Dezinformacja, spisek i pranie mózgu – takie określenia coraz częściej padają w komentarzach pod naszymi artykułami dotyczącymi koronawirusa. Z drugiej strony nie brakuje osób przerażonych wizją zachorowania. Wszyscy chcielibyśmy powrotu do normalności. Postanowiliśmy sprawdzić, co myślą o obecnej sytuacji nasi Czytelnicy.

Polityka i koronawirus dzielą dziś Polaków jak nigdy dotąd. Zapytaliśmy mieszkańców powiatu o to, co sądzą o tym drugim. Opinie są różne, często bardzo skrajne. Jest jednak wspólny mianownik – każdy z nas chciałby powrotu do normalności. Większość osób woli też, aby nie podawać ich personaliów. Głównie z obawy o to, co powie lub pomyśli ich przełożony, sąsiad czy rodzina. Co zatem mówią olkuszanie?

Jedna wielka mistyfikacja?

Młode osoby  zakażone koronawirusem zazwyczaj przechodzą infekcję bardzo łagodnie lub wręcz bezobjawowo, w wyniku czego nagminnie lekceważą zasady DDM. Maseczki stały się jednym z podstawowych elementów naszego ubioru. Dla jednych to niewygodna konieczność, dla innych jest to symbol zniewolenia. „Kaganiec” i „namordnik” – to określenia, jakimi posługują się ich przeciwnicy. Osoby te coraz częściej negują nie tylko sens ich noszenia, ale samo istnienie wirusa. – Ogarnijcie się i wyrzućcie telewizor przez okno. Nie ma żadnej epidemii – apelował niedawno na facebooku jeden z naszych Czytelników. Inni nie są może tak radykalni, ale bagatelizujących zagrożenie przybywa. – Koronawirus to taka nowa grypa. Epidemia jest świetną wymówką, żeby nas nie leczyć, tylko dawać porady przez telefon – twierdzi pan Andrzej, mieszkaniec osiedla Młodych.

– I co ja mam wam na to powiedzieć? Służba zdrowia w naszym kraju jest, jaka jest. Ludzie od zawsze winili nas za nieszczęścia i wieszali  na nas przysłowiowe psy. Teraz jest podobnie – żali się nam jeden z olkuskich lekarzy. – Niby mamy XXI wiek, a ludzi wierzących w to, że ziemia jest płaska nie brakuje. Jak mam ich przekonać, że wirus naprawdę istnieje? To, że ogranicza się kontakt z pacjentami wynika z tego, że na całym świecie prawie do jednej trzeciej zakażeń dochodzi w szpitalach i przychodniach. Teleporady mają służyć naszemu wspólnemu bezpieczeństwu – tłumaczy, dodając przy tym, że medycyna wie, jak postępować z grypą. Przebieg Sars-Cov-2 – jego zdaniem – może być nieprzewidywalny.

„Bo jest covid”

Utrudniony dostęp do większości instytucji, zarówno tych publicznych, jak i prywatnych, to kolejna konsekwencja obaw spowodowanych wirusem. Wiele sfer życia sprowadzonych zostało do samoobsługi telefoniczno-internetowej. Klienci skazani są na wykonywanie setek telefonów, podczas których muszą czekać kilkanaście minut przebijając się przez komunikaty automatycznej sekretarki, aby w końcu porozmawiać z konsultantem. – Pieniądze to każdy chce od nas brać, ale jak jest jakiś problem, to wszyscy umywają ręce. Pandemia stała się wymówką na wszystko. Ciągle tylko słyszę, że czegoś się nie da zrobić, „bo jest COVID”  – piekli się pani Grażyna.

Wiele gorzkich słów pada również pod adresem rządzących. – Najpierw wszystko zamykają, później przed wyborami otwierają na złamanie karku. Raz mówią, że maski nic nie dają, innym razem każą wlepiać mandaty za ich brak. Gdyby nie to, że można sobie przy okazji nieźle napchać kieszenie, to by pewnie epidemię już dawno temu odwołali – komentuje pan Stanisław z Klucz.

Szkolny horror

Oddzielną kategorię stanowi oświata, która pół roku temu postawiona została na głowie. Uczniowie z dnia na dzień zostali wysłani do domów, a nauczyciele stanęli przed koniecznością zdalnego nauczania. Takiego scenariusza, nawet w najczarniejszych snach nikt nie przewidywał. Efekt? – Chaos i frustracja po obu stronach.

– Mam trójkę dzieci i jeden komputer w domu. Musiałam na szybko dokupić nowy sprzęt i razem z  pociechami robić zadania przysyłane na maila. Powrót z pracy, szybki obiad i odrabianie lekcji do wieczora. Myślałam, że mnie krew zaleje – wspomina pani Agnieszka. – Teraz wszyscy wrócili do szkoły, ale na jak długo? Wystarczy, że jedno dziecko spotka się z kimś, kto mógł być zarażony i zaraz cała klasa wyląduje na kwarantannie – dodaje.

Lekko nie mieli również nauczyciele. – W ministerstwie zapadła decyzja, że mamy uczyć zdalnie. Fajnie, tylko skoro sami decydenci nie mieli pomysłu jak to zrobić, to niby skąd my mieliśmy wiedzieć, jak mamy to ogarnąć?  Nikt z nas nie był przygotowywany do takiej formy prowadzenia zajęć. To była totalna partyzantka, w której każdy z nas musiał się jakoś odnaleźć. Na własną rękę wymyślaliśmy zadania i szukaliśmy rozwiązań, żeby komunikować się z uczniami. Nie mówiąc już o tym, że większość z nas zmuszona była pracować na prywatnym sprzęcie i płacić za internet. A przecież i wśród nas są mamy, których dzieci potrzebowały komputera do zajęć online. I co wtedy? Czy ma pracować rodzic, czy uczyć się dziecko? Tymczasem cała frustracja rodziców spadła na nasze barki – opowiada pani Irena, nauczycielka w jednej z olkuskich szkół.

A co na to uczniowie? – Na początku było fajnie, bo z wielu przedmiotów mogliśmy podciągnąć oceny. Szybko zaczęliśmy się jednak nudzić siedząc ciągle w domu. Niby później można było się już spotkać ze znajomymi na osiedlu, ale to nie to samo – mówi Michał, uczeń technikum.  Po chwili dodaje jednak, że jakby go teraz znowu wysłali na dwutygodniową kwarantannę, to z chęcią by sobie odpoczął od szkolnych zajęć…

Ilu ludzi, tyle opinii

Bez wątpienia wszyscy zapamiętamy rok 2020 jako okres pełen absurdów, strachu i frustracji. Stan epidemii – niezależnie czy w nią wierzymy, czy nie – przysparza wiele historii, które wspominać będziemy jeszcze przez długie lata. Jedni mówić będą o strachu, inni o uciążliwościach. Dziś jednak większość z nas zaciska zęby i stara się iść do przodu, nie bacząc na przeciwności losu . – Nie wiem, czy ten wirus istnieje, czy go nie ma. Nie mam czasu, żeby o tym myśleć. Muszę iść do pracy, bo z czegoś trzeba żyć. Tylko w tej masce ciężko wytrzymać cały dzień – mówi nam pani Barbara, kasjerka pracująca w jednym z okolicznych marketów. Ale przecież chirurdzy też pracują w maseczkach…

fot.: pixabay.com

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
mike
mike
3 lat temu

To całe DDM jest wprowadzone niezgodnie z obwiązującymi przepisami!
Nie ma ustawy która by zmuszała do noszenia szmaty na ryju. Są tylko jakieś rozporządzenia jakiegoś ucznia narciarstwa!

Bart
Bart
3 lat temu
Odpowiedz do  mike

To, że odpowiednie przepisy nie zostały wprowadzone w odpowiedni sposób nie zwalnia nikogo z nas z odpowiedzialności względem innych. Więc noś „szmatę na ryju”, myj ręce i miej nadzieję, że głupota nie jest zaraźliwa.