O Adamie Siewierskim w gminie Wolbrom słyszeli chyba wszyscy – jeżeli nie wtedy, gdy był bardzo energicznym sołtysem Poręby Górnej i radnym, to ostatnio – za sprawą udziału w popularnym telewizyjnym programie „Sanatorium miłości”, w którym samotni seniorzy na wizji pokazują, że jesień życia może mieć wiele barw, przynosić radość i być czasem poznawania nowych ludzi, a nawet spotkania swojej „drugiej połówki” na dalsze lata życia.
Kiedy był aktywny zawodowo, wszędzie było go pełno. Pracował jako ślusarz, zarówno w kraju, jak i poza jego granicami, dzięki czemu wybudował nowy dom. Realizował się również na rzecz lokalnej społeczności jako strażak ochotnik, sołtys i radny, organizował imprezy, choćby takie, jak pamiętne Dni Poręby Górnej, z potańcówkami i pokazami modeli latających, zabiegał o rozwój swojej miejscowości, kolejne inwestycje i remonty. Niektórzy śmiali się, że Siewierskiego nie można zbyć byle czym, bo jak wyrzucą go drzwiami, to wróci kominem. Przechodząc na emeryturę, zaprosił swoich kolegów z wolbromskich „wodociągów” na uroczystą pożegnalną kolację, na której zapowiadał, że nie odpuści i dalej będzie robił różne ciekawe rzeczy. Był pełnym sił, wolnym człowiekiem – niewiele wcześniej po ciężkiej chorobie odeszła jego żona, a wszystkie trzy dorosłe już córki poszły na swoje. Pan Adam poczuł się samotny w dużym domu na Kamiennej Górze z pięknym widokiem na okolicę, do którego przeprowadził się po sprzedaniu gospodarki w Porębie Górnej, a jego energia nie pozwalała na zastój w „świętym spokoju” i potrzebowała nowych wyzwań. Kiedy z nim rozmawiam, widzę w nim zmianę – zgolił wąsy, co odmłodziło go o kilka lat, jest uśmiechnięty, szarmancki, ze swadą opowiada o swojej świeżej popularność – słowem – światowiec!
– Jako człowiek bardzo aktywny przez całe życie, nie wyobrażam sobie bym po przejściu na emeryturę mógł zamknąć się w domu. Owszem, wciąż mam rodzinne obowiązki, opiekuję się 93-letnią leżącą mamą, ale mam taki charakter, że cieszy mnie, gdy wokół coś się dzieje, lubię ludzi. Dlatego, kiedy przypadkiem w Internecie znalazłem ogłoszenie o naborze do drugiego sezonu „Sanatorium miłości”, którego pierwszą edycję śledziłem w telewizji, poczułem, że to coś dla mnie i postanowiłem spróbować – mówi pan Adam.
– Czy podjęcie wyzwania przyszło Panu łatwo? W końcu, oglądając pierwszą edycję „Sanatorium miłości”, miał Pan wyobrażenie tego, co może Pana czekać, gdyby udało się zakwalifikować do programu.
– Długo zastanawiałem się, czy podjąć to wyzwanie. Jak coś robię, to lubię być skuteczny. Miałem obawy, że mogę zostać odrzucony – ja, z małej miejscowości, a tam – duża konkurencja, telewizja, wielki świat… Jednakże córki, koledzy z byłej pracy i inni znajomi, których zapytałem o opinię, znając mnie, moje zamiłowanie do działania oraz energię z jaką podchodzę do życia, mocno mnie namawiali i przekonywali mnie, żebym to zgłoszenie wysłał. Wciąż trochę obawiałam się porażki – że się nie nadam, że mnie odrzucą, zginę w tłumie innych chętnych, a ja nie lubię przegrywać. W końcu jednak wysłałem to zgłoszenie i po upływie mniej więcej miesiąca otrzymałem e`mailem 12 zagadnień, na temat których trzeba było opowiedzieć w nagraniu – takim filmiku zgłoszeniowym. Miałem też odpowiedzieć pisemnie na kolejne 27 pytań.
– Jak Pan poradził sobie z zadaniem, zwłaszcza z nagraniem filmu o sobie?
– Sądząc po efekcie myślę, że całkiem nieźle. Zgodnie z oczekiwaniem telewizji z pomocą profesjonalisty nagrałem filmik z odpowiedziami na 12 pytań, a potem wraz z wypełnioną ankietą, czyli odpowiedziami na dalsze 27 pytań, wysłałem go pod wskazany adres e‘mailowy do TVP i znów czekałem. Pod koniec lipca 2019 r. otrzymałem zaproszenie na casting, który miał się odbyć na początku sierpnia. Była to dla mnie ogromna radość, ale i dalsza obawa, czy przejdę ten kolejny etap eliminacji. Bez specjalnej tremy, oczekując na ciekawe wrażenia, pojechałem więc na ten casting w wyznaczonym przez telewizję terminie. A tam, oczywiście, kolejne pytania i odpowiedzi – tym razem już, jak to w telewizji, z przypiętymi do ubrania mikrofonami, przed kamerą filmującą cały przebieg castingu.
– Czy atmosfera telewizyjnego programu Pana nie przytłoczyła, nie pojawiła się trema?
– Zupełnie nie. Ekipa świetnych ludzi prowadzących casting, ich wielka serdeczność i okazywany nam szacunek, ich uśmiechy, cała ta wspaniała atmosfera wywarły na mnie wielkie, bardzo pozytywne wrażenie. Tych chwil nigdy nie zapomnę. Było naprawdę bardzo sympatycznie, a mój apetyt na telewizyjną przygodę jeszcze wzrósł. Czekałem więc niecierpliwie na wynik selekcji, nie mając pojęcia jak mi poszło w porównaniu z innymi – a było nas prawie 3 tysiące! – i czy uda mi się przejść eliminacje. W końcu, na początku września tego pamiętnego dla mnie 2019 roku otrzymałem informację z TVP o konieczności wykonania badań medycznych i uzyskania zaświadczenia lekarskiego, stwierdzającego brak przeciwwskazań do udziału w programie. Oczywiście badania wyszły pozytywnie i otrzymałem potrzebne zaświadczenie. Okazało się jednak, że wciąż nie był to koniec kwalifikacji – musiałem jeszcze przejść na badania psychologiczne w Warszawie, które znów zaliczyłem pozytywnie, z dobrą oceną i opinią o posiadaniu bardzo wysokiej inteligencji, co dało mi kolejną satysfakcję.
– Wtedy dowiedział się Pan, że jedzie do Ustronia? Jak wyglądało kręcenie programu?
– Tak, po tych wszystkich zabiegach wiedziałem już, że wezmę udział w programie. Mój wyjazd do Ustronia Górskiego nastąpił 22 września, gdzie spędziłem miesiąc. W programie brało udział 6 mężczyzn i 6 kobiet z całej Polski. Musiały to być osoby po 60. roku życia, w stanie wolnym. Samo nagrywanie programu odbywało się w sanatorium „Równica” na terenie pięknego Ustronia. Mieszkaliśmy na wydzielonym piętrze, w trakcie kręcenia zdjęć, a także w chwilach wytchnienia dbano o nas, mieliśmy w razie potrzeby opiekę lekarską, zapewnioną prywatność i wszelkie wygody.
W trakcie pracy nad programem wszystko było jak w zegarku – znakomita organizacja! Widać było, że ta ekipa ludzi, o widocznej wiedzy i talencie, którzy przygotowywali program, pod każdym względem zna się na swojej robocie i dysponuje ogromnym doświadczeniem telewizyjnym i reżyserskim. A przy tym cały czas czuliśmy się dobrze w stworzonej przez nich ciepłej atmosferze i odczuwalnej trosce o naszą 12-osobową grupę uczestników programu.
– W programie pojawiają się sceny dość intymne, czy nie czuł się Pan momentami skrępowany tym, że będą to oglądały w telewizji miliony ludzi?
– Nie zauważyłem sytuacji krępujących, bowiem wszyscy dobrze się rozumieliśmy i szanowaliśmy na planie nagraniowym, jak i poza zdjęciami, na terenie ośrodka sanatoryjnego. Jeśli chodzi o mnie, to wszystko było super – wyważone i w granicach dobrego smaku, bo takiej nie chciałbym przekraczać. Do chwili obecnej utrzymuję kontakty ze wszystkimi uczestnikami programu i te kontakty są bardzo przyjazne i serdeczne, co uważam za niezwykle cenne. Na dodatek dzisiaj, po emisji już 8 odcinków, cieszę się popularnością w mediach społecznościowych, rozmawiam z ludźmi i wciąż mam nowe propozycje znajomości. Sprawia mi to wiele radości, bo poznaję wciąż nowe osoby, z których wiele okazuje mi życzliwość i sympatię. Może w taki sposób uda mi się poznać kogoś specjalnego…
– Wkrótce zakończy się emisja nagranych z państwem 10 odcinków „Sanatorium miłości”. Czy planuje Pan dalsze kontakty i współpracę z telewizją lub innymi mediami?
– Kontrakt z TVP przewiduje naszą dalszą współpracę. Mam podpisane stosowne dokumenty i zobowiązania wobec TVP, w związku z czym mam nadzieję, ba, jestem przekonany, że dalsza współpraca będzie znakomita. Poza „Sanatorium” wystąpiłem już w „Telewizji śniadaniowej”, a moi telewizyjni towarzysze również w innych programach.
– Czy udział w realizacji programu spełnił Pańskie oczekiwania?
– Dzięki programowi „Sanatorium miłości”, w którym biorę udział przeżyłem wiele ciekawych chwil, pięknych emocji, poznałem nowych ludzi, zobaczyłem jak robi się program telewizyjny. Oprócz tego udało mi się trochę wypromować moją małą ojczyznę, bo miasto Wolbrom i zarazem powiat olkuski stały się dzięki mnie trochę bardziej znane – mogę nawet śmiało powiedzieć, że są teraz regionem znanym w całej Polsce, a także zagranicą, gdyż program jest emitowany do kilku państw Europy. Wszędzie zyskał ogromną popularność, o czym świadczy bardzo wysoki wynik jego oglądalności. Dobrze się bawiłem i mam nadzieję, że to nie koniec mojej telewizyjnej przygody, na co już się cieszę.
– Zatem, dziękując za rozmowę, życzę powodzenia!