– Andrzej Wełmiński był zawsze w awangardzie. Kiedy studiowaliśmy na ASP w Krakowie w latach 50., on był niespokojnym duchem, wnosił w szacowne mury naszej Uczelni artystyczny ferment. Nie zawsze mogliśmy za nim nadążyć. Potem znalazł się w kręgu Tadeusza Kantora i eksperymentalnego teatru Cricot II, gdzie był jednym z jego aktorskich filarów. Był i jest nadal artystyczną indywidualnością. Scenograf, reżyser, człowiek wciąż w ruchu – a przede wszystkim malarz, twórca „sztuk rozmaitych”: grafiki, metaloplastyki, scenografii itp.
Swoje prace wystawiał w różnych znanych galeriach, prezentując własną twórczość, sztukę aktorów Teatru Cricot i warszawskiej Galerii Foksal.
No i spotkaliśmy się po latach. Nakłoniłem go, by pokazał w naszej Galerii OK.NO swoje prace, które tu oto widzimy…
Tak zarekomendował autora obecnej wystawy jej artystyczny kierownik, profesor ASP Stanisław Jakubas.
Z eksponowanych obrazów widać, że Andrzej Wełmiński jest artystycznym spadkobiercą swego wybitnego Mistrza. W roku 2007 przedstawił spektakl, w swej reżyserii i scenografii, z udziałem aktorów Cricot pt. „I tak przeminą wszystkie historie”, nawiązujący i tytułem, i treścią do znanej bajki Hansa Chrystiana Andersena „Choinka”. A kto widział choć jeden spektakl Kantora – znajdzie tu odniesienia.
Do motywu przemijania nawiązują także pokazane obrazy. Wykonane „w duchu Kantora” kolaże i instalacje, połączenia fotografii, obrazu i zniszczonych, starych przedmiotów. Wielkie przestrzenie pokazują świat i człowieka w stanie rozkładu, destrukcji i beznadziei.
Oto obraz „Nadzieja”. Ciemna, skotłowana rzeczywistość. Pokręcone tory kolejowe donikąd, wybiegające poza obraz, gdzieś w przestrzeń. Może tam jest owa nadzieja. Most do przepaści, urwany w połowie. Całość połączona kablem ze starą, zniszczoną księgą leżącą pod obrazem.
Oto wielkich rozmiarów obraz „Upadek Ikara”, wielowarstwowy w swej kompozycji i wymowie. Zamglone zdjęcie ornego pola, które orze, jak w znanym obrazie Ferdynanda Ruszczyca – nie spracowany chłop, lecz pani w spodniach, futerku i eleganckich butach. Koń ciągnie pług, który odwala ciemne skiby, a na skraju obrazu dwa marne, ledwo błyskające czerwone światełka, wokół których przylepione są ćmy. Przed obrazem kupka ziemi, w której także coś błyska. Motyw Ikara, jakże inny niż na znanych obrazach Breugela czy Marka Chagala. I na tej tajemniczości, niejednoznaczności polega wielkość malarstwa Wełmińskiego. Każe nam myśleć: „Do ciebie mówię, człowieku”. Nie ma sensu narzucać odbiorcy subiektywnego odbioru…
Oto obraz „Cliniqe hapy.” Kołacze nam w pamięci witraż Stanisława Wyspiańskiego „Kazimierz Wielki”, ten z truchłem wielkiego króla. A tu nic. Żadnej wielkości. Z człowieka pozostał tylko szkielet, kościste, rozpadające się szczątki. Szara tonacja obrazu dopełnia pesymizmu.
Możemy stanąć przed każdym z 10 obrazów pokazanych na wernisażu i zamyślić się nad marnością świata, beznadziejnością ludzkiego losu, i podziwiać równocześnie znakomitą technikę i oryginalną formę.
Na wystawie spotykamy również swoisty, niezamierzony akcent olkuski. W jednym ze spektakli Wełmińskiego pt. „Ameryka” znalazł się motyw amerykańskiego „Occidental Hotel”. Został on tu pokazany w postaci instalacji piętrowo ustawionych misek emaliowanych i aluminiowych sztućców made in dawna OFNE.
Wystawa, o której mówimy, kojarzy się okazjonalnie z dniami Święta Zmarłych, jesienią, opadającymi liśćmi i biblijnym motywem: „prochem jesteś…”