Kopcące domowe kominy to smutna polska norma. Do niedawna zjawisko to było traktowane jako zło konieczne. W ostatnich latach społeczna akceptacja dla takich zachowań znacznie jednak zmalała. Skutkuje to m.in. coraz częstszymi kontrolami. Jeden z naszych Czytelników postanowił podzielić się swoimi spostrzeżeniami w tej materii.
Sezon grzewczy to nasilone kontrole patroli antysmogowych, które sprawdzają m.in., czym palimy w naszych piecach. Te jednak nie zawsze bywają skuteczne. Niedawno do naszej redakcji trafił list od jednego z Czytelników, który opisuje swoją gehennę związaną z dymiącymi kominami sąsiadów.
– Mam 81 lat i jestem po operacji raka płuca. Każde zanieczyszczenie w powietrzu bardzo utrudnia mi oddychanie. Jestem więc bardzo uczulony na smog w moim miejscu zamieszkania. Tak się składa, że wokół mojego miejsca zamieszkania na ul. Kosynierów usytuowane są domy jednorodzinne. Część z nich w bardzo dużym stopniu zatruwa nasze środowisko. W dni powszednie, w godzinach od 8 do 18, sytuacja jest jeszcze do zniesienia. Problemy zaczynają się wieczorami oraz wcześnie rano, między godziną 5 i 6. Wówczas z kominów wydostaje się brunatny dym. Najgorzej jest zaś w weekendy, kiedy Straż Miejska odpoczywa od pracy. Wtedy dopiero można nie tylko zauważyć, ale i powąchać opary ze spalanych mebli i innego asortymentu – pisze mieszkaniec osiedla Słowiki.
W swoim piśmie narzeka on na bezskuteczność służb. – W tym roku daję sobie spokój z interwencjami wiedząc, że nic one nie dadzą. W ubiegłych latach często dzwoniłem na Policję i Straż Miejską, ale nie przynosiło to rezultatu. Pewnego razu po moim zgłoszeniu przyjechała Straż Miejska, ale pomimo gęstego dymu na naszej ulicy funkcjonariusze stwierdzili, że w piecach nie pali się nic zabronionego – żali się nasz Czytelnik.
W dalszej części listu nawiązuje on do naszego artykułu z grudnia zeszłego roku, w którym opisaliśmy pomysł użycia przez samorządy dronów do badania dymu wydobywającego się z kominów. Dzięki nim można by szybko sprawdzić, którzy mieszkańcy łamią prawo i spalają niedozwolone odpady. Zdaniem olkuskiego magistratu takie rozwiązanie generowałoby ogromne koszty, niewspółmierne do rezultatów badań. Z taką opinią nie zgadza się jednak autor listu. – W świetle powyższego nie jest tak dobrze jak twierdzą urzędnicy. Drony są kosztowne, ale efektowne. Na pewno w ogólnym rachunku wypadłyby korzystnie – twierdzi osoba, która napisała do naszej redakcji.
A jakie jest wasze zdanie na ten temat? – Zapraszamy do dyskusji na www.przeglad.olkuski.pl
Dron służący wyłapywaniu kopciuchów będzie generował koszty? To ma być odpowiedź władz miasta? Wstrząsnęło mną, kiedy to przeczytałem. T
Przypominam niezorientowanym władzom, że dron podaje gotowe pomiary, nie trzeba robić nic, tylko wystawiać mandaty. To już druga kadencja, w której nieustannie słychać (cytując klasyka): „w budżecie nie ma piniendzy”
Co za bełkot. Jeszcze o Słowikach psy nie szczekały, a Olkusz był trzy razy bardziej zadymiony. Pamiętam jak z innymi dzieciakami jeździliśmy na sankach. Połowy miasta nie było widać. Kto wtedy miał ogrzewanie gazowe w domach? Mały odsetek, do tego dochodziło OFNE, ZGH – żadnych filtrów wtedy nie montowano na kominach. A teraz zdjęcie ze smugą dymu i hallo jakbyśmy w Chinach mieszkali. Proponuję trochę wziąć na wstrzymanie. Więcej syfu pochłaniacie w tym co jecie, niż się przez zimę nawdychacie.