Na dniach mamy kolejną rocznicę bitwy pod Krzykawką, jest więc dobra okazja by o niej napisać, jak i o samej wsi, jednej z najstarszych miejscowości gminy Bolesław. Wymieniana w źródłach już ok. 1361 – 1376 (jako Crzicawa), później także m.in. Krikawa, Minori Krzicawa (Krzykawa Mała), Parwa Crzycawa, Krzykawka (1470).
Ciekawostka archeologiczna. Gródek rycerski na Zamczyskach. Przeprowadzone w latach 80. XX wieku najpierw przez E. Szydłowską, a następnie pod nadzorem Jacka Pierzaka i Dariusza Rozmusa, badania archeologiczne potwierdziły, że funkcjonował tu w średniowieczu (od XIII do pocz. XIV w.) gródek rycerski. Miejsce to znajduje się na północny-zachód od tzw. Dziurki (przysiółek Krzykawki). Jest to wyniosły cypel otoczony z trzech stron przez bagna, odcięty od wschodu szeroką fosą. Do dziś zachował się trójkątny majdan długości ok. 40 metrów, wał oraz fosa, która ma w najszerszym miejscu aż 28 m szerokości, a gdzieniegdzie sięga 7 m głębokości. Archeolodzy uchwycili ślady wspartego na palach mostu nad fosą i drewnianej wieży mieszkalno-obronnej na wierzchołku cyplu. Wśród odkopanych artefaktów były noże, młotek, sierpy, gwoździe, zawias, resztki topora i grotów bełtów oraz ostrogi, fragmenty strzemion, podków, klamra od pasa, a także przedmioty codziennego użytku (grzebień, ceramika) i do wytopu ołowiu (fragmenty tygli glinianych). Ostatnią warstwą archeologiczną była spalenizna, co świadczy, że gródek spłonął, być może za czasach biskupa Muskaty (przełom XIII-XIV w.), którego podkomendnych posądza się także o unicestwienie grodu na Starym Olkuszu. Nic nie wiemy o właścicielach gródku w Krzykawce, ale historycy raczej wykluczają pojawiających się już w końcu XIV w. Krzykawskich, przypuszczając, że ich rodowa siedziba mogła być w pobliżu obecnego dworku w Krzykawce. Grodzisko porosłe jest dorodnym drzewostanem bukowym i dębowym.
Pierwsza wzmianka nazwy tej miejscowości (1361-76) związana jest z kwestiami własnościowymi; występują wówczas szlacheccy właściciel wsi: Jakub i Klemens z Krzykawki (do 1416), oraz pojawiający się jako właściciel w 1394 Piotrasz z Krzykawki. Następnie mamy Wawrzyńca (1394-1400), Wojciecha (1394-1408), Jakuba (1394 – przed 1408) i Marcisza Krzykawskiego herbu Wąż, syna Stanisława, żonatego z Ofką ze Sroczyc (1395-1433). Ówże Marcisz w 1420 wyznaczył 30 grzywien groszy praskich posagu i 30 grzywien półgroszy wiana żonie Ofce na połowie dóbr w Krzykawce. Sporów między właścicielami wsi było wiele. Na przykład w 1395 r. Wawrzyniec z Krzykawki z Marciszem z Krzykawki sądzili się o 6 ran, konia, kradzież płaszcza i pasa. A wspomniana Ofka, żona Marcisza, występowała przeciwko Annie żonie Bartosza z Krzykawki o 3 rany krwawe i 3 sine (Anna miała za świadka woźnego, który miał zeznać, że Ofka zadała jej te rany).
Z kolei w 1398 r. Wojtek i Jakusz z Krzykawki nie stawili się przeciwko Wawrzyńcowi o puścinę (czyli dobra nie mające właściciela – dziedzica), oraz przeoranie granic i spas (wypas). Natomiast w 1403 r. Marcisz z Krzykawki oddalił pozew Floriana z Błędowa o 7 grzywien szkody wyrządzonej mu przez wprowadzenie gwałtem do jego domu kmieci biskupa i aresztowanie ich przez woźnego. W latach 1406-13 pojawia się Michał syn Wawrzyńca z Krzykawki. Zaś w 1408 Machna z Krzykawki, poręczająca za córkę Małgorzatę, z synem Michałem sprzedali Jakuszowi, Marciszowi i Wojciechowi całą część dziedziczną w Małej Krzykawce. W 1414 bracia Marcisz z Krzykawki i Jan nie stawili się na termin zawity (sprawy) przeciwko Piotrowi z Bolesławia o przeoranie drogi i poranienie koni. A w 1415 jeden z braci, Marcisz, winien był zapłacić 6 grzywien i 1 wiardunek owemu Piotrowi z Bolesławia pod karą XV. Z kolei Piotr winien był zapłacić 3 grzywny kary Marciszowi. Piotr miał też zapłacić Marciszowi 4 grzywny za konia. Bracia Marcisz i Jan, dziedzice z Krzykawki, zobowiązani zostali do uwolnienia Jana z Kwaśniowa z poręki 8 grzywien, którą za nich złożył podczaszemu Mikołajowi z Irządz, ewentualnie zastawić mu za 18 grzywien swoje części dziedzin w Krzykawce.
Z 1416 mamy informację, bez podania nazwy wsi, o podzielę miejscowego lasu pomiędzy Piotra z Bolesławia oraz Marcisza i Bartka z Krzykawki; pierwszemu przypadła połowa lasu za Okradzionowem (po wzgórze i strugę), a Marcisz i Bartek zajęli połowę lasu za wsią biskupa. W 1445 szlachcic Piotr z Krzykawki zeznał, że sprzedał za 3 grzywny miejscowemu Bartoszowi rolę za górą, położoną koło jego łanu tegoż Bartosza i Kantorostwo. W 1454 Jan z Bolesławia zastawił za 10 grzywien Bartoszowi z Krzykawki wszystkie role w tej wsi – z łąkami koło lasów – z wyjątkiem niwy ugornej (oziminy). Zaś w 1471 r. Franciszek z Krzykawki zastawił za 3 grzywny bratu stryjecznemu Stanisławowi niwę we wsi.
Ciekawostka. W 1457 Jan z Krzykawki oskarżył o 60 grzywien z powodu haniebnego uwięzienia Katarzynę z Zagórza, gdyż niewiasta ta kazała go zakuć w łańcuchy i więzić nie chcąc przy tym przyjąć poręki. W tej sprawie woźny zeznał, że chciał uwięzionego przesłuchać, a następnie go aresztować, lecz nie został przez Katarzynę wpuszczony do wieży. Poznał jednak Jana po dźwięku łańcuchów, które z niego zdejmowano, więc wzywał go po imieniu a ten odezwał się, że siedzi związany pod wieżą i woźny przesłuchał go przez zamknięte drzwi.
Inni XV-wieczni znani z imienia właściciele i mieszkańcy Krzykawki: Marek z Bolesławia i Krzykawki. h. Wąż, i jego bracia Wojciech, Kasper i Stanisław (1437-39) oraz Mikołaj Bałek z Bolesławia i Krzykawki (1437-56 ) i Jan. W 1437 bracia Mikołaj, Stanisław, Marek i Wojciech z Bolesławia wydzielili stryjowi Mikołajowi plebanowi w Dziekanowicach połowę dóbr w Bolesławiu, Krzykawie i Krzykawce pod zakładem 200 grzywien. Poza dobrami ziemskimi podziałowi ulegały także: konie, broń, pasy, płaszcze i gotówkę. Pleban Mikołaj ze swej strony oświadczał, że biorąc od bratanków dział da do podziału konie, rogaciznę, srebro i gotówkę, a także zapłaci połowę z 40 grzywien długu na dobrach. Starsi bracia poręczyli za młodszych, że ci uszanują podział. W dwa lata później Mikołaj kanonik kielecki, pleban w Dziekanowicach i dziedzic w Bolesławiu zaaprobował podział. Bracia w następnych latach dzielą między siebie dobra dziedziczne jeszcze wiele razy. Ale nie tylko nieruchomości sobie wtedy przekazywano. W 1444 Florian z Błędowa zastawił za 4 grzywny Bartoszowi z Krzykawki kmiecia z Błędowa Szymona, zięcia Latosza, z wszystkimi prawami i robociznami.
W 1448 r. Stanisław Krzykawski w ciągu dwóch tygodni musiał oczyścić się z zarzutu Jakuba Wężyka z Giebołtowa o kradzież dwóch koni; potrzebna była do tego przysięga 6 świadków pieczętujących się trzema herbami i jego własna.
W 1468 Jan Halsz z Jerzmanowic zeznał, że Jan, Mikołaj i Anna żona Andrzeja Krezy dzieci zmarłego Frokstena de Tarnowycze spłaciły go z jego dóbr macierzystych Bolesław, Krzykawka i Krzykawa, z których ustąpił, jednocześnie umarzając i anulując wszystkie dokumenty, jakie mógł mieć do tych dóbr.
Roku Pańskiego 1471 pojawia się Franciszek z Krzykawki (zmarł przed 1495 r.), brat stryjeczny Stanisława z Krzykawki. Stanisław z Krzykawki wyznaczył w 1476 r. żonie Annie, córce Grzegorza z Radwanowic, po 10 grzywien posagu i wiana na połowie dóbr w Krzykawce. W roku następnym, 1477, Andrzej Kreza z Zawady, opiekun swych dzieci Jana i Katarzyny oraz jego szwagier Jan z Bolesławia, poręczając za brata Mikołaja, oświadczyli, że podzielą dobra dziedziczne w Bolesławiu, Krzykawce i Krzykawie pod zakładem 100 grzywien i wpisali podział do ksiąg ziemskich. W 1486 Jan z Krzykawki herbu Wąż sprzedał za 80 florenów węgierskich Janowi Kukli czynsz w Krzykawce z folwarkiem i dworem.
Michał Krzykawski dziedzic części Krzykawki wydzierżawił w 1549 r. na 3 lata za 18 florenów rocznie szlachetnemu Jodokowi Glarzowi mieszczaninowi krakowskiemu swoją część wsi, z wyjątkiem karczmy zwanej Barycz i stawu przy karczmie. A Andrzej Kreza z Bobolic sprzedał za 2700 florenów swoje dobra w Bolesławiu (połowa wsi), Zawadzie i las w Krzykawce chorążemu krakowskiemu Marcjanowi Chełmskiemu. Od tej pory dobra te na kilka pokoleń przypadły rodzinie Chełmskich (dziadek, syn i wnuk nosili to samo imię Marcjan i z czasem zaczęli sprzyjać nowinkom religijnym, choć przecie ufundowali też pierwszy kościół w Bolesławiu).
Wiemy, że w 1645 r. mieszkało tu 8 poddanych. Podlegała wówczas Krzykawka parafii w Sławkowie. Wikariusz obsługujący wieś mieszkał w Sławkowie.
Wedle daty wyrytej na belce sufitowej, w 1724 r., czyli w czasach, gdy Bolesławiem i okolicą władali Remiszewscy, powstał tutejszy dworek. W 1759 dworek i wieś trafiły w ręce Tomickich. W 1783 r. władał nią Józef Tomicki, burgrabia krakowski, a w 1790 r. Michał. Tomiccy sprzedali Krzykawkę w 1802 r. Felicjanowi Łęskiemu.
Z wykazu przeprowadzonego w 1783 r. wiemy, że był tu browar (za wsią przy gościńcu ze Sławkowa do Bolesławia). W roku 1787 miało tu mieszkać 200 osób, w tym od 3 do 8 Żydów, którzy należeli do kahału w Olkuszu. Wśród 26 budynków, które miały się tu znajdować w 1789 r. wymienia się dwór, 2 karczmy i 17 chałup.). W 1790 były tu 24 domy i 165 mieszkańców, w tym 2 szlachciców. Wykaz oprócz dworu wymienia też folwark, browar i młyn. Z końca XVIII w. mamy też szczegółowe informacje o młynie w Reczkowie (część Krzykawki), położonym nad rzeką Białą. W 1783 r. miał on jeden kamień. Z lat 1787 i 1790 są wzmianki o 1 domu żydowskim na Reczkowie, który zamieszkiwało od 3 do 5 Izraelitów.
W XIX w. Krzykawka była wsią prywatną. Po śmierci Łęskiego w 1817 r. dworek i wieś kupił na licytacji Józef Chodorowicz, uczestnik bitwy pod Racławicami, który miał dożyć 106, a wedle niektórych nawet 116 lat. W 1827 r. było tu 25 dymów i 186 mieszkańców. W 1866 r. tutejszy folwark liczył 596 morgów ziemi z czego 225 morgów stanowiły grunty orne i ogrody. Do tego dochodził młyn, tartak i fabryka drutu, dla której materiał do produkcji dobywano korzystając z miejscowego złoża dzierżawionego przez Hugo Hohenlohe.
Bitwa
Najbardziej znana jest jednak Krzykawka ze słynnej bitwy powstańczej, którą stoczył tu 5 maja 1863 roku 500-osobowy oddział płk. Józefa Miniewskiego z wojskami rosyjskimi księcia Szachowskiego. Oddział Miniewskiego był dobrze wyekwipowany i umundurowany, bo pieniądze na to dał hrabia Potocki z Krzeszowic. Polacy dysponowali np. 500 belgijskimi sztucerami i trzema armatkami. Mieli na wszystko pieniądze, więc nie musieli taszczyć ze sobą taborów. Także w Krzykawie, wedle relacji Franciszka Nowaka, posiadali srebro i złoto, którym płacili za owies, masło, jaja, sery, baryłkę wódki. W skład wojsk powstańczych wchodził oddział Legii Cudzoziemskiej pod wodzą płk. Francesco Nullo, bohatera z czasów walk o zjednoczenie Włoch, przyjaciela Garibaldiego.
Francesco Nullo (1826 -1863). Urodził się w podalpejskim Bergamo. W 1848 r., gdy Europa przeżywała zryw zwany Wiosną Ludów walczył w okupowanym przez Austriaków Mediolanie. Miał wówczas sposobność poznać Adama Mickiewicza. Wieszcz tworzył wtedy we Włoszech polski legion, zwany zresztą legionem Mickiewicza. Za zasługi na polu walki otrzymał Nullo stopień chorążego. W roku 1849, gdy lud rzymski ogłosił republikę, na Wieczne miasto ciągnęli od północy Austriacy, a od południa wojska Królestwa Neapolu. Rzymu broniły oddziały Mazziniego i Legion Polski. Nullo, wówczas dowódca Lansjerów Śmierci wykazał się niezwykłą odwagą. Tamte lata to także początek jego znajomości z Marianem Langiewiczem. Po upadku republiki wrócił do rodzinnego miasta. W 1860 r. należał do „Tysiąca czerwonych koszul”, z których aż 200 przyprowadził Nullo z Bergamo. Towarzyszył słynnemu Giuseppe Garibaldiemu, wodzowi walczącemu o zjednoczenie Włoch, w wyprawie na Sycylię. Wsławił się wtedy Nullo samotną konną szarżą na barykadę w Palermo. W następnym roku towarzyszył Garibaldiemu w marszu, którego celem był „Rzym albo śmierć”. Dostał się do niewoli, wypuszczony zeń powrócił do domu. W walkach o zjednoczenie włoskiego państwa dosłużył się stopnia pułkownika. W 1863 r., na wieść, że w Polsce wybuchło powstanie, postanowił ruszyć z posiłkami dla walczącego w Małopolsce Langiewicza, gdyż: „Dotychczas Polska nie słyszała nic więcej prócz platonicznego nawoływania do męstwa i oznak sympatii, których nie szczędzi jej Środkowa Europa. Powinniśmy uczynić teraz coś ponadto więcej, ponieważ Polacy nie ograniczyli się w prawieniu nam pięknych słówek, lecz przybywając tu odważnie stawiali na szali życie swoje” (fragm. odezwy F. Nullo). Punkt zborny dla ochotników z Włoch był w Krakowie. Termin zbiórki wyznaczono na 1 maja 1863 r. Nie wszystkim Włochom udało się dostać do Krakowa, gdyż Austriacy pamiętający nieszczęśliwie dla nich bitwy pod Magentą i Solferino większość zatrzymali, by ich odesłać do Italii. Bergamończykowi udało się zmylić czujność Austriaków, bo dla niepoznaki zgolił sięgające uszu wąsy. Dodajmy więc, że niezgodne z prawdą historyczną są obrazy pokazujące bitwę pod Krzykawką, na których malarze uwieczniają Nullo z sumiastym wąsem. Z szesnastką ochotników włoskich stworzył Legię Cudzoziemską (zwaną też czasami Legionem) i połączył ją z oddziałem płk. Józefa Miniewskiego. Od Rządu Narodowego obaj otrzymali mianowania na generałów, choć później Miniewski powrócił do stopnia pułkownika (tytuł generalski dla Nullo, którego ten nie przyjął, potwierdziła w 1919 r. Komisja Weryfikacyjna Weteranów). Nullo nie mógł dowodzić tym oddziałem, bo nie znał języka polskiego. Odmówił więc ofiarowanego mu tytułu dowódcy. W skład owego Legionu oprócz szesnastu Włochów wchodziło jeszcze siedmiu Francuzów, ośmiu Polaków i osamotniony Inflantczyk (niektóre źródła podają nieco inne liczby). Liczący ok. 500 ludzi oddział powstańczy opuścił Kraków 2 maja. Dzień później, maszerując lasami powstańcy przekroczyli granicę Kongresówki w okolicach Podlesia (k. Bolesławia). Czwartego maja miała miejsce pierwsza potyczka w Podlesiu. Dzień później odbyła się tragiczna bitwa pod Krzykawką… Miejscowa ludność (co przekazuje ks. J. Wiśniewski) podawała, że stacjonujący w Olkuszu Rosjanie z księciem Aleksandrem Szachowskim na czele dowiedzieli się o powstańcach od miejscowego chłopa, który zdradził. Gdy Moskale zaatakowali rebeliantów, ci skryli się za ziemnym wałem. Miniewski uformował linię obronną, z kompanią strzelców dowodzoną przez ppłk hrabiego Kazimierza Czapskiego, Legionem Cudzoziemskim po środku i żuawami na lewym skrzydle. Polacy szykowali się do ataku na bagnety, by wypłoszyć Rosjan z lasu. Ci jednak w tym czasie zostali wzmocnieni przez pieszych kozaków. Nullo ponoć z cygarem w ustach, uśmiechnięty, jadąc wzdłuż polskich oddziałów, drwił sobie ze świszczących w powietrzu kul. Dosiadając konia starał się poderwać do ataku podległych mu żołnierzy jedynym znanym mu polskim zdaniem: „Naprzód, na bagnety”. Wtedy kula trafiła jego konia. Nullo zdołał wyswobodzić nogi ze strzemion, ale wtedy jedna z kul dosięgła już jego. Podskoczyli doń Clerici i żuaw Pikuziński, ale wtedy kolejny pocisk przebił rękę Polaka i trafił w serce Nulla. Pułkownik skonał na rękach Ludwika Caroli. Po jego śmierci w szeregi powstańców wkradł się popłoch. Wypierani przez Rosjan wycofywali się w kierunku rzeki Białej, w której wielu powstańców potonęło. Właśnie nad tą rzeką do niewoli dostało się 30 z nich, w tym 14 Francuzów i Włochów. Już pod Chechłem oddział poszedł w zupełną rozsypkę.
Ludwik Caroli (1834 – 1865). Tak jak Nullo urodził się Luigi, czyli Ludwik Caroli w Bergamo. Młodość miał jak z bajki. Ojcem był bogaty przemysłowiec, siostra związała się z hrabią Agliardi, lombardzkim arystokratą. Sam Ludwik był młodzieńcem pięknym, zdrowym i gorącej krwi, by nie rzec zbytniej brawury. Rozpierała go energia, której tylko część mógł spożytkować w sporcie. Bawiło go ryzyko, stąd częste pojedynki z oficerami austriackimi w Mediolanie. Dużo wówczas podróżował (Hiszpania, Węgry i Anglia). W 1859 r. zaciągnął się do piemonckiego pułku królewskich szwoleżerów i wziął udział w bitwach pod Magentą i Solferino. Po wojnie pozostawał w rezerwie w stopniu porucznika. To jego, a nie Francesco Nullo, jak podają niektóre opracowania, poróżniła z Garibaldim kobieta. Chodziło o piękną margrabiankę Giuseppinę Raimondi, w której kochał się Caroli. Ta jednak poślubiła w 1860 r. Garibaldiego. Gdy ten krótko po ślubie odszedł od żony, plotka, nie mająca raczej związku z faktami, winę za ten stan rzeczy zrzucała na Ludwika. Faktem jednak pozostaje, że Garibaldi skreślił – jak niektórzy podają – osobiście nazwisko Carolego z listy ochotników do Wyprawy Tysiąca. Straszny to był zawód dla kipiącego energią porucznika. Toczył więc Ludwik życie – jego zdaniem próżniacze, gdy wybuchło powstanie w Polsce. Z ulgą i radością przyjął więc możliwość walki w odległym kraju, gdzie udał się wraz ze swym przyjacielem Francesco Nullo. Zresztą całą tę szaloną wyprawę w dużym stopniu sfinansował. Został adiutantem słynnego pułkownika i towarzyszył mu do ostatnich chwil. To na jego rękach skonał ranny pod Krzykawką Nullo. Miniewski oddał wówczas dowództwo nad wyprawą w ręce Carolego, który rozkazał odwrót. Ale na wycofanie się w zwartym szyku, o czym dopiero co pisaliśmy, było już za późno. Idący w ariergardzie Caroli dostał się w niewolę Rosjan. Trafił do warszawskiej Cytadeli, gdzie 1 lipca 1863 r. skazano go na śmierć. Zapewne dzięki kontaktom jego rodziny, o co sam Caroli w ogóle nie zabiegał, udało się zamienić mu ten wyrok na 12 lat ciężkich robót i dożywotnie osiedlenie na Sybirze. Pół roku trwała jego mordercza droga etapowa na ostateczne miejsce zsyłki, nim trafił do Kadai koło Nerczyńska (w styczniu 1864). Jego towarzysze niedoli wspominali, że „znosił swój los z podziwu godnym hartem ducha”. Duch był silny, ale gorzej z ciałem południowca. Półtora roku później zmarł z wyczerpania i tęsknoty za słoneczną Italią.
Wśród wywiezionych do Kadai był też adiutant Nulla, Francuz Emile Andreoli (1834-1900). Pochodził z Paryża, gdzie był wykładowcą w liceum. Był też filozofem, dziennikarzem i literatem. Dzięki znakomitej kondycji doczekał na Syberii amnestii w 1866 r., ale wrócił do ojczyzny z chorymi nogami, niedowładem jednej ręki i ogólnym reumatyzmem. Nie przeszkodziło mu to jednak trzy lata później ożenić się. Do śmierci zajmował się już tylko działalnością naukową (socjologia i ekonomia). Podczas pobytu na zesłaniu prowadził pamiętnik, dzięki czemu dużo wiemy o jego i innych wywiezionych tam pobycie.
Wróćmy jednak do Krzykawki, na pole bitwy, ale już po ustaniu walk. Po zebraniu poległych fura z sianem zawiozła ciało Francesco Nullo do Bolesławia. Pochowano go trzy dni później w Olkuszu, na tzw. Starym Cmentarzu. Rosjanie – co trzeba im przyznać – zrobili płk. Nullo pogrzeb z wszystkimi honorami godnymi tego żołnierza. Jednak mieszkańcom miasta zabroniono w nim udziału.
Mniej więcej w tym samym czasie w Chrzanowie dogorywał śmiertelnie ranny w bitwie pod Krzykawką porucznik Elja Marchetti (ur. 1839). On również pochodził z Bergamo, podobnie jak Caroli z zamożnej rodziny. Należał do „Wyprawy Tysiąca”, wraz z Nullo, z którym walczył pod Palermo. Pod Volturno walczył u boku polskiego dowódcy A. Milbitza. Był jednym z pierwszych ochotników włoskich na wyprawę do Polski. Także jako jeden z pierwszych odniósł ranę pod Krzykawką. Spod kul wyniósł go towarzysz walki kpt. Mazzoleni. Gdy koń zapadł się w bagnie, Mazzoleni wziął Marchettiego na plecy i tak taszczył przez las, a potem już razem z innym Włochem Cristofolim, unikając kozackich patroli, zdołali dzięki życzliwości jakiegoś lekarza wiozącego rannych przewieźć swego umierającego towarzysza do Chrzanowa, czyli już za granicę zaboru rosyjskiego. Tam aresztowali ich Austriacy. Dzięki Węgrowi kpt. Lippa, który był komendantem wojskowym Chrzanowa i akurat znał osobiście Mazzoleniego, zdołano uzyskać zgodę na umieszczenie Marchettiego w lepszych warunkach niż więzienne. Ten jednak zmarł 7 maja z winy wykrwawienia. Jego grób znajduje się w Chrzanowie.
Wśród poległych powstańców nie Włochów był Władysław Romer, bratanek słynnego geografa i kartografa Eugeniusza. Zmarł on jednak nie na polach Krzykawki, bo tu poległ jeszcze „tylko” trafiony kulą w oko oficer Ignacy Żelechowski, ale ciężko ranny wyzionął ducha po kilku dniach, w Olkuszu. Tam też go pochowano, na Starym Cmentarzu (obok Nulla i jeszcze jednego powstańca, którego znamy tylko z imienia Juliusz).
Nie wszyscy jednak biorący udział w bitwie Polacy czy obcokrajowcy umarli czy wpadli w ręce Rosjan. Wielu prowadziło walkę dalej, bo udało im się przedrzeć do innych oddziałów. My ciągle o tych Włochach, a przecież pod Krzykawką byli także Francuzi. Wspomnijmy choćby jednego z nich, Alfonsa Didiera, który będąc oficerem żuawów brał udział w bitwie, a po niej zdołał ujść. Walczył później w oddziale W. Komorowskiego, dochodząc za zasługi bojowe do stopnia majora (we Francji był tylko podporucznikiem 77 p.p. w Montpellier). Największą chwałą i sławą okrył się dzięki wielokrotnym podjazdom na szałasy granicznych objeżczyków. W bitwie pod Radziwiłłowem miał pod sobą 200 osobowy baon z pułku żuawów. Dał się we znaki nawet armii austriackiej, która po ogłoszeniu oblężenia, dała się Didierowi wyprowadzić w pole, (nawet austriackich żandarmów rozbroił). Wrócił jednak do Francji, gdy doszło do niego, że oskarżono go o dezercję (musiało go to zdenerwować, bo przecież złożył pisemną dymisję ze swojego pułku). Stanął przed sądem, jak przystało na bohatera i sąd pod naciskiem przychylnej Didierowi opinii publicznej uniewinnił go. (W „Pamięci powstania styczniowego na ziemi olkuskiej” J. Liszki wspomniany jest niejaki Camille Didiers, o którym autor pisze „bliższych szczegółów brak”. Trudno powiedzieć, czy to ta sama osoba).
Relację naocznego świadka wejścia partyzantów do wsi oraz samej bitwy i tego, co działo się po niej, mamy z 1914 r., kiedy to wspomnienia Jędrzeja Tomczyka spisała odwiedzająca Krzykawkę i miejsce boju z 1863 r. Maryla Wolska (1873-1930), znana poetka lwowska pierwszej poł. XX w. (tomiki: „Symfonia jesienna”, „Z ogni kupalnych”, dramat „Swanta”, opowiadania). Wedle zapewnień ówczesnej właścicielki dworku w Krzykawce p. Gaszyńskiej Jędrzej Tomczyk będąc chłopcem faktycznie służył u jej rodziców, a w 1914 r. miał mieć 66 lat.
Relacja Tomczyka
„Był to dzień wtorkowy. Pamięta doskonale, gdyż ludzie z Siewierza, którzy szli na targ do Olkusza, nocowali właśnie w ich chacie. Tegoż dnia na rozwidnieniu, koło godziny czwartej, wjechała do wsi najpierw konnica, mniej więcej osiemnaście koni. Konie były przeważnie siwe, wspaniałe. Szły <<aże ziemia drżała>>. Potem weszła piechota. Wszystko <<górne chłopy>> razem z jedną podwodą. Uzbrojeni byli w karabiny z bagnetami i szable. Na wozie była broń i prowiant. Większość była <<czerwonych>>. Ubrani byli w czerwone koszule i spodnie, czapki czarne z czerwonymi kutasami. Buty krótkie, kamasze. Reszta była ubrana szaro. Trzech w strojach krakowskich. Gdy znaleźli się na rozdrożu, dowódca, który szedł na środku, zajrzał do jakiegoś papieru (mapy?) i powiedział: <<Na prawo>>. Dziesięciu ludzi odłączyło się i poszło do dworu. Między nimi i czerwonych kilku. Reszta poszła do lasu i tam założyła obóz.
Właścicielem Krzykawki był wówczas p. Józef Chodorowicz, człowiek już stary (brał udział w insurekcji kościuszkowskiej – dop.), który na wieść o powstaniu wyjechał wraz z żoną do Galicji, mianowicie do Krzeszowic. We dworze zastępował go zaufany Mikołaj Liszka i ten przyjął powstańców. Zaraz potem wysłał im do obozu furę owsa i ziemniaków. Drugą furę podobno miała wysłać wieś.
Gdy już powstańcy przeszli, we wsi zrobiło się cicho. Później poprzychodzili do wsi i kupowali masło, ser, jaja, mleko. U jego matki też kupowali. Słyszał, że mówili po polsku i jakoś inaczej. Jeden mówił po polsku źle. Byli bardzo weseli. Gwizdali i śpiewali jakieś obce piosenki (<<nie po naszemu>>). Ludzie we wsi nie bali się powstańców. <<Powstańcy to nie Moskale – ten nas ino drze i drze>>. On też (Tomczyk) chodził i słuchał. Był wówczas chłopcem piętnastoletnim. Pasał bydło. Tegoż dnia także pasał. Pogoda była czyściutka. Wtem od Małobądza rozległy się strzały. Wtenczas <<biedaki>> uciekli do obozu, do lasu. Ludzie z chat też uciekli i założyli obozowisko pod gruszą, która do tej pory stoi. W lesie na polance Polacy strzelali zza <<grobli>> (dziś dwa razy niższa, zapadła się). Moskale byli w jarze naprzeciw. Straszna strzelanina. Kule dolatywały aż do dworu, gdzie tkwią jeszcze w ścianach i drzwiach. Ściemniało się od dymu, jak od mgły. Kule daleko szły. Później dużo ich znajdowali. Były karbowane i z jakąś <<maścią>> w środku. Tomczyk twierdzi, że była to trucizna (!). Z początku Moskali była tylko jedna rota. Cała <<bójka>> trwała od godziny ósmej do dziewiątej.
Moskale cofnęli się pierwsi. <<Ten bez ręki, ten bez nosa, ten bez ucha>>. Zostało na placu boju zabitych: jeden Moskal i dwóch naszych. Jeden z nich w czerwonym przyodziewku leżał w koleinie drożnej, pełnej krwi. Tomczyk wskazuje dokładnie miejsce, gdzie leżały zwłoki, niedaleko od <<dziury>> w grobli, z której <<wyjrzał>> aby zobaczyć pozycje nieprzyjaciela. Kula trafiła go w oko, czy w czoło. Był wysoki, koloru włosów nie pamięta, bo były całe we krwi. Drugi zabity <<jednorał>> (!) <<był cały w jedwabiach>>. Jak go macali, był jeszcze ciepły. Już wtenczas był obdarty z przyodziewku wierzchniego i bez butów. Miał kobyłę, której Moskale postrzelili obie nogi i wtedy dopiero z niej zlazł. Pozostawił ją sobie w lesie. Jadła owies z derki w białe pasy. Jakiego jeszcze koloru – nie pamięta. Zastrzelił potem Moskal tę kobyłę z litości. Trzecim zabitym był szeregowiec moskiewski, który wysunął się, by zbadać także pozycje polskie.
Polacy odstąpili i poszli do Błędowa, gdzie ich po drodze wielu Moskale wybili, później do Chechła (jeden ukrywał się bardzo długo w Bolesławiu). Po <<bójce>> nadciągnęli Moskale, <<ze trzy korpusy>> (?) z armatami i pognali za Polakami. Zabitych kazali wieźć do Olkusza, gdzie ich pogrzebano Już po południu pastuchy paśli na pobojowisku krowy. Znaleźli tam dużo papierów. Ten, co umiał czytać, powiedział, że książka drukowana po <<hebrajsku>>. Wszystkie znalezione rzeczy musieli oddać Moskalom”.
Polana Nullo jest każdego roku miejscem okolicznościowych uroczystości. Podczas bytności na ziemi olkuskiej legionistów, odwiedzili oni w styczniu 1915 r. także miejsce bitwy z 1863 r. Wśród nich miał być też aktor Antoni Siemaszko, który wystawił tu fragmenty „Nocy listopadowej” Wyspiańskiego z udziałem samych żołnierzy. W latach 20. zjawił się tu bardzo już sędziwy gen. Miniewski. W miejscu bitwy pod Krzykawką, w 1938 r. wzniesiono kamienny pomnik. Zaglądają tu politycy. Fatyguje się też wielu Włochów. W 1996 r. odwiedził miejsce bitwy prof. Nullo Minissi, znakomity włoski slawista, autor przekładu na włoski fraszek Jana Kochanowskiego, w tymże roku otrzymał tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Śląskiego. Była to już jego druga wizyta w tym miejscu (poprzednia w 1955 r.). Profesor Nullo Minissi, któremu imię nadano na cześć słynnego bergamończyka, jest nawet po kądzieli spokrewniony z rodem Nullo. Poza Krzykawką prof. Minissi odwiedził także grób Nullo na Starym Cmentarzu w Olkuszu i zamek w Pieskowej Skale. Profesor Minissi ponownie był w Krzykawce w 1999 r., gdy obchodzono 136. rocznicę bitwy.
Na temat samej bitwy, czy raczej potyczki, napisano setki artykułów (wśród nich tak znanych autorów jak np. Leszek Moczulski, założyciel Konfederacji Polski Niepodległej).
Ciekawostka. Skarb. Ponoć po przegranej bitwie powstańcy zakopali gdzieś w okolicy polany skarb, na który składały się pieniądze darowane przez właściciela Krzeszowic hrabiego Potockiego, a za które oddział kupował żywność. Większość historyków powątpiewa jednak w te przypuszczenia. Jednak w Krzykawce i okolicach dość często dochodziło do zaskakujących odkryć zakopanych w ziemi skarbów. Jak wspominał jeden z mieszkańców, garnek pełen złota wykopano w 1942 r. przy drodze wiodącej do polany Nullo (ponoć właściciel domu w sąsiedztwie którego dokonano odkrycia z zawiści rozchorował się i zmarł). Inny gospodarz z Krzykawy znaleźć miał garnek ze złotem poszerzając polną drogę. Garnek ze złotymi monetami odkryła też ekipa monterska kopiąca dół pod słup wysokiego napięcia (przy „Drodze Molędowej”, opodal trasy 94). Ci jednak podobnież nie potrafili się uczciwie podzielić, więc cały skarb przejęły władze. Znajdowano tu także broń z czasów powstania styczniowego (H. Molęda w latach 30. odkopał pistolet dwururkowy, który został potem wysłany do Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie).
Fot. 1. Cypel gródka w Krzykawce,
Fot. 2. Fosa oddzielająca gródek od majdanu,
Fot. 3. Krzykawka – dworek w Krzykawce,
Fot. 4. Dworek w Krzykawce, lata przedwojenne, gdy dworek należał do Boguckich; na zdjęciu znalazł się Stefan Starzyński, komisaryczny prezydent Warszawy w końcu lat 30-tych, fot. z arch. Józefa Liszki,
Fot. 5. Krzyż na Polanie Nullo, postawiony po bitwie, zdjęcie archiwalne,
Fot. 6-7. Obelisk na Polanie Nullo. Zdjęcia 1-3 i 6-7 autor.
Stefan Żeromski, fragment „Przedwiośnia”:
„Ażeby zaś przejść potajemnie granicę pilnie strzeżoną, musi przebywać po nocy graniczną rzekę. Wybiera jesienną noc, najgłuchszą, najciemniejszą, najbardziej dżdżystą, kiedy objeszczyk nadgraniczny zawinie się w ciepły płaszcz i będzie drzemał na koniu”.
Członków rosyjskiej konnej straży granicznej nazywano nie objeżczykami, lecz objeszczykami. Dużo na ich temat opowiadała mi moja babcia, która pamiętała czasy zaborów.