Któż w Olkuszu nie zna Janusza Gardeły. Kilkadziesiąt lat aktywności na polu upowszechniania kultury w Olkuszu i w Jaroszowcu, czynna obecność na imprezach kulturalnych, przede wszystkim tam gdzie mówią o kinie…
-Tak, mam lat 58, a 42 z nich, mimo różnych życiowych zakrętów i przerw, poświęciłem swojej największej pasji: kinu i filmowi. Obejrzałem tych filmów już setki. Wielkich i małych, mądrych i mało mądrych, wesołych i smutnych. Pamiętam, jak w wieku czterech lat obejrzałem z Tatą pierwszy w życiu film, mianowicie „Orzeł”.

To było coś fascynującego. I nadal film jest moją pasją.
– Kiedy mówimy: Dyskusyjny Klub Filmowy – DKF „Zbyszek”, to kojarzymy go z Panem…
– No, to już przesada. DKF założyliśmy w roku 1967, z prawdziwą uczniowską dezynwolturą. My, uczniowie X klasy Liceum Ogólnokształcącego w Olkuszu: Grażyna Stach, Jacek Miarka, Bogdan Przybylski i ja. Czasy były wtedy szarobure, nudne, bez perspektyw. Co było robić! Czytaliśmy o pięknym świecie, o wspaniałych filmach, pochłanialiśmy rzadkie wtedy czasopisma fachowe, uczyliśmy się tego z zapałem (choć z nauką szkolną, muszę to przyznać, nie byłem w całkowitej zgodzie). I ówczesna dyrektor Powiatowego Domu Kultury, p. Halina Świerczkowa, udzieliła nam dachu nad  rozpalonymi uczniowskimi głowami w budynku Domu Kultury przy ulicy  Gęsiej. Boże święty! Co to była za sala. Wielofunkcyjna, czasem nawet jako sala kolumnowa dla honorowych zmarłych, nieopalona (jeden piec węglowy!), nędzna aparatura na film 16 mm. I my, 16-latkowie, porywamy się „z motyką na słońce”. W niedzielne południa na nasze seanse przychodzi najprzód tłumek, a potem tłum młodych widzów. Oprócz tego nędznego pieca rozgrzewały nas szalone, młodzieńcze dyskusje. Władza ubecka chyba nie wiedziała, co się tam dzieje i jakie antypaństwowe, rewolucyjne teorie są tam  propagowane. Coś takiego już się chyba nie powtórzy!
Od roku 1969 był to już prawdziwy DKF „Zbyszek”, nazwany tak od imienia Zbigniewa Cybulskiego, który wtedy zginął we Wrocławiu. Nasz Klub był jednym z wielu, jakie wtedy, jak grzyby po deszczu, powstawały w całym kraju. To było otwarcie na świat wielkiego kina. Zostaliśmy zauważeni w kraju: „Uczniowski DKF przy Liceum Ogólnokształcącym w Olkuszu!”. W roku 1970 zostałem wybrany do Krajowej Rady DKF-ów. Znalazłem się wśród „tuzów” kina polskiego. W roku 1972 spotkałem się z wielkim Antonionim. To był prawdziwy zaszczyt dla chłopaka z  prowincji i wyróżnienie dla  młodych, olkuskich  miłośników kina.
„Za Gierka”, nie pytając nikogo, zorganizowaliśmy w Olkuszu krajowy przegląd  filmu francuskiego. Co to się działo! Konsul francuski, vipy ze świata, krytycy filmowi, tłumy widzów w nędznej salce przy ulicy Gęsiej. A potem komitety. O mało  nie skończyła się nasza przygoda z filmem.
Za dwa lata, ale już w sali „Gwarka”, zorganizowaliśmy krajowy przegląd kina „Młodzi i film”. Obyło się bez sekretarzy! Jakaż to była dla nas, uczniów, przygoda i atrakcja. Spotkania z aktorami znanymi z ekranu: Janem Nowickim, Leszkiem Herdegenem,  Zygmuntem Melanowiczem, Lidią Zamkow, Gustawem Holoubkiem i innymi.
DKF założyliśmy nawet w szkole. Był  to Klub filmu biologicznego.
A potem rozprysnęliśmy się. Grażyna Stach poszła na studia filmoznawcze. Dziś to profesor  na UJ. Jacek Mączka, świetny recytator – na medycynę, ja na studia animatorów kultury na UŚ. Przybylski, niestety, zmarł przedwcześnie. Następcom jakoś nie stało zapału, bo trzeba było mieć dużo samozaparcia, żeby podołać takiej działalności: zdobywać wiedzę o kinie, przekonać współkolegów, że wie się więcej niż oni, palić w piecu, dźwigać  kilkudziesięciokilogramowy ekran. No nie, wcale nie ubolewam nad naszym losem !  Nie mienię się kombatantem. To  były niezapomniane przeżycia. Kino cementowało nasze przyjaźnie i znajomości. Niektóre przetrwały do dziś, a pani profesor Stach ma nawet pretensje, że  nasz „Zbyszek” tak marnie skończył…
W roku 1974 zostałem zatrudniony na stanowisku dyrektora Domu Kultury w Jaroszowcu. To był naprawdę szalony czas. W społeczeństwie był autentyczny głód na wielkie imprezy. Kogo w tym Jaroszowcu nie gościliśmy… Maryla Rodowicz, Halina Wondraczkowa, Lokomotiv GT,  kabarety. Tłumy widzów. Za występ Macieja Zembatego z „Zakazanymi piosenkami” znów zderzyłem się ze ścianą. Znów sekretarze. Należy przyhamować, pytać o pozwolenie. Ma być koniec szaleństw. Zresztą, nastał koniec Domu Kultury. Był rok 1989.
Pracuję jako kierownik działu gospodarczego w Hucie Szkła . To nie było dla mnie… Od roku 1991 zostałem specjalistą ds. marketingu. Mogłem się wykazać. Również w organizacji i prowadzeniu wielu prestiżowych imprez organizowanych przez Hutę.
– No, a kino? Film?
– Praca w Jaroszowcu – to była również przygoda z kinem, bo prowadziłem kino zakładowe.
A potem wszystko upadło. I dzięki pani dyrektor Grażynie Praszelik-Kocjan wróciłem do Miejskiego Domu Kultury w Olkuszu na stanowisko instruktora ds. filmu. Koło się zamknęło.
W roku 1986, a więc jeszcze w moich czasach jaroszowieckich, reaktywujemy DKF „Zbyszek”. Ale to już inne czasy. Przybyło nam lat, ubyło zapaleńców i entuzjastów, a bez nich taka impreza  usycha w sposób naturalny. Ale nie było źle. Wtedy zamknięto kino „Orzeł”. Młodsi olkuszanie pewnie nawet nie wiedzą, gdzie było to kino. Zresztą przypomnę, że wówczas w naszym mieście były dwa kina: ów „Orzeł” i kino „Emalia”  w okropnej  sali przyfabrycznej. Grano po trzy seanse dziennie  i sale były pełne. Więc zamknięto owo kino „Orzeł”…
– I nigdy go już  ponownie nie otwarto…
– I my je zastąpiliśmy. Była już porządna sala kinowa w nowym Domu Kultury. Prowadziliśmy akcję „Kino lektur szkolnych”, połączoną ze spotkaniami z ludźmi kina. Pokazywaliśmy filmy z półki. Otwieraliśmy oczy na lekceważony dotąd film czeski.
Ale zbliżał się kres prawdziwego kina. Niegdyś w Krakowie było kilkanaście DKF-ów, dziś ostały się dwa, ledwo „robiące bokami”. Próba ożywienia naszego „Zbyszka” nie powiodła się, niestety! Powstały multipleksy i wielkie sieci dystrybucyjne, które odarły kino z jego czaru i tajemniczości. Oni chipsy i coca-colę, my proponujemy intelektualną przygodę. Oni prapremiery – my czekamy miesiąc i dłużej na atrakcyjny film. Oni 10 sal w jednym budynku, my jedną salę kinową. Czy możemy „kopać się z koniem”?
Edukację filmową przejęła TV. Nie ma filmu dokumentalnego. Ale prawdziwe kino przetrwa. Coraz więcej widzów ma dość potoków soku pomidorowego na ekranie, scen łóżkowych i mordowania. Chętniej przychodzą do kina, gdzie mogą doświadczyć przygody intelektualnej. Wróżę schyłek kina komercyjnego.
Nasze olkuskie kino nie jest tak bardzo zapóźnione, jak się mówi. No, sala, istotnie, nie jest pierwszej nowości, ale mamy naprawdę nowoczesną aparaturę, a kiedy za jakieś pół roku zostanie przeprowadzony remont naszej sali,  kiedy będzie kino 3D – kino cyfrowe, olkuszanie, zamiast jechać do multipleksu, na pewno przyjdą do swojego olkuskiego kina i zasiądą na widowni w towarzystwie bliskich sobie ludzi.

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
3 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
paluch203
paluch203
14 lat temu

ja nie wieze ze kiedy kolwiek w olkuszu bedzie kino 3d jak pisza w ostatnich wersach marzenia scietej glowy

Arek
Arek
14 lat temu

Serdeczne pozdrowienia dla zawsze pogodnego Janusza 🙂
PS. A co do kina zakladowego, to bylo to wysmienite kino, ktore czesto i milo wspominam 😉

Arek Z.
Manchester

Pikacz
Pikacz
14 lat temu

całuski od Pikaczu, tatoooooo 😆