Na zdjęciu z lat 70. ubiegłego stulecia widzimy młodego człowieka. Długie włosy, jak to było wówczas w modzie. Mówiono o nim, myśląc o pisarstwie, wzorcowy zbereźnik. Urodził się w roku 1950 w Olkuszu. Ukończył Liceum Plastyczne w Krakowie i Akademię Sztuk Pięknych. Właśnie w roku 1977 napisał swą pierwszą powieść „Domiar złego”.
I oto, po 40 latach twórczości, pierwszy raz spotkamy się z nim w Olkuszu, w Centrum Kultury. Spotykamy się z poważnym pisarzem, autorem ponad 30 utworów literackich, głównie powieści, plastykiem, grafikiem, poetą, publicystą, reporterem, aktorem, w przeszłości asystentem na ASP, recenzentem, malarzem szyldów, zdobywcą mnóstwa prestiżowych nagród i wyróżnień, uroczym gawędziarzem, pełnym wspomnień i refleksji o przeszłości i teraźniejszości. Jednym słowem: „olkuszakiem”, „zapiekłym krakowiakiem” – Markiem Sołtysikiem.
Więc kim Pan jest właściwie: krakowiakiem czy „olkuszakiem”?
– Mieszkam w Krakowie od dziesięcioleci, ale żyję z Olkuszem w tle. Tu się urodziłem i to miasto tkwi we mnie ze swą niepowtarzalną aurą, która, chcąc nie chcąc, znalazła się w moich powieściach. Stąd takie nazwy miejscowości, jak Nienależyte, Zamarcie, Dziadowska Bicz, Grębozarzewo. W mojej wyobraźni pisarza, szczególnie w czasach młodości, byłem w Krakowie, a myślałem o Olkuszu. I tak jest w mojej ostatniej powieści, którą chcę olkuskim rodakom zarekomendować, „Czułość i podniecenie”, którą wydałem przy pomocy finansowej olkuskiego Urzędu Miejskiego. Jest to swoisty hołd dla mojego miasta rodzinnego, które nie docenia swych możliwości i swego wkładu w kulturę Małopolski, a nawet kraju. Olkuszanie, znaczący olkuszanie, są wszędzie!
Jest to powieść z kluczem, łatwa do rozszyfrowania dla każdego, kto interesuje się współczesną problematyką i tymi różnymi hakami i niecnościami ludzkimi. Jest to romans o współczesności i z niezbyt dokładnie zaszyfrowanymi bohaterami. Jest to powieść o losach pisarzy z lat, jak ja, pięćdziesiątych, zniszczonych przez nowe, drapieżne pokolenie pisarzy i adeptów, niby-pisarzy, przez brak autorytetów moralnych, przez nieprzeniknione układy i koterie i podporządkowanie życia kulturalnego marketingowi oraz wszechobecnej reklamie, która jest dosłownie na każdym miejscu, bez szacunku nawet dla największych autorytetów (np. reklama biografii profesora Bartoszewskiego). Dziś, w tzw. środowisku, istnieje tendencja do spotwarzania pisarzy sprzed roku 1989, wypchnięcia ich nawet nie na margines, ale poza współczesne życie kulturalne. Główną inkwizytorką jest tutaj Joanna Siedlecka („Ptasior”, „Witkac”, „Pan od polskiego” – FL). W tych minionych czasach spotkałem na swej drodze ludzi kryształowych i z pozoru kryształowych, że wymienię wychwalanego niegdyś Maleszkę, który później okazał się szczególnie wrażym agentem i donosicielem. I widzę dzisiaj, jak bezwzględnie niszczy się ludzi zasłużonych, oskarżanych o niecne czyny, które później okazują się kłamstwem, kiedy człowiek zostaje już sam ze sobą, z goryczą i bólem w sercu. Czasem nawet dosłownym.
„Moje pisarstwo jest dopełnieniem prac plastycznych”- Tak Pan mówił o swojej aktywności artystycznej. Kim Pan jest: pisarzem czy plastykiem, malarzem? Miłośnikiem i „literackim potomkiem” znanego pisarza Michała Choromańskiego? Admiratorem Witkacego?
– To trudno stwierdzić jednoznacznie. Istotnie, piszę o malarzach czy artystach. Np. „Sekrety nieśmiertelnych” czy „Piękni szaleńcy”. Ale to mój świat literacki, moja wyobraźnia. Ongiś namalowałem 100 ilustracji do Trylogii. Malowałem to przez dwa lata, a rodzina mogła za tę pracę żyć przez cztery lata. Ale ja nawet nie mam sztalug ani pracowni. Od 15 lat nie miałem pędzla w ręku, choć być może pewnego dnia zarzucę pisanie i wrócę do świata kolorów. Natomiast na przestrzeni 40 lat napisałem 30 powieści, niektóre miały nawet po trzy wznowienia, kilka utworów dla dzieci, scenariuszy, wydałem 2 tomiki poezji. Powieść z Olkuszem w tle – mogę to odważnie powiedzieć – ma być nominowana do Nagrody Nike. Zachęcam moich olkuskich rodaków do jej przeczytania, zanim na mnie ktoś zechce, po jej przeczytaniu, poszukiwać jakichś urojonych haków, bo nikogo nie głaszczę tam po głowie.
Urocze spotkanie dobiegło końca. Licznie zgromadzeni czytelnicy oblegli pisarza. Dedykacjom nie było końca. A byli i tacy, którzy z naszym gościem pobierali niegdyś nauki w olkuskiej szkole podstawowej.
Jak widać można być wybitnym pisarzem, a bardzo przeciętnym kominiarzem 😆
Jakby nie papiery z IPN to pan Marek nie miałby pojęcia, że Leszek Maleszka jest donosicielem, a na tych samych papierach bazuje w swojej twórczości Joanna Siedlecka, która jest oczywiście w pojęciu pana Marka „głównym inkwizytorem”.
I gdzie tu logika?