Oddala się pamięć o śp. Romanie Nowosadzie, choć od Jego śmierci upłynęło zaledwie dwa i pół roku. Taki to ludzki los. A przecież był w naszym środowisku człowiekiem najzupełniej niekonwencjonalnym. Literat, wędkarz – filozof, twórca i długoletni animator olkuskiej piłki ręcznej. Utrwalił się jako nauczyciel w pamięci pokoleń uczniów Szkoły Podstawowej nr 4, „Mechanika”, „Budowlanki”, I Liceum Ogólnokształcącego, jako polonista, wielbiciel poezji, jako redaktor parafialnej gazetki „Pokój Wam”. Ale naturalnie na zawsze pozostał w pamięci swego Syna, Jarosława – polonisty, poety, eseisty, teatrologa. I z nim przywołujemy i podejmujemy tę chwilę wspomnień.
– Jakim pozostał Ojciec w osobistych Pana wspomnieniach…
– „Wilk stepowy”- ulubiona jego powieść Hermana Hesego… Mój Tata, kochający ojciec…Człowiek, który… Ale to przecież banały. Zawsze się tak mówi o zmarłych. Trzeba chyba sięgać do obrazów, konkretów zapisanych w pamięci, do zdarzeń .Trudna odpowiedź a i pytanie banalne. Wszystko i nic. Dla małego dziecka jako Ojciec i towarzysz zabaw, z którym jeździliśmy na rowerowe wycieczki. Zapisał się przez wszystko. Jak mi czytał książeczki, jak opowiadał różne historie swoim ciepłym głosem, jak słuchał mojego początkowego nieudolnego dukania. Kochający Ojciec… Człowiek, który… wszystko i nic…znów to brzmi banalnie. Trudno zebrać myśli, zwłaszcza, że pamięć jest wciąż żywa. Wyprawy na ryby. Wspomnienie, jak wyglądał w harcerskim mundurze – był przecież podharcmistrzem. Ale to wszystko nie tak, nie tak. Za mało, za mało wyraziście.
Potem były, naturalnym biegiem rzeczy, czasy szkolne a potem w roku 1985 poszliśmy do Liceum. Ja jako uczeń, On jako nauczyciel języka polskiego. Uczył mnie zaledwie przez jeden rok i traktował jak wszystkich innych uczniów – ale Jego lekcje języka polskiego, to było moje wejście w świat poezji. Otworzył mnie na literaturę, pokazał urok i skomplikowanie słowa poetyckiego, nauczył, jak analizować utwór literacki. Z czasem sam zacząłem pisać i podejmować samodzielne próby interpretacji poezji. Byłem laureatem olimpiady polonistycznej. Wspólnie uczyliśmy się – lepiej powiedzieć: uczył mnie rozumieć wagę i precyzję słowa. Wydaliśmy wtedy kilka tomików uczniowskiej poezji. Tamte doświadczenia do dziś żyją w pamięci ówczesnych szkolnych poetów, niektórzy mają nawet niemal profesjonalne doświadczenia. Pomógł mi zrozumieć poezję i to mnie ostatecznie wciągnęło. On i mgr Maria Piekarska, także polonistka – można powiedzieć – odkryli mnie na literaturę, choć i matematyka nie była mi obca. – „Czytaj, zobacz, jak to robią inni”- zachęcał. I taka była moja, już samodzielna droga, na Wydział Filologiczny Uniwersytetu Śląskiego. Przesiąkłem Jego osobą.
Drugą miłością Taty był teatr, „Żywe słowo”. Być może to zasługa mojego Dziadka, też polonisty, spolonizowanego Ukraińca, pasjonata teatru szkolnego. Ojciec chwalił się nawet, że swoją przygodę z teatrem zaczynał od statystowania u dziadka Nowosada, tak jak ja u Niego, kiedy tworzyliśmy teatr szkolny w Liceum. A wcześniej uczył teatru uczniów Technikum Mechanicznego, potem Zespołu Szkół Budowlanych. Opowiadał mi z pasją o swoich pomysłach inscenizacyjnych. Potem, już w czasie moich studiów, prowadziliśmy wspólnie eksperymentalny teatr w Miejskim Ośrodku Kultury. Przesiąkłem tą pasją teatralną i dlatego obecnie jestem profesjonalnym teatrologiem i eseistą. Bo Tata był również dziennikarzem. W „Mechaniku” wydawali z uczniami gazetkę „Mechanik”, w latach 90. w Parafii Św. Maksymiliana gazetkę „Pokój Wam”. Pisał także dla „Przeglądu Olkuskiego”. Lubił pisać… Napisał kilka opowiadań o tematyce wędkarskiej, On, wędkarz z pasją, któremu nie zależało na materialnych korzyściach tej pasji.
Jego ulubionymi pisarzami byli Kornel Filipowicz i Ernest Hemingway.
– Ale Pan jakoś nie wędkował…
– No, coś tam złowiłem, ale istotnie, nie miałem cierpliwości do bezczynnego przesiadywania nad wodą…
– I sportowcem także nie…
– No tak. Ale Ojciec to był prawdziwy pasjonat, powiem nawet: fanatyk piłki ręcznej. Sam w młodości grywał w handball i to mu pozostało. Organizował i zakładał kolejne kluby. Jeździł na mecze, zabiegał o środki transportu, przekonywał dziewczyny do piłki ręcznej. Gdzieś tam uczył trochę wychowania fizycznego, ale zasadniczo był trenerem i to podkreślał. Minie jakoś ten sport nie porywał, a dniem Jego tryumfu był czas, kiedy olkuska drużyna piłkarek ręcznych znalazła się w pierwszej lidze krajowej.
– Czy Panu nie bywa przykro, że w Olkuszu odbywa się Memoriał im. Juliana Kazibuta, człowieka niewątpliwie zasłużonego dla handballu, a nie ma memoriału im. Nowosada, bez którego ten sport w Olkuszu by w ogóle nie istniał?
– Sądzę, że On, człowiek tak wszechstronny, aktywny społecznie, nie został w Olkuszu odpowiednio doceniony. Pomijano go w wyróżnieniach, nie doceniano jego pracowitości i bezinteresowności. Zderzył się także bardzo boleśnie z polityką. Za swoje zaangażowanie w działalność „Solidarności” został pozbawiony stanowiska wicedyrektora Technikum Mechanicznego i przeniesiony do Technikum Budowlanego na funkcję kierownika zajęć pozalekcyjnych, co nie wypełniało jego humanistycznych ambicji. Zrealizował się dopiero w latach pracy w Liceum, szkoły, którą sam kiedyś kończył.
– Bywa tak, że dopiero po śmierci drogiej i bliskiej osoby – za późno – czujemy żal i zadajemy sobie zbędne już pytania: dlaczego tak mało o niej wiemy, o tyle mogłem jeszcze zapytać. Czy Pan podziela takie odczucia?
– Być może powinienem dowiedzieć się więcej o jego dzieciństwie, o studiach. Ale nie chciałem być nachalny i wścibski. Obecnie…Nieczęsto stoję nad Jego i Mamy wspólnym grobem, ale kiedy myślę o czasie, który minął tak niespodziewanie -16 marca 2009 roku – mam egzystencjalny żal, że mnie opuścił. „ Dlaczego to zrobiłeś…” To prawda, że przekazał mi wiele bez pytania i zbędnych słów. Pomagał mi i wspierał. Doceniał mnie i moje możliwości, jak nikt inny. Tego bardzo mi teraz brakuje: tego wsparcia, Jego rad i delikatnej krytyki. On rozpoznał we mnie swojego człowieka. Nigdy się nie zestarzał duchowo i mentalnie, był na bieżąco z literaturą, nawet z tą nową, zbuntowaną. Pewnie rozumiał moją młodość, moje dezynwoltury, ale nigdy mi tego nie wytykał, bo był mądrym i doświadczonym człowiekiem. Nie zapytałem Go, czy był zadowolony z życia, choć sądzę, że tak, mimo różnych niepowodzeń, jak to w życiu bywa. Miał przecież wiele różnych sukcesów. Nie wprowadzał mnie w swoje troski i zgryzoty. To były jego problemy. I taki pozostanie w mojej pamięci na zawsze.
a mnie tam profesor Nowosad niczego nie nauczył, zapamiętałem go jak wkur…wiony rzucał krzesłami. A profesora Lisowskiego pamiętam jak podczas pochodów 1 majowych w peerelu kazał nam wysoko nosić szturmówki.
[quote name=”tekst”] … A przecież był w naszym środowisku człowiekiem najzupełniej niekonwencjonalnym. Literat, wędkarz – FILOZOF… [/quote]
Jestem ważny. To moja od lat obecność na forach Przeglądu prowokuje synów olkuskich filozofów do filozoficznych rozważań. To przeze mnie, stanowiącego zagrożenie dla i tak upadającego ciemnogrodu, muszą spędzać noce bez jedzenia na Pustyni Błędowskiej, aby tam, wzorem bohatera popularnej legendy, szukać odpowiedzi na pytania, które każdy rozsądny, a niewystraszony piekłem obywatel tego kraju – zna.
Jakże poczułem się ważny, gdy oto moje słowa prawdy wywołują strach w oczach proroków wierzących w prawdziwego boga, którzy, aby udowodnić swoją rację muszą OSZUKIWAĆ podając się za fałszywych proroków.
Jarku, bóg nie istnieje, a ty swoim tekstem nie uczyniłeś niczego innego co czyni kościół od 2000 lat. Amen.
http://www.sp.olkusz.pl/images/foto_artykuly/kwartalnik/2012/kwartalnik_3a-2012.pdf
[quote name=”uczeń profesora”]Leśny Ludku, żebyś ty miał choćby 10 procent inteligencji Jarka Nowosada, to byś mógł mówic o sobie „inteligent”. No ale nie możesz, bo nie masz nawet procenta! Swoją drogą, skąd się biorą takie indywidua, jak ty?![/quote]
Wyjątki zdarzają się wszędzie, pan Jarosław jest wyjątkiem wśród poetów.
Pani Róża Nowosad.
Przy okazji tych, w sumie bardzo sympatycznych wspomnień, nie sposób pominąć „głowy” Rodziny Nowosadów, Panią Różę. Była moją wychowawczynią przez cały okres w podstawówce, lubiła mnie, lubiła nas wszystkich. Była mądrą osobą, przyjaźnie nastawioną do uczniów, choć czasami potrafiła się na nas, gagatków, bardzo zdenerwować. Gdy rozmawiała z jakimś uczniem na boku, miała w zwyczaju, jak matka, delikatnie poprawiać uczniowi bądź uczennicy kołnierzyk, ściągać włos ze sweterka, a w sytuacjach konfliktowych zawsze cierpliwie wysłuchiwała wszystkich stron.
Kiedy jest się uczniem każdemu wydaje się, że jest pępkiem świata, chciałby mieć skupioną uwagę wychowawcy tylko na sobie, a przecież uczniów w jednej tylko klasie było prawie czterdziestu. Mimo to każdemu z nas zapisała się w pamięci jako dobra i opiekuńcza osoba, której można było zaufać, i czuć się przy niej bezpiecznie. Odeszła od nas już dawno, wielka szkoda… płaczę.
[quote name=”uczeń profesora”]Leśny Ludku, żebyś ty miał choćby 10 procent inteligencji Jarka Nowosada, to byś mógł mówic o sobie „inteligent”. No ale nie możesz, bo nie masz nawet procenta! Swoją drogą, skąd się biorą takie indywidua, jak ty?![/quote]
A kto to pisze? Jestem pewien, że jeden z urażonych prawdą pisarzy lub poetów.
Leśny Ludku, żebyś ty miał choćby 10 procent inteligencji Jarka Nowosada, to byś mógł mówic o sobie „inteligent”. No ale nie możesz, bo nie masz nawet procenta! Swoją drogą, skąd się biorą takie indywidua, jak ty?!
Pan Roman był człowiekiem wolności i tolerancji, a Leśny Lud najwyraźniej nie był jego uczniem. Szacunek Pamięci tego Nauczyciela.
To prawda, Pan Roman był osobą bardzo charakterystyczną. U mnie, ucznia szkoły podstawowej nr 4, w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych budził skrajne emocje. Głównie zapamiętałem go jako człowieka bardzo spiętego, przygarbionego, tłumiącego w charakterystyczny sposób złe emocje mocnym przygryzaniem zgiętego palca wskazującego, chyba lewej ręki – przeważnie podczas treningów i zawodów w piłce ręcznej dziewcząt.
Ale też właśnie z powodu tak dziwnego zachowania, jakże radośnie i z jaką ulgą my, obserwatorzy, odbieraliśmy każdy uśmiech i zadowolenie na jego twarzy. Wtedy, też przygarbiony, z pochyloną głową wpatrzony w jeden punkt, uśmiechał się szczerze i charakterystycznie jak nikt inny. Bez wątpienia gdziekolwiek pojawiał się był głównym „aktorem”. Napisałem w cudzysłowie, bo on nigdy nie grał, zawsze był sobą. Takiego Pana Romana zapamiętałem z tamtych czasów. 🙂
Wspaniały człowiek, wychowawca wielu pokoleń, oddany bez reszty temu co robił. Na zawsze pozostanie w mojej pamięci.
A dla mnie ciepły artkuł. Dziękuję Panie Franciszku za pomysł, Jarkowi za wspomnienia, którymi chciał się podzielić z innymi, a (Ś.P.)Panu Profesorowi za to, że był. Każdy, kto spotkał na drodze swego życia Pana R. Nowosada, rozumiał, ze to postać nietuzinkowa. Zawsze zadziwiał mnie „czar” spokojnego głosu, którym (bez krzku) potrafił wpłynąć nawet na najmniej zainteresowanego lekcjami polskiego ucznia. To działało…
Tani ekshibicjonizm.
Nie tak dawno Ktoś, kogo bardzo cenię, powiedział mi, że ludzie inteligentni nie zajmują się poezją. I mnie, obserwującego od dłuższego czasu olkuskie środowisko literacko-poetyckie, trudno się z tym nie zgodzić, czy ma ktoś podobne odczucie?
.
Ciekawe, osobiste wspomnienia Jarka, ale niektóre pana pytania, panie Franciszku, sorry, bywają idiotyczne.