Czy z powodu Olkusza mogą się zaprzyjaźnić osoby, które nawet nigdy w życiu w nim nie były? Czy ktoś taki na hasło „Olkusz” może przekładać sobie inne zajęcia, gnać kilkaset kilometrów, albo i więcej, byle na kilka godzin spotkać się z innymi, którzy podobnie reagują na nazwę Srebrnego Grodu? Okazuje się, że tak. Gdzie? W Izraelu.Na cmentarzu w Holon niedaleko Tel Awiwu znajduje się pomnik upamiętniający olkuskich Żydów, którzy zginęli podczas holokaustu. Ma on formę dużej macewy. Od kilkudziesięciu lat przy tym pomniku co roku, zwykle w czerwcu, spotykają się mieszkający w Izraelu Żydzi pochodzący z Olkusza. O ile w dawniejszych latach na spotkania przybywały głównie osoby, które dzieciństwo spędziły w Olkuszu, teraz są to zwykle ich dzieci i wnuki znające Olkusz z opowiadań rodziców i dziadków. Choć kilku z urodzonych w Olkuszu Żydów żyje jeszcze w Izraelu, to na spotkaniach w ostatnich dwóch latach był z nich tylko Mosze Berger (znany u nas z wydanych przed paroma laty staraniem „Bramy” jego wojennych wspomnień pt. „W tajgach Sybiru” oraz z akwarel, które prezentuje rokrocznie na wystawach artystów olkuskich w Galerii MBWA) – reszcie stan zdrowia na to nie pozwalał. Ale pamięć o Olkuszu i te spotkania raczej nie zanikną: pochodzący z olkuskiej rodziny Kołataczy ojciec, troskę o ich organizację zapisał swemu synowi w testamencie!Gros informacji o ostatnich dwóch spotkaniach mam od Ilany. Ona sama urodziła się w latach 50′ na Dolnym Śląsku, kiedy miała rok wyjechała z Polski z rodzicami. Matka wywieziona w marcu 1942 r. z Olkusza, przeżyła wojnę w hitlerowskich obozach pracy. Po opuszczeniu Polski, żyjąc już w Izraelu, jeździła na „olkuskie” spotkania do Holon. Kilka lat po śmierci matki, Ilana – zdaje się, że przed rokiem po raz pierwszy – wybrała się z mężem na takie spotkanie. Niespodzianką był dla niej wykład o historii Olkusza przygotowany i wygłoszony do zebranych przez… jej męża (urodzonego w Rumunii). Bo nie ma tu jakiegoś sztywnego programu, raczej liczy się na inwencję przybyłych uczestników, których na ostatnich spotkaniach było ok. 20. Zwykle jest czytanie Biblii i modlitwa za zmarłych oraz dużo wspomnień o Olkuszu i opowiadania różnych rodzinnych historii. A wszystko to w bardzo ciepłej, wręcz familijnej atmosferze. Stąd nie dziwi, że spotkanie w Holon jest czasem początkiem długiej serdecznej przyjaźni.Co ciekawe, spotkania w Holon służą też uczestnikom jako swoista wzajemna informacja turystyczna na temat Olkusza, gdzie się udać, z kim skontaktować, itd. Okazuje się bowiem, że wielu z nich już się tu wybrało, a ich doświadczenia z wizyty w Srebrnym Grodzie nie zawsze są najszczęśliwsze. Niektórzy opowiadali z jakimi nadziejami udali się zobaczyć miasto, do którego tak tęsknili ich rodzice czy dziadkowie, a gdy przyjechali do Olkusza, bezradnie się trochę po nim pokręcili, nie mogąc znaleźć nikogo, kto mógłby im interesujące ich miejsca pokazać czy pomóc odnaleźć – i nieco zawiedzeni opuścili go po krótkim pobycie. Ale na tegorocznym spotkaniu była też studentka z Tel Awiwu, która niedawno odwiedziła Olkusz, zabierając ze sobą stare zdjęcia swej babci, odnalazła miejsca z fotografii, zrobiła własne i na spotkaniu pokazywała stare i nowe widoki tych miejsc.Kiedy słucham relacji o corocznych olkuskich spotkaniach w Holon, są one dla mnie wzruszającym i niezwykłym świadectwem pamięci o rodzinnym mieście, już nawet nie swoim własnym (bo przecież większość z aktualnych ich uczestników urodziła się i mieszka w różnych miejscach świata), ale swoich bliskich. Mój lokalny patriotyzm doświadcza jednak przy tej okazji przeciwstawnych uczuć: cieszą go takie sygnały sympatii z bardzo daleka, z drugiej strony niepokojem napełnia go choćby pytanie – jaką pamięcią odwdzięcza się im Olkusz?
Ireneusz Cieślik
oto jest pytanie