Wolbrom Ewa Barczyk

Stanisław Osmenda – nauczyciel przedmiotów ścisłych, ale jednocześnie człowiek wielu pasji – od wielu lat zajmuje się historią 1 Pułku Ułanów Krechowieckich. Dzięki jego staraniom, udało się spopularyzować wiedzę o Krechowiakach w środowisku lokalnym, co skutkowało rewitalizacją mogiły wybitnego oficera tego pułku – rotmistrza Michała Dziewanowskiego, który pochowany jest na wolbromskim cmentarzu parafialnym.

Nagrobek został wykonany na zlecenie Urzędu Miasta i Gminy w Wolbromiu, dzięki dofinansowaniu ze środków Województwa Małopolskiego, a realizacja projektu wzbudziła spore zaciekawienie, ale i niejakie wątpliwości odwiedzających cmentarz. O opinię na temat „zardzewiałej” szabli na nagrobku zapytaliśmy Stanisława Osmendę. Z pozoru proste pytanie o ten budzący kontrowersje element nagrobku stało się inspiracją do ciekawej, wielowątkowej opowieści prawdziwego znawcy tematu…

– Odnowienie nagrobka rtm. Dziewanowskiego jest bardzo ważne dla przypomnienia związków Krechowiaków z Ziemią Wolbromską. Moim zdaniem ładnie to wyszło – stwierdził znany w lokalnym środowisku pasjonat historii, który zna wiele szczegółów z życia rotmistrza i jego kompanów – Mam sporo kontaktów z szeroko rozumianym środowiskiem Krechowiaków, stąd czułem się zobowiązany do wyrażenia opinii na temat planowanego wyglądu nagrobka. Pierwotnie pojawił się pomysł, żeby znalazł się tam motyw złamanej szabli. Pomysłodawca nawiązywał do fragmentu książki Jerzego Maciejewskiego „SAGA O 1 PUŁKU UŁANÓW KRECHOWIECKICH im. Pułkownika Bolesława Mościckiego”, gdzie opisany został epizod wojenny podczas bitwy pod Krechowcami, kiedy to w wyniku cięcia w zasłaniającego się karabinem niemieckiego piechura, ppor. Ludomirowi Wysockiemu złamała się szabla, a jego pluton zdobył karabin maszynowy nieprzyjaciela. Na spotkaniu roboczym w sprawie nagrobka w UMiG Wolbrom wyjaśniłem, że ppor. Wysocki służył w II szwadronie, a Dziewanowski w IV. Szwadron Dziewanowkiego podczas bitwy pod Krechowcami wykonywał zupełnie inne zadania, stąd motyw złamanej szabli zupełnie nie pasuje do Dziewanowskiego…

Tak na marginesie trzeba wspomnieć, że Ludomir Wysocki to postać wybitna – wtrąca Stanisław Osmenda. – Zmarł w 1972 roku, ale nawet na jego mogile nie znalazł się motyw złamanej szabli! Jest znaczek 4 Pułku Ułanów Zaniemeńskich, którym dowodził w okresie międzywojennym i wyruszył w bój w obronie Ojczyzny we wrześniu 1939.

Złamana szabla na ogół kojarzy się z klęską, poddaniem się, degradacją – kontynuuje opowieść Osmenda. – Dobrze się stało, że na mogile rotm. Dziewanowskiego znalazła się ostatecznie szabla, będąca odwzorowaniem tzw. „szabli krechowiackiej” wz. 1919. Co do szczegółów, może warto było skonsultować się z ekspertem w tej dziedzinie, panem Janem Kołodziejem z Wierzchowiska? Pan Jan to MISTRZ w swoim fachu. Na zamówienie, wytwarza w swojej kuźni szable rozmaitej „maści”, m.in. słynnemu „rębajle” Jerzemu Miklaszewskiemu z Krakowa…

Jednakże, to właśnie szabla budzi wiele wątpliwości w odwiedzających grób rtm. Dziewanowskiego na wolbromskim cmentarzu. Wszystko dlatego, że szabla na nagrobku… zardzewiała.

– Gdy zobaczyłem na mogile świeżo zainstalowaną szablę, byłem przekonany, że jest wykonana ze stali nierdzewnej. Kiedy ponownie odwiedziłem cmentarz, zauważyłem, że szabla zaczęła rdzewieć. „Szabla zardzewiała, wojny nie widziała” – pomyślałem – wspomina Stanisław Osmenda. – Doszedłem do wniosku, że to nie może być zwykłe zaniedbanie, ale, nie wiedzieć czemu, szablę wykonano z tzw. stali kortenowskiej, która po pewnym czasie nadaje eksponatowi rdzawy kolor, ale chroni go przed dalszym postępem korozji. Wprawdzie studiowałem na Wydziale Chemicznym Politechniki Krakowskiej i na 5-tym semestrze miałem wykłady z korozji metali, ale wtedy do głowy mi nie przyszło, że kiedyś w tak nieoczekiwany sposób zetknę się z taką stalą… Docierają do mnie głosy, że nie wygląda to dobrze, ale nie mnie oceniać ten zamysł projektanta – komentuje pan Stanisław.

– Cieszę się natomiast, że uznanie u wykonawców zyskał mój pomysł, aby nagrobek został uzupełniony w opis. Trzymając się maksymy, w myśl której „tylko groby nie kłamią”, podczas wycieczek pieszych i rowerowych często zwiedzam cmentarze. Doszedłem do wniosku, że sam nagrobek, choćby najlepiej wykonany, nie jest w stanie oddać „ducha” spoczywającego pod nim bohatera. Natomiast zdjęcie czy nawet niewielka wzmianka o pochowanym dają do myślenia. Podzieliłem się tą refleksją z naczelnikiem wydziału inwestycyjnego UMiG panem Krzysztofem Wolczyńskim, który zaakceptował inicjatywę. Początkowo informacyjne elementy o rotmistrzu miały być umieszczone na samym pomniku, ale uznano, że lepiej będzie instalację umieścić obok nagrobka. W dzień Wszystkich Świętych sporo osób zatrzymywało się przy mogile Dziewanowskiego, czytając z tabliczki jego przebieg służby…

– Na drugiej ceramicznej tabliczce natomiast znalazła się grafika z elementami nawiązującymi do historii 1 Pułku Ułanów Krechowieckich- wyjaśnia Osmenda. – Zaprojektowałem ją, wsłuchując się w opinie środowiska Krechowiaków, funkcjonującego na forum Stowrzyszenia Miłośników Kawalerii im. 1 Pułku Ułanów Krechowieckich. Ostatecznie stanęło na tym, że na tabliczce powinna być lanca z amarantowo-białym proporczykiem (to nie błąd w narodowej fladze, jak myślą niektórzy!), szabla i znaczek pułkowy. Pułk funkcjonował na przestrzeni lat 1915-46, stąd pojawił się kolejny problem: jaka lanca, jaka szabla, jaki znaczek? Zdecydowaliśmy, że będzie to „lanca niemiecka”, oficerska odznaka 1 Pułku Ułanów Krechowieckich w wersji z 1920 roku, z numerem nadanym Dziewanowskiemu (VI) oraz szabla oficera kawalerii, noszona na przełomie lat 1918/19, często nazywana „krechowiacką”. Dlaczego akurat taka lanca? Krechowiacy posługiwali się rozmaitymi lancami. Zadecydował fakt, że do zdobycznej lancy niemieckiej przez długi czas był przytroczony sztandar pułkowy. Motyw graficzny perfekcyjnie wykończył oraz całość «wypalił» w ceramice i zamontował na cmentarzu Tomek Płaszczyk z firmy „Outline computers”.

– „Na zdjęciu nagrobkowym Michał Dziewanowski prezentuje się w mundurze rosyjskim!? Czy to na pewno polski patriota?” – takie pytanie zadają mi znajomi, których spotykam przy grobie. To temat rzeka – tłumaczy znawca historii Krechowiaków. – Zostaliśmy wychowani w poczuciu, że prawdziwym patriotą jest ten, kto nie dał się zrusyfikować, spiskował przeciwko caratowi, a najlepiej żeby na dodatek poległ w powstaniu listopadowym lub styczniowym. Rodzina Dziewanowskiego mieszkała na dalekich, „sienkiewiczowskich kresach”, w okolicach Kamieńca Podolskiego. Bardziej zamożni tamtejsi ziemianie wysyłali swoje dzieci na studia za granicę. Michał nie miał takiego szczęścia. Po zakończeniu edukacji w gimnazjum w Kijowie studiował na Wydziale Mechanicznym Politechniki Kijowskiej, a następnie wstąpił do Szkoły Kawaleryjskiej w Jelizawetgradzie. To była elitarna szkoła. Jej polscy absolwenci, w tym Dziewanowski, podczas Wielkiej Wojny, zasilili szeregi Dywizjonu Ułanów Polskich, poprzednika 1 Pułku Ułanów Krechowieckich. Trzeba w tym momencie przypomnieć, że „carski generał” Józef Dowbor-Muśnicki dowodził jedynym w pełni zwycięskim zrywem narodowym, powstaniem wielkopolskim. Na marginesie, córka Dowbora-Muśnickiego była jedyną kobietą, zamordowaną w Katyniu! Przykłady Polaków wykształconych czy robiących kariery zawodowe w krajach zaborczych, a potem oddających usługi Polsce można mnożyć…

Na tabliczce z motywem graficznym znalazł się też kod QR, który przekierowuje zwiedzającego na stronę internetową o Dziewanowskim. Powstała ona po zebraniu wszystkich tekstów, jakie Stanisław Osmenda napisał o Krechowiakach i rotmistrzu Michale Dziewanowskim do prasy lokalnej i specjalistycznej. Całość opracował natomiast Wiesław Biernacki. W ten sposób powstało ciekawe kompendium wiedzy uzyskanej przez pasjonata, głównie z archiwum Wojskowego Biura Historycznego (dawniej Centralne Archiwum Wojskowe) w Rembertowie, ale i wielu innych źródeł. Historię rodu Dziewanowskich udało się Osmendzie opracować na podstawie materiałów z Instytutu Piłsudskiego w Nowym Jorku. Ważną porcję danych pozyskał też od wybitnych ekspertów w tej dziedzinie: Jarosława Szlaszyńskiego oraz Wojciecha Dziełaka. Jarosław Szlaszyński, czyli Starosta Augustowski, jest autorem kluczowych książek na temat 1 Pułku Ułanów Krechowieckich, a Wojciech Dziełak to współzałożyciel Stowarzyszenia Miłośników Kawalerii im. 1 Pułku Ułanów Krechowieckich. Jak podkreśla pan Stanisław, obaj panowie, oprócz dzielenia się z nim materiałami, mocno wspierali go w dziele upowszechniania wiedzy na temat pobytu Krechowiaków na Ziemi Wolbromskiej.

– Zdobywaniu materiałów towarzyszyło wiele niespodziewanych zwrotów wydarzeń i ciekawostek – wspomina Stanisław Osmenda. – Wysyłałem e-maile do wielu osób, stowarzyszeń i instytucji. Przykładowo, pisząc do Instytutu Piłsudskiego w Nowym Jorku, nie za bardzo liczyłem na odzew. Ku mojemu zaskoczeniu, w krótkim czasie dostałem odpowiedź od samej pani prezes dr Iwony Drąg-Korgi, która, jak się okazało, urodziła się w Olkuszu! Sentyment zadziałał, pani doktor skontaktowała mnie z kustoszem Instytutu, panią Małgorzatą Skrodzki i dalej poszło jak po maśle…

Osobnym problemem prywatnych pasjonatów historii jest konieczność ponoszenia kosztów uzyskiwania materiałów. Rzadko zdarza się bowiem, że otrzymują za swoją pracę honoraria, a zdecydowanie częściej publikują „pro publico bono”. W archiwach największym problemem jest zlecenie kwerendy, czyli poszukiwania materiałów na zadany temat: jest ustalona stawka godzinowa bez gwarancji, że coś się znajdzie. Zakup literatury źródłowej też pochłania sporo pieniędzy. Czasem, jak było to w przypadku pozyskania przez wolbromianina kosztownych, jak na polskie kieszenie, materiałów z USA, uda się „dogadać”, najczęściej jednak poszukiwania finansowane są z własnych zasobów.

– Pasja kosztuje, finansuję ją z mojej, niestety dość skromnej, nauczycielskiej pensji. Nie jestem też zawodowym historykiem, stąd wszystkiego musiałem uczyć się od zera. Początkowo było trudno, ale po pewnym czasie opanowałem „strukturę materii”. Jednak bardzo zależy mi, żeby pozyskana przeze mnie wiedza szła dalej, stąd wciąż nowe artykuły wysyłane do różnego rodzaju wydawnictw. Chcę, aby wolbromskie wątki Krechowiaków poznali lepiej chociaż moi krajanie” – wyjaśnia historyk amator. – Na początku 1919 roku w Wolbromiu mieścił się sztab Pułku. Po raz pierwszy powołano żołnierzy z poboru, głównie z województwa kieleckiego. Tym sposobem w jego szeregi weszli również mieszkańcy okolicznych miejscowości. Przeszli cały szlak bojowy. Przeglądając spis ułanów można zauważyć swojsko brzmiące nazwiska typu: Żaba, Żak, Wolski, Szwaja, Szczepankiewicz, Seweryn, Sitko, etc. Badam ich dzieje i… popularyzuję – wyjaśnia Stanisław Osmenda, dodając, że wciąż nie wiemy wszystkiego pobycie Krechowiaków w Wolbromiu. – Na wyjaśnienie zasługuje np. okoliczność wręczeniu sztandaru na nowo. Akt miał miejsce w Wolbromiu. Niektóre źródła podają, że stało się to 3 maja 1919 roku. Ostatnio w ręce wpadły mi wspomnienia Zbigniewa Lohmana, z których wynika, że sztandar został przekazany pocztowi sztandarowemu już w kwietniu, na Wielkanoc. Przybyła wtedy do Wolbromia mecenaska Pułku, księżna Franciszka Korybut-Woroniecka, popularna Ciocia Frania. Być może rozwiązanie zagadki można znaleźć w archiwach kościelnych. Niestety, w okresie wakacji, kiedy mam więcej czasu, zwykle one nie pracują, a i ciężko z nimi się dogadać, w celu umówienia wizyty – wzdycha Osmenda, z nostalgią wspominając empatię i życzliwość pani Iwony i Małgorzaty z Instytutu Piłsudskiego w Nowym Jorku…

Opowieści i kolejne wątki zdają się nie mieć końca. Stanisław Osmenda to prawdziwa kopalnia wiedzy i zaangażowania. Mamy nadzieję, że jeszcze niejeden raz podzieli się nimi z Czytelnikami Przeglądu Olkuskiego.

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze