„Ogłaszam, że w dniu dzisiejszym ukonstytuowała się Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego. Rada Państwa, w zgodzie z postanowieniami Konstytucji, wprowadziła dziś o północy stan wojenny na obszarze całego kraju” – te słowa wypowiedział do narodu polskiego dnia 13 grudnia 1981 roku generał LWP – Wojciech Jaruzelski. Rozpoczął się wówczas trudny okres dla naszego kraju. Nadszedł czas aresztowań i deportacji ludzi do specjalnych ośrodków i więzień. Co chwilę w zakładach pracy wybuchały strajki antyrządowe. Dochodziło do krwawych akcji milicji i wojska przeciwko ludności, ginęli ludzie. Polska Ludowa nad wyraz surowo rozprawiała się z protestującymi. Ograniczono ludziom ich prawa poprzez wprowadzenie godziny milicyjnej, zamknięcie granic państwa czy podsłuchy telefoniczne.

Z byłym działaczem „Solidarności” – Józefem Siwińskim rozmawia Dawid Konieczny

– 13. grudnia tego roku obchodzimy 31. rocznicę wprowadzenia w naszym kraju stanu wojennego. Jako były działacz „Solidarności” na ziemi olkuskiej  mógł Pan pewnych rzeczy doświadczyć i spojrzeć na minione wydarzenia z innej perspektywy. Czy pamięta Pan może, w jakich okolicznościach dowiedział się Pan o wprowadzeniu stanu wojennego?

– Tak. Pewnych rzeczy się nie zapomina. Z samego rana włączyłem radio i telewizor. Niestety, środki masowego przekazu milczały. Zorientowałem się, że coś nie jest w porządku. Następnie udałem się na rynek w Olkuszu. Tam od przypadkowego przechodnia dowiedziałem się, iż o północy został wprowadzony na terenie całego kraju stan wojenny. Mocno zaniepokojony pobiegłem do mieszkania Stasia Gila, który był wtedy przewodniczącym „Solidarności” w regionie olkuskim. Po przybyciu na miejsce, moim oczom ukazały się wyważone drzwi od jego mieszkania. W środku zobaczyłem przerażoną żonę Stasia – Marię, wraz z przestraszonymi małymi dziećmi.

– Czy był Pan zaskoczony faktem, iż władza ludowa wprowadziła stan wojenny?

– Na pewno od jakiegoś czasu dochodziły pewne sygnały, że coś może się wydarzyć. Mówiono, że może do kraju wejdą „Ruscy” lub też nasze wojsko wyjdzie na ulice miast. Jednak trzeba przyznać, że osobiście nie myślałem, iż do tego dojdzie. Sam fakt, że krajowy zjazd „Solidarności” odbywał się w Gdańsku tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego, dodatkowo dawał mi przekonanie, że do niczego większego nie dojdzie.

– Pamięta Pan może, jak mieszkańcy regionu olkuskiego zareagowali na decyzję generała Wojciecha Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego?

– Ludzie pochowali się w swoich własnych kręgach rodzinno – koleżeńskich. Widać było ten brak zaufania do drugiego człowieka. Zaczęli być w stosunku do siebie bardzo nieufni, co zresztą było zrozumiałe. Wśród moich znajomych radziliśmy wówczas, co należy zrobić, by w jakiś sposób zmobilizować ludzi do oporu. Zdawaliśmy sobie sprawę, że to niełatwe zadanie, ale chcieliśmy doprowadzić chociaż do, nazwijmy to, biernego oporu, tzn. mieliśmy bojkotować telewizję czy prasę. Ponadto postawiliśmy sobie za cel, by jak najczęściej móc chodzić do kościoła na msze. Trzeba pamiętać, że kościół wówczas, to była dla nas taka enklawa, gdzie mogliśmy pokazać władzy, że w jakiś sposób walczymy i się nie poddajemy.

– Czy dochodziło w tamtym czasie w Olkuszu lub okolicy do jakichś  manifestacji solidarnościowych?

– Nie pamiętam, by miały miejsce jakieś poważniejsze zdarzenia. Owszem, tak jak powiedziałem, ludzie zbierali się w kościele, ale nie przypominam sobie żadnych akcji na ulicach miasta. Co prawda na murach pojawiały się jakieś hasła antyrządowe lub wywieszano plakaty, ale nie pamiętam, by dochodziło do innych form protestów. Bądźmy szczerzy – strach paraliżował zdecydowaną większość społeczeństwa. Jeden znany mi przypadek, który był odstępstwem od tego, to taki, gdy w tamtym czasie w Bukownie dwaj znajomi wywiesili na komendzie MO flagę Solidarności. 

– Wiadomo, że w tamtym trudnym okresie zaczęły się internowania ludzi związanych z opozycją. Ma Pan może wiedzę, kogo w okręgu olkuskim one konkretnie dotknęły?                                                                                                      

– Przez pierwszych 48 godzin trwania stanu wojennego, w okręgu olkuskim zatrzymano kilkadziesiąt osób. Gdy w budynku OPB przy ulicy Budowlanych odbywało się spotkanie działaczy „Solidarności”, pod drzwi zajechały milicyjne budy. Milicjanci weszli do budynku, niszcząc drzwi, i zaczęli „zwijać” opozycjonistów, z których część w niedługim czasie zwolniono, a innych internowano do ośrodków i więzień. Według moich informacji, oprócz wspomnianego już wcześniej Stanisława Gila, który „siedział” najdłużej, internowano także: Jerzego Gregorskiego, Andrzeja Wadasa, Adama Gierę i innych.

– Czy akcje pacyfikacyjne milicji w Olkuszu, przeciwko opozycji, były równie brutalne jak w innych rejonach kraju?

– Nie słyszałem, aby kogoś potraktowano wyjątkowo brutalnie. Owszem, słyszałem, że jak kogoś zamknęli, to oczywiście musiał poznać smak milicyjnej pałki, ale chyba nie było w naszym regionie tak brutalnych akcji  jak w innych częściach kraju.

– Jak wyglądała podczas stanu wojennego sytuacja w mieście i jego okolicach? Czy pojawiały się na ulicach patrole milicji i wojska?

– Owszem, było pełno patroli milicji, ORMO i oczywiście wojska. Wiadomo przecież, że wszelkie instytucje w polskich miastach zajmowane były przez komisarzy wojskowych. To wojsko w tamtym czasie trzymało władzę w kraju. Koło Sieniczna natomiast stacjonowały patrole składające się z wojskowych pojazdów opancerzonych.

– Wiem, że w tamtym czasie na terenie nieistniejącego obecnie ośrodka harcerskiego, prowadził Pan tajną drukarnię. Jak do tego doszło i jakie były Wasze zadania z tym związane?

– Drukarnia powstała wiosną 1982 roku. Zaczęło się wszystko od tego, że Piotrek Łydka, obecnie lekarz, wziął od swojej mamy Malucha i pojechaliśmy do Sosnowca po bardzo nowoczesny, jak na tamte czasy, zagraniczny powielacz do drukowania ulotek i gazetek antypeerelowskich. Z regionu przyjechał do nas do ośrodka instruktor, który pokazywał nam, jak należy obsługiwać ten sprzęt, gdyż nie mieliśmy pojęcia, jak taka drukarnia powinna działać. Szkolił nas, jak należy zakładać matryce, jak rozciągać farbę, itd. W drukarni pracowało około 8 osób, w tym 4 osoby, w tym ja, było ściśle wtajemniczonych w pewien zakres prac. Drukowaliśmy przede wszystkim „Tygodnik Mazowsze”. Łącznicy przywozili nam z okolic Warszawy matryce i u nas zajmowaliśmy się drukiem i dalszą dystrybucją gazety. Wszystko odbywało się w największej konspiracji. Materiały odbierane były przez nas w wyznaczonych wcześniej miejscach w pobliskim lasku. Następnie zajmowaliśmy się kolportażem tej prasy do Krakowa, gdyż w tym mieście były uruchomione specjalne miejsca odbioru prasy. Jestem bardzo dumny, że przez cały okres funkcjonowania drukarni, nigdy nie zostaliśmy zdekonspirowani. Jeden jedyny raz mieliśmy wizytę milicji w ośrodku, ale funkcjonariusze nic nie znaleźli.                                                                                                

– Był Pan działaczem „Solidarności”. Co jeszcze należało do Pana zadań?                                                  

– Jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego założyłem Komisję Zakładową w sanatorium w Jaroszowcu. Tam działałem przez kilka miesięcy. Natomiast po ogłoszeniu stanu wojennego działałem oczywiście w pełnej konspiracji. Działaczy solidarnościowych w tamtym czasie można podzielić na dwie grupy. Pierwsza to ta, która działała powiedzmy oficjalnie (m.in. uczestniczyła w Mszach świętych, składała kwiaty pod pomnikami podczas ważnych dla kraju uroczystości), o których służby UB wiedziały niemal wszystko. Była także druga grupa, której działacze z racji swojej działalności, nie mogli się w żaden sposób ujawnić. W tej grupie byłem właśnie ja.                                                    

– Czy w jakiś szczególny sposób obchodzi Pan co roku, kolejną rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego?

– Nie. Może nieco gorzko to ujmę, ale ludzie, którzy autentycznie działali w „Solidarności” już się odsunęli od jakiejkolwiek działalności związanej z kolejnymi rocznicami związanymi ze stanem wojennym. Podobnie zresztą postąpiłem ja sam. Co miałem zrobić w tamtym czasie, to zrobiłem. Moim zdaniem wszelkie uroczystości związane z tym trudnym okresem są niestety nijakie, bez wyrazu. Powiem więcej. Zachowując oczywiście wszelkie proporcje, spotkał nas podobny los co żołnierzy AK, choć należy podkreślić, że nie w takim wymiarze, jaki był w czasach stalinowskich.

– Dziękuję za rozmowę.

– Dziękuję.

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze