Jedną z najważniejszych postaci polskiego odrodzenia i reformacji był Stanisław Szafraniec, członek bogatej małopolskiej rodziny, w której posiadaniu był m. in. zamek w Pieskowej Skale. Rodzicami urodzonego miedzy 1525 a 1530 r. Stanisława byli Piotr Szafraniec i Agnieszka Sienieńska.
O Piotrze Szafrańcu wiemy niewiele, Stanisław też zbytnio swego rodziciela nie poznał, bo tenże dość szybko go osierocił. Wychowywał się więc przyszły protektor polskiego kalwinizmu na dworze Jana Tęczyńskiego, a gdy i ten zmarł, trafił do Pieskowej Skały, do stryja, dworzanina króla Zygmunta Starego, Hieronima Szafrańca. Notabene Hieronim miał za żonę nieślubną córkę Zygmunta I, Reginę, która poczęła się – jak to pisał J. Ptaśnik w swej pracy o Bonerach – ze „stosunku” z Katarzyną Tellniczanką (ze wsi Tellnicz na Morawach). Nie dziwią więc układy stryja Hieronima z królem Zygmuntem. W 1545 r. wysłany został Stanisław wraz z synem swego opiekuna, Mikołajem, na dwór księcia Albrechta Hohenzollerna w Królewcu. Tam wychowywany był „w duchu prawdziwej wiary i ku chwale prawdziwego Boga”, czyli w luteranizmie. Wraz z księciem młodzi polscy szlachcice odwiedzili też Naumburg i samą Wittenbergę. Gdy wrócił do kraju, poślubił Annę Dembińską, córkę kanclerza wielkiego koronnego Walentego Dembińskiego. Anna wniosła w posagu „ładną sumkę” jak na owe czasy, bo aż 1000 florenów. W roku 1547 Stanisław odwdzięczył się żonie, zapisując jej dwór w Seceminie wraz z połową owego miasteczka i wsiami mu podlegającymi.
W latach 1550-1570 Szafraniec znacznie rozszerzył zasięg swych dóbr ziemskich. Najważniejsze w nich miejsce stanowiły dobra rodowe, czyli klucz Pieskowa Skała z zamkiem (wsie Mielonki /Zielonki?/, Wielmoża, Przeginia, Sąspów, Sułoszowa, Wola Sąspowa /Sąspowska/), miasto Włoszczowa (z wsiami: Wola Wiśniowa, Nieznanowice, Zambrzec, Borowa Karczma, Ruda, Ostrów, Gutków). O wspomniane dobra musiał on jednak toczyć wieloletnie zabiegi, gdyż po śmierci ich właściciela, Hieronima Szafrańca, przeszły one w ręce rodzin Oleśnickich, Chełmskich i Krezów. Dopiero w 1570 r. dzięki wielu różnorakim operacjom prawnym i finansowym Stanisław zakończył proces ich odzyskiwania dla rodu Szafrańców. W 1570 r. musiał jednak w ramach regulacji spraw spadkowych z wdową po Hieronimie Anną Wasilewską z Olkusza i jej synami Piotrem i Stanisławem, zrezygnować z kilku wsi w dobrach włoszczowskich. Prócz wspomnianych rodowych włości i Secemina wszedł też obrotny Stanisław w posiadanie wielu innych wsi w ziemi sandomierskiej oraz w powiatach ksiąskim i lelowskim.
W końcu lat 70. XVI wieku zaczął jednak Szafraniec mieć spore kłopoty finansowe i część dóbr był zmuszony sprzedać. Przyciśnięty długami, zastawami i procesami, starał się Szafraniec dla siebie u Stefana Batorego o cła ruskie.
Brak pieniędzy to skutek olbrzymich zabiegów inwestycyjnych polegających na generalnej przebudowie zamku w Pieskowej Skale, której na zlecenie Szafrańca podjął się architekt włoski Mikołaj Castiglione. W latach 1570-1580 zamienił Szafraniec to Orle Gniazdo w przepiękną renesansową rezydencję z wspaniałymi krużgankami (porównywanymi z wawelskimi), loggiami, portalami, świadczącymi, że pracowali nad nimi nielisi architekci i budowniczowie. Stworzył też Stanisław bogatą bibliotekę, cóż z tego, skoro po jego śmierci lekkomyślnie rozdaną. Dorzucę, że wśród odwiedzających piękny zamek w Pieskowej Skale był i sam Mikołaj Rej z Nagłowic, taki sam zadeklarowany kalwin, jak już wówczas Stanisław Szafraniec.
Od młodości związany z reformacją w swoich dobrach niechlubnie u katolików wsławił się Szafraniec zamienianiem kościołów w zbory. Zasłużył się tym procederem w 1556 r. u posła mazowieckiego Mikołaja Kossobudzkiego na publiczne potępienie jako „łupieżca kościołów”. Tak postąpił m. in. w Seceminie (choć księży katolickich z miasta nie wypędził), a w kluczu pieskoskalskim w Przegini, Sułoszowej i Sąspowie. Poza tym patronował zborowi we Włoszczowej, a w Seceminie ufundował jeszcze szkołę wyższą, w które kształciło się wielu tamtejszych mieszczan. Ponieważ odmawiał płacenia w swych dobrach dziesięciny, objęty klątwą kościelną, procesował się np. z proboszczem z Dzierzkowa. I choć przegrał w sądzie grodzkim w Krakowie (z czym wiązało się nawet zajęcie jego dóbr w Pieskowej Skale), to jednak sprawę z plebanem Franciszkiem Jastrzębskim wygrał.
Bez wątpienia Stanisław Szafraniec, należał do najważniejszych postaci Zboru małopolskiego, a należący do niego Secemin od chwili mianowania tamtejszego ministra Feliksa Crucigera (Krucigera) superintendentem tegoż Zboru (w 1554 r.), był jednym z ośrodków innowierczych. Potwierdzeniem tego jest fakt, że dwa lata później odbył się tam synod poświęcony organizacji Kościoła kalwińskiego. Szafraniec uczestniczył ochoczo w synodach we Włodzimierzu (w roku 1557, gdzie zasiadł w komisji zbierającej fundusze na przekład Biblii na j. polski), a rok później w synodach w Książu i Włodzisławiu. Gdy zmarł nieformalny przywódca polskich innowierców, Jan Łaski, wziął udział w jego pogrzebie w Pińczowie (w styczniu 1560 r.), by potem otoczyć opieką syna Łaskiego – Samuela (wdowę zasilił pieniężnie). Na kolejnym synodzie w Książu (1560) wybrano go seniorem Zborów w okręgu włodzisławskim. W tym mniej więcej czasie spierał się Szafraniec ze swoimi współwyznawcami, bo mu chcieli przenieść Crucigera z Secemina do Pińczowa, a Stanisław, chcąc mieć duży wpływ na sprawy Zboru, sprzeciwiał się tym pomysłom. Pertraktowali z nim w tej sprawie Franciszek Lismanin i Stanisław Lasocki. Potem jednak, po sprawie Stankara i wystąpieniu Grzegorza Pawła z Brzezin, nastąpił rozłam w Kościele kalwińskim. Szafraniec próbował łagodzić spór. Zorganizował nawet spotkanie w Rogowie (w 1562 r.), na które zaprosił polemizujących ze sobą Grzegorza Pawła i Stanisława Sarnickiego oraz kilku ważnych szlachciców (Stanisława Lasockiego, Hieronima Filipowskiego, Mikołaja Reja) i ministrów (Feliksa Crucigera, Stanisława Lutomirskiego, Jakuba Sylwiusza).Spotkanie tylko potwierdziło rozłam, a Grzegorza Pawła wykluczono ze Zboru. Szafraniec nie poparł arian, stracił przy tym superintendenta Crucigera, bo – jak się okazało – ten arianom sprzyjał, za co „wyleciał” ze Zboru większego. Tak się tym zresztą przejął, że zmarł po ataku paraliżu, a Szafrańcowi pozostało tylko wygłosić mowę na jego pogrzebie. Zastąpił Crucigera w Seceminie „ortodoksyjny kalwin” Jakub Sylwiusz.
W polityce zaczynał Szafraniec dość późno. Na posła na sejm wybrany po raz pierwszy był w 1556/57 r. W 1562 r. wziął udział w zjeździe w Nowym Korczynie, gdzie szlachta zażądała sejmu egzekucyjnego. Miał nawet polecenie wstrzymania szlachty wielkopolskiej, której zachciało się sejmu w Piotrkowie bez Małopolan i króla. Był też posłem w latach 1562/63 i 1565. W roku 1565 został na sejmie wybrany starostą lelowskim, a rok później wojskim sandomierskim. Na sejmie lubelskim (1569) był jedną z ważniejszych postaci, kierując opozycją przeciwną kompromisom z Litwinami. Ścierał się w tej kwestii z gotowym do ustępstw blokiem Mikołaja Sienickiego. Jego ówczesne i późniejsze wystąpienia świadczą – jak pisze Halina Kowalska – że nie godził się on na powiększanie roli sejmu (kosztem sejmików), raziło go: „lekceważenie instrukcji sejmikowych, /…/, uchwalanie ustaw większością głosów bez uwzględnienia indywidualnych protestów poselskich” (brzydko to pachnie „liberum veto”), dochodziły do tego i podatki. Nie był też takim wielkim orędownikiem stronnictwa egzekucyjnego, nie podobała mu się „centralizacja władzy”. W kwestii podatków postawa małopolskiej szlachty pod wodzą Szafrańca groziła nawet obronności państwa, gdy to w 1569 r. odmówili oni uchwalenia poboru, bo sejmik im tego zabronił. Lubił też imć Szafraniec – dziś byśmy powiedzieli – „wycierać twarz” bracią szlachecką, popierając we wszystkim jej najdrobniejszych przedstawicieli. Dość szybko stał się więc wśród niej do tego stopnia popularny, że wybrany został w 1570 r. marszałkiem sejmu (pięknym chwytem propagandowym w jego wykonaniu było przybycie na posiedzenie sejmu z mandatem poselskim, choć ten mu się należał z urzędu, bo rok wcześniej został kasztelanem bieckim). Przydawała mu się ta popularność w walce o tolerancję religijną i zjednoczenie polskich różnowierców. Trzeba tu wspomnieć o jego wkładzie w synod sandomierski (1570), przypomnijmy, na nim to nicią wspólnego interesu godzili się polscy protestanci (ale bez arian). Sam jednak udział Stanisława Szafrańca w owym synodzie nie jest pewny.
Niewidoczny jest Szafraniec w czasie bezkrólewia po śmierci Zygmunta Augusta. Być może z racji obrony granic węgierskiej i śląskiej, nieobecny też był w czasie podpisania aktu konfederacji warszawskiej (1573), choć w przygotowaniach do podjęcia uchwał zapewniających wolność religijną odegrał niepoślednią rolę. W tym samym roku po raz kolejny opowiedział się po stronie szlachty, a przeciw senatowi (sejmik w Proszowicach). Dzięki dużej popularności u drobnej szlachty (i to nie tylko różnowierczej) byli i tacy, którzy zaczynali widzieć Szafrańca na tronie polskim. Widząc to, o jego względy zaczęli zabiegać stronnicy kandydatów austriackiego i francuskiego. Ponoć ci pierwsi chcieli z niego nawet zrobić – dziś byśmy powiedzieli „płatnego agenta” (oferowali 30 tys. zł). Szfraniec pozostał jednak stronnikiem „piastowskim” i opowiadał się za koroną dla czeskiego magnata Wilhelma z Rozemberka. Był jednak gotów do ustępstw nawet na rzecz kandydata habsburskiego (z wyjątkiem Ernesta), byle tylko przyszły król obiecał przestrzegać przywilejów i wolności szlacheckiej. Na polu elekcyjnym, kiedy już było wiadomo, że wygrał Walezy, choć nie było to Szafrańcowi w smak, wszak Noc św. Bartłomieja odbiła się w Polsce sporym echem, godził się na nią. Domagał się tylko, by Henryk przysięgł także przestrzegać aktów konfederacji warszawskiej. Walczył o to jeszcze na sejmie koronacyjnym, a gdy mu się nie udało dotrzeć bezpośrednio do króla, opuścił razem z innymi innowiercami sejm i zapowiadając, że nie będą Henryka uważać za króla, dopóki nie podpisze się pod uchwałami warszawskiej konwokacji.
Gdy Walezy uciekł z kraju, bo milsze mu się okazały rządy w ojczystej Francji, niż w zimnej Polsce, osłabli Zborowscy, a urósł w siłę Szafraniec. Ponownie więc został wybrany marszałkiem na sejmie konwokacyjnym w 1574 r. Znów też Szafraniec włączył się do walki o koronę dla Wilhelma z Rozembarka. W gronie stronników czeskiego kandydata obok właściciela Pieskowej Skały znaleźli się także Stanisław Górka, Konrad Przecławski i Zborowscy, którzy, „przyczepiając się” do Szafrańca, pragnęli odzyskać swe dawne wpływy (utracone z winy Walezego i zdrady Samuela Zborowskiego). Później do tego grona dołączył Andrzej Firlej. Bojąc się wpływów Habsburgów, pragnęli oni wyboru nowego króla jeszcze przed oficjalną detronizacją Henryka de Walois. Jednak zjazd w Stężycy, który miał wynieść Wilhelma na króla Polski, nie udał się, ponieważ nie wypaliło zamienienie go w elekcję. Co więcej na późniejszą elekcję brakowało już nawet posła czeskiego, co może świadczyć, że Wilhelm z Rozemberka dał sobie spokój z marzeniami o naszej koronie. To wszystko zaciążyło niekorzystnie na stronnictwie Szafrańca. Temu zaś nie pozostało nic innego jak „przerzucić się” do stronników króla „piasta” (obok Wilhelma tym określeniem obdarzano też króla szwedzkiego Wazę i księcia moskiewskiego Iwana Groźnego). Szafraniec wychodził z założenia, że dobry każdy, byle nie Maksymilian Habsburg. Starał się także hamować zapędy niektórych panów, którzy gotowi byli prawie do wojny domowej. Kiedy okazało się, że największe szanse na tron ma katolik, książę siedmiogrodzki Stefan Batory, wyznawca kalwinizmu, Stanisław opowiedział się za nim całym sercem. Miał bowiem nadzieję, że będzie on „królem szlacheckim”. Miał też pewnie nadzieję na królewską wdzięczność. Jak pisze Halina Kowalska w wyczerpującej biografii Stanisława Szafrańca: „elekcyjny sejmik w Proszowicach (grudzień 1576 r.) obradował właściwie pod batutą kasztelana bieckiego. W instrukcji dla posłów jadących do Krakowa, której autorem był Szafraniec, streścił się cały program działania szlachty krakowskiej, mający zabezpieczyć spokojną koronację Batorego. Instrukcja ta jest bardzo charakterystyczna dla metod działania Szafrańca. Stanowcza, powołująca się na rolę szlachty, dąży do możliwie łagodnego rozwiązania konfliktu między dwoma stronnictwami”. Cały czas też pozyskiwał on nowych zwolenników dla kandydatury Batorego. „Pilnował” też Krakowa, by nic nie zagroziło koronacji. Gdy już Batory się ukoronował, okazało się, że nadzieje Szafrańca wzięły w łeb. Książę siedmiogrodzki miał bowiem twardy charakter i nie chciał być wodzony za nos ani przez Szafrańca, ani przez innych „panów szlacheckich”, zwłaszcza całej ich masy. Na początku była jeszcze nagroda, Stanisław został kasztelanem sandomierskim (1581), potem było już gorzej, gdyż Batory nie poparł postulatów różnowierców o pełnym równouprawnieniu protestantów. Dla Szafrańca było to złamanie zasad wolności szlacheckiej. Nie podobało się też Szafrańcowi, że Batory uczynił podkanclerzem Jana Zamoyskiego. Niezadowolony z takiego stanu rzeczy właściciel Pieskowej Skały wyrażał zastrzeżenia wobec królewskiej polityki i to nawet w towarzystwie zwolenników cesarza.
Był to zresztą czas, gdy z jego zdaniem się liczono, gdyż Szafrańca uważano za protektora wszystkich polskich innowierców, bo nie będąc zacietrzewionym wyznawcą kalwinizmu utrzymywał dobre stosunki nawet z arianami (utrzymywanie znajomości ze Stanisławem Taszyckim, Stanisławem Mężykiem i Stanisławem Farnowskim). Z czasem jednak zaczęli go rozwijający się w niebezpiecznym kierunku unitarianie denerwować. Zaczęły się polemiki kalwinów z arianami. Pierwszy był kalwin Stanisław Farnowski. Gdy z polemiką z nim wystąpił Marcina Czechowic, dołączył do niego z listem Stanisław Taszycki, który nawoływał Szafrańca, by ten wyrzekł się błędów kalwińskich (zwłaszcza nauki o Trójcy Św.). Kasztelan sandomierski okazał się „odporny” na te „argumenty”. Irytował go anarchiczny kontekst kierunku, w którym zdążali arianie, brak porządku i ładu.
Nie słabł też konflikt Szafrańca z królem, tym bardziej że rozwijała się wówczas coraz szybciej kontrreformacja, szlachta coraz chętniej wracała do katolicyzmu, a Stanisław co chwila „podpadał”, wstawiając się w interesie różnych innowierców. Konflikt więc narastał. W końcu w 1583 r., gdy nasiliły się prześladowania Zboru warszawskiego demonstracyjnie zrzekł się on tytułu wojewody sandomierskiego. Król zalecił staroście wstrzymać prześladowania, toteż Szafraniec zgodził się na powrót wrócić na opuszczoną protestacyjnie kasztelanię. Wtedy to wynikła sprawa ze staraniami Szafrańca o cła ruskie (odwdzięczał mu się za pewne zobowiązania, pomagając w staraniach sam Zamoyski). Zwłaszcza duchowieństwo szerzyło wówczas plotki, że okradana jest Rzeczpospolita, choć kwoty jakie zyskał Szafraniec, nie były wielkie. Konflikt pana na Pieskowej Skale z Batorym wzmogła też sprawa zdecydowanej i surowej postawy króla wobec Samuela i Krzysztofa Zborowskich. Dla Szafrańca, który jak tylko mógł, prosił króla o wstrzymanie egzekucji Samuela, było to naruszenie wolności szlacheckiej. Dziś z perspektywy wieków chyba łatwiej zrozumieć nam postawę króla, który musiał przecież ukarać zdrajcę Samuela Zborowskiego i straszącego Rzeczpospolitą jego brata, Krzysztofa.
Po śmierci Stefana Batorego Szafraniec znów rzucił się w wir sporów elekcyjnych. Starał się też dla dobra elekcji pojednać Zborowskich z kanclerzem Zamoyskim, któremu ci nie mogli wybaczyć postawy w sprawie Samuela. Walczył też w dalszym ciągu o przestrzeganie wolności religijnej, z jego starań szlachta zgromadzona na pospolitym ruszeniu w Pokrzywnicy, po zburzeniu zboru w Krakowie (tzw. Brogu, w 1587), upomniała wojewodę krakowskiego, by nigdy więcej do takich wydarzeń nie dopuszczał. Niestety, nie udało mu się pogodzić Zborowskich z Zamoyskim. Udało mu się jedynie (przy pomocy biskupa kamienieckiego Wawrzyńca Goślickiego) nie dopuścić do zbrojnego starcia na polu elekcyjnym zwaśnionych stron. Wśród kandydatów na króla Polski, obok Maksymiliana (którego zwolennikami „zrobili” się nagle Zborowscy), był także ks. moskiewski Fiodor. Szafraniec zniechęcony tym wszystkim i chory, nim jeszcze zdecydowanie ujawnili się stronnicy kandydatury Zygmunta Wazy, opuścił warszawskie pole elekcyjne (zrzekł się też po raz drugi województwa). Zdecydowanie zmalał też jego zapał polityczny. Pod uchwałą szlachty sandomierskiej (w kwestii zjazdu w Wiślicy) podpisał się tylko jako dzierżawca wolbromski. Wziął udział w sejmie koronacyjnym (w 1588 r.) Zygmunta III i podpisał się pod konfirmacją generalną praw dokonaną przez nowego króla. W roku 1589 otrzymał od Wazy ostatni w swej karierze urząd – wojskiego krakowskiego.
Choć był coraz bardziej podupadającym na zdrowiu do końca walczył o równe prawa dla innowierców; a były to ciężkie czasy, zwłaszcza dla obumierającego kalwinizmu. Kontrreformacja też zbierała swe żniwo, burzono zbory lub zamieniano je w kościoły katolickie. Na sejmie w 1589 r. domagał się potwierdzenia przez wszystkie stany postanowień konfederacji warszawskiej. Z racji jednak małej liczby swych zwolenników nic z tego nie wyszło. Walczył o jedność i siłę kalwinizmu. Organizował zjazdy protestantów. Na pierwszym z nich, w Chmielniku w 1591 r. nawoływał do ratowania religii.
Tego samego roku był też na zjeździe w Radomiu. H. Kowalska wytyka mu, że wówczas już „Nie widział prawdziwego kierunku rozwoju sytuacji politycznej w kraju”, bo „nie rozumiał nieodwołalnej przegranej kalwinizmu” i wyrażał „fałszywy optymizm, kiedy mówił, że siła protestantyzmu będzie wzrastać w miarę rozwoju kontrreformacji”. A może po prostu Szafraniec był typowym szlachcicem, który woli walczyć do końca, niż zbyt wcześnie oddać pola. Rok później na zjeździe jędrzejowskim podpisuje się pod „napomnieniem i prośbą” do króla. Był też na sejmie inkwizycyjnym, gdzie głównie podsycał antykrólewskie nastroje (ponoć miał nawet dokumenty świadczące o knowaniach Zygmunta z Habsburgami). W 1593 r, na sejmiku deputackim woj. krakowskiego zgodził się jeszcze być marszałkiem, a w dwa lata później mimo starości i schorowania przybył (z synem Andrzejem) na zaproszenie synodu do Torunia. Po raz ostatni zabrał tam głos w sprawie poszanowania wolności religijnej (ale nie dla arian) i szlacheckiej.
Do niedawna nieznana była dokładna data śmierci Stanisława Szafrańca, pisano więc że zmarł on miedzy 13 maja 1597 r. a 10 stycznia 1598 r. Dopiero dzięki odnalezieniu w Bibliotece Narodowej notatki na karcie tytułowej dzieła Stanisława Karnkowskiego: „Messiasz albo Kazania o upadku i naprawie rodzaju ludzkiego przez przyjście na świat Pana naszego Jezusa Chrystusa Syna Bożego…”. Owe napisane przez biskupa Karnkowskiego „Kazania” ukazały się w Poznaniu w 1597 r, a odnaleziony w BN egzemplarz u dołu karty tytułowej ma wykaligrafowaną dedykację „JE M. Panu Szafrańcowi Woiskiemu Krakowskiemu. Autor Dt”, a dalej inną ręką, prawdopodobnie należącą do kogoś z otoczenia adresata: „oddana ta Xiaszka Je M. P. Szafrańcowi Stanisławowi w Wolbrąmie roku 3 Januarii, a on umarł 7 Januarii. Wszakże odpisał Je M. X. Arcybiskupowi dosyć szeroki list, o skuteczności swej przy Ewangeliej Pańskiej”. Wiemy więc, że pan na Pieskowej Skale umarł 7 stycznia. Skądinąd wiemy, że pochowano go Seceminie. Z notatki z „Kazań” Karnkowskiego dowiadujemy się też, że nawet tak zagorzały heretyk wydawał się dostojnikom kościelnym duszą, o którą warto walczyć, zwłaszcza w chwilach gdy ciało ją skrywające dobiegało swych dni. Szafraniec okazał się jednak wytrwałym „heretykiem” i zdania nie zmienił, ciekawe zarazem, co w owym „szerokim liście” przekazał biskupowi?
Bez wątpienia jest Stanisław Szafraniec obok Jana Firleja czołowym przedstawicielem innowierczej szlachty, która związana jest z ziemią olkuską. Po wiekach za największą zasługę – z czysto estetycznych względów – można zaliczyć Szafrańcowi przebudowę zamku w Pieskowej Skale. Ta renesansowa budowla w XIX w. została kompletnie zeszpecona poprzez bezmyślną jej przebudowę, której dokonali ówcześni właściciele, Wielopolscy. Dobrze więc, że zdecydowano się w pocz. lat 60. przywrócić jej dawny wygląd, a w ostatnich latach – po całościowym remoncie – znów możemy cieszyć oko tym pięknym zamkiem.
Z osobą, a właściwie już tylko z doczesnymi szczątkami Stanisława Szafrańca wiąże się też jeden z najcenniejszych zabytków kalwińskich na naszych ziemiach. Jest nim, niestety uszkodzona płyta nagrobna, którą odkryto w latach 30. przy pogłębianiu studni w Secyminie. Na płycie tej wyrzeźbiona jest postać pana na Pieskowej Skale. Szafraniec jest w zbroi i trzyma w ręku miast zwykłych oznak rycersko-wojennych książkę z napisem: „Deo Patriae Servivi”. Płyta znalazła się w studni plebańskiej w Seceminie, gdy odbierano arianom tamtejszy zbór. Nagrobek najpierw częściowo rozbito (stąd brak rzeźbie nóg) i dopiero potem „utopiono jako heretyka”. Obecnie znajduje się w zamkowych zbiorach w Pieskowej Skale. Zaznaczmy przy tym, że T. Przypkowski, u którego znalazłem opis odnalezienia tej pięknej płyty, błędnie podaje, że Stanisław Szafraniec był „protektorem braci polskich”. Owszem, był protektorem – co udowodniliśmy powyżej – wszystkich protestantów, ale nie arian (inaczej zwanych braćmi polskimi). Dodajmy jeszcze, że w dawnym powiecie włoszczowskim, w miejscowości Ludynia stoi dwór ze zborem z II poł. XVI w, które należały do Stanisława Szafrańca. Jak pisze T. Przypkowski, „Sklepiona kolebkowo salka w grubych murach może z tego czasu pochodzić, a silnie przebudowane niestety piętrowe pomieszczenie z dojściem do zewnętrznych drewnianych schodach było mieszkaniem ministra zboru”. Po Szafrańcach władała dworem w Ludyni katolicka rodzina Tęgoborskich (zbór był wówczas lamusem), a ostatnim przedwojennym właścicielem majątku był niejaki Kowalski, który cieszył się nim jednak tylko do 1945 r. Kolejnym właścicielem była już władza ludowa, toteż zabytek popadł w ruinę. Dwór i towarzyszący mu zbór został przed kilkunastu laty wspaniale odremontowany przez Wiktora Góreckiego, który odkupił go od Państwa po 10 latach starań w 1986 r. (wcześniej przez wiele lat była tu szkoła podstawowa). Trwająca 10 lat restauracja zabytkowego zespołu pochłonęła całe oszczędności i siły Wiktora Góreckiego, toteż zmuszony był go sprzedać. Niemniej piękny szlachecki dwór i unikatowy zbór zostały uratowane.
Na zdjęciach: Zamek w Pieskowej Skale AD. 2016.
Na zamku w Pieskowej Skale podczas wojny był sierociniec dla dzieci polskich, których rodziców zamordowali ukraińscy nacjonaliści na Wołyniu.
http://plus.gazetakrakowska.pl/magazyn/a/w-sierocincu-w-pieskowej-skale-dzieci-tesknily-za-mama-za-tata,10774538