1

Mam sentyment do tego miasta, bo wychowałem się na Mazańcu, który przez las sąsiaduje z Bukownem, a konkretnie z jego najstarszą częścią – Starczynowem. Mój sentyment do tego miasta uległ tylko chwilowemu rozchwianiu podczas nieco nerwowych miesięcy, gdy wespół z Jackiem Sypieniem, pracowaliśmy nad monografią miasta – na jego 55 urodziny.

Piszę o rozchwianiu, bo praca była ciężka, ale satysfakcja wielka, zwłaszcza z poznania tak ciekawych ludzi, jak choćby znający swoje rodzinne miasto od podszewki panowie Zdzisław Krzemień i Dionizy Kasperkiewicz, z którymi przegadałem wiele godzin ku – jak ośmielam się sądzić – obopólnej korzyści. Dzięki ponad dwóm latom zagrzebania się w dzieje Bukowna nie wycofuję się rakiem ze słów, które ongiś wygłosiłem, że o tym mieście nie jest łatwo napisać. Pisałem swego czasu „Co można napisać o mieście, którego jednym z dwóch honorowych obywateli jest tow. Andrzej Szarawarski, b. działacz PZPR i poseł SLD czterech kadencji, a patronem domu kultury – oczywiście Papież Jan Paweł II?!” Tak, Bukowno jest miastem zaskakującym, zwłaszcza na tle innych miejscowości Ziemi Olkuskiej. Można odnieść wrażenie, że przeniesiono je tu z jakiejś innej części Polski, a być może innego kraju. Złożoność tego miasta jest doprawdy niezwykła, zapiera wręcz dech w piersiach: ukształtowane zostało w latach 30-tych przez władze municypalne Olkusza jako miejscowość letniskowa, ale z drugiej strony korzenie Bukowna sięgają XV wieku, a nawet – czego dowiodły niedawne odkrycia na Świniej Górze, sięgają jeszcze głębiej – w średniowiecze.

 

5

1938-39 Leśna Gospoda nad basenem w Bukownie

Niby to od pięćdziesięciu sześciu lat miasto, ale z wyglądu – raczej osiedle; niby uzdrowisko o balsamicznym, sosnowym aromacie powietrza, a przecież to matecznik Zakładów Górniczo-Hutniczych „Bolesław”, więc jeszcze niedawno, nabierając tego powietrza w płuca, najpierw wyczuwaliśmy ołów, potem nutkę wolframu, następnie kadmu, a jak ktoś miał dobrze rozwinięty zmysł powonienia, to może wyczuł nawet bizmut i molibden, tak więc nie sposób było odnaleźć w tym konglomeracie zapachu sosen (zwłaszcza nocą, gdy czyszczono filtry na kominach). Nawet z wyznaniem jest tu problem, bo miast – tak jak prawie wszędzie w Polsce – cieszyć się z religijnej monokultury rzymsko-katolickiej, ziemia bukowieńska gości na swym łonie także wyznawców Kościoła polsko-katolickiego – tzw. narodowców. Istne więc wymieszanie z poplątaniem. Nie zmienia to jednak faktu, że w Bukownie jest ładnie, a nad rzeką Sztołą (fot. 1 – meandry rzeki Sztoły – fot. Zofia Dębiec) – wręcz pięknie i do tego egzotycznie (wydmy, Panie, prawie jak w Łebie, ale „prawie” robi różnicę). Kiedy się zatrzymać na chwilę na drodze wiodącej skrajem dawnej kopalni piasku, to znowu człowiekowi dech zapiera, gdy widzi to ogromne nic: wielką dziurę w ziemi z zielonymi wypukłościami Stoskowej i Diablej Góry w tle, przygniecioną niebem błękitnym jak w Toskanii albo i na Saharze. Nie dziwi, że tylu filmowców się tu zapędziło i sceny w jakoby egzotycznych krajobrazach kręciło. Szwendał się tu Mateusz Damięcki, jakoby błądzący na pustyni Karak-Kum (ekranizacja „Przedwiośnia” Stefana Żeromskiego w reżyserii Filipa Bajona), a niby to w Mandżurii jadła arbuzy Justyna Steczkowska („Na koniec świata”).

4

1938, Bukowno – Basen na Sztole

Tak, te gwiazdy w Bukownie były, czego dowodem niezbyt udane filmy. Gorzej z Władysławem Reymontem, który też tu miał ponoć być, i to na długo przed tym, jak napisał „Chłopów”, i w zamian za to genialne artystyczne przedstawienie wiejskiej mentalności i biedy dostał Nobla. Tak, to kolejna zagadka z Bukownem, a dokładnie ze Starczynowem, dziś dzielnicą miasta, związana. Właśnie, był tu Reymont podczas swej pięcioletniej kariery dróżnika (1886-91, czyli zaraz po otwarciu kolei Iwangorodzko-Dąbrowskiej), czy go nie było? Podejrzewam, że jednak się do Starczynowa nie pofatygował, choć niektórzy badacze w jego kompletnie zapomnianej powieści Fermenty (1897) doszukują się wręcz krajobrazów spod Starczynowa. A przecież w jego oficjalnym życiorysie, obok tak fascynujących informacji, jak choćby to, że mało brakowało, a zostałby zakonnikiem u Paulinów w Częstochowie (zrezygnował z habitu tuż przed ślubami – jak Wołodyjowski), albo że jako medium uczestniczył w zagranicznej wyprawie niemieckiego spirytysty Puszowa, widnieje tamże czarno na białym, iż „zatrudnił się jako pomocnik dróżnika linii Warszawsko-Wiedeńskiej, pracując najczęściej na odcinku Koluszki-Skierniewice – we wsi i przy stacji kolejowej Krosnowa, niedaleko wioski Lipce (dzisiaj Lipce Reymontowskie)”. Żeby jeszcze same Fermenty warte były przypomnienia… Gdyby napisał o Starczynowie w Chłopach, to inna inszość, albo chociaż wspomniał w Buncie, innej swojej zapomnianej książce (tę akurat niesłusznie zapomniano, bo pomysł Reymonta z rewolucją wśród zwierząt domowych, wykorzystał później Orwell, zapewne nawet o tym nie wiedząc, pisząc słynny Folwark zwierzęcy), byłoby o co kruszyć kopie, a tak…

2

Dokumentacja sprawy ogółu wsi wobec dyrekcji kopalni Ulisses o zamulenie ich łąk 1889 r. Archiwum Państwowe w Kielcach

Historia Bukowna jest długa, kiedyś, nim się w nią zagłębiłem, wydawała mi się mało atrakcyjna, ale teraz tak nie uważam. Do końca XVIII w. była to wioska należąca do sławkowskich dóbr biskupich (może dlatego współczesne Bukowno jest tak lewicowe?). W XIX wieku jęło się odradzać górnictwo i hutnictwo, na czym Bukowno bardzo zyskało. James Joyce, nadając tytuł swojej wiekopomnej książce, chyba nie wiedział o działającej pod Bukownem od XIX w. kopalni „Ulisses”; można chyba nawet iść o zakład, że on nie wiedział o kopalni, a kopalnia o nim. Miejscowi, o czym sporo dowiadujemy się z dokumentów zachowanych w archiwach krakowskim, kieleckim i radomskim, nie do końca chyba byli zadowoleni z odradzania się górnictwa. Niby była praca, ale nie tylko. Dochodziło do tarć między rolnikami, a dyrekcją kopalni; miejscowi mieli pretensje do górników o zamulanie ich łąk, a kopalnia do autochtonów, że podbierają wodę potrzebną na płuczce itd. Nagle, ni z gruszki czy pietruszki, w dwudziestoleciu z Bukowna postanowiono zrobić letnisko. Lasy iglaste, piach, rzeka – brakowało tylko domków letniskowych i jakichś akwenów, żeby się ludzie mogli kąpać. Burmistrz Olkusza Mieczysław Majewski i starosta Jerzy Stamirowski postanowili z wioski zrobić Bukowno-Zdrój. Z ich inicjatywy pobudowano osiedle letniskowo-leśne i ośrodek sportu wodnego. Na projektantów wybrano wybitnych fachowców, a wiadomo: fachowiec, to jest ktoś zewnątrz; profesorów Józefa Gałęzowskiego i Izydora Stellę-Sawickiego. Ci fachowcy, ówczesna pierwsza liga polskiej architektury i hydrotechniki, dostali zadnie zaprojektowania osiedla o powierzchni 948 hektarów! Mieli rozmach! To wtedy powstały szczegółowe plany parcelacji, oraz m.in. Leśny Dwór, a także baseny: duży, mający 15 tys. m2 oraz brodzik na 400 m. Wnet zaczęli tu przyjeżdżać letnicy z Olkusza i Zagłębia, a z czasem z całej Polski. Po wojnie jeszcze jakiś czas nikomu to nie wadziło, ale w końcu coś z tym trzeba było zrobić, więc Fundusz Wczasów Pracowniczych przejął ośrodek, a potem przejęło go miasto, kiedy już miastem zostało. Kiedyś pisarz, znawca Czech, Mariusz Surosz opowiadał mi, że dziecięciem będąc był na wczasach kolejowych właśnie w Bukownie – a przyjechał tam znad morza! To musiała być atrakcja! Z czasem „zdrój” zdechł, bo po powstaniu Kombinatu Górniczo-Hutniczego letnicy, widząc górujące nad okolicą kominy, przestali wierzyć w krystaliczną czystość tutejszego powietrza.

3

1935-1939, rozbudowa Osiedla – budowa mostu (fot. Zofia Dębiec). Arch. PTTK Olkusz

A stało się tak, bo krótko po wojnie miejscowość została właściwie tylko przybudówką dla powstającego Kombinatu Górniczo-Hutniczego. Kombinat rósł i w swej łaskawości pozwalał rosnąć samemu miasteczku. Kombinat, a dokładnie dyrektor Woźniczko, przy okazji rozbudowy zakładu rozbudowywał miasto. Wznoszono nowe bloki, budynki publiczne, basen kąpielowy, halę sportową i stadion, który był zaplanowany na bodaj 12 tys. miejsc, czyli o wiele więcej niż liczyło samo Bukowno. Nieukończone trybuny z czasem uległy częściowemu samoistnemu zalesieniu.
Najsłynniejszym epizodem w historii ZGH „Bolesław” był strajk na początku lat 90-tych, który zakładowi działacze „Solidarności”, z Adamem Gierą na czele, prowadzili na 123 metrowym kominie. O co wtedy walczyli, jakie mieli postulaty, nikt już nie pamięta, nawet wypadło ludziom z głów, że wcześniej strajkowano – jak Bóg górnikom nakazał – pod ziemią. Ale o tym, że związkowcy tkwili na szczycie komina i nieszczęśni dziennikarze musieli zwalczać w sobie lęk wysokości i wspinać się na komin – o tym pamiętają wszyscy. Ja pamiętam jeszcze, jak szef związku zapowiadał, że jeśli strajk na kominie nie przyniesie pozytywnego skutku, to wykorzystany zostanie kolejny –, po ziemi i powietrzu – żywioł: woda, i straszył strajkiem podwodnym, w fontannie przed siedzibą dyrekcji kombinatu.

6

1965 Osiedle 1 Maja w Bukownie, fot. z „Kroniki Miasta Bukowna”

Z czego może być Bukowno znane w świecie? Wśród turystów m.in. z fajnej trasy kajakowej po Sztole wśród jej malowniczych zakoli i wydm. Wśród filmowców, jak pisałem, znane jest z plenerów. Z kolei botanicy słyszeli o Bukownie dzięki… pleszczotce górskiej (Biscutella leaviata), niepozornej roślince, którą można podejrzewać o to, że jest pochodną powstania tu zakładów hutniczych; tak się bowiem składa, że pleszczotka jest roślinką cynkolubną i jej jedyne w Polsce stanowisko (poza Tatrami) odkryto w latach 90-tych zeszłego stulecia na hałdzie pokopalnianej właśnie w Bukownie. Ale ilu ludzi interesuje botanika? By dotrzeć do szerszego odbiorcy, trzeba pokazać się z innej strony, np. od strony piłki nożnej. To jest temat, który fascynuje miliony, choć od razu wykluczę okoliczność, że Bukowno może być znane z dokonań zespołu piłkarskiego GHKS „Bolesław” Bukowno. Zaprzysięgli historycy piłki może o tej drużynie słyszeli, w końcu grali tu bracia Tomasz i Sylwester Kulawikowie, a nawet dorabiał do emerytury b. reprezentacyjny pomocnik Ryszard Czerwiec, ale nie na nich oparłbym „PR” Bukowna, jako jednej z Mekk futbolu. Jest bowiem pewna wieść, która niewątpliwie zelektryzuje kibiców pod każdą szerokością geograficzną, na zwrotniku Raka, Koziorożca, albo i Nosorożca – tą informacją jest legenda, iż to w Bukownie debiutował w juniorskiej reprezentacji Francji jej były rozgrywający Zinedine Zidane. Myślicie, że sierpniowe słońce zbytnio przygrzewa i autor tych zdań przebywał na nim zbyt długo i bez nakrycia głowy? Nic z tych rzeczy! Lokalni znawcy piłki przekonywali mnie, że w latach 80-tych m.in. na stadionie GHKS-u rozgrywano jakiś turniej młodzików, ma się rozumieć w piłce nożnej, i w drużynie Francji zagrał Zidane.

7

Łoś, który wpadł do Baby w Starczynowie i mimo odniesionych ran przeżył, lata 1974/75, autor zdjęcia: Paweł Kucyper

Kiedyś – jeszcze nim podjąłem się pracy przy monografii – szukałem informacji o tym wydarzeniu na stronach Urzędu Miasta w Bukownie – i nie znalazłem. Z lat 80. było tylko tyle, że w trzyleciu 1987 – 89 zbudowano nowy urząd pocztowo-telekomunikacyjny oraz że w 1996 r. Bukowno otrzymało dyplom uznania za udział w konkursie „Najlepsze wdrożenie rozwiązań ochrony środowiska zrealizowane przez samorząd terytorialny w województwie katowickim w okresie 1990-95”. Najwięcej zaś o zaszczycie, jaki spotkał Bukowno w 2000 r., gdy goszczono prezydenta Kwaśniewskiego (czyżby przez zwykłe niedopatrzenie nie przyznano mu wtedy Honorowego Obywatelstwa?), a o „Zizou” ani słowa! Szok? Niedowierzanie? Skandal? Trudna sprawa, bo z drugiej strony, jak się dobrze poszpera w źródłach, to można znaleźć potwierdzenie, że istotnie Zidane był w Polsce w 1987 roku, na piłkarskim turnieju Syrenki, i faktycznie debiutował wówczas w młodzieżowej reprezentacji Francji, ale turniej ów był rozgrywany… w Warszawie. Był więc w Bukownie, czy nie? Kolejna bukowieńska antynomia. Raczej nie był, bo niby z jakiej racji miał być? Jarosław Tomczyk, prezes Orbity Bukowno, stowarzyszenia propagującego piłkę nożną, pokazał mi na zdjęciu z Mistrzostw Europy juniorów do lat 19, które odbywały się w Bukownie w końcówce lat 70., że na jednym z ujęć z meczu Anglia-Hiszpania, w trykocie tej pierwszej reprezentacji widoczny jest zawodnik łudząco podobny do Gary’ego Linekera, legendy angielskiej piłki, u nas pamiętanego z tego, że był katem reprezentacji Polski (nastrzelał nam aż sześć bramek w zaledwie pięciu meczach). Problem w tym, że Jarek od lat szuka składu ówczesnej reprezentacji Anglii do lat 19. na turniej w Polsce i nie może znaleźć. Wprawdzie Lineker to nie Zizou, ale lepsze to, niż nic.

8

Mistrzostwa Europy Juniorów do lat 19, Anglia- Hiszpania, koniec lat 70, fot. udostępnione przez Agnieszkę Zub

Tak właśnie, podczas badań dziejów Bukowna wiele spraw udało nam się wyjaśnić: na przykład sprawa czeskiego żołnierza służącego w Wehrmachtu, zamordowanego w Przymiarkach, o czym napisał w szkicu o tej miejscowości dyrygent Grzegorz Wierus. Ale i wiele nowych pytań się pojawiło: przykładowo, jak zakończyła się sprawa z lat 1857-59, z „pokątnym pisarzem”, a dla władz paskudnym wichrzycielem, Józefem Dulewskim, byłym pogranicznikiem, który w imieniu niepiśmiennych miejscowych kreślił podania do urzędów, czym władzę niezwykle irytował. Czy w końcu trafił na Sybir, czy jednak jakoś się wywinął? Może ktoś inny podejmie się kiedyś na nie odpowiedzieć – nam się nie udało ustalić. Na koniec chciałbym słów kilka napisać o sprawie, która mnie oczarowała. Chodzi o historię bodajże z miłością w tle, a takie są przecież najpiękniejsze; o nieznanym z imienia i nazwiska żołnierzu niemieckim, który pochowany jest na tzw. Porębie Helerskiej pod Podlesiem. Żołnierz ten, lubiany w Podlesiu, gdy zbliżał się front w 1945 r., nie uciekł wraz ze swymi pobratymcami na zachód, tylko pozostał we wsi. Ludzie ukrywali go po domach, karmili. Ponoć mieszkał u pewnej kobiety; mam wrażenie, że to ona mogła być powodem jego pozostania w Podlesiu. Znalazł się jednak drań, były volksdeutsch, który zapewne by wkupić się w łaski wyzwolicieli, doniósł Rosjanom o ukrywającym się Niemcu. Żołnierz został aresztowany, a następnie bez zbędnych ceregieli, czyli sądu – rozstrzelany. Pochowano go w ziemnym grobie. Jego dokumenty się nie zachowały, bo kobieta chcąc je oddać do urzędu w Bukownie, usłyszała tam, że lepiej niech je wyrzuci. Przestraszona i zgnębiona niestety posłuchała ostrzeżenia. Do dziś na mogile tego żołnierza, pod brzozowym krzyżem, zapalane są znicze i składane kwiaty; ludzie o nim pamiętają…

9

Piaskownia w Bukownie, a w tle Stoskowa i Diabla Góra, fot autor

Powtórzę to, com na początku pisał: Bukowno zdaje się miastem jakby z innej bajki, nie przypomina Olkusza, Sławkowa czy Wolbromia. Jego południowa część sprawia wrażenie jakiegoś nadmorskiego kurortu; człowiek jest wręcz zdumiony, że za obwodnicą, gdzie dawnej była piaskownia, nie ma morza, albo przynajmniej jeziora znacznej wielkości . Szkoda, że nic nie wyszło z pomysłu stworzenia w tym miejscu ogromnego zbiornika wodnego – bardzo go tu brakuje. Ale nawet bez niego Bukowno jest miastem, które można lubić, a nawet się w nim kochać. To jeszcze jeden paradoks miasta nad Sztołą: jego mieszkańcy nie kryją się z miłością do Bukowna. Chyba nie spotkałem jeszcze nikogo, kto mając wpisany do dowodu adres w Bukownie, co najmniej nie lubiłby swojego miasta. Inne grody Ziemi Olkuskiej aż tak wielkim uwielbieniem wśród własnych mieszkańców się nie cieszą. Jeśli nie wierzycie, to sami popytajcie – na przykład olkuszan – co sądzą o swoim mieście. Albo lepiej nie pytajcie…

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
13 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
xxx
xxx
5 lat temu

https://link.do/Ge6kF A moglo byc juz dobrze w Panstwie.W latach 2007-2010 wystarczylo z gory wprowadzic rzad na 10 lat.Rozklad sil i law parlamentarnych wedlug wynikow wyborow jeszcze.Wtedy czlonkowie wszystkich partii tj.PO,PIS,SLD,PSL zostaliby zmuszeni do wspolpracy niezaleznie od okolicznosci.Niektorzy korzystaja na niestabilnej demokracji i brak zdecydowania w waznych sprawach narodu tj.siegniecie po prawdziwe granty pomocy EFC zamien.na /EOG na ponowne upanstwowienie niektorych sektorow gospodarki.Nie mozna zapomniec o dużym mimo to poważaniu Polski ktora upatrywano roli przewodnika innych narodow,wynika to z osiagniecia wtedy dzieki pracy narodu dobrego czynnika PKB wtedy w Polsce byly inne mechanizmy uwalniania pieniędzy panstwowych i niekiedy bylo za pozno na pomoc,monopole w europie istnieja bo sluza panstwom finansowo w ktorych sie znajduja.Ze strony Panstwa niekiedy sa wydawane błedne decyzje nad-systemem co wskazuje na dostarczanie fałszywych mendunków, wprowadzic prawdziwa plynnosc u ksiegowych Panstwa,poprawic jakosc wody w całym kraju,proponujemy powrót na stanowisko prezesa byłej prezes Hanna Gronkiewicz-Waltz.W ważnych kwestiach dla Polski nie moze zabraknąc nikogo…

autochton
autochton
5 lat temu

I tu się roześmiałem, rozśmieszony w efekcie tą idiotycznie i piętrowo rozbuchaną „pseudo dyskusją”, nie prowadzącą do niczego !!! Pozdrawiam „wielopokoleniowych” Olkuszan !!

aborygen
aborygen
5 lat temu

[quote name=”autochton do aboryge”]”Co ma piernik do wiatraka” ??? „Ptak o lataniu pod niebem, świnia o korycie” !! Ktoś się czymś „zachwyci”, a hejter musi to utopić w gnoju !! Widocznie do gnoju, „z urodzenia” i w życiu przywykł !![/quote]
Faktycznie wykapany kabotyn.Wszystkie rozumy pozjadał po skończeniu W.S.P na ulicy Górniczej w Olkuszu.Pawlak z filmu ”Sami Swoi ”nigdy by nie uwierzył jakby świadectwa nie widział.

autochton do aboryge
autochton do aboryge
5 lat temu

„Co ma piernik do wiatraka” ??? „Ptak o lataniu pod niebem, świnia o korycie” !! Ktoś się czymś „zachwyci”, a hejter musi to utopić w gnoju !! Widocznie do gnoju, „z urodzenia” i w życiu przywykł !!

autochton
autochton
5 lat temu

[quote name=”………….”][quote name=”autochton”]Bardzo lubię styl autora, szczególnie w odniesieniu do niektórych jego artykułów … O pozornie niezbyt istotnych czy interesujących sprawach pisze lekko i „potoczyście”, a język, którego używa jest na tyle przejrzysty, a przy tym „kolorowy”, na ile powinien być, aby czytelnika „wciągnąć w rytm”. Zupełnie podobne wrażenia odnosiłem np podczas czytania „Iliady” w oryginale greckim lub w ogóle jakiegoś tekstu greckiego, bo język starogrecki brzmi jak szmer płynącej fali w strumieniu (absolutnie proszę nie mylić z tzw „laniem wody”, bo to naprawdę ogromna różnica). Tak więc, niezbyt ciekawy treściowo tekst o niezbyt ciekawym miasteczku przeczytałem z wielkim ukontentowaniem.[/quote]
Mam pytanie do ”autochton”.Gdzie pracowałeś? i skąd pochodzisz?od urodzenia tzn gdzie mieszkałeś.[/quote]
Nie bardzo rozumiem, jeśli Ty mi się nie „przedstawiasz”, dlaczego miałbym „przedstawiać” się ja (??) Ale się „przychylę”. Autochton, tzn „”tubylec” (miejscowy, wiele, wiele pokoleń). Gdzie pracowałem, nie powinno Cię obchodzić ! Czy odmawiasz bliźniemu „znajomości greki”, niezależnie od jego wykształcenia i zawodu ???

wątpiący
wątpiący
5 lat temu

Dlaczego ten rzekomo dobry żołnierz niemiecki z Werhmachtu tak długo przebywał w Podlesiu i czym zaskarbił sobie sympatię miejscowych mieszkańców Polaków? – wzruszająca bajka, zapewne nieprawdziwa.

P X T
P X T
5 lat temu

No to chyba się wpakowałem w ortograficzną pułapkę, bo nazwy mieszkańców miast piszemy małą literą, a państw dużą. Tymczasem so.pwn.pl podaje: Bantamczyk (mieszkaniec Bantamu), Samarytanka (mieszkanka starożytnej Samarii), Trojanin, Trojańczyk (mieszkaniec Troi).
W encyklopedia.pwn.pl miasta Samaria i Bantam są „ważniejsze”? (bo mają odrębne hasła) od krainy Samaria i sułtanatu Bantam. Czy pominięcie w słowniku ortograficznym samarytanki (mieszkanki Samarii miasta) i bantamczyka to przeoczenie?
Co do Troi, znajduję wyłącznie, że to miasto. Skąd więc duża litera?
A jak nazwać z polskiego punktu widzenia mieszkankę Brukseli?

słownik
słownik
5 lat temu

[quote name=”P X T”][quote name=”Pan Olgerd Dziechciarz”]Jeśli nie wierzycie, to sami popytajcie – na przykład olkuszan – co sądzą o swoim mieście. Albo lepiej nie pytajcie.[/quote]
Sam Autor chyba nie kocha Olkuszan, (bo pisze ich z małej litery, tak jak zaraz po wojnie pisano o „niemcach”)
Jestem Olkuszaninem i nie mogę stwierdzić, żebym nie lubił swojej miejscowości, bo pewnie bym się już wyprowadził a mieszkam nadal nawet na mojej ojcowiźnie po przodkach i nie wyobrażam sobie gdzie indziej mimo, że mieszkanie tu nie ma tu zbyt dużego interesu. Co do Olkuszan to tu chyba Pan historyk ma rację, bo są Olkuszanie i olkuszanie, zresztą chyba jak wszędzie.
Proszę serdecznie pozdrowić Mamę od bliskiego współpracownika z wydz. Wzory w OFNE, które mile wspominam.[/quote]

Słownik ortograficzny: „Małą literą piszemy nazwy mieszkańców miast, osiedli i wsi:
moskwianin, paryżanka, warszawianka, wrocławianin, kleparzanin, żoliborzanin, chochołowianin, zalipianka”.

P X T
P X T
5 lat temu

[quote name=”Pan Olgerd Dziechciarz”]Jeśli nie wierzycie, to sami popytajcie – na przykład olkuszan – co sądzą o swoim mieście. Albo lepiej nie pytajcie.[/quote]
Sam Autor chyba nie kocha Olkuszan, (bo pisze ich z małej litery, tak jak zaraz po wojnie pisano o „niemcach”)
Jestem Olkuszaninem i nie mogę stwierdzić, żebym nie lubił swojej miejscowości, bo pewnie bym się już wyprowadził a mieszkam nadal nawet na mojej ojcowiźnie po przodkach i nie wyobrażam sobie gdzie indziej mimo, że mieszkanie tu nie ma tu zbyt dużego interesu. Co do Olkuszan to tu chyba Pan historyk ma rację, bo są Olkuszanie i olkuszanie, zresztą chyba jak wszędzie.
Proszę serdecznie pozdrowić Mamę od bliskiego współpracownika z wydz. Wzory w OFNE, które mile wspominam.

.............
.............
5 lat temu

[quote name=”autochton”]Bardzo lubię styl autora, szczególnie w odniesieniu do niektórych jego artykułów … O pozornie niezbyt istotnych czy interesujących sprawach pisze lekko i „potoczyście”, a język, którego używa jest na tyle przejrzysty, a przy tym „kolorowy”, na ile powinien być, aby czytelnika „wciągnąć w rytm”. Zupełnie podobne wrażenia odnosiłem np podczas czytania „Iliady” w oryginale greckim lub w ogóle jakiegoś tekstu greckiego, bo język starogrecki brzmi jak szmer płynącej fali w strumieniu (absolutnie proszę nie mylić z tzw „laniem wody”, bo to naprawdę ogromna różnica). Tak więc, niezbyt ciekawy treściowo tekst o niezbyt ciekawym miasteczku przeczytałem z wielkim ukontentowaniem.[/quote]
Mam pytanie do ”autochton”.Gdzie pracowałeś? i skąd pochodzisz?od urodzenia tzn gdzie mieszkałeś.

nieboraczek
nieboraczek
5 lat temu

Nieraz masz ochotę się z kimś pokłócić ,na cały powiat nadaje się tylko Bukowno,tu wystarczy 2 słowa i masz jak w baku awanturę.Do tego to zamiłowanie do słowa MIASTO,spróbuj użyć słowa Bukowno Wieś a masz szczała bez ostrzeżenia.Kompleksy wiejskie w całej rozciągłości.

...
...
5 lat temu

[quote name=”autochton”]…O pozornie niezbyt istotnych czy interesujących sprawach pisze lekko i „potoczyście”, a język, którego używa jest na tyle przejrzysty, a przy tym „kolorowy”, [/quote]
Ok ale tu zdarzyło się zdanie:
[quote name=”Olgierd”]…gdy wespół z Jackiem Sypieniem, pracowaliśmy nad monografią miasta – na jego 55 urodziny.[/quote]
że nie wiadomo, czy chodzi o 55 urodziny Jacka Sypienia, czy miasta. Słowo „urodziny” bowiem jest z domysłu przypisywane ludziom lub też innym istotom, ale czasem się stosuje jako przenośnię w stosunku do innych kwestii np. w tym przypadku wieku miasta. Chociaż to miasto jest chyba starsze. A jeśli chodzi o rocznicę urodzin Jacka- to jakie to ma znaczenie do Bukowna?
Skoro jest o tym wspomniane? A może tak mimochodem? Ale po co?

autochton
autochton
5 lat temu

Bardzo lubię styl autora, szczególnie w odniesieniu do niektórych jego artykułów … O pozornie niezbyt istotnych czy interesujących sprawach pisze lekko i „potoczyście”, a język, którego używa jest na tyle przejrzysty, a przy tym „kolorowy”, na ile powinien być, aby czytelnika „wciągnąć w rytm”. Zupełnie podobne wrażenia odnosiłem np podczas czytania „Iliady” w oryginale greckim lub w ogóle jakiegoś tekstu greckiego, bo język starogrecki brzmi jak szmer płynącej fali w strumieniu (absolutnie proszę nie mylić z tzw „laniem wody”, bo to naprawdę ogromna różnica). Tak więc, niezbyt ciekawy treściowo tekst o niezbyt ciekawym miasteczku przeczytałem z wielkim ukontentowaniem.