Ojciec Leon Knabit, mnich benedyktyn z klasztoru w Tyńcu – o sensie życia i śmierci.
Cudowny, mglisty, jesienny wieczór w Bibliotece Publicznej. Spotkaliśmy się z ojcem Leonem Knabitem, benedyktynem, rekolekcjonistą, pisarzem, człowiekiem medialnym, wspaniałym, dowcipnym gawędziarzem, a poza wszystkim – człowiekiem mądrym.
-„Kto, jak ja, 46 lat żyje we wspólnocie zakonnej w Tyńcu, nie może być głupi”- mówi z uśmiechem ojciec Leon.

Urodził się  w roku 1929 w Bielsku Podlaskim. Po okresie posługi parafialnej złożył w roku 1963 profesję wieczystą w zakonie benedyktynów w Tyńcu i tam żyje według reguły świętego Benedykta: „Módl się i pracuj”. Obecnie pracuje na  polu medialnym, pisze książki, spotyka się z setkami ludzi, spełnia posługę kapłańską, wędruje po Polsce. -„Mam za kilka dni 80 lat. Czuję się wewnętrznie zakonnikiem. Z wędrówek po kraju wracam do Tyńca. To naprawdę piękne miejsce”- twierdzi. Istotnie piękne…
Inspirując rozmowę Gościa z licznie zgromadzonymi czytelnikami, w tym z posłem na Sejm Andrzejem Ryszką, dyrektorka biblioteki zasugerowała temat związany ze zbliżającym się świętem Wszystkich wiernych zmarłych.
-„Nasz  święty Założyciel, święty Benedykt mówił: „Śmierć trzeba zawsze mieć w podejrzeniu. Ale śmierć – to nie koniec. Zamknięcie. W środku jest życie, boski dar, o który trzeba pilnie dbać”- twierdzi ojciec Knabit. Z tej pozycji wychodząc – jest zdecydowanym  przeciwnikiem zarówno eutanazji, jak i metody in vitro, jako zjawisk nieakceptujących Boskiego daru życia. Głosi konieczność szanowania każdego człowieka, niezależnie od jego poglądów czy wyznania, mówi o sensie i potrzebie wzajemnej, bezinteresownej miłości między ludźmi. Te poglądy można również znaleźć niemal we wszystkich jego publikacjach.
– Nikt nie jest byle jaki. Jesteś jakiś w oczach Boga. Wielkość człowieka polega na tym, że  z dna potrafi podnieść się na szczyt. Człowieka trzeba akceptować. Nie „tolerować”. Cóż to znaczy, jaki sens ma tolerancja? Żaden. Potrzebna jest akceptacja połączona ze współdziałaniem – mówi benedyktyn.
– A problem przemijania?
– Przemijanie mnie nie smuci. Z przemijaniem trzeba się zgodzić. Jak drzewo, tak i człowiek jest dzieckiem, ma czas młodości, czas dojrzewania, czas opadania liści i usychania gałęzi. Czyż to jest powód do lamentacji? Jedno jest pewne: Na pewno wszyscy staniemy przed Sędzią. Z nadzieją, która towarzyszy nam, ludziom ochrzczonym. W obliczu śmierci  trzeba zachować godność, być do niej wewnętrznie, duchowo przygotowanym. Do śmierci swojej i swoich bliskich. To nie jest, oczywiście, ani proste, ani łatwe – ale możliwe.
Mówi się, że Panu Bogu starość się nie udała. Ale tak można mówić tylko wtedy, kiedy w tej starości nie ma miłości wzajemnej. Kiedy starzy rodzice nie chcą czy nie potrafią zrozumieć swoich dorosłych dzieci – i odwrotnie: dzieci nie chcą zrozumieć, że dla rodziców są zawsze ich dziećmi. „Załóż szalik, włóż ciepłe majtki”- poucza matka swojego dorosłego syna czy córkę… Trzeba  wykazać zrozumienie… Ci starzy rodzice są jednak jakby dachem nad naszym życiem. Jeśli umierają – dom się rozpada, wszystko się wali. Mamy poczucie osamotnienia. Ale my, ludzie wierzący, mamy nadzieję i wierzymy, że się z nimi spotkamy. Światło jest na pewno. Z Chrystusem wygrywamy życie – mówił z przekonaniem ksiądz-zakonnik.
To bardzo uproszczone sprawozdanie ze spotkania z ojcem Knabitem. Nie oddaje uroku „mnicha”, jak  sam o sobie mówi. Temat, jak widać, ze wszech miar poważny, eschatologiczny – ale były to piękne, głębokie refleksje o życiu, o jego końcu, pełne pogodnej refleksji człowieka, który wie wszystko, bo przeżył wszystko. Zakonnika, który zrozumiał życie i być może – śmierć. I mimo podeszłego wieku – człowieka nowoczesnego, za pan brat z telefonem komórkowym i internetem, którego używa nie tylko do pisania tekstów, ale i do korespondencji z setkami ludzi na  blogu „Leon Knabit”. – „Blog daje mi wielkie możliwości zrozumienia dzisiejszego człowieka, również młodego człowieka, choć naturalnie, nie mam fizycznej możliwości, żeby odpowiedzieć na 300 korespondencji dziennie”.
Spotkanie zakończyło się serią pytań na różne, okolicznościowe tematy i serią dowcipów ojca Leona o duchownych, o sobie samym.
Rozeszliśmy się na zamglone ulice Olkusza pełni, mimo wszystko, pogodnej refleksji.
Na starym cmentarzu migotała w ciemności pojedyncza lampka na czyimś zapomnianym grobie…

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze