Z rycerzem herbu Jastrzębiec, przewodniczącym Stowarzyszenia Rycerskiego „Kruk”, Arturem Payerhinem – o pięknej pasji historycznej.

– Choć Olkusz jest miastem historycznym, to o jego rycerskiej przeszłości nie słychać. To było miasto górników, gwarków, kupców, mieszczan, ale nie rycerzy. Czy wywoływanie  przez was rycerskiej przeszłości nie jest historycznym nadużyciem?
– Istotnie. Herbem Olkusza jest górnicza kopaczka, a nie miecz czy jakieś inne akcesorium wojenne. Ale nasze Stowarzyszenie, świadome tego, nawiązuje do historii krajowej wieku  XIV i XV, a więc jesieni średniowiecza i do naszego lokalnego symbolu: zamku, niestety w ruinie, w Rabsztynie. Nazwa Bractwa wywodzi się z zamku Rabsztyn, co w języku niemieckim oznacza kruczą skałę. Stąd zapożyczyliśmy także symbol Bractwa, którym stał się kruk. Ten właśnie ptak obrany został za patrona rycerzy działających w ramach tego ruchu. Umieszczono jego wizerunek na herbie Stowarzyszenia, na który składa się czarny kruk oraz krzyż świętego Andrzeja na żółtym polu. Postać świętego Andrzeja jest także historycznie związana z zamkiem rabsztyńskim, który przez wieki był w posiadaniu rodu Toporczyków, uznających za swego patrona również  tego Świętego.

– Niewątpliwie wasza działalność, jak wszystko co społeczne, non-profit, zasługuje na uznanie. Ale jest was tylko 24. A czy są też jakieś białki?
– Jakże by rycerze żyli bez białogłów? Są cztery piękne dziewczyny, naturalnie, jak to  średniowieczne Polki – niebieskookie blondynki. Jesteśmy bractwem, które istnieje od roku 2003, kiedy ja, będąc wtedy uczniem I Liceum Ogólnokształcącego, oraz kilku innych kolegów założyliśmy to właśnie Bractwo. Obecnie mamy lat 20-30, w większości jesteśmy studentami i nadal stanowimy grupę przyjaciół, których łączy ta sama pasja. Bo to, co robimy, musi być dziełem pasjonatów. Jesteśmy amatorami historii. Wszystko, co wykonujemy, jest dziełem własnych rąk! Uczymy się z ksiąg historycznych, z  rzeźb nagrobkowych, od innych bardziej doświadczonych rycerzy, bo te rekonstrukcje historyczne cieszą się coraz większym zainteresowaniem. Sami robimy zbroje, miecze i inne elementy uzbrojenia. Dziewczęta szyją historyczne fatałaszki. Istotnie, nie jest nas za dużo, ale jak to w życiu: jedni się wykruszają, inni przychodzą. Ale, rzecz jasna, potrzeba nowych sił rycerskich. A ja nauczyłem się, jeśli tak można powiedzieć, „ podstaw kowalstwa” i potrafię wykuć sobie elementy zbroi (nagolenniki, naręczniki czy choćby kirys) oraz skonstruować tarczę nadającą się do walki. Także uszyłem sobie  historyczne szaty, poznałem tajniki średniowiecznego tańca (wbrew pozorom stosunkowo łatwego). Nie jest mi obca konstrukcja i działanie łuku, bo są wśród nas i łucznicy. Nauczyłem się robić historyczne obuwie. Przydałby się jeszcze rumak. Podobnie czynią moi koledzy-rycerze. Jeden z nich jest „krawcem”. Dziewczyna  jest „kaletnikiem”, szyje torby i sakiewki.
Może istotnie to, co robimy, nie jest tak do ostatniego szczegółu historyczne, ale to wszystko jest naszym hobby. Nie zatrudniamy żadnych trenerów. Ambicją naszą jest wykonanie wszystkiego, jak to mówią po angielsku: hande made. Trenujemy dwa razy w tygodniu, a resztę czasu przeznaczamy na studia. Ja jestem studentem 3. roku politologii Uniwersytetu Śląskiego. Dzięki zapobiegliwości zgromadziliśmy już dużą ilość broni białej, trzy historyczne namioty, hakownice, łuki, artylerię prochową. Możemy zatem organizować coroczne dwudniowe turnieje rycerskie w Rabsztynie, wraz z Miejskim Domem Kultury, który wspiera nas przy tym finansowo.
– To jest, jak słyszę, nietania zabawa…
– Mój rycerski ferszalunek kosztował mnie coś 2 tysiące złotych. Dlatego wszystko trzeba wykonać jak najtaniej, a zgodnie z zasadami sztuki. Wspiera nas Urząd Miejski, zdarzają się czasem jakieś granty…
– Jesteście zatem dosyć elitarni, bo dokładacie do sprawy z własnej kieszeni…
– Ależ skąd? Każdy, kto chce być rycerzem, jest mile widziany. Musi mieć jednak 16 lat i odpowiedni zapał. Duży i niesłomiany. Nasz adres: WWW.BREKSR.LIVENET.PL
Pierwszy rok rycerskiego terminowania jest rekrucki. Przez trzy miesiące trzeba zdobyć strój rycerski. Chodzić gorliwie na treningi, nauczyć się trzech tańców średniowiecznych, wykazać się zaangażowaniem, poznać surowe zasady bezpieczeństwa, zdobyć wiedzę o epoce. Potem, mając lat 18, można uczestniczyć w walkach turniejowych i pokazowych. Zostać rycerzem ciężkozbrojnym lub np. łucznikiem. Można też być średniowiecznym cywilem lub członkiem wspierającym.
– Jesteście, rzecz jasna, rycerskim amatorami. Skąd wiecie, że to, co robicie, w tym również owe tańce, sposoby walki, prowadzenie pojedynków ma jakiś walor historyczny?
– Powiedziałem, że nasza działalność to prywatna rekonstrukcja historyczności, to droga do poznawania przeszłości. Mnie przyciąga do tej rycerskiej legendy, bo jest w tym dużo elementów legendarnych, jak np. ideał Zawiszy Czarnego wykreowany przez Sienkiewicza, nie tylko piękna, acz czasami ograniczająca ruchy zbroja, ale przede wszystkim etos rycerski, wymogi obywatelskie i ludzkie tych rycerzy sprzed wieków. Są one także ważne i w dzisiejszych czasach. Ten rycerski ideał pociągał mnie od dzieciństwa. Może był to wpływ mojego dziadka Rudolfa, przewodnika turystycznego i malarza amatora. Może to od niego przejąłem pasję malowania i poczynań rękodzielniczych. Od niego też przejąłem sentyment do Olkusza, mojego miasta rodzinnego. Tu jest moje miejsce na ziemi i żadne inne.
A na końcu apel: koledzy miłośnicy historii! Przyjdźcie do nas! Przeżyjecie fascynującą przygodę ze Średniowieczem.
Niedzielny trening w sali gimnastycznej „Ekonomika”. Ciężkozbrojni  walczą na udeptanej ziemi. Ich kobiety ćwiczą strzelanie z łuku. Sypią się iskry z mieczów. Istny Grunwald Mistrza Jana!

{joomplu:5493}{joomplu:5489}{joomplu:5483}{joomplu:5479}

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze