Od dwóch lat jeździ po Polsce i przekonuje, że odblaski to nie tylko tanie gadżety, które są rozdawane jako gratis i trafiają najczęściej głęboko do szuflady. Jego dom to rower, namiot i przyczepa wypełniona odblaskami, najczęściej dawanymi dzieciom. Właśnie dlatego Maciek Stawinoga znany jest bardziej jako „Odblaskowy anioł ze Szczecina”. Kolejny dzień – kolejna trasa, tym razem na Masę Krytyczną do Gliwic. A po drodze przystanek w Olkuszu, który jak się okazuje, jest całkiem życzliwy.
Stawinoga jeździ od miasta do miasta, sam świeci jak dyskoteka, bo jego rower nie tylko oklejony jest odblaskami, ale też wyposażony w szereg świateł. Wszystko po to, by nie dało się go przeoczyć. Wie przecież, że zbyt wielu jest niewidocznych, zwłaszcza po zmroku i w terenie niezabudowanym. Kiedyś właśnie taki ktoś „niezauważony” zginął za jego plecami na przejściu dla pieszych. Wtedy wsiadł na rower, by głośno mówić o tym, że rowerzystów ani pieszych nikt nie ochroni – nawet najlepsze prawo – jeśli oni sami nie pomyślą o swoim bezpieczeństwie.
To już nie pierwsza wizyta Maćka w Olkuszu. Także tutaj rozdawał już odblaski. Ma ich pełną przyczepę, a wszystkie zdobył od życzliwych firm, które wspierają jego ideę. Znany jest w wielu sklepach i stacjach benzynowych na trasach, które wybiera najczęściej. W każdym większym mieście ma przyjaciół, którzy pomogą, jeśli trzeba również przenocują. Ostatnio zdobył ich także w Olkuszu. – To był środek nocy, bo jeżdżę głównie nocą. Tutaj na stacji benzynowej spotkałem dwóch młodych ludzi. Trudno nie zwrócić na mnie uwagi, powiedziałem im więc, czym się zajmuje. Przywieźli mi kanapki i jabłka. To jest niezwykłe, kiedy ludzie tak spontanicznie pomagają. Nie pamiętam ich imion, ale chciałem im strasznie podziękować. Zwłaszcza za te jabłka – mówi z uśmiechem.
Tym razem w Olkuszu nie zatrzymał się na dłużej. Czekali już na niego organizatorzy Gliwickiej Masy Krytycznej. Ale wie, że tutaj jeszcze na pewno zagości. Coraz częściej zapraszają go organizatorzy różnych imprez, które mają uczulać dzieci i dorosłych na zagrożenia czyhające na drodze. Chętnie goszczą go też szkoły. A jemu na razie nie brak siły, by pokonywać kolejne 80 km dziennie. Czasem tylko przydałoby się jakieś dorywcze zajęcie, żeby coś dorobić i jechać dalej, bo z roweru i rozdawania odblasków nie można zrezygnować. Jeszcze nie!