1

Jak rozróżnić, który artysta wykonał dzieło, skoro powstało dzięki pracy dwóch czy więcej osób? Które dokładnie nuty Requiem napisał Mozart, a które dopisał, według wskazówek kompozytora Süssmayr, który genialną kompozycję dokończył, które obrazy malował osobiście Warhol, a które pracownicy jego artystycznej fabryki, itd.

W olkuskiej bazylice jest takich wspólnych dzieł wiele, zaczynając od poliptyku, który zaczął rzeźbić Jan Wielki, ale pobity przez kolegę z cechu, zaniechał prac, dlatego ołtarz ukończył Stanisław Stary; jaką część z piszczałek i ile elementów transeptu organów wykonał Hans Hümmel, a co, po jego wyjeździe dokończył Jerzy Nitrowski. Z nowszych dzieł zagadką pozostaje jaka część nowej polichromii, tej z lat 60-tych XX wieku, zrodziła się w głowie głównego twórcy ówczesnego wystroju i konserwatora prof. Józefa Edwarda Dutkiewicza, a co dał z siebie wykonawca zaleceń, artysta plastyk Stanisław Wałach (Fot.1. Stanisław Wałach, źródło Internet). Problem, jeśli można użyć tego słowa, może niezbyt istotny dla zwykłych „zjadaczy chleba”, ale ważki dla historyków sztuki i jej wielbicieli.

 

Gdy kilkanaście lat temu ukazał się album poświęcony olkuskiej bazylice, było w nim wiele informacji cennych, niezwykle ciekawych, ale sporo też takich, bez których mogło się obyć, ciekawostek, które z niejednej perspektywy ciekawe jakoś szczególnie nie są – za to znalazła się tylko lakoniczna informacja, kto jest autorem rysunków wykonanych metodą sgraffito, które zdobią kolumny i ściany prezbiterium tej świątyni; napisano, że prof. Józef E. Dutkiewicz, który w latach 60-tych XX wieku prowadził w kościele prace konserwatorskie. Dodano także, że w latach 1992-98, podczas kolejnych prac konserwatorskich (kierowała nimi dr Magdalena Kalicińska): „zweryfikowana została koncepcja plastyczno-aranżacyjna całości wnętrza, założona przez profesora Dutkiewicza, uznana za „historycznie nieprawdziwą”. Czterech świętych z kolumn znalazło się na wklejkach książki, ale już bez informacji, kto je stworzył.

2

Epitafium prof. Józefa Dutkiewicza w bazylice olkuskiej

Gdy ktoś pierwszy raz zagląda do olkuskiej bazyliki na ogół zawraca uwagę na potężne filary i na ich dekoracje – wizerunki świętych z atrybutami (choć nie tylko tacy tam widnieją). Parafianie i mieszkańcy tak się do nich przyzwyczaili, że umykają ich uwadze; przez lata znudzeni czy wewnętrznie uspokojeni mszą wpatrują się w nie, i już ich nie widzą. Przyjezdni są zachwyceni ich oszczędną formą i surowym pięknem – bywa, myśli wielu, że pochodzą ze średniowiecza, nawet z czasów romańskich, ale jednocześnie są jakieś nowoczesne, podobnie bywa z rzeźbami neolitycznymi, które przypominają nowoczesne, obłe figury dłuta Henry Moor’a. Na starych zdjęciach wnętrza bazyliki dostrzegamy, że kiedyś zdobienia kolumn były inne, chciałoby się napisać – mało wyrafinowane, przypominało malunki z filarów kościoła w Bolesławiu, jakieś gwiazdki na niebie i poprzeczne linie na jasnym tle. Niedawno gościliśmy po raz trzynasty Międzynarodowy Plener Malarski „Srebrne Miasto” Olkusz 2017, i tak, jak podczas wielu poprzednich edycji, wielu jego uczestników, zwiedzając bazylikę zwracało uwagę na malowidła na kolumnach. Przykuły ich uwagę, zafrapowały; pytali – kto jest ich autorem?! Tłumaczyłem, ze autorem koncepcji był jeden artysta, a wykonawcą drugi.

W bazylice olkuskiej są dwie płyty epitafijne poświecone osobom, które zginęły w tej świątyni; pod chórem znajduje się drewniane XVII-wieczne epitafium Jana syna Hansa Hümmla, który spadł z rusztowania, gdy jego ojciec budował organy. Po tym tragicznym wydarzeniu ojciec, przerwał prace nad instrumentem i wyjechał do słowackiej Lewoczy, tamże sam skoczył z rusztowania zakańczając w ten sposób życie. Z kolei pod łukiem między nawą główną, a prezbiterium znajduje się epitafium prof. Józefa Dutkiewicza, który spadł z rusztowania 7 września 1968 r., podczas ostatnich prac nad gruntowną konserwacją wnętrza olkuskiej świątyni. Ponoć jego śmierć miała być efektem klątwy, jaka na niego spadła, gdy – mimo ostrzeżeń – odsłonił malowidło w pewnym podbocheńskim dworku.

3

Święty Antoni Padewski na kolumnie w bazylice

Profesor-konserwator od zgeometryzowanej formy uzupełnień
Józef Edward Dutkiewicz (1903-1968), to niezwykle ciekawy artysta i uczony, jedna z kluczowych postaci polskiego światka konserwatorskiego w XX wieku; wybitny historyk sztuki, konserwator i malarz, pochodził z Tarnowa, gdzie skończył gimnazjum im. K. Brodzińskiego. Malarstwo studiował na krakowskiej ASP (należąc wtenczas do grupy malarskiej Pryzmat) oraz historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. W latach 1930-31 studiował też konserwację na paryskiej Ecole de Louvre i w filii ASP u prof. Józefa Pankiewicza. W 1932 został konserwatorem zabytków w Warszawie, a następnie w Łucku na Wołyniu. W 1935 objął funkcję konserwatora w Lublinie, gdzie kierował m.in. odnową zabytkowych kamienic Starego Miasta. Prace przerwała mu hekatomba II wojny światowej. Okupację Dutkiewicz spędził m.in. w Tarnowie, zajmując się konserwacją dzieł sztuki w Muzeum Diecezjalnym. W 1945, dzięki jego staraniom, utworzono Muzeum Ziemi Tarnowskiej, którego przez pięć lat był dyrektorem (1945-50), mimo że już w 1946 przeniósł się do Krakowa, gdzie objął stanowisko wojewódzkiego i miejskiego konserwatora zabytków (do 1951). Od w 1950 pełnił funkcję wykładowcy na krakowskiej ASP, gdzie był także twórcą Wydziału Konserwacji Dzieł Sztuki i do śmierci kierował Katedrą Konserwacją Malowideł Ściennych i Rzeźby. Kierował licznymi pracami konserwatorskimi, czasem kontrowersyjnymi, m.in. w kościołach w Dębnie i Starym Sączu oraz pałacach w Krasiczynie, Łańcucie i Pieskowej Skale (odpowiada za dekorację drewnianego stropu). Gdy zginął prace w kościele parafialnym w Olkuszu były już na ukończeniu (dokonano wtedy m.in. pierwszych w dziejach przenosin, tzw. transeptu fresków). Wcześniej ten wybitny naukowiec badał dworek klasztorny w Rudawach (k. Bochni), gdzie odkryto pod tynkiem stare malowidła. Mimo iż natknięto się na tabliczkę ostrzegającą przed odsłonięcie ponoć przeklętych malowideł, prof. Dutkiewicz nie wstrzymał prac. Fresk przedstawiał gromadę przerażonych zakonników. Brzmi to wręcz sensacyjnie, ale faktem pozostaje, że w dwa tygodnie później prof. Dutkiewicz spadł z rusztowania w olkuskim kościele – i zginął na miejscu.
Dutkiewicz był autorem licznych prac naukowych z zakresu Historii Sztuki, m.in. „Małopolska rzeźba średniowieczna 1300-1450”. Dokonania profesora Dutkiewicza, zwłaszcza w Olkuszu i Dziekanowicach zapisały się w annałach polskiej sztuki konserwatorskiej. Polegały one na wprowadzeniu do zabytkowego wnętrza elementów współczesnej dekoracji. Mają one tak swoich zwolenników, jak i przeciwników. Także w Olkuszu efekt pracy profesora i jego współpracowników spotkały się z mieszanymi uczuciami, części parafian podobał się nowy wystrój, część jednak, wówczas być może nawet większość, odebrała nowe malowidła, które umieszczono wśród starych, jako zbytnią ingerencję w substancję zabytkową. Nie wiadomo, jak na nie zareagowali ówczesny proboszcz ks. Andrzej Marchewka i jego następca ks. Lucjan Czechowski, ale skoro powstały i nie kazano ich usunąć, to chyba owo novum uzyskało kościelną aprobatę. Ponoć jeszcze nie tak dawno zastanawiano się czy jednak nie zamalować wizerunków świętych i błogosławionych na filarach. Warto przypomnieć kilka głosów o tym, co zrobił prof. Dutkiewicz w olkuskiej farze, dziś bazylice:

4

Święty Florian

Prof. Tadeusz Chrzanowski, wspominając Piero della Francesco, pisał o zagrożeniach wynikających z „doktrynalnego ustosunkowania się do sprawy uzupełnień i rekonstrukcji” w jego freskach z prezbiterium kościoła św. Franciszka w Arezzo, które znał z przedwojennego albumu: „Ale później dobrał się do tych malowideł jakiś doktrynerski konserwator i usunął wszystko co nie było autentyczne, a co gorsza – to co się pod tymi przemalówkami znajdowało założył jakimś szarym, ale dostatecznie przykrym kolorem, aby tym mocniej wyodrębnić to, co mu się wydawało godne zachowania zgodnie z absurdalną doktryną, że ubytki zakłada się „kolorem neutralnym”, tak jakby coś takiego w ogóle mogło istnieć.
Później tę szaleńczą zasadę przeszczepiono na nasze lechickie rozłogi, a promotorami tej doktryny byli niejednokrotnie renomowani konserwatorzy – sławy tamtej epoki, jak chociażby profesor Józef Edward Dutkiewicz podczas odsłaniania średniowiecznych malowideł ściennych w Olkuszu. A metoda ta osiągnęła swój zenit w pewnym małym wiejskim kościele w okolicy Wielunia, gdzie odsłonięto spod tynku jakieś drobne fragmenciki malowideł z połowy XV w., i dziś wnętrze to wygląda, jakby jakiś szalony dowcipniś rozmieścił na ścianach ogromne puzzle na zasadzie: tu kawałek trzewika, tam czyjaś rączka, a ówdzie nos jakiegoś – zapewne świętobliwego – męża. Tyle że z tej kompozycji nic nie wynika i nie da się jakiejś sensownej całości wykoncypować.” (prof. T. Chrzanowski, felieton „Granice rekonstrukcji”, na sztukasakralna.pl).

„Ostatnim przedstawicielem wprowadzania środków współczesnych w zabytkowe wnętrze był prof. Józef Edward Dutkiewicz, autor przepięknej polichromii kościoła w Olkuszu. Może wynikało to ze specyfiki PRL? Wtedy budowano mało nowych kościołów i artyści, którzy czuli potrzebę wykonywania dzieł sztuki sakralnej, mogli działać niemal wyłącznie w zabytkowym wnętrzu. Ale polichromia Dutkiewicza, Taranczewskiego i Marczyńskiego w katedrze w Tarnowie została niedawno usunięta – nie pozostało nic z pracy trzech znaczących malarzy polskich XX wieku. Powstało natomiast neutralne wnętrze. Podobnie spreparowano kościoły gotyckie na Pomorzu i Dolnym Śląsku: gładkie płaszczyzny ścian, surowa cegła. Ten “styl konserwatorski” to wielkie konserwatorskie kłamstwo: tak nigdy nie było. Dawne kościoły były pełne kolorów. Skoro nie zachowały się pierwotne malowidła albo witraże, trzeba wprowadzić nowe. Nowoczesność może nam dać lepszy obraz przeszłości niż puryzm konserwatorski.
„Integralność miejsca”, Zamiast budować nowe kościoły, szanujmy stare. Z Bogusławem Krasnowolskim, historykiem sztuki, współprzewodniczącym Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa, rozmawia Agnieszka Sabor, Tygodnik Powszechny).

5

Święty Marek

„Poglądy i wynikające z nich założenia konserwatorskie, realizowane w pracach Profesora, wywoływały żywą reakcję środowiska konserwatorskiego i biegunowo różne oceny. Ujawniły się one szczególnie na objazdowym kolokwium poświęconym estetycznym problemom konserwacji malowideł ściennych (4-6 X 1965), podczas którego obejrzano m.in. realizowaną wówczas aranżację wnętrza fary w Olkuszu. Broniąc swej koncepcji Profesor powiedział „…świadomie realizowałem całość jako dzieło plastyczne, z tym, że starałem się w tym kontekście jak najlepiej przedstawić i zachować nienaruszony autentyk”. Jego nagła śmierć „na stanowisku”- w końcowej fazie prac w tym kościele, w 1968 r. stała się początkiem prób podsumowywania jego twórczego dorobku. Wymienić tu należy np. artykuły mające charakter nekrologów, które ukazały się jeszcze w 1968 roku. Ważniejsze były jednak materiały z sympozjów poświęconych pamięci Profesora, organizowanych z okazji rocznicowych: 10 rocznicy jego śmierci (1979) na terenie Dolnego Śląska, a przede wszystkim 30 rocznicy jego śmierci (1998) – w Krakowie. To ostatnie, zatytułowane Drogi współczesnej konserwacji. Aranżacja – Ekspozycja – Rekonstrukcja, poświęcone było osobie Profesora, a także próbie wyodrębnienia w pracy konserwatora dzieł sztuki działalności twórczej i określenia jej granic, a więc tym aspektom działalności konserwatora, które były dla J. E. Dutkiewicza najistotniejsze. W programie obrad znalazło się szerokie omówienie poglądów profesora w referatach M. Korneckiego, a przede wszystkim B. Krasnowolskiego. Jednym z rezultatów konferencji był apel uczestników o wpisanie do rejestru zabytków tych aranżacji konserwatorskich Profesora, które są zamkniętą całością i dotrwały do naszych czasów w niezmienionej formie (wnętrze kościoła w Dziekanowicach, „Sala Pospólstwa” w Ratuszu w Tarnowie), a także objęcie ochroną nowych polichromii autorstwa Profesora w zabytkowych wnętrzach kościołów. Na apel ten, pozytywnie przyjęty przez Generalnego Konserwatora Zabytków, niestety nie zareagowały władze wojewódzkie.(…) Czy wymienione niżej środki wyrazu wykorzystane w kreacjach konserwatorskich Profesora, kwalifikują je jako sztukę konserwacji? Wydobycie ekspresji struktury odkrytego romańskiego wątku (Dziekanowice), czy też nieregularnych krawędzi i wewnętrznych ubytków fragmentu zabytkowego malowidła (transfery malowideł w Olkuszu) Wnikanie nowoczesności w przestrzeń zabytku, np. przez zgeometryzowaną formę uzupełnień (Sąd Ostateczny w Olkuszu, Sala Pospólstwa w Tarnowie). Wtopienie zachowanego fragmentu malowidła w nowoczesną tkankę malarską (Olkusz). Czy w teorii C. Brandiego można znaleźć uzasadnienie dla postawy Profesora? Znalazła je H. Pieńkowska (woj. konserwator zabytków w Krakowie – dop.) broniąc jego realizacji „Dlatego odpowiada mi stanowisko Brandiego, który stwierdza, że dzieło sztuki nawet w destrukcie może być elementem nowego dzieła sztuki i jego akcentem” (Kolokwium…,1965).” Prof. Maria Ostaszewska, Józef Edward Dutkiewicz a sztuka konserwacji (www.wilanow-palac.art.pl/files/55_abstrakty.doc).

6

Święty Stefan Węgierski

Na ośmiu potężnych, wysokich na piętnaście metrów kolumnach jest z górą ponad setka świętych, ale nie tylko; wymieńmy kilkoro, których wyniesiono na ołtarze, i których wizerunki reprodukujemy: św. Małgorzatę Męczennicę z przełomu III-IV wieku (poskramiającą smoka czyli szatana, który ją nawiedził, gdy była więziona), św. Roch, XIV-wieczna postać (cudownie wyzdrowiał z dżumy dzięki psu, stąd jego atrybutem jest czworonóg liżący mu ranę na nodze), założyciela zakonu jezuitów św. Ignacego Loyolę, św. Klemensem (trzecim po św. Piotrze papieżu z końca X w., z atrybutem – kotwicą, która do niego przywiązano, gdy go z polecenia rzymskich władz topiono w wodach Morza Czarnego), św. Mateusza Ewangelisty. Są jednak
także postaci kandydatów na ołtarze (np. ks. Maksymilian Kolbe, który w latach 60-tych jeszcze nie był nawet błogosławionym czy Izajasz Boner, XV-wieczny duchowny krakowski, który jest „tylko” sługą Bożym Kościoła); kilka sylwetek nie podpisano, sprawiają one wrażenie postaci czysto dekoracyjnych. Zastanawiają także wypełnienia, owe figury geometryczne, kropki, romby, nie powtarzające się ich układy, czy są dziełem czysto przypadkowym, czy z matematyczną precyzją wyliczonymi układami malarskimi. Wszędzie w opracowaniach jako ich autora wymienia się prof. Dutkiewicza, ale kilka osób związanych z olkuskim środowiskiem artystycznym wspominało mi, że za tymi dziełami stoi artysta malarz Stanisław Wałach.

Sam Wałach jednak nigdzie o tym nie wspomina. W jego biografii artystycznej też nie ma o pracach w olkuskim kościele żadnych wzmianek. Jednakże porównując bez wątpienia jego samoswoje malarstwo z tym, co powstało na filarach, ścianach naw i północnej ścianie prezbiterium, widać zbieżność, ale innych dowodów nie ma. Podobieństwo ogromne widać, gdy się porówna z malunkami z filarów podłużny obraz „Alien”, który podarował Wałach swemu olkuskiemu przyjacielowi Jerzemu Kantorowiczowi. Poza tym Kantorowicz z głębokim przekonaniem utrzymuje, że to Stanisław Wałach stworzył dekoracje na filarach. Dlaczego mielibyśmy nie wierzyć komuś, kto organizował zaprzyjaźnionemu artyście wystawy i znał go bardzo dobrze?! Nie jest jednak pewny czy Wałach malował je pod koniec lat 60-tych, czy na początku 70-tych, czyli już po tragicznej śmierci prof. Dutkiewicza. Mamy więc problem, czy Wałach dokańczał to, co zaczął Dutkiewicz, czy też po śmierci profesora kierującego konserwacją kościoła stworzył własną wizję artystyczną…

7

Postać anonimowa

Nowoczesny malarz niedzielny
„Przy pierwszym poznaniu twórczość Stanisława Wałacha wywołuje moje mieszane uczucia.
Jego obrazy stawiają mnie w dość kłopotliwej sytuacji oceny zjawisk, które wymykają się wszelakim klasyfikacjom. Jest to nawet rodzaj konsternacji: tej sztuce nie można odmówić oryginalności, jest ona bardzo odrębna, nie naśladuje bezpośrednio żadnych pozostałych zjawisk w sztuce i chyba dlatego jest niemożliwa do jednoznacznej oceny, gdyż brakuje ku temu odpowiednich narzędzi lub kryteriów. Bo co można „zrobić” np. z nowym pierwiastkiem, którego nie ma w tablicy Mendelejewa?”
Monika Branicka, krytyk sztuki, autorka wstępu do katalogu wystawy S. Wałacha z 2003 r..

„…Wałach ma w sobie wiele z nowoczesnego malarza niedzielnego. Nie określa to oczywiście techniki lub poziomu wykonania jego obrazów – pod tym względem są one prawie bez zarzutu; raczej o pewien (celowy lub niezamierzony) sposób naiwnego myślenia i beztroskę czerpania z najrozmaitszych wzorów… (…) Autor upraszcza i syntetyzuje przedmiot – w jego pracach brzmią wyraźne echa kubizmu i abstrakcji geometrycznej. (…) Wszystko razem przepojone dążeniem do nieco groteskowej ekspresji oscyluje na pograniczu sztuki dramatycznej i żartobliwej.”
Jerzy Madeyski, krytyk sztuki.

„Nowe konstrukcje tworzy częstokroć z fragmentów prawdziwych przedmiotów… Nie boi się tanich i jarmarcznych, brzydkich po prostu efektów. Artysta łączy poetykę malarstwa abstrakcyjnego z brzydkimi specjalnie zrobionymi ramami, (…) wykorzystuje uproszczenia prymitywnego malarstwa i tworzy czasami najprostsze, niemal denerwujące połączenia kolorystyczne w typie najgorszego jarmarcznego malarstwa nie tracąc przy tym uroku tych potępianych na ogół wytworów ludzkich. (…) dziwne i naprawdę ciekawe jest to malarstwo Wałacha. Pełne nieoczekiwanych pomysłów i rażących uproszczeń, pięknie wyszukiwanych zestawień kolorystycznych, przy jednoczesnej tępocie i >>maziowatości<< koloru. Z jednej strony przejrzyste przestrzennie i kompozycyjnie obrazy z drugiej – alogiczność plątanin płaskich geometrycznych form. Malarstwo które często operuje efektami, tworzy z nich nowe wartości plastyczne.”
Piotr Skrzynecki, współtwórca Piwnicy Pod Baranami.

8

„Matka Boska Ostrobramska” ze zbiorów Kingi i Ignacego Kościńskich

„Wałach łączy dyscyplinę abstrakcjonistyczną z poetyką bliską naiwnego realizmu, przy czym oba te na pozór sprzeczne elementy są niezawodnie prawdziwe i razem decydują o odrębnym klimacie jego sztuki.”
Janusz Bogucki, malarz, członek Grupy Krakowskiej, krytyk.

„Stasiu to był bardzo oryginalny człowiek. Robiłem mu wystawę w Pawilonie Wystawowym w Olkuszu. Bywał w domu Kingi i Ignacego Kościńskich, wielokrotnie wpisywał się do ich ksiąg pamiątkowych. Wałach prowadził rozmowy z kosmosem. W nim dominowało coś, co sprawiało, że był jakby ponad ziemią. Używał ciężkich klejów, co sprawiało, że jego obrazy były niezniszczalne. Kiedyś z kapsli i różnych dziwnych resztek zrobił obraz Madonny. Z kolei do obrazu, który mi podarował, zawieszkę zrobił z dzyngla z puszki do piwa, przybił go gwoździkami do ramy i już.”
Jerzy Kantorowicz, olkuski malarz, organizator wystaw Stanisława Wałacha w Olkuszu

Gdyby żył, miałby prawie 100 lat.
Dziś Kurdwanów to jedna z dzielnic Krakowa, blokowiska, ale też trochę domów jednorodzinnych; to tu, przed 98 laty, w 1919 roku urodził się malarz oryginalny, który za tą oryginalność zapłacił w ostatnim okresie życia sporą cenę – niezrozumienie. Ale jeszcze się z tym niezrozumieniem wstrzymajmy, początki są proste: urodził się i był. Już jako dziecko ładnie malował, ale wiele dzieci ma talent plastyczny, tyle, że później go nie rozwija. Wałach przeciwnie, poszedł w tym kierunku. Już w latach 1931 – 31 uczył się w prywatnej u prof. Alfreda Terleckiego, a od 1932-do 35 w Państwowej Szkole Sztuk Zdobniczych i Przemysłu Artystycznego. Później kontynuował naukę w Rzemieślniczej Szkole Zawodowej, jednocześnie podjął pracę w firmie malarskiej G. Twardowskiego oraz w firmie Birke i Tomma. Wyższe studia w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie rozpoczął Wałach w 1938 roku. Studia przerwała mu II wojna światowa; w 1941 r., chcąc dalej uczyć się malarstwa, zdecydował się na jedyny wówczas możliwy krok, podjął naukę w Instytucie Sztuk Plastycznych, tzw. Kunstgewerbeschule (do 43 r.). W roku 1945 ASP w Krakowie ponownie otworzyła swe podwoje, z czego Stanisław Wałach skorzystał o powrócił na studia. Na V roku studiował w pracowni prof. Jerzego Fedkowicza. Dyplom zrobił w 1947 r. W latach 1947 – 1956, w twórczości Wałacha dominowało malarstwo sztalugowe i polichromie – udzielał się w realizacjach malarstwa ściennego pod kierunkiem prof. R. Pochwalskiego i S. Millego w kościołach: Piaski Wielkie, Wróblowice 1948, Kazimierza Wielka 1949, Kocina
k. Wiślicy 1950, Tryńcza k. Przeworska 1951. Z malarstwa sztalugowego, w tym okresie, należałoby wymienić udział Wałacha w Dorocznych Salonach Malarstwa Krakowskiego Okręgu ZPAP oraz w wystawach zbiorowych, m.in. wystawa „Krajobraz Polski” – Dom Plastyków, Kraków 1953, „Polskie Malarstwo Rodzajowe wieku XIX i XX” – wystawa zbiorowa TPSP w 100 lecie działalności z udziałem czołowych malarzy – TPSP, Kraków 1954, „Polskie Malarstwo Akwarelowe od roku 1930 do 1956” – TPSP, Kraków 1956. Od 1953 roku Wałach organizuje wraz z grupą artystów kieleckich szereg wystaw zbiorowych i indywidualnych. Realizuje również indywidualnie malarstwo ścienne w obiektach użyteczności publicznej. W roku 1956 powstaje polichromia w Domu Esterki w Radomiu.

9

Rysunki i komentarze Wałacha w księgach Kingi i Ignacego Kościńskich

Od 1957 r. rozkręca się. W ramach zorganizowanej w Kielcach grupy twórczej „W – 57”, w Muzeum Świętokrzyskim w Kielcach zorganizowana była wystawa „Wiosna 57”; w recenzji z niej, pióra Barbary Majewskiej (art. „Wiosna 57” w Kielcach, . Przegląd Kulturalny, Warszawa 25 – 30 kwietnia 1957), znalazło się, co następuje: „Wałach żyje w świecie aktorów poetyckiej groteski, czasem poważnej i smutnej. Skrót, symbol, element, któremu najzupełniej obce są teorie artystyczne i intelektualne spekulacje. Prymityw, coś ludowego, coś z małego miasteczka, coś z szopki i wędrownego teatrzyku. (…) Żeby być zrozumianym trzeba mówić bardzo prosto. No i przecież to wielka radość mówić, że głowa jest zupełnie okrągła”. W Kielcach zaprezentował też pierwszy raz wystawę indywidualną. W lipcu 1957 r. wziął udział w 10 Festiwalu Plastyki w Sopocie „Wystawa Młodego Malarstwa i Rzeźby”. J. Bogucki pisał o malarstwie Wałacha: (Janusz Bogucki, „Zapiski z podróży niezagranicznej”. Życie Literackie, 4 sierpnia 1957.) (…) Co do Wałacha – ostatni rok przyniósł w jego malarstwie poważny „skok rozwojowy„. Można by powiedzieć, że łączy on dyscyplinę abstrakcjonistyczną z poetyką bliską naiwnego realizmu, przy czym oba te na pozór sprzeczne elementy są niezawodnie prawdziwe i razem decydują o bardzo odrębnym klimacie jego sztuki. Z tego okresu pochodzą też jego pierwsze grafiki.

W 1958 miał pierwszą wystawę zagraniczną „Malarze Polscy z Krakowa” – Oslo, Bergen, Narvik (wrzesień 1958 – luty 1959 ). Za udział w wystawie „Salon 1958” w Pałacu Sztuki w Krakowie Stanisław Wałach otrzymał najwyższe odznaczenie – Dyplom Honorowy Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie. Od 1959 znów mieszkał w Krakowie. To wtedy miał niewielką wystawę malarską w „Piwnicy pod Baranami”, o której wspominał w nocie Piotr Skrzynecki. W tymże roku Stanisław Wałach zwiedzał wybrzeża Morza Czarnego, Egejskiego, Adriatyku i Morza Śródziemnego. Zatrzymał się w Turcji, Egipcie, Grecji, poznał obrzeża Włoch i Francji. Wyprawa wywarła na nim ogromne wrażenie.

10

Rysunki i komentarze Wałacha w księgach Kingi i Ignacego Kościńskich

W sierpniu 1959 w Pałacu Sztuki w Krakowie otwarto „Wystawę prac Stanisława Wałacha”; przeważały portrety i pejzaże inspirowane ostatnia podróżą. W następnych latach dawał sporo prac na wystawy zbiorowe, nie zwalniał (m.in. udział w Wystawie Krakowskiego Okręgu ZPAP „Krakowscy Malarze „w Bratysławie). Lata 60-te to także praca w obiektach sakralnych. Wałach ściśle współpracował z Łukaszem Karwowskim przy projektowaniu i realizacji polichromii w kościołach: Żory 1962, Kowalowice, Trzebnica 1963, Kasinka Mała, Dobczyce 1964, Rybnik 1965, Uście Solne, Suszec, Dąbrowa Narodowa 1967 (w zespole byli też: Jerzy Bieżanowski i Jerzy Lubański).

W roku 1966 jeszcze wzmógł działalność artystyczną, był obecny na wszystkich ważniejszych wystawach środowiska krakowskiego (udział m.in. w „I Międzynarodowym Biennale Grafiki – Kraków 1966”). W czerwcu 1966 r. w Muzeum Archeologicznym w Krakowie miała miejsce „Wystawa Malarstwa Stanisława Wałacha i Witolda Urbanowicza”. W tym czasie w Muzeum Archeologicznym w Krakowie projektował i realizował stałą wystawę pt. „Starożytność i Średniowiecze Małopolski” (wykonując plansze wystawowe, rysunki oraz, na ścianach kopie rytów naskalnych i malarstwa jaskiniowego).

W następnym roku miał kolejną wystawę malarstwa „Ryszard Kwiecień i Stanisław Wałach” w Pałacu Sztuki w Krakowie (aż 64 obrazy). We wstępie do katalogu Maciej Gutowski napisał: (…)
osobiste piętno istnieje we wszystkich jego pracach, także eksponowanych na obecnej wystawie. Istnieje i narzuca się z całą siłą niezależnie czy mamy do czynienia z bardziej „realistycznym” portretem, czy bardziej swobodnymi „assemblage’ami” – kompozycjami montowanymi z przedmiotów gotowych. (…) Jest tutaj zaskakująca czasem nieco rubaszna
trafność wyboru form, które wprowadzają nas w świat wyobraźni artysty, tak bardzo bogatej, a przy tym tak związanej z konkretem. Wszystko tu wynika z obserwacji, z zaufania do świata, z jego afirmacji i nieco przewrotnego doń stosunku.(…) Stanisław Wałach jest artystą w pełni współtworzącym sztukę współczesną, świadomym jej języka. Ale zarazem typ jego wyobraźni, szczerość i bezpośredniość doznań sięga swymi początkami sztuki ludowej.

11

Rysunki i komentarze Wałacha w księgach Kingi i Ignacego Kościńskich

Równocześnie miał dwie wystawy indywidualne: w Piwnicy „Pałacu pod Baranami” (przełom 1967-1968) – 20 obrazów o tematyce przeważnie astronautycznej oraz w rodzinnym Kurdwanowie, w Świetlicy Środowiskowej ( 42 prace – portrety i kompozycje abstrakcyjne). W latach 1966 – 67 współpracował z prof. Wacławem Taranczewskim przy polichromii kościoła parafialnego w Bochni. W tym czasie – jak wiemy – odbywała się renowacja olkuskiej fary, ale – o dziwo – nigdzie nie znajdziemy pisemnego potwierdzenia, że Wałach brał w niej udział. Sam Dutkiewicz pisał o koncepcji autorskiej. Jeśli jednak przyjmiemy, że Wałach pracował w olkuskiej świątyni (a przychylałbym się do tego!), to nie wiemy też, z jakiego czasu pochodzą początki kontaktu Wałacha ze środowiskiem olkuskim, bo potwierdzone są dopiero z 1974 (plener organizowany przez Olkuską Fabrykę Naczyń Emaliowanych).

W 1969 Wałacha prezentował swoje prace w „The Sun Sign Gallery” w USA – Boulder, Colorado. Około 30 portretów i mozaiki ze zbiorów prywatnych Olgi Brock – Polki, zamieszkałej w Boulder. W tym samym roku Wałach projektował polichromię do kościoła w Józefowie koło Biłgoraja. Pracę wykonał wspólnie z W. Gabrysiakiem, E. Buczyńską-Gabrysiak i B. Szpechtem. Również z tym zespołem pracował przy realizacji polichromii projektowanej przez prof. Adama Marczyńskiego w kościołach w Pławnie koło Częstochowy i w Wawrzyńczycach koło Wrocławia. Nieustannie jego prace pojawiają się na wystawach zbiorowych w całym kraju.

Lata 1970 – 1974, to kolejne realizacje w kościołach (z Łukaszem Karwowskim): w kościele parafialnym w Żabnie 1970 – 74; w Kamionce Wielkiej polichromie w kościołach w Opocznie i Siemiechowie, oraz w kaplicy kościoła 00. Zmartwychwstańców w Krakowie 1974.
W 1972 brał udział w wystawie zbiorowej 40 autorów – artystów krakowskich – „Wawel w Twórczości Malarzy Współczesnych” w Zamku Królewskim na Wawelu. Prawie całą pierwszą połowę 1973 r. spędził we Francji w Piennes; nawiązuje wtedy kontakt z grupą malarzy francuskich „G.A.P.” – swoje prace pokazuje na „XVI – e Salon d’Arts Plastiques” w Piennes. Są to kompozycje abstrakcyjne oraz projekty witraży i polichromii o tematyce religijnej. Do czerwca wystaw pokazywana była też w Metzu, Longwy, Thionville i Longyon. Relacje z wystaw pokazała francuska telewizja, chwaliła prasa. Obraz „Śmierć Picassa” reprodukowany był w Le Republicain Lorrain. Wykonał wtedy także mozaikę na przedszkolu w Piennes. W tymże roku miał jeszcze wystawę autorską: „Malarstwo – Łukasz Karwowski i Stanisław Wałach” w Salonie BWA w Nowym Sączu, a następnie uczestniczył w wystawach zbiorowych, m.in.: w Warszawie w „Zachęcie”. W 1974 r. wziął udział w plenerze w Olkuszu „OFNE 74” (listopad). Inna forma wypowiedzi artysty – kompozycje rzeźbiarskie i obrazy emaliowane na blasze, prawdopodobnie był to efekt pobytu w Olkuszu. W następnym roku od kwietnia do października zwiedza USA. W Chicago projektował witraże do okien katedry polskiej pod wezwaniem „Five Holy Martyrs” przedstawiające 20 postaci świętych polskich. W listopadzie 1976 r. Wałach znów wyjechał do USA (był tam aż do końca czerwca 1977 r.). Przebywał w Chicago skąd podróżował do Boulder (Colorado), Raton (Nowy Meksyk), Santa Fe, Albucuerque i Los Angeles. W Chicago wystawiał swoje prace wspólnie z Czesławem Bazylewiczem na 94 piętrze „John Hancock Center”.

12

Rysunki i komentarze Wałacha w księgach Kingi i Ignacego Kościńskich

W drodze powrotnej, znów transatlantykiem Batorym, zorganizował wystawę „Impresje z Ameryki” – szkice z podróży, portrety i pejzaże (akwarele i gwasze). Po powrocie do kraju, znów rzucił się w wir wystaw: w „Dorocznym Salonie Malarstwa Krakowskiego 1977 – Stanisławowi Wyspiańskiemu w hołdzie” (grudzień – styczeń 1978) ogromne zainteresowanie wywołał obraz artysty zatytułowany Stanisławowi Wyspiańskiemu w hołdzie (Chrystus frasobliwy z twarzą Wyspiańskiego, w kurniku orzeł). W styczniu 1978 r. Stanisław Wałach otrzymał medal Stanisława Wyspiańskiego, jako najwyższe odznaczenie na Dorocznym Salonie Malarstwa Krakowskiego 1977. Była jeszcze indywidualna „Wystawa Malarstwa Stanisława Wałacha” w Prasowych Zakładach Graficznych w Galerii „Gryf’ w Krakowie. Wystawił prace olejne i akrylowe inspirowane podróżą do Stanów Zjednoczonych także tematyką kosmiczną oraz portrety. Tematyka kontaktu z obcymi cywilizacjami zaczyna dominować w jego sztuce.

W 1979 r. wziął udział w wystawie „Kopernik – Kosmos” w Muzeum Mikołaja Kopernika w Fromborku. W sierpniu ponownie udał się do USA. Przebywał w Chicago i w Cleveland do października 1980 roku zajmując się malarstwem sztalugowym. Powtórnie płynął statkiem Ts/s „Stefan Batory” i urządził wystawę swoich prac na pokładzie. Po owych kilku wyjazdach do Ameryki, i po wzięciu „na tapetę” tematyki kosmicznej (m.in. UFO) zaczyna być traktowany lekceważąco przez środowisko artystyczne; nikt nie kwestionuje jego artystycznych zdolności i techniki, ale dominuje opinia, że szanujący się artysta nie podejmuje tego typu tematów. We wrześniu 1981 miała miejsce Indywidualna „Wystawa Malarstwa Stanisława Wałacha” w Pawilonie Wystawowym Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Olkuskiej w Olkuszu. To był przegląd prac z różnych okresów twórczości artysty: obrazy o tematyce astronautycznej, kompozycje abstrakcyjne, portrety i projekty witraży – tech. olejna, mieszana i akryl. W katalogu słowo wprowadzające napisał Ignacy Trybowski: „Obrazy Wałacha z reguły nie są abstrakcyjne. Są prawie zawsze odzwierciedleniem znakomicie podpatrzonych i zaskakujących, interpretowanych w syntetycznym ujęciu postaci (…). Są ostentacyjnie monumentalne w swej frontalności, bez ruchu, w absolutnej powadze często doprowadzonej – przy właściwym dla malarza pozbawionego sarkazmu poczucia humoru do granic groteskowej satyry, przy czym ogromna część obrazów to autoportrety i podobizny licznych przyjaciół”. W lutym pokazał swoje prace na znaczącej wystawie zbiorowej w Galerii „Rytm” w Nowej Hucie – w ramach wydarzenia zatytułowanego „Znaki Czasu – XIV Dni Poezji”. Ekspozycji towarzyszył interesujący katalog na który składały się wiersze m.in. Z. Herberta, Cz. Miłosza, S. Barańczaka i odpowiednio umieszczone reprodukcje obrazów artystów biorących w niej udział, obok Wałacha, m.in. K. Mikulskiego, J. Nowosielskiego, S. Rodzińskiego, Z. Grzywacza, E. Muchy. W kwietniu 1982 r. uczestniczył jeszcze w ekspozycji „Malarstwo i Grafika ze zbiorów Kingi i Ignacego Kościńskich” w Pawilonie Wystawowym TPZO w Olkuszu. Były na niej prace ośmiu autorów m in. J. Panka, J. Potrzebowskiego, A. Siweckiego. Pokazano 25 prac Wałacha z lat 1969 – 80.

13

Rysunki i komentarze Wałacha w księgach Kingi i Ignacego Kościńskich

23 września 1983 r. Stanisław Wałach nagle umarł. „Zmarł na działce matki, w Kurdwanowie – wspomina Jerzy Kantorowicz – Dostał zawału. Upadł i było po robocie; a to był kawał chłopa”. Kinga Kościńska dodaje: – Przycinał krzewy. Może gdyby karetka wcześniej przyjechała… Kiedy żona, Lilka, go znalazła, było już za późno.
W następnych latach jego prace nadal eksponowano. W marcu 1984 r. podczas dorocznego „Konkursu na maski” w „Lamusie” w Pisarach zaprezentowano także maski autorstwa Wałacha. One to były nagradzane w poprzednich latach w konkursach organizowanych przez Leszka Dutkę. Wspominała Wałacha i jego maski Jadwiga Rubiś w „Echu Krakowa” z 9 – 11 marca 1984: „Lamus i jego maski”. (…) Fantazja nie ma granic, więc maski wykonywane były z najróżnorodniejszych materiałów. Nikt chyba nie zdoła pokonać pomysłowością nieżyjącego już krakowskiego artysty Stanisława Wałacha. W „Lamusie” zostały ofiarowane gospodarzowi jego niepowtarzalne maski, zawsze zaskakująco dowcipne, często komponowane z przedmiotów gotowych. (…). W 1985 r. odbyła się wystawa w jakże bliskim mu Kurdwanowie, w Domu Kultury „Stanisław Wałach 1919 – 1983 – Wystawa Malarstwa”.

Szczególna ekspozycja miała miejsce w Miejskim Domu Kultury w Olkuszu. „Jerzy Panek i Stanisław Wałach – wystawa malarstwa, grafiki i rysunku” ze zbiorów Kingi i Ignacego Kościńskich (kwiecień – maj 1985). Wystawiono 51 prac Wałacha – obrazów o różnych technikach i wiele szkiców, (…) które powstały „na gorąco „podczas spotkań u pp. Kościńskich, dokąd często przyjeżdżają krakowscy artyści (…) … pisał Andrzej Warzecha w Dzienniku Polskim (IV 1985 r.); i dalej (…) Jerzy Panek i Stanisław Wałach to dwaj rówieśnicy. Na krakowskiej ASP odebrali wykształcenie malarskie, jednakże Panek zyskał sławę swymi drzeworytami. Stanisław Wałach, człowiek wędrujący po świecie, dalekim i bliskim – krakowskim, to artysta pełen tajemniczych wizji. Obu ich łączy duże poczucie humoru i przekora. Obaj wymykają się prostym klasyfikacjom i wygodnym sądom. (…)” Państwo Kinga i Ignacy Kościński, znane olkuskie małżeństwo kolekcjonerów sztuki, prowadziło przez lata dom otwarty dla artystów. Rozmawiano i biesiadowano – bywało – do białego rana: – To byli wspaniali, weseli ludzie; co żeśmy się wtedy ubawili, to nasze – śmiała się przed laty wspominając Wałacha i innych artystów p. Kinga Kościńska, która – po śmierci męża – trzyma pieczę nad zbiorami i nad wspaniałymi księgami pamiątkowymi, w których – zwyczajowo – goście ich domu wpisywali dedykacje, śmieszne wierszyki, a także zamieszczali swoje rysunki; kogóż tu nie ma: są wpisy i rysunki Stanisława Wałacha, a także m.in. Jerzego Panka, Franciszka Pawlikowskiego czy Alojzego Siweckiego. Kinga Kościńska nie pamiętała, kiedy z mężem poznali Wałacha i jego żonę Lilkę: – On chyba za pierwszym razem, jak był w Olkuszu, to nie miał z nami kontaktu – wspominała. Ale kiedy już się poznali, Wałach bywał częstym gościem w ich domu, a w księgach zamieścił wiele wspaniałych rysunków, karykatur domowników i zabawnych wpisów. Państwo Kościńscy odwiedzali też Wałachów w ich krakowskim mieszkaniu przy Łobzowskiej. Kinga Kościńska też utrzymuje, że Wałach malował dekoracje na filarach w kościele św. Andrzeja, i pamięta jeszcze bardzo dobrze obrazy apostołów, też jego pędzla, które znajdowały się w tejże świątyni, w kaplicy św. Anny: – Podobno zostały przeniesione do kościoła w Pomorzanach – dywagowała p. Kinga. W zakątkach pamięci też odnajduję te obrazy, podłużne prace, o oszczędniej kolorystyce (beże, brązy), bliźniaczo podobne do prac z filarów.
Prace Wałacha były również pokazywane w Olkuszu na wystawie zbiorowej w 1992 roku, którą organizował Jerzy Kantorowicz; pokazano wtedy prace artystów, którzy byli zaprzyjaźnieni z Kingą i Ignacym Kościńskimi, m.in. Jerzego Potrzebowskiego, Jerzego Panka, Jana Świderskiego, Wacława Taranczewskiego.

14

Rysunki i komentarze Wałacha w księgach Kingi i Ignacego Kościńskich

W październiku 2003 r. miała miejsce duża wystawa malarstwa i grafiki Stanisława Wałacha, w Galerii „NAUTILUS” w Krakowie. Zaprezentowano ok. 50 prac z różnych okresów. Gros informacji o życiu i działalności Wałach zaczerpnięto z wydanego z okazji tej prezentacji wspaniałego katalogu.
Prace Wałacha mają w swych zbiorach m.in. Kinga Kościńska (m.in. efektowna Matka Boska Częstochowska wykonana przez artystę w roku, w którym zmarł), Jerzy Kantorowicz, dwie duże kompozycje olejne są też w Muzeum Regionalnym PTTK (przekazane tamże przez TPZO). Nestor krakowskiego malarstwa, Leszek Dutka, wspominał w 2003 roku: – Wałach jako artysta był pozbawiony jakiegokolwiek egoizmu. Nie troszczył się o tzw. karierę artystyczną i o swoje miejsce w hierarchii twórców. Myślę że nawet nie zastanawiał się nad tym co jest główną troską artystów i ich przekleństwem. Od czasu swojego debiutu artystycznego, jego odrębność i oryginalność została od razu dostrzeżona i uznana. Ten szczęśliwy artysta nie musiał jak inni, przez dziesiątki lat dobijać się uznania. Talent jego wybił się od razu i jaśnieje dotąd na firmamencie sztuki krakowskiej XX wieku.”
Rzadko prace Wałacha pojawiają się na aukcjach dzieł sztuki. Ostatnią tak sprzedaną, na jaką natrafiłem w Internecie, odbyła się w maju 2014 r. Na Aukcji Sztuki Dawnej jego „Chłopiec egipski z kotem” (tusz, pędzel lawowany, papier zielonoszary 67.4 x 48 cm) został sprzedany za pięciokrotność ceny wywoławczej: 500 zł.
Możemy się tylko cieszyć, że tak znakomity artysta zostawił w Olkuszu tyle swoich prac. Miejmy nadzieję, że kiedyś zostanie zrealizowany leciwy już pomysł wydania albumu z postaciami świętych i błogosławionych z kolumn bazyliki pw. św. Andrzeja Apostoła. Te prace zasługują na to!

15

Nekrologi Stanisława Wałacha i komentarz w księdze pamiątkowej Kingi i Ignacego Kościńskich

Monika Branicka, „Zaklinacz czasu” [w;] Stanisław Wałach. 1919-1983. Wystawa monograficzna 17 – 24 październik 2003, Salon Antykwaryczny, Galeria Nautilus, 2003 r.
Leszek Dutka, „Stanisław Wałach”, [w;] Stanisław Wałach. 1919-1983. Wystawa monograficzna 17 – 24 październik 2003, Salon Antykwaryczny, Galeria Nautilus, 2003 r.
Józef E. Dutkiewicz, „Odkrycie i konserwacja malowideł z XIV-XVI wieku w prezbiterium kościoła w Olkuszu”, [w:] Ochrona Zabytków, tom 17, 1964, nr 3.
Włodzimierz Leśniak, „Olkuska Bazylika św. Andrzeja na tle dziejów miasta i parafii”, Olkusz, 2006.

 

 

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
qba
qba
7 lat temu

Panie Olgierdzie, bardzo dziękuję za ciekawy artykuł. Poprzez przedstawienie sylwetek wybitnych artystów, poruszył w nim Pan ważne kwestie dotyczące doktryny konserwatorskiej oraz Sztuki współczesnej. Okazuje się, że te dwie dziedziny mogą się wzajemnie uzupełniać. Ważne jest w dzisiejszych czasach kształtowanie wysokich wzorców artystycznych, a nie kiczu, także w zakresie sztuki sakralnej, a może i przede wszystkim tam.

autochton
autochton
7 lat temu

Super ciekawy artysta, super ciekawy o nim artykuł !!