Nic tak nie sprzyja artystycznej inspiracji, jak cichy zakątek z dala od cywilizacji, na łonie natury. Plenery malarskie są organizowane przez olkuskich artystów od kilku lat. Niezwykłą popularnością wśród artystów z Polski i z Europy cieszy się kultowa już „Brandysówka”, położona w sercu Doliny Będkowskiej. Malownicze skały, szum potoku i soczysta zieleń roślin stały się inspiracją do powstania dziesiątek obrazów i innych wytworów ludzkiej wyobraźni. Postanowiliśmy popatrzeć, jak zwinne ręce artystów przenoszą rzeczywistość na płótno. Okazuje się, że przez każdego widzianą inaczej.
– Miejsce jest kultowe, wyjątkowe. Ludzie za każdym razem, kiedy tutaj są, otwierają się na przyrodę, naturę, która sprzyja takiemu działaniu artystycznemu, inspiracji, wizjom artystycznym. Ludzie inspirują się osobami, które tutaj przyjeżdżają, motywami, klimatami, które tutaj są – opowiada malarz Mariusz Połeć, organizator pleneru w „Brandysówce”. – Występuje wymiana jakichś doświadczeń. Ludzie z różnych stron Polski mają zupełnie inne klimaty, tworzą w innych technikach, tworzą rzeczy tak różne od siebie, że warto jest się spotkać, żeby wymienić te własne doświadczenia, skonfrontować z innymi osobami – dodaje. Ta konfrontacja pozwala poznać się bliżej i sprzyja takiemu działaniu, które inspiruje do następnego działania, rozwoju wewnętrznego. Miejsce daje możliwość spojrzenia na siebie oczami innej osoby. – To otwarcie na naturę, na drugą osobę. Trzeba mieć troszeczkę odwagi, żeby przyjść w takie miejsce i pokazać to, co się robi, pokazać, jak się to robi. Myślę, że to jest duża odwaga – podkreśla Połeć. – Ciągle stajemy przed białym płótnem, które musimy pokryć farbami i to jest sprawdzanie siebie, czy potrafię, czy jest to dobre, co ja robię i czy to wytrzymuje próbę czasu oraz próbę konfrontacji – twierdzi malarz.
Wzrok kolegów artystów, którzy w obrazie widzą coś więcej niż konsumenci wytworów kultury, działa stymulująco. – Dla mnie osobiście jest to na pewno bardzo motywujące. Sprężam się bardziej – przekonuje Magda Stojek. – Ja nie mam z tym problemu. Jestem jaka jestem. Ja się ani tym nie stresuję, ani mi to nie przeszkadza. Nawet wręcz uwielbiam taki folklor, gdzie każdy jest inny, każdy robi swoje i, zaglądając sobie nawzajem do prac, obserwujemy się. Ale to się nie przenosi na to, że ja tam coś podpatrzę, bo nieraz tak by można było powiedzieć. Że może na mnie wpłynąć coś, co obok robi jakaś osoba. Ale uwielbiam patrzeć na kolegów, znajomych, którzy pracują i przenoszą nieraz ten sam motyw zupełnie w innej przestrzeni, inaczej i w innej kolorystyce, a to samo. Dlatego to jest fajne w plenerach właśnie – podkreśla Małgorzata Góra-Dereszowska, niezwykle płodna malarka z Chrzanowa.
Jej zdaniem, podobnie zresztą jak zdaniem innych artystów, jest znaczna różnica między tworzeniem w zaciszu pracowni a tworzeniem w plenerze, gdzie inne oczy obserwują każdy ruch pędzlem. – Zasadnicza różnica jest w tym, że wszystko, co tutaj mam, jest świeże i to działa tak bezpośrednio na człowieka. Przynajmniej na mnie. Natomiast w pracowni to są rzeczy przemyślane. Tutaj sugeruję się tym, co mam. Więc to są takie ekspresyjne bardziej rzeczy. A w pracowni tej ekspresji jest tyle, co kot napłakał – przekonuje Mirek Michalski, młody, niezwykle utalentowany malarz z Wrocławia. – Ja nie porównuję, bo to jest trochę nie na miejscu. Każdy z nas inaczej podchodzi do pewnych spraw. Mogę sobie popatrzeć na sam warsztat, ale to też nie o to chodzi – mówi Mirek.
Unoszący się w powietrzu duch artystyczny w tym miejscu działa podwójnie. Sama „Brandysówka” ze swoją ciekawą przeszłością sprawia wrażenie bochemicznej oazy, zarezerwowanej dla tych, którzy mają dużą potrzebę ekspresji tego, co drzemie w ich wnętrzu. Od zawsze przyjeżdżali tutaj ludzie aktywni fizycznie i intelektualnie, nie- godzący się na rolę biernego obserwatora świata. Tym co ich łączy, z całą pewnością jest otwartość na innych ludzi, którzy jakimś cudem trafili do tego ukrytego przed współczesnym światem miejsca. – Lubię to. I to jest taki dodatkowy, duży plus plenerów, bo spotykamy się w dużym gronie i możemy ze sobą, szczególnie wieczorami, porozmawiać na różne tematy, co odpręża i pozwala troszeczkę inaczej popatrzeć na swoją pracę, życie, na wszystko – mówi Mirek Michalski. Dla Małgorzaty Góry-Dereszowskiej wyjście w plener jest przede wszystkim odpoczynkiem. – Powietrze, którego nie ma w pracowni. Przestrzeń, której nie ma w pracowni. Spotkanie z naturą to jest szybka zmiana światła – zauważa artystka. – I to jest fantastyczne w plenerze, że to światło jest różne, pogoda, ludzie, otoczenie. Ktoś przejdzie, ktoś wyjdzie, coś gdzieś spadnie. To jest świetne. W pracowni masz swój teren, swoje warunki. Zupełnie inaczej się pracuje. Ja lubię. Raz w roku, ale za to konkretnie – śmieje się. – Jest zdecydowanie większa przestrzeń, jest oddech, jest powietrze, które w pewien sposób daje nam inne efekty niż w pracowni. Dzięki ogromnej przestrzeni możemy inaczej zaobserwować naturę, rzeczywistość niż w pracowni, która jest zamknięta, przedmioty są przez nas ustawione, zaaranżowane. Tutaj natomiast mamy to, co zastajemy, co natura stworzyła – dodaje Magda. Obserwując takich ludzi, aż chce się złapać za pędzel i malować, nawet jeśli się nie potrafi.
W tym roku w tygodniowym plenerze udział wzięła szczęśliwa trzynastka artystów: Mariusz Połeć, Stanisław Jakubas, Mirek Michalski, Małgorzata Góra-Dereszowska, Anna Schumacher, Damian Pacha, Magdalena Stojek, Edyta Sobieraj, Marek Grabowski, Czesław Gałużny, Ryszard Miłek, Halina Wojtowicz i Karol Chmurkowski. Owoce ich pracy będzie można podziwiać na trzech wystawach poplenerowych w Olkuszu, Krakowie i Dąbrowie Górniczej oraz okolicznościowym katalogu. Działania twórcze artystów wspomogli: Oleś System z Dąbrowy Górniczej, Pałac Kultury Zagłębia, PTTK Olkusz, Gmina Wielka Wieś i Powiat Olkuski.
trzy razy obejrzalem tak mi sie podoba. Az sie tam przejade w niedziele. Muzyka piekna.moze duet by sie na jakis krotki metraz porwal? Co wam szkodzi? 🙂