atakować stajnie kozackie koło szpitala. Wcześniej jednak prawie połowę ludzi kazano Uraganowi odkomenderować do oddziałów: kieleckiego, miechowskiego i sztabu (w celu zabezpieczenia łączności). Ostało mu się więc ledwie 21 szabel dowodzonych przez por. Wilhelma Grossmana (może z olkuskich Grossmanów?). Nieprzyjaciel nie dał się zaskoczyć atakiem o godz. 17, gdyż niefrasobliwość polskich oddziałów spowodowała, że stracono element zaskoczenia. Uragan wprawdzie stajnie zdobył, ale Rosjanie zdołali wcześniej zabrać z nich konie. O dalszym udziale Podhaluzina w opatowskiej bitwie nic pewnego nie wiadomo, być może oddał się pod rozkazy kpt. Karwackiego. Olkuskie oddziały kpt. Karwackiego (miał pod sobą 117 ludzi), mimo strat, zdobyły w zażartych bojach klasztor Bernardynów, domki przy ul. Ostrowieckiej, a następnie zaatakowały i wzięły silnie obsadzone szpital i magazyn wojskowy. Potem Karwacki nakazał ładować na podwody zdobytą broń (kilkadziesiąt karabinów, 40 tysięcy naboi). Jednak około godz. 23. bitwa wciąż była nierozstrzygnięta. Opatów dalej nie był w rękach Polaków, ale nic nie wskazywało na to, że można tę bitwę przegrać. Przekleństwem powstania było jednak dowództwo, często i gęsto dandysowate, bez doświadczenia, w którym brakowało strategów tej miary co Langiewicz czy Hauke-Bosak. W bitwie o Opatów znów zawalili, konkretnie Kurowski. Kiedy bowiem zastąpił on rannego płk. Zwierzdowskiego, wydał ni stad ni zowąd rozkaz odwrotu. Tłumaczył to obawą, że przeciągająca się bitwa ściągnie kolejne oddziały rosyjskie. Historia pokazała, że nie można było tego zagrożenia uniknąć, ale zapewne lepiej można było się bronić w Opatowie niż poza miastem. Odwrót zakończył się klęską. Sprawnie wycofujące się oddziały powstańców wpadły bowiem na Rosjan, którzy podciągnęli odwody. Dodajmy, że rozkaz Kurowskiego był równie brzemienny w skutkach, jak jego o rok wcześniejszy rozkaz wycofania się z ataku na Miechów, który – przypomnijmy – też zakończył się druzgocącą przegraną.
Po bitwie, ostatniej już tak dużej operacji wojskowej w powstaniu styczniowym, oddział pod wodzą Karwackiego połączył się z oddziałem stopnickim kpt. Franciszka Bandrowskiego (pod Witosławską Górą). Całością zgromadzonego żołnierza dowodził ten ostatni. Zmęczeni powstańcy lizali rany na leżach w paśmie Jeleniowskim Gór Świętokrzyskich, tam wszakże otoczyli ich Rosjanie i bez większego trudu pokonali, wielu biorąc do niewoli. Wśród garstki, która się wyrwała z tego okrążenia, był Podhaluzin. To właśnie po tych wydarzeniach przedarł się do Mielca, gdzie zastał go stan wojenny wydany przez władze austriackie, nakazujący obcokrajowcom meldować się na policji. Uraganowi groziło odstawienie w ręce Rosjan. Raz o mało nie został odkryty w krzakach agrestu, gdy przeszukiwano zabudowania dworu, w którym stał. Mimo ukłucia lancą przez szukających go żołnierzy austriackich, nie wydał nawet syku. Wtedy jeszcze szczęście mu sprzyjało.
Wydany przez Austriaków
Podhaluzin zmienił nazwisko (na Jan Zalewski), udawał nawet obywatela tureckiego Mustafę Mahmuda Ohli, zmieniał ustawicznie miejsca pobytu. Nie uniknął jednak aresztowania. Wpadł w ręce Austriaków wiosną 1865 r. Osadzony został w więzieniu w Tarnowie. Wkrótce przekazano go Rosjanom. Trafił do Kielc, gdzie szybko go rozszyfrowano. Potem było więzienie w Radomiu. Próbował nawet ucieczki z konwoju, ale bez powodzenia. Stanął przed Wojenno-Śledczą Komisją i, jak przypuszcza Dąbkowski, nie wytrzymując brutalnych przesłuchań, przyznał się do zbiegostwa z 4. dońskiego pułku kozackiego. Generał Karol Bellagarde mógł Ukraińca powiesić, przekazał go jednak i cała sprawę Audytoriatowi Polowemu w Warszawie. Śledztwo ciągnęło się miesiącami. Wyrok zapadł dopiero 22 listopada 1866 r. – śmierć przez rozstrzelanie. Namiestnik Berg zwlekał jeszcze z podpisaniem wyroku, konsultował się z Petersburgiem, z ministrem wojny Milutinem, a prawdopodobnie i z samym carem. Ale co się odwlekło, nie uciekło… Wyrok pozostał w mocy.
Rozstrzelanie na wałach cytadeli Aleksandra Waszkowskiego, naczelnika Warszawy w okresie powstania styczniowego, podobnie musiała wyglądać egzekucja Podhaluzina, tyle, że nie było wtedy żadnej opłakującej go kobiety, źródło: Muzeum Wojska Polskiego.
Dokładnie 4 grudnia tego samego roku, o godz. 10, w fosie Aleksandrowskiej Cytadeli pluton egzekucyjny przypieczętował los Uragana. „Egzekucja odbyła się w porządku” – napisał w raporcie namiestnik Berg. Oprawcy wraz z Mitrofanem rozstrzelali jeszcze pewnego junkra, który zabił własnego dowódcę. Tak to bohater ginął ramię w ramię ze zwykłym zabójcą.
Wspomnijmy na koniec o losach olkuskiego pułku. Po klęsce opatowskiej oddział mjr. Denisewicza jeszcze jakiś czas istniał. Wiemy, że 15 marca wizytował go gen. Hauke-Bosak. Po tej cezurze oddział prawdopodobnie brał udział w bitwie pod Maruszową (26 marca), by ulec Rosjanom pod Radkowicami (4 kwietnia 1864 r.). Nie orientujemy się, jakie były dalsze losy większości jego żołnierzy. Wiemy tylko, że major Andrzej Denisewicz został przez Rosjan ujęty i rozstrzelany w Wierzbniku 14 lub 18 maja 1864 r. Powstanie umierało.
Postscriptum
O Podhaluzinie nie ma ani słowa w monumentalnej „Pamięci powstania styczniowego na ziemi olkuskiej” Józefa Liszki, co na pierwszy rzut oka może dziwić, gdy się pamięta, że przez długi czas dowodził on olkuskim szwadronem. Ale i o samym szwadronie też nie ma w tej książce ani słowa, nawet o całym olkuskim pułku też cicho. Wytłumaczeniem tego może być fakt, że formacja ta nie działała na ziemi olkuskiej. Nie udało się też ustalić, czy w jej szeregach byli olkuszanie. Być może ich nie było. Niemniej pułk i szwadron nosiły oficjalnie miano olkuski, co wydawało mi się słusznym pretekstem, by o nich przy okazji przypomnienia Mitrofana Podhaluzina co nieco napisać.
Coraz rzadziej wspominamy o powstaniu 1863 r. Pamiętam, jak mało o nim pisano w 2003 roku, choć mijała wówczas 140. jego rocznica. Nieco więcej w 2013, na 150-lecie jego wybuchu. Od dawna nie ma już wśród nas jego kombatantów, którzy swą obecnością przypominaliby tę nierówną walkę o niepodległość (ostatnim był Feliks Bartczuk, żołnierz oddziału Lutyńskiego, który umierając w marcu 1946 r. miał równo sto lat). Ma się więc wrażenie, że ten ostatni romantyczny zryw narodowy w XIX w. odszedł w niepamięć. Jeszcze dziadek niżej podpisanego (rocznik 1894) opowiadał o znanych mu powstańcach, którzy w latach 30. XX w. bywali na uroczystościach patriotycznych. Stuletnich starców dowożono furmankami, bo z reguły już nie mogli poruszać się o własnych siłach. W ostatnich latach odeszli Legioniści Józefa Piłsudskiego, którzy od 1914 r. walczyli o ziszczenie marzeń pokoleń Polaków o własnym kraju. Umarli ostatni uczestnicy wojny polsko-bolszewickiej 1920 r. (kpt. Józef Kowalski, walczył w bitwie warszawskiej, zmarł w 2013 r., w wieku 113 lat). Nieliczne są już szeregi uczestników kampanii wrześniowej, odchodzą kombatanci całej II wojny światowej. Lada chwila z dawnych bojowników o wolność i demokrację zostaną tylko ci drudzy. Z czasem pozostanie tylko pamięć, a potem wzmianki w pod ręcznikach historii… I świadomość, że zapomnieliśmy o coś zapytać, i że nie zostały „spisane czyny i rozmowy”…
Dionizy Czachowski (1810-1863), pułkownik, naczelnik wojenny województwa sandomierskiego w powstaniu styczniowym.
Cytat
Osoba Mitrofana Podhaluzina jest jedną z centralnych postaci opowiadania „Heydenreich” Jarosława Iwaszkiewicza. Zacznijmy fragmentem tekstu, w którym Iwaszkiewicz opisuje Podhaluzina (u Iwaszkiewicza występuje on jako Andrian Stiepanowicz Podchaluzin) jadącego z carskim oficerem Laudańskim; ten drugi podejrzewa, że Kozak trzyma z buntownikami, choć sam przecie Polak z Litwy. W trakcie postoju nad Wisłą, w okolicach Puław, rozmawiają. Rzecz się dzieje krótko przed bitwą pod Żyrzynem.
„Podchaluzin dostał konia «powstańczego», który mu bardzo odpowiadał. Był to jeden z tych wierzchowców, które jakimś dziwnym sposobem pozostały w Polsce, kiedy pewien pułk kozacki przenoszono z powrotem do ojczyzny. Sprzedano wtedy obywatelom polskim przeszło dwa tysiące koni: wszyscy powstańcy jeździli na kozackich koniach. Ten więc rumak – jak Podchaluzin powiadał – po bożemu powracał do prawowitego właściciela. Za to klaczka porucznika Laudańskiego, zdenerwowana i zmęczona upalnym przejściem z Opola do Kazimierza, niepokoiła się pod jeźdźcem i z trudem przechodziła z kłusa do galopu.
Dwaj kozacy, których Cwieciński przydzielił Laudańskiemu, jechali w pewnej odległości za nim. Podchaluzin przepisowo starał się trzymać za porucznikiem, ale Laudański raz po raz zagadywał do niego i «jeniec» powstańców musiał wyrównywać, aby się z nim porozumiewać normalnym głosem. Krzyczeć w tych okolicznościach raczej nie należało.
(…)
Leżał tam pień zrąbanej olszyny, usiedli na nim. Naokoło było bardzo cicho, choć woda pluskała. Laudański czuł niepokój. Nie pokazywał tego oczywiście po sobie, ale nie podobała mu się ta wyprawa. Wiedział, że kozacy są bardzo niezależni i traktują lekceważąco oficerów piechoty. Podchaluzin wydawał mu się w ogóle jakiś podejrzany. Może miał jakieś specjalne zadanie, powierzone mu przez Ćwiecińskiego. A może miał sprawdzić, do jakiego stopnia należało na nim, Laudańskim, polegać.
I właśnie Podchaluzin zapytał:
– Wasze błagorodje Polak, tak?
Laudański zirytował się. Ale na zewnątrz udawał spokój.
«Poczekaj – pomyślał – pokażę ci ja w Dęblinie.»
– Tak – powiedział głośno – Polak z Litwy.
– Polak tu, czy Polak z Litwy, to wszystko jedno – powiedział Podchaluzin.
– Ty pewnie nawet nie wiesz, gdzie ta Litwa – mruknął Laudański.
– Wiedzieć to wiem. W Warszawie już jestem piąty rok, a przedtem to my stali w Grodnie. Niejednego Litwina widziałem – dodał. A po namyśle: – I Litwinkę.
Słychać było, że się uśmiecha.
Laudańskiego do pasji doprowadziły te maniery.
«Całkiem zdemoralizowany» – pomyślał.
– A ty hramotny? – zapytał.
– Tak, czasem nawet jaką książeczkę przeczytam – powiedział Podchaluzin takim tonem, jakby to oznaczało zupełnie co innego.
(…)
– Tak to jest – powiedział powoli wymawiając słowa Podchaluzin. – Wasze błagorodje Polak, a u ruskich służy. A ot ten Heydenreich to Niemiec, a u Polaków służy.
– Psia służba – powiedział Laudański – w bandach buntowników.
– Tak, to buntowniki – powiedział Podchaluzin. Ale słychać było, że powiedział to dla świętego spokoju.
– Ja przysięgałem na wierność carowi – powiedział Laudański niespodziewanie dla siebie. Wyglądało to, jakby się tłumaczył.
– Wszyscy my zaprzysiężeni – z pogardą czy żalem powiedział Podchaluzin.
I znowu milczeli.
– Buntowniki oni, buntowniki – uspokajając sam siebie powiedział kozak – i chłopów na pańskie zbuntowali.
– Jak to ? – zdziwił się Laudański.
– A ot, zakazali chłopom pańszczyznę płacić. I chłopi nie płacą. Dobrze by tak u nas.
– Co cię to obchodzi? – obruszył się Laudański – Kozacki naród wolny i już.
– Pewno, wolny. No i car naszego chłopa też uwolnił.
– No, właśnie.
– Nic to mnie nie obchodzi. Tak mówię, bo mi to takie dziwne się wydaje. Czemu ci Polacy się buntują ?
– Bo złość mają w sercach – zniecierpliwił się Laudański.
– Pewnie, złość straszna. Na samego cara idą. – A po chwili dodał. – I do nas strzelają.
– Tylko, że nie bardzo trafiają.
– Tak. Dubeltówki mają, na zające im z tym iść. I to nie doniosą. Nie na nasze karabiny. Choć i te nasze karabiny niewiele warte.
– Co ty tam wiesz – mruknął Laudański, coraz bardziej niezadowolony z tej rozmowy.
– Straszną złość mają w sercu, tak. A ja tam do nich żadnej złości nie czuję – ciągnął nieubłaganie Podchaluzin – Ludzie jak ludzie. Nasz esauł powiada, że Polak to nie człowiek… Przepraszam wasze błagorodje, ale tak powiada. A przecież sam wasze błagorodje przyzna, że to nieprawda. I ja człowiek, i wy człowiek, choć ja Kozak, a wy Polak.
– Co tam Polak czy nie Polak – Laudański poczuł się jakby osaczony – cesarzowi służę jak i ty. Obaj jesteśmy rosyjscy żołnierze.
Podchaluzin zastanowił się.
– A to niby i prawda – zgodził się.
Gdzieś daleko od Bałtowa zaszczekały psy. Ich ujadanie niosło się po rosie”.
(s. 124-127).
Bitwa pod Żyrzynem w 1863.
Następnie Jarosław Iwaszkiewicz opisuje bitwę pod Żyrzynem, w której oddziały Kruka – Heydenreicha atakują i zdobywają kasę carską, której ochroną dowodzi wspomniany porucznik Laudański. Z okrążenia Rosjan wyprowadza Podhaluzin, który – wychodzi na jaw – z czasu pobytu w „niewoli” u Kruka ma pismo tegoż, w którym dowódca partyzancki pisze do carskiego generała Chruszcowa: „Odsyłam ci, generale, jak zwykle wszystkich jeńców. Czy potrafisz, generale, wobec ciągłego pastwienia się Rosjan nad rannymi i więźniami pojąć i ocenić ten postępek?”. Laudański pojmuje, że uszedł z życiem, bo mu to życie darowano. Płacze na ramieniu Podchaluzina, a ten mówi piękne, prawdziwie demokratyczne słowa, wyrastając obok Kruka na główną postać opowiadania:
„– A cóż ty tak? – mówił kozak. – A cóż ty tak? Czy warto? Że braci pozabijał, swoich, Polaków pozabijał? To co? Gołąbku, poruczniku, a jakbyś ruskich pozabijał to co? To także bracia. Wszyscy ludzie bracia, wszyscy na świecie, zabijają, strzelają, wieszają, mordują, cisną jedni drugich, prześladują – choć i bracia. Tak już na świecie urządzone. Niedobrze urządzone, a my na to nic nie poradzimy”. (s. 167)
Bibliografia:
W. Dąbkowski – „Mitrofan Podhaluzin (Uragan vel Bolesław Popow) rotmistrz powstańczej jazdy 1863-64 r.”, Przegląd Historyczny, tom LXXIX, Zeszyt 3, Warszawa 1988.
J. Iwaszkiewicz – „Heydenreich”, opowiadanie z tomu „Zarudzie”, Warszawa 1999.
S. Kieniewicz – „Powstanie Styczniowe”, Warszawa 1987.
E. Kozłowski – „Generał Józef Hauke-Bosak 1834-1871”, Warszawa 1973.
E. Kozłowski – „Od Węgrowa do Opatowa 3.II. 1863 – 21. II. 1864”, Warszawa 1962.
„Powstanie niespełnionych nadziei 1863”, Kraków 1984.
R. Szwed – „Powstanie styczniowe w Zagłębiu Dąbrowskim”, Warszawa – Kraków 1978.
Tak to życiorysy byłych powstańców oraz „minione historie powstańcze”, aż do dzisiaj splatają się z naszymi, rodzinnymi życiorysami … Mój pradziadek po kądzieli, były w swej młodości „powstaniec styczniowy”, zmarły w 1918 roku, a gen. Heydenreich „Kruk”, krewniak „z ziemi kieleckiej” mojej synowej, – pozostaną w naszej pamięci ….
Warto także przypomnieć, że znany malarz Artur Grottger przez pewien czas mieszkał na Ziemi Oświęcimskiej, gdzie w Porębie Wielkiej w 1866 roku pracował nad jednym z cykli swoich powstańczych rysunków, zatytułowanych „Wojna”.
Z kolei pięknym okolicom Ojcowa mój ojciec Józef Cyra poświęcił tomik wierzy, zatytułowany „Sonety Ojcowskie”, wydany w Trembowli w 1937 roku, a potem dwukrotnie wznawiany po wojnie w 1992 i 2000 roku. Jeden z tych wierszy poświecił mogile bohaterów z powstania styczniowego, znajdującej się na tych terenach, które często odwiedzał, mieszkając w pobliskich Przybysławicach koło Ojcowa. Poniżej przytaczam fragment jego wiersza:
„Stoję, słucham, ukląkłem skupiony do głębi,
Chrystusa twarz bolesna, niżej Orzeł Biały,
A pod nimi w mogile prochy zapłakały,
Bo ich widmo złowieszcze nawet w grobie gnębi.
Polsko, twoi synowie w pełni lat swych sile
Walcząc o Twoją wolność, z wiarą w Twą potęgę
Szli na boje straszliwe i legli w mogile.
Polsko, my rozwijamy Twego życia wstęgę,
A jeżeli idziemy na jej straży czele
Nie wpisujmy wampirów w jej istnienia księgę”.
Powstanie z 1863 roku wprawdzie poniosło klęskę, lecz zaważyło ogromnie na kształtowaniu naszej świadomości narodowej.