O micie „Srebrnego miasta” z kustoszem Muzeum Regionalnego PTTK w Olkuszu, Jerzym Rosiem.
– Panie kustoszu, twierdzi pan, że nazywanie Olkusza „Srebrnym miastem” jest swoistym lokalnym mitem. Miłym sercom olkuszan, a jednak mitem…
– I dla mnie nazywanie Olkusza „srebrnym grodem”, jak również te wszystkie lokalne legendy, są miłe dla ucha, ale jako zawodowy historyk nie mogę się poddawać emocjom. Bo sprawa wygląda tak: na podstawie obecnego stanu badań możemy stwierdzić, że mit i legenda zbudowane wokół faktu występowania domieszki szlachetnego kruszcu w miejscowych rudach metali górują zdecydowanie nad realną wartością produkcji i znaczeniem jej w gospodarce I Rzeczpospolitej. W okresie największego rozwoju miasta (wieki XVI i XVII) zdecydowanie nad srebrem górował ołów. Bardzo skromne pamiątki, jakie eksploatacja srebra pozostawiła na terenie miasta, wydają się stanowić rzeczywiste odbicie roli, jaką srebro pełniło w dziejach Olkusza.
Historia naszego miasta, jak wszyscy olkuszanie wiedzą, od początku, czyli od wieku XII-XIII jest związana z górnictwem ołowiu i srebra. Zapewne jedną z przyczyn lokowania miasta właśnie w tym miejscu było występowanie bogatych i stosunkowo łatwo dostępnych złóż rud metali, zwłaszcza siarczku ołowiu, tzw. galeny, minerału zawierającego do 70% ołowiu i 1,5% srebra. Przetop galeny i wydobywanie ołowiu były technicznie dosyć proste, natomiast wydobycie srebra wymagało skomplikowanej technologii. Mimo to odciągano je wtedy niemal w całości, o czym świadczą minimalne, niemal zerowe pozostałości srebra w zachowanych żużlach. W pierwszych jednak źródłach polskich z lat 1257-62 nie wspomina się o tym metalu. Jak z tych źródeł wynika, przedmiotem zainteresowania był przede wszystkim właśnie ołów. Srebro nawet jako miernik transakcji nie pojawia się wcale. Kolejni władcy od XV do XVII stulecia otaczali górnictwo olkuskiego ołowiu dużą pieczą, nadawali gwarkom, czyli przedsiębiorcom górniczym (gwarkowie to nie górnicy, jak się czasem w naszych stronach sądzi!) duże przywileje, między innymi handlowe. Od XVI wieku rozwija się górnictwo galmanu, czyli rudy cynku. Wciąż jednak mówimy o ołowiu, a nie o srebrze, choć przez pewien czas, stosunkowo krótki, za czasów Stefana Batorego(1578) funkcjonowała w Olkuszu mennica, w której bito monety ze srebra rodzimej produkcji. Wciąż go jednak brakowało. Pozyskiwano je na drodze podatku od gwarków, tzw. olbory, a także obciążenia Żydów krakowskich obowiązkiem dostarczania 1000 grzywien tego metalu dla potrzeb olkuskiej mennicy. Można sądzić, że właśnie z powodu braku materiału z mennicy olkuskiej wychodziło zaledwie kilkaset kilogramów monet rocznie. Kilka takich monet można zobaczyć w Muzeum Straży Pożarnej.
Olkuski ołów eksportowano na teren całej całej Europy środkowej. Jednak nie w postaci czystej, ale z domieszką srebra. Był to proceder, jak byśmy dziś powiedzieli, bezmyślny i dla kraju nieekonomiczny. Jak wspomniałem, odciąganie srebra z rudy było procesem skomplikowanym. Technologię tę opanowano jednak na Węgrzech (a właściwie na Słowacji, ówcześnie części Węgier), gdzie wydobywano miedź, a do wytopu tego metalu potrzebny jest właśnie, ze względów technologicznych, ołów. Stąd duże zainteresowanie ołowiano-srebrną rudą olkuską. Ołów olkuski uchodził zresztą za znakomity surowiec właśnie z powodu wysokiej zawartości srebra. Jego odciąganie w Olkuszu stało się wówczas całkowicie nieopłacalne i procesu tego zaniechano w XVII wieku. Skończyła się era „srebrnego miasta”. Był to swoisty sabotaż względem skarbu państwa, a eksport nieodsrebrzonego ołowiu był właściwie nielegalnym sposobem na przemyt cennego srebra za granicę podczas funkcjonowania zakazu jego wywozu z kraju. Ze względu na miejsce olkuskiego srebra w gospodarce kraju, choćby w tym stosunkowo niewielkim wymiarze, kontrabanda taka nie świadczyła dobrze o poczuciu patriotyzmu olkuskich kapitalistów.
Na marginesie warto dodać pewne liczby. W roku 1550 wydobycie ołowiu wynosiło w Olkuszu 455000 kg ołowiu i zaledwie 450 kg srebra. Można by zatem lepiej powiedzieć, że Olkusz był miastem ołowianym!
– A opowieści o bogactwie srebrnych precjozów w olkuskiej farze? Na marginesie: bogaci musieli być olkuscy gwarkowie, skoro stać ich było na wybudowanie takiej pięknej fary i ozdobienie jej dziełami znakomitych mistrzów…
– Tak było istotnie. W dzisiejszej bazylice znajdował się, i jeszcze się znajduje, krzyż ołtarzowy z XV wieku, wybitne dzieło gotyckiego złotnictwa, choć historycy lokują miejsce jego powstania w południowych Niemczech lub we Francji. Niemniej kosztować on musiał niemało. Bezsprzecznie wyrobem z olkuskiego srebra jest natomiast drugi z krzyży, monumentalny „krzyż gwarków” o wysokości 150 cm, z początku XVII wieku. W kaplicy Loretańskiej znajduje się rzeźba Matki Boskiej z Dzieciątkiem, zapewne z dawnego kościoła augustianów. Jeszcze przed wojną na głowach Matki i Dzieciątka znajdowały się srebrne korony. Cenne są relikwiarze ze srebra, m.in. św. Ignacego i św. Jana Kantego. Inne bardzo wartościowe przedmioty to bogate relikwiarze, lichtarze lampy, sukienki nakładane na obrazy, sto kilkanaście wotywnych wyrobów ze srebra, 25 srebrnych kielichów z patenami. Ich losy historyk podsumowuje jednym zdaniem: „Kościół złożył te rzeczy na ołtarzu Ojczyzny w 1794 roku”. Natomiast zachował się fragment laski marszałkowskiej gwarków olkuskich, okuty srebrną wstęgą z pobożnym napisem. Na zamek w Kórniku trafił puchar gwarków olkuskich wykonany ze srebra i kości słoniowej. Z przykrością zatem musimy powiedzieć, że nasze miasto nie jest zasobne w zabytki ze srebra, a określenie „srebrne miasto” jest grubo na wyrost.
– Jak powstały te olkuskie legendy?
– Powstały one wtedy, kiedy olkuskie srebro poszło już w zapomnienie. To jakby wyraz tęsknoty za podobno piękną przeszłością. Te legendy jednak przyczyniły się wcześniej do zagłady Olkusza. Jedna z nich mówiła, że Olkusz, jak Rzym, posadowiony jest na srebrnych filarach. Zachłanność gwarków i zwykłych górników, kopiących masowo szyby, prowadziły do wydobycia rabunkowego, rozkopywania owych tajemniczych filarów, gdzie oczywiście niczego, a więc i srebra nie znaleziono. Doprowadziło to do kompletnego unicestwienia miasta, zawalenia się podkopanych kościołów, kamienic, murów obronnych. Do zagłady przyczyniły się też, choć w mniejszym wymiarze, liczne wojny, głównie szwedzkie i wybuchające raz za razem groźne pożary. Olkuszanie sami zgotowali swemu miastu taki tragiczny los. W roku 1773 w olkuskich ruinach zamieszkiwała tylko jedna rodzina. Kiedy nasz nieszczęsny gród odwiedził król Stanisław August Poniatowski, nie miał gdzie nocować i musiał szukać dachu nad głową w Sienicznie. Od XVIII wieku niegdyś piękne, królewskie miasto o 3 tysiącach mieszkańców już się nie podniosło. Kopalnie zalała niepozorna rzeczka Baba. Kiedy ludność po wielu latach wróciła na ruiny, zabrała się do odbudowy i rabunkowo wykorzystała pozostałości zabytków. I budowle były dosyć prymitywne. Dlatego w Olkuszu nie ma, jak w innych podobnie historycznych miastach, zabytkowych budowli czy kościołów (a przecież, jak świadczą współczesne wykopaliska – kiedyś były!), poza drobnymi fragmentami kamieniarki. Pozostałości tkwią w ziemi. Przynajmniej tyle! Wprawdzie w XVIII wieku Stanisław Staszic myślał jeszcze o odwodnieniu kopalń olkuskich, ale idea pozostała na papierze.
– A inne legendy? Miłe opowieści, niemające pokrycia w historii!
Czy wobec tego mamy nazwać Olkusz miastem naczyń emaliowanych? Górnictwo olkuskie, po stuleciach, dobiega swych dni. Coś się kończy. Żal.