Opisaliśmy już ród Bonerów, którzy dzierżyli starostwo rabsztyńskie do końca XVI wieku, teraz pora na losy miejscowości i zamku za kolejnych starostów. Po śmierci w 1592 r. ostatniego z Bonerów, Seweryna, schedę po nich objęli Firlejowie. Konkretnie Jan Firlej, senator, jeden z ośmiorga dzieci marszałka Jana Firleja i Zofii z Bonerów.
Victoria rabsztyńska. W 1587 r. załogą zamkową dowodził Kozak Gabriel Hołubek (ok. 1550-1588). Wbrew rozgłaszanym po jego śmierci opiniom był jeno prostym Kozakiem, bez kniaziowskich korzeni. Ten zaprawiony w bojach zagończyk dowodząc rotą kozacką (stu ludzi) wyróżnił się już w kampanii połockiej Stefana Batorego (Połock zdobyto 30 VIII 1579). Już dwustu-osobowym oddziałem dowodził w kolejnej kampanii przeciw Moskwie, pod Wielkimi Łukami. Po zdobyciu tej twierdzy dostał się pod rozkazy Filona Kmity, który dowodził załogą Wielkich Łuków. Brał następnie udział w zdobywaniu Chełmu, do którego Kmita wysłał oddział liczący tysiąc konnych. Podczas oblegania przez Batorego Pskowa, Hołubek poszedł w składzie zagonu Krzysztofa Radziwiłła i Filona Kmity aż ku Wołdze (Rżew, Starica), by wreszcie drogą na Chełm i Starą Rusę dotrzeć ponownie pod Psków. Był pod Pskowem podczas całego dłużącego się oblężenia. Pod koniec grudnia rota Hołubka poszła pod Spytkiem Jordanem na Nowogród Wielki, ale wówczas Kozak prawdopodobnie się rozchorował. Gdy wojna się skończyła żołnierze Hołubka poszli na Podole. Ciesząc się zaufaniem Zamoyskiego trafił Hołubek właśnie w okolice Olkusza, gdzie miał obserwować ruchy arcyksięcia Maksymiliana, który rościł sobie pretensje do polskiego tronu. Przypomnijmy, że królem obrali Maksymiliana Habsburga Zborowscy ze swoimi zwolennikami, choć stronnicy kanclerza Jana Zamoyskiego i królowej Anny Jagiellonki wybrali na polski tron Zygmunta III Wazę. Hołubek dysponując w Rabsztynie ledwie setką ludzi był zmuszony zamknąć się na zamku. Odparł wnet atak wojsk polskiego zwolennika Habsburgów Jana Zborowskiego, który chciał zdobyć Rabsztyn z zaskoczenia. Maksymilian żądał wówczas poddania Rabsztyna, ale jego posłańcom Hołubek powiedział, „że już więcej innych między Polakami zdradziec nie ma oprócz tych, którzy u Maksymiliana”. Atakujący, którzy wcześniej zdobyli poddany im bez walki Olkusz (mieszczanie nie bronili się, bo mury miasta były częściowo zniszczone przez pożar z 1584 r.) odstąpili od Rabsztyna i ruszyli na Kraków. Odparcie ataku opisał potem ówczesny wierszokleta Stanisław Grochowiak: „Twe półhaki, twe rusznice/ By ogromne błyskawice/ Strach przed sobą prowadziły/ A z Niemców trupy czyniły/ Same u Rabsztyna skały/ Zdumiawszy się, oglądały/ dzielnych kozaków twych rotę,/ I krwawą rąk ich robotę. /…/. Potem też nie zasypiał gruszek w popiele. Załoga Rabsztyna wraz z olkuskimi gwarkami, dowodzeni przez Hołubka, rozbili oddział zdążający ze wsparciem dla austriackiego księcia. Krótko opiszmy tę bitwę. Oblegając stolicę Polski żołnierze Maksymiliana stale potrzebowali posiłków i zaopatrzenia. Właśnie na taki oddział wystawiony przez biskupów ołomunieckiego i wrocławskiego oraz namiestników Górnych i Dolnych Łużyc przygotował zasadzkę Hołubek. Oddział, którym dowodzili hrabia Hans Schlick von Lorz, jego brat Krzysztof von Lorz i Henryk Anzelm Promnitz składał się ze 150 konnych junkrów, 200 żołnierzy pieszych i 100 woźniców powożących 34. wozami z żołdem, prochem i zaopatrzeniem. Zasadzkę przygotowano na drodze ze Sławkowa do Olkusza. Kozacy zaatakowali konne wojska, a górnicy natarli na pieszych idących w ariergardzie. Sukces wojsk dowodzonych przez Hołubka był całkowity, tylko nieliczni z zaatakowanych uszli z życiem uciekając aż do Bytomia. Niestety dzielny Kozak nie pożył już długo. Dołączył później do ścigających wojska Maksymiliana oddziałów Zamoyskiego. Od Kłobucka był w straży przedniej. Pod Parzymiechami owa straż przednia dała łupnia oddziałom Stanisława „Diabła” Stadnickiego, zwolennika Habsburga. Zginął Hołubek 25 stycznia 1588 r. w pierwszym natarciu słynnej bitwy pod Byczyną, gdzie Jan Zamoyski wziął nawet Maksymiliana Habsburga do niewoli. Cytowany wcześniej Stanisław Grochowski uwiecznił postać bohaterskiego Kozaka w wydanym jeszcze w tym samym roku utworze „Hołubek do żołnierzów” (Kraków 1588).
Król Zygmunt III Waza przekazał zamek i starostwo w Rabsztynie marszałkowi nadwornemu Mikołajowi Wolskiemu. Wolski inwestował też w górnictwo, w Olkuszu miał sześć domów, zapewne okazałych, skoro z testamentu z 1630 r. dowiadujemy się, że budowa jednego kosztowała go na owy czas poważną kwotę 6 tys. florenów. Po Wolskim Waza nadał Rabsztyn marszałkowi wielkiemu koronnemu Zygmuntowi Gonzadze Myszkowskiemu, który znacznie zamek przebudował. Córka Myszkowskiego, Anna, po zawartym w 1612 r. ślubie wniosła w wianie Rabsztyn oraz liczne dobra w księstwie zatorskim jednemu z najokrutniejszych panów tamtych czasów, Mikołajowi z Komorowa Komorowskiemu herbu Korczak (1578-1633), hrabiemu na Liptowie i Orawie, który wsławił się awanturnictwem i okrutnym ciemiężeniem chłopów w swych podhalańskich i słowackich włościach. Zapewne nie inaczej poczynał sobie w Rabsztynie, choć akurat na ten temat źródła milczą.
Nie uiszczał. Z 1615 r. mamy informację o tutejszym młynarzu Jerzym, który od 1606 r. nie uiszczał dziesięciny należnej olkuskiemu plebanowi ks. Janowi Godeckiemu, przez co w tymże roku do jej zapłacenia wezwał go sufragan krakowski ks. Tomasz Oborski.
Chłop Rabsztyński. Walerian Trepka w „Liber Chamorum” wspomina o chłopskim synu Rabsztyńskim, który „wziął tytuł od Rabsztyna, starostwa u Olkusza”. Pisze dalej Trepka: „Zacząm znać, że chłopski syn, gdy od królewszczyzny tytułował się. Każdego zgoła takiego, co nie od swej dzierżawy, ale od obcej, duchownej abo królewskiej bądź ślacheckiej, ale gdy nie beła w ręku przodka tego nazwanego, może go uznać, że chłop się nazwał, i tego Rabsztyńskiego za takiegoż sądzę”. Dalej donosi lustrator, że służył Rabsztyński u wielkorządcy krakowskiego Witoskiego, od którego otrzymał miasteczko Słomniki (1628 i 1632); za żonę wziął wdowę po zabitym w Krakowie Piorunoskim.
Do końca 1637 r. posesorem starostwa rabsztyńskiego był marszałek Trybunału Głównego Koronnego, kanclerz wielki koronny, wojewoda kijowski i podolski Tomasz Zamoyski.
W styczniu 1638 r. starostwo rabsztyńskie, na które składało się 9 wsi, otrzymał od króla Samuel Rylski z Wielkiego Rylska h. Ostoja (zm. 1659), podkomorzy koronny, potem podskarbi nadworny koronny. Znał się blisko z królem Władysławem Wazą, gdyż jeszcze w latach 1624-25, jako jego pokojowy, towarzyszył ówczesnemu królewiczowi w wojażach po Europie. W 1637 r. jako zaufany króla został burgrabią krakowskim. W następnym roku towarzyszył Władysławowi w podróży do Baden. Od 1642 r. był już podkomorzym koronnym. Za wierną służbę obdarowany był Rylski przez króla licznymi nadaniami, dostały mu się m.in. cztery wsie odłączone od starostwa krzepickiego, leśnictwo i dobra Bronowo. Wreszcie w 1638 r. wspomniane włości pomorzańskie. Prawdopodobnie interesu w starostwie doglądał nie sam Rylski, ale jego bratanek, Stefan, dzierżawca wsi Łąki (Łęka, dziś dzielnica Dąbrowy Górniczej). Jeszcze w 1649 r. odstąpił Rylski to starostwo kuzynowi Aleksandrowi Płazie. Miał już wtedy dwa inne starostwa: kampinowskie i przasnyskie, potem także dobra Judynów. Urząd podkomorzego koronnego sprawował też na dworze Jana Kazimierza. Nie szło mu chyba zbyt dobrze, skoro w 1651 r. dworzanie musieli go bronić przed zarzutem zaniedbywania obowiązków. Tłumaczyli go jednak niezbyt fartownie; mówili, iż owszem dobry z niego podskarbi, tyle tylko, że „podagra i chiragra zatrzymują (go) często w gospodzie”. Aż się chce powtórzyć: „Boże chroń mnie od przyjaciół, z wrogami sam dam sobie radę”. O dziwo tłumaczenie zostało przyjęte za dobra monetę. Urząd złożył dopiero w 1654 r. Z małżeństwa z Anną Wilkowska nie miał syna, za to wiele pomagał bratankom, jak np. Janowi Rylskiemu w jego staraniach o burgrabstwo krakowskie.
Jak wspominaliśmy, od 1649 r. tutejsze starostwo dzierżył Aleksander Płaza h. Topór (zm. ok. 1657 r.). Płaza był synem starosty brzeźnickiego Krzysztofa i Barbary z Minockich. Aleksander, tak jak ojciec, też został starostą brzeźnickim, stało się to w 1631 r. Był już wtedy żonaty z wdową po Mikołaju Stadnickim Reginą, córką Mikołaja Borka z Mogilan. Płaza podpisał w 1632 r. elekcję Władysława IV z woj. krakowskiego, a w 1648 Jana Kazimierza, tyle że już z woj. sieradzkiego. Podczas wojny z Chmielnickim w 1648 r. był rotmistrzem chorągwi zaciągu woj. sieradzkiego (200 rajtarów i 50 dragonów). W tym samym roku został też marszałkiem zjazdu woj. sieradzkiego. Na sejmy posłował z woj. krakowskiego, na nadzwyczajnym Sejmie w 1652 r. był już jako starosta rabsztyński. Na sejmikach w Proszowicach wybierano go do różnych komisji. Mocno się przejmował stanem obronności kraju, skoro do grodu krakowskiego wniósł protestację przeciw zakonnikom, którzy oponowali wobec wyższych podatków na żołnierzy, jakże potrzebnych w czasie wojen z Kozakami. W 1654 r. był administratorem czopowego; coś tam było nie tak z jego rozliczeniami, bo już po śmierci imć Płazy sejmik proszowski upominał się o jakieś kwoty u potomków starosty. W tymże 1654 r. został też wybrany na marszałka sejmiku krakowskiego. Od następnego roku Aleksander Płaza był wielkorządcą krakowskim. Gdy Szwedzi oblegali Kraków był w mieście. Wraz ze starostą chęcińskim Janem Klemensem Branickim wchodził w skład w delegacji, którą kierujący obroną Krakowa Stefan Czarniecki wysłał na rozmowy z posłańcami Jana Kazimierza (debatowano o negocjacjach ze szwedzkim feldmarszałkiem A. Wittenbergiem). Gdy wojsko kwarciane wysłane do Polski przez Jana Kazimierza poddało się Szwedom uległ Płaza powszechnym wtenczas nastrojom kapitulanckim i namawiał rajców miejskich by poddali miasto. Był następnie w szwedzkiej kwaterze z projektem układu kapitulacyjnego. Później wraz z Czarnieckim i Krzysztofem Rupniewskim podpisał się pod aktem kapitulacji Krakowa. Wiosną 1656 r. znalazł się nagle we Lwowie, gdzie skonfederowana szlachta woj. krakowskiego powierzyła mu – z racji nieobecności kasztelana Stanisława Warszyckiego – dowództwo nad wojskiem. Zmarł prawdopodobnie w tym samym roku, lub następnym.
W połowie XVII wieku starostwo rabsztyńskie posiadał kanclerz wielki koronny Stefan Koryciński z Pilicy h. Topór (1617-1658). Syn kasztelana sadeckiego Mikołaja i Barbary Pukarzewskiej. Pod okiem ojca szkolił się Koryciński w wojaczce, jako towarzysz husarski w wojnach z Tatarami (przydała mu się ta wiedza w 1651 r., gdy pod Beresteczkiem wystawił własny oddział). Za młodu jednak pobierał nauki w Akademii Krakowskiej, ale studiował też w Lowanioum i Amsterdamie. W karierze pomógł mu niewątpliwie ożenek z Anną Petronelą Gembicką, bratanicą ówczesnego biskupa krakowskiego Piotra Gembickiego. Biskup wspierał jak mógł męża bratanicy. Starał się mu np. o starostwo lanckorońskie, choć bez skutku. Lepiej mu poszło z załatwieniem swemu pupilowi godności stolnika krakowskiego (1643). Koryciński z kolei popierał biskupa w jego konflikcie z Akademią w Krakowie. Wielokroć posłował na sejmy dając się poznać jako mądry mówca; sprzeciwiał się np. nadaniu lenna pruskiego elektorowi Fryderykowi Wilhelmowi, krytykował króla Władysława za projekt wojen z Turcją i liczbę cudzoziemców na dworze monarchy; podczas sejmu elekcyjnego 1648 r. „wystąpił przeciw frymarczeniu polską koroną, atakował arian”, których pacyfistyczne pomysły uważał, chyba słusznie, za groźne dla Rzeczypospolitej. Sejm kilkakrotnie wyznaczał go komisarzem ds. traktatów ze Szwecją. Z kolei sejmikujący w Proszowicach powierzali mu odpowiedzialne funkcje komisarza do zaciągu wojsk, sędziego kapturowego i wreszcie komisarza do arendy podatków. W 1647 kupił starostwo wolbromskie, a wkrótce za tysiąc talarów nabył od króla także starostwo oświęcimskie (choć tę informację podaje tylko K. Niesiecki). W 1652 r. znów dzięki Gembickiemu zostaje senatorem, gdyż po skazanym na banicję Hieronimie Radziejowskim zyskał podkanclerstwo koronne (biskup miał pożyczyć Korycińskiemu 100 tys. zł na wykup pieczęci od króla). Nie dziwne więc, że na sejmie zimowym tego samego roku wziął w obronę króla skonfliktowanego z Radziejowskim. Wraz z kanclerzem Andrzejem Leszczyńskim przygotowywał plan prac kolejnego sejmu w 1652 r, gdyż para królewska była wówczas złożona chorobą. Gdy Leszczyński został prymasem Koryciński został kanclerzem wielkim koronnym. To wtedy nawpadało mu w ręce kilka starostw, prócz właśnie rabsztyńskiego także jodłowskie, warszawskie i kowalskie. To jemu zawdzięczano porozumienie z chanem Islamgirejem, które w 1653 r. doprowadziło do zerwania Tatarów z Bohdanem Chmielnickim. Podczas szwedzkiego potopu wraz z królem Janem Kazimierzem wyjechał na Śląsk W przeciwieństwie do większości senatorów nie chciał pertraktacji z najeźdźcą, namawiał też króla do szybkiego powrotu do Korony. To dzięki radzie Korycińskiego Stefan Czarniecki został przez Jana Kazimierza wyznaczony na regimentarza. Wraz z królem dotarł do Lwowa, gdzie został mianowany zarządcą mennicy. Potem orszak królewski a w nim Koryciński ruszył pod Warszawę, gdzie trwała bitwa ze Szwedami. Jako jeden z komisarzy królewskich przyjmował kapitulację wojsk szwedzkich w Warszawie (czerwiec 1656). Radził bronić stolicy, gdy w lipcu zdążały pod nią połączone wojska szwedzko-brandenburskie. Nie podobały mu się rozmowy z Moskwą w Niemieży, bo bał się, że w ich efekcie Polska utraci Ukrainę. W tym czasie napisał traktat „Zdanie jm.p. kanclerza w. kor. około Rzpltej in octobri 1656”, w którym wyłuszczył swe obawy o carze na tronie polskim; wieszczył utratę z tego powodu pomocy sojuszników (m.in. Tatarów), doradzał nawet zawrzeć pokój ze Szwecją. Po zawarciu przez Polskę 3 listopada 1565 r. traktatu z Moskwą (w Wilnie) nie zaprzestał protestować wobec tej współpracy. Na przełomie 1656-57 r. przeszedł na stronę stronnictwa francuskiego, które optowało za porozumieniem z Karolem Gustawem. Było tylko jedno „ale”, Szwedzi mieli opuścić Polskę, z czym był problem. W tym samym roku Koryciński był w oblężonym Krakowie, gdzie mimo wszystko podtrzymywał swoje zdanie, że ze Szwedami trzeba się dogadać. Z kolei nie widział dobrze rozmów z elektorem brandenburskim, summa summarum jednak przystał na traktat welawsko-bydgoski, który dając Rzeczypospolitej wsparcie Prus, z drugiej strony zezwalał na ich faktyczną niezależność. Przyszłość pokazała, jakim wizjonerem był Koryciński, który zdawał sobie sprawę, że zamorska Szwecja, Tatarzy i Turcja nie byli tak wielkim zagrożeniem dla Rzeczpospolitej jak sąsiedzi: Prusy i Rosja. Kanclerz Stefan Koryciński zmarł w 40 roku życia, w lipcu 1658 r., na zamku w Pieskowej Skale.
Potop. Kres świetności przyniósł zamkowi w Rabsztynie szwedzki potop. Szwedzi spalili go w 1657 r. Lustracja z 1660 roku tak opisywała to zamczysko: „…zamek na skale przyrodzonej (…), który od Szwedów na ustępowaniu spalony iest (…). Pokoie po obu stronach kosztowne, ale w ruine poszły. Trzecia strona największa, którą niebosczyk Myszkowski Marsz. W.(ielki) Kor.(onny). z gruntu wymurował, o 40 circiter plus minus pokojach, w murze tylko samym stoi…”.
Po śmierci Korycińskiego dzierżawczynią klucza rabszyńskiegop została wdowa po Stefanie Korycińskim, Anna Petronela z Gembińskich, a od 1667 r. ich syn, Piotr Koryciński, który posiadał też m.in. starostwo wolbromskie, później doczekał się funkcji prepozyta generalnego zakonu bożogrobców w Miechowie i nominalnego biskupa chełmińskiego. .
Do 1680 r. dzierżawił dobra Rabsztyn podkanclerzy i hetman polny litewski Michał Kazimierz książę Radziwiłł, a po śmierci księcia, aż do własnego końca żywota wdowa po nim Katarzyna. A po jej zgonie, syn Jerzy Józef, który za dyplomatyczne zasługi w młodości, został podczaszym litewskim. Później dostąpił zaszczytu, jakim było przyznanie mu tytułu kanclerza wielkiego litewskiego. Miał Jerzy Józef Radziwiłł jeszcze jeden …Rabsztyn – dwór o takiej nazwie w Krakowie (prawdopodobnie chodzi o ów Rabsztyn, w którym odbyło się wesele Jana Zamoyskiego z Gryzelda Batorówną, mylony często z podolkuskim zamkiem). Bogaty, acz mocno zadłużony Jerzy Józef zmuszony był oddać w 1690 r. część majątku – w tym dobra rabsztyńskie – krewnemu Stanisławowi Kazimierzowi Radziwiłłowi, który był marszałkiem wielkim litewskim. Po jego śmierci, wdowa, Maria, wyszła za marszałka wielkiego litewskiego Aleksandra Pawła Sapiehę, wnosząc mu w wianie m.in. starostwo rabsztyńskie.
W początkach XVIII w. (1713 r.) starostwo rabsztyńskie z rąk Augusta II Sasa otrzymali Aleksander Dominik Wielopolski z żoną Ludwiką Marią z Sapiehów. Wielopolski miał już wtedy w posiadaniu Pieskową Skałę. Przypuszcza się, że to on wzniósł dwór u podnóża zamku. Po jego śmierci, w 1725 r., dobrami zarządzała wdowa, a potem jej nowy mąż, Antoni Potocki. Kolejnym starosta, od 1729 do 1742 był Bogusław Bielski, bodajże podczaszy lwowski. A potem Antoni Bielski, którego po siedmiu latach zastąpił Józef, syn wspomnianego wcześniej Józefa Bielskiego. .
Lustracja z 1765 r. wspominała, że większość rezydencji jest opustoszała, w dużej części w ruinie. Takoż stajnie. Wykuta w skale studnia zawalona była gruzem. Do 1775 r. urząd miejscowego starosty sprawował podkomorzy sochaczewski Stanisław Kostka Gadomski (1718-1797). Wielce zastanawiająca to postać! Za młodu był u Stanisława Leszczyńskiego w Lotaryngii, odbył wówczas kurs w Rycerskiej Akademii w Nancy. Walczył w wojsku francuskim podczas wojny o sukcesję austriacką, dla Prus bił się o Śląsk, a wraz z nim to samo czyniło podobno aż 30 tys. Polaków. Tę kampanię skończył w stopniu kapitana i z poczuciem uwielbienia dla Fryderyka Wielkiego. W kraju zbliżył się do stronnictwa Potockich, którzy m.in. w Prusach szukali przeciwwagi dla Rosji. O tym jego okresie życia Władysław Konopczyński napisał: „Czy podzielał negatywną, tamującą wszelkie reformy politykę Potockich, trudno orzec. Człowiek światły, przejęty widokiem polskiej dekadencji w zestawieniu z tym, co widział za granicą, pragnął niewątpliwie naprawy i niepodległości; ale w taktyce codziennej podlegał kierownictwu Antoniego Potockiego, wojewody bełskiego, który przy bardzo światłych poglądach straszliwe wyrządził szkody ojczyźnie. Tym się tłumaczą wystąpienia sejmowe G-go w r. 1748, najpierw gorąco patriotyczne, postępowe, pod koniec ginące w potokach obstrukcyjnej gadaniny”. Gdy wojewoda zmarł, a ponadto, gdy odtrąciła go rodzina Karpińskich (pragnął za żonę siostrę poety Franciszka), wyjechał z dóbr Potockich w Stanisławowie. Robił później to co wielu ówczesnych szlachciców; za walki sejmikowe przeciw familii Czartoryskich brał od Francuzów stałą pensję w wysokości 400 dukatów. Był blisko tzw. patriotów hetmana Branickiego. W latach 1756-63 współpracujący z dworem królewskim, mianowany został generałem-majorem, dostał się również do sądu asesorskiego koronnego. Od 1760 był deputatem wojskowym trybunału radomskiego, a następnie posłem halickim i wreszcie podkomorzym sochaczewskim. Jednocześnie utrzymywał bliskie kontakty z dworem Pruskim, gdzie nazywano go „przyjacielem”. Jednak, mimo wszystko, nie brał za to pieniędzy, nie „psuł sejmów”, nie kolportował fałszywych pieniędzy (Rzeczpospolita była nimi masowo zarzucana przez Prusy). Z kolei zbliżył się Gadomski do reformatorskiej familii Czartoryskich. Gdy w 1763 r. został wysłany przez prymasa Łubieńskiego do Berlina z informacją o śmierci Augusta III, Król pruski powiedział mu, że trzeba wybrać na króla Polski „Piasta”. Powiedział też, że wybór ma być spokojny, bo inaczej sąsiedzi będą musieli zaprowadzić w Polsce porządek (w domyśle niemiecki). Od Fryderyka dostał też pruską rekomendację do starostw; prawdopodobnie więc po tej wyprawie dostało mu się starostwo rabsztyńskie. Za tę dyplomatyczną posługę dostał od sejmu 21 tys. zł. Głosował potem na sejmie w 1766 r. na Stanisława Poniatowskiego, za co dostał od nowego króla order św. Stanisława. Podczas konfederacji barskiej ani jej zbytnio nie popierał ani nie potępiał. Podczas rozbiorów z pruskiej rekomendacji znalazł się w Radzie Nieustającej. W 1785 r. został marszałkiem poselskim, a król przyznał mu order Orła Białego oraz tytuł wojewody łęczyckiego, ostatniego w czasach Rzeczpospolitej szlacheckiej. Ponoć były wobec tej nominacji sprzeciwy, bo niezbyt kojarzono go z Ziemią Łęczycką, ale okazało się, że zapobiegliwy ten gracz miał w tej ziemi kilka wiosek. Do śmierci w 1797 r. większego znaczenie Gadomski już nie odgrywał.
Wiadomo też, że w składzie działającej w Olkuszu od 1788 r. komisji Boni Ordinis znajdował się kolejny starosta rabsztyński Aleksander Sariusz z Remiszowa Remiszewski (Romiszewski), właściciel Bolesławia (pisałem o nim przy okazji opisu dziejów tej miejscowosci).
Ostatnia lustracja z 1789 r. opisuje jeszcze całkiem niezły stan zamku: „połowa tylko murów rozwaliną stoją, na drugiej połowie dach do reszty spada przez co już pokoje pognieły. Rezydencya Starosty z izbami, spiżarnia, dobrze utrzymana, dachem gontowym pokryte. Folwark przystawiony do murów. Studnia bardzo głęboka w skale wykuta, nowo wyreperowana, dachem pokryta. Szpiklerz pod gontami z piętrem porządny; stodoła o dwóch boiskach; browar pod gontami, z suszarnią, palarnią, izbą do roszczenia słodu, izbą dla pisarza i z szpiklerzem”. Ówczesnym starostą był szambelan Kazimierz Mieszkowski (Mieczkowski). Już po wybudowaniu dworku pod zamkiem tam przenieśli się kolejni właściciele Rabsztyna: od 1789 r. wspomniany Mieszkowski, a po nim niejaki Poncet.
Sam Rabsztyn nie był okazałą miejscowością (w 1791 r. mieszkało tu ledwie 29 osób), ale dobra w 1826 r. były dość rozległe, bo składał się na nie folwark Rabsztyn oraz wsie: Skalskie, Sikorka z browarem, Bogucin, Golczowice, młyn, tartak oraz browar, folwark Hutki, wieś i młyn Hutki, młyn Koślickiego, wieś Pomorzany z dwoma browarami, folwark realność Roznos, wsie: Kosmołów, Zederman, Osiek, Sieniczno, Czarnogóra (Czarna Góra), Racławice, Zimnodół, folwark Czubrowice i wieś z młynem Czubrowice (łącznie 8653 morgi ziemi). W 1827 r. było w Rabsztynie ledwie 5 domów i 45 mieszkańców.
Na przełomie XVIII-XIX w. dzierżawcą dawnego starostwa rabsztyńskiego był Beniamin Godeffroy (zm. 1815 r.). Nazwisko Godeffroy nosiła hugenocka rodzina, która musiała uciekać z Francji przed represjami. Płyta epitafijna poświęcona B. Godeffroy’owi i jego dwóm małoletnim córkom, znajduje się w bazylice św. Andrzeja w Olkuszu. Kolejna córka Emilia (1801-1874) wyszła za naczelnika powiatu miechowskiego Wincentego Piątkowskiego (1796-187), późniejszego gubernatora cywilnego radomskiego (dostał mu się ten urząd dzięki poparciu Aleksandra Wielopolskiego, ale pełnił go jedynie od maja 1863 do stycznia 1864 r.), znanego kolekcjonera (numizmaty, medale, obrazy) i bibliofila, który zgromadził ok. 10 tys. ksiąg, starodruków, map, dokumentów. Z jego księgozbioru korzystał m.in. Wincenty Pol. Niemal całość jego zbiorów uległa zniszczeniu podczas pacyfikacji Miechowa przez załogę rosyjska w 1863 r.
Tak w 1853 r. opisał zamek w Rabsztynie pochodzący z Parcz Józef Wiślicki: „Obecnie /…/ zamek stanowi wysoka wieża w połowie z piaskowca a w połowie z cegły zmurowana i na skale oparta… Nowożytni ekonomiści starają się korzystać z niepotrzebnych zwalisk, zabierając ciosy i kamienie do budowy browaru i t. podobnych przedsięwzięć”. W swojej wcześniejszej powieści pt. „Starosta Rabsztyński” (wyszła w 1841 r.) zamieścił cenny rysunek „z natury” Ignacego Moycko (lub Moycho) „Rozwaliny Zamku Rabsztyńskiego” przedstawiający. Znalazł się tam także długi, ale interesujący opis zamku, który wydaje się pasować do Rabsztyna: „/…/ dworce zwane zamkami, na skalistych wzgórzach wysoko z ziemi wyrośnięte, twarde i grube ich mury oparte na skarpach, i przedzielone wieżycami z błyszczącą pokrywą, ze złocistą chorągiewką, zakończone rumianemi dachami, liczne w sobie ogarnęły komnaty. Niejeden przypomina sobie szarego olbrzyma, dumającego jak samotnik między ciemnemi świerkami i chrustem, wyziera on stu oczmi to okrągłemi, to podłużnemi, na zieleniącą u stóp nizinę po której mknie się wązka drużyna. Nikt po niej teraz nie stąpa, chyba ostrożny między chwastem jaszczurka, lub ciekawy podróżnik, z bijącem sercem przyspiesza kroku do głębokiej fosy. Nie ma tam zwodzonego mostu, ciężkie łańcuchy dawno rdza pożarła; kupa gruzów zastępuje jego miejsce. Po nich stąpa wędrowiec do szerokiej bramy opatrzonej niegdyś żelaznemi wrotami gdzie dotrwała jeszcze ciężka tarcza, na której dopatrzyłbyś się podków ułamki, konia z rozpędzonem kopytem gwiazdy księzyc i topór, ale te pamiątki rodu – czas – nieprzyjaciel zatarł, pokaleczył, tylko krzyż znak śmierci pozostał. Za bramą, szeroki dziedziniec, na około więżą go wysokie budowle. Zasiadły one nie równo, jak je kolejni dziedzice usadowili. W środku barczysta wieżyca z gankami, wychyla hardy kark ku odwiecznem niebiosom, a długie jej ramiona stykają się z długiemi sklepami, granitowe kolumny niby szereg pancernych wojowników podpiera rozległy ganek, a w ciemności wyglądają źrenice gmachu w ołów oprawne, na okopcone lamusy i samotną basztę pierwszą mięszkankę dzikiej jeszcze okolicy. Przeszedłszy w środkowej wieży kilkanaście marmurwoych stopni i ciemny kurytarz, wszedłbyś do pokojowców komnaty, nie ma tu żadnych ozdób, oprócz sklepienia krzyżującego się w śpiczaste łuki, dalej wielka komnata, a raczej sala z dębową powałą z dębowemi ławami. Na nich tam doświadczył nie jeden swej szablicy nie jeden twardy łeb zagrzany winem spoczął jak na miękkiej pościeli. Przyległa zaraz izba odziała się w perskie dywany, nie ma tu czego dopatrzyć, dziwaczne, obce postacie, obca wyszyła ręka, lepiej wejść do bocznej alkowy, strach tobie wędrowcze? Sto wąsatych twarzy spojrzało razem i groźno na ciebie, wszyscy zbrojni, starzy i dawne pamiętają czasy, a pod niemi wiszą śmierci narzędzia buzdygany, karabele, rusznice i kniejówki, tam wyżej łuki tatarskie i kołczany brzemienne w zatrute strzały, kilka końskich ogonów chwieje się na laskach z półksiężycem. W kącie rdzewieją dawno nietknięte pancerze, przyłbice, żelaza, rdza pożarła ślady krwi i żelazo a z niemi i wspomnienia. W komnacie tej nie ma obicia, ale go zastępują zawieszone skóry niedzwiedzi turów i wilków. Idąc w drugą stronę kurytarza, znów trzeba przebyć kilka komnat z dębowemi podniebiami, na wszystkich biegły rzeźbiarz wyżłobił albo święte pamiątki, albo podkowy konie i topory, środkowa ogromem, długiem stołami, a w końcu hebanowym kredensem zastanowi przechodnia. Na ostatku umieścił budowniczy alkowę, mała obita persami i adamaszkiem, gotyckie pół-okno rzuca mdłe światło na stojące bez ładu sprzęty, wysokie złocone siedzenie, rozpierzchłe książki i papiery. Jeszcze dalej za tą małe drzwi prowadzą do sypialni; u sklepienia wisi adamaszkowa kotara nad łożem, w którym wielu zasnęło na wieki. /…/ Z tamtąd, z miejsca łez i rozkoszy, zejdź wędrowcze kilka stopni do przybytku pociechy. Różno farbne szyby pozwolą ci widzić skromny ołtarz Boga rodzicy, i aksamitny klęcznik, złote kolumny jeszcze błyszczą, chociaż dzień i noc tlejąca lampa, i gromnice dawno już zagasły. /…/ zbliż się do okna. Nowy obraz, może weselszy, o zapewne! bo tu rozległe niwy, niby pomalowane karty, albo wstęgi, jedna biała długa błyszczy jak kryształowe zwierciadło, nad nią posiadały zielone wzgórki i chrusty, tam dalej krzyż godło wiary, a za nim ciągnie się ciemny mur, to las wieszający się po skalistych górach, dalej jeszcze sterczą bielejące Karpaty, a za niemi niezmierzony błękit i nic więcej – nic, – bo wszystko ma granice co jest ziemskiego. Pamiętają to wszystko między nami mięszkający starcy /…/. Przypominają oni sobie że niedaleko opustoszałych baszt stał nowszej daty budynek, przylepiony do pozostałych ścian jak jaskółki gniazdo. Gdy w opuszczonych komnatach panowały cichość i smutek, w nowym gmachu ruch i wesołość. Były tam pokoje liczne i obszerne do jadania sypiania, ale zamiast persów i adamaszków, francuskie obicia z całą zgrają faunów bahantek zaległy ściany. Przybyły jeszcze garderoby, gotowalnie, a w nich niezliczone cacka drobiazgi z nad Sekwany przywiezione, /…/ W nowych pokojach nie brakło na sprzętach lecz zamiast ław wyściełanych, z wysokiemi poręczami krzeseł, rozpierały się barczyste kanapy, taborety i karły. /…/ Powoli przypomnicie sobie to zamczysko, ten pałac zbudowany obok bez zamku, który niewiedzieć do jakiej epoki należy – gdyby na nim rok krzywemi liczbami nie był wypisany”. Nazwa zamku nie pada, ale z racji zbieżności niektórych faktów można się domyślić, że Wiślicki opisuje Rabsztyn, takim jakim mógł być jeszcze w XVIII w. W końcu podrzuca nam kilka podpowiedzi. Takimi „mrugnięciami” do czytelnika są bez wątpienia: owa samotna wcześniejsza od zamku baszta, także dobudowana późniejsza część pałacowa. Prawdopodobny zdaje się widok Karpat z okien – skoro jeszcze w XIX w. widać je było nawet z okolic Pilicy – to dlaczego nie z Rabsztyna. Jest wreszcie wzmianka o jakichś szczątkach herbu Topór, którym wszak pieczętowali się Toporczykowie.
Ruiny zamku w Rabsztynie, zdjęcia i rysunek z XIX wieku.
Znajomy polecił mi grę Aviator otwarty, mówiąc, że to coś, co muszę spróbować. Początkowo byłem sceptyczny, ale po kilku rundach wciągnąłem się na dobre. Gra oferuje niesamowite emocje, zwłaszcza gdy stawki zaczynają rosnąć. Mieszkając w Polsce, doceniam fakt, że mamy dostęp do takich unikalnych gier. Aviator to jedna z tych, które nie tylko bawią, ale także dają szansę na solidne wygrane.
Jeśli szukasz sprawdzonych kasyn online, warto wybierać te licencjonowane i bezpieczne. Na stronie strona internetowa znajdziesz listę legalnych kasyn, które gwarantują uczciwość i bezpieczeństwo gier. To pozwoli Ci uniknąć ryzyka i cieszyć się grą w zaufanym środowisku. Pamiętaj, aby zawsze dbać o swoje bezpieczeństwo w internecie!
https://www.olx.pl/oferta/przetarg-ustny-na-sprzedaz-prawa-uzytkowania-zamek-rabsztyn-CID3-IDl0oFs.html#47266c05b0
Obecny kształt tak kunsztownie tworzonych ścian zamku w całej rozciągłości przypomina jak na chwilę obecną wapiennik i to nie jeden w w tej okolicy o bardzo podobnym stylu i kształcie ……
[quote name=”Alojzy”]Skoro był szkic wieży to dlaczego odbudowano ją w innym kształcie?[/quote]
– może przyszły restaurator woli tak jak jest teraz ? :-*
Skoro był szkic wieży to dlaczego odbudowano ją w innym kształcie?