1

Dziś gazet w Olkuszu i powiecie mamy bez liku, w samym Srebrnym Grodzie, jakby dobrze policzyć, będzie ich chyba z dziesięć; najstarszymi są, wiadomo, „Żółty Jeż” i „Przegląd Olkuski”, które zbliżają się do szacownego wieku 30 lat. Pierwsza w ogóle olkuską gazetą był dwutygodnik „Kronika Powiatu Olkuskiego”, ukazujący się – pod koniec już nieregularnie – w latach 1917-20.

Kolejnym pismem był „Nasz Głos”, gazetka …szkolna, redagowana przez samorząd uczniowski przy Gimnazjum męskim w Olkuszu, od maja 1932 r. Pismo – które znam tylko z opisu – choć uczniowskie, redagowane było z charakterem i z czasem zaczęto je traktować poważnie, czego dowodem pojawiające się w nim reklamy olkuskich firm; ostatni znany numer miał się ukazać w lutym 1933 r., ale być może wychodziło dłużej. Potem w historii olkuskiej prasy mamy ogromną lukę. Kiedyś zdawało mi się, że trwała ona do początku lat 90. XX w., do pojawienia się efemerycznego „Adressu” (redagowanego przez dziś już św. pamięci Lucjana Poczęsnego), a następnie wspomnianego „ŻJ” i „PO”, w którym kreślę te słowa. A jednak nie – w latach 50. Ziemia Olkuska miała swoją gazetę, ba, to nawet był organ…

 

Kilka lat temu koleżanka, remontując stary dom, znalazła gazetę. Pewnie wyrzuciłaby ją do kosza, ale po pierwsze zauważyła, że gazeta jest bardzo stara i w nagłówku widnieje słowo „Olkusz”, a po drugie zna mnie, więc zdając sobie sprawę, że ja takimi rzeczami się interesuję, zgłosiła się do mnie. I tak trafiła do mnie „Gazeta Olkuska” z 16-30 września 1956 r., nr 15 (26), organ prasowy Komitetu Powiatowego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej ukazujący się w nakładzie 5 tys. egzemplarzy. Była w opłakanym stanie, brudna i zakurzona, cała w dziurach, więc wielu tekstów nie dało się przeczytać w całości, poza tym kruszyła się, rozpadała w rękach, ale ciekawość zwyciężyła i zacząłem ją czytać.

Do tej pory znany mi był tylko fragment tej gazety, który swego czasu pokazał mi Henryk Osuch, autor monografii olkuskiej Emalii pochwalił mi się artykułem zamieszczonym na łamach „Gazety Olkuskiej”, w którym piętnował brud panujący w Srebrnym Grodzie (użył nawet tego bardzo popularnego dziś określenia dla Olkusza). Dzięki znajomej po latach wpadł w me ręce kolejny. Tyle tylko, że tamten poprzedni fragment – bodaj jedna kartka, którą sobie skserowałem – niestety gdzieś mi się wnet zapodział. Tak więc cała moja wiedza o tym organie pochodzi wyłącznie ze zniszczonego numeru 15 z 1956 r. Powiedzieć, że znalezisko ze starego domu było w bardzo złym stanie, to jakby nic nie powiedzieć. Zakwaszony papier znajdował się w stadium końcowego rozpadu. Każde przewrócenie kartki powodowało jakieś 10 procent strat w substancji. Na stronie tytułowej pod hasłem „miesiąc Przyjaźni” wdzięczył się nowiutki Pałac Kultury i Nauki w Warszawie. Tekst: „W całym kraju trwają uroczystości w związku z miesiącem pogłębiania Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Na zdjęciu: Pałac Kultury i Nauki – dar bratnich narodów radzieckich dla Polski. Symbol wiecznej przyjaźni”.

2

Pałac Kultury i Nauki na przełomie lat. 50 i 60. Fot Narodowe Archiwum Cyfrowe. 

Najważniejszy artykuł numeru nosił długaśny tytuł: „Zapewnić maksymalną realizację programów Frontu Narodowego”. Fragment tekstu: „Poważne zadania w zaspokajaniu potrzeb ludności w dziedzinie gospodarki oraz kultury postawiły do realizacji programy wyborcze Powiatowego i Gromadzkich Komitetów Frontu Narodowego, jak również postulaty wyborców do rad narodowych w 1954 roku. Zadania te nie były łatwe i niejednokrotnie już w założeniach przekraczały lokalne możliwości rozwiązania we własnym zakresie. Warto ocenić wyniki wykonania tych zadań po blisko dwuletniej realizacji programów. Posiadamy już znaczne osiągnięcia w rolnictwie i gospodarce komunalnej, oświacie, kulturze i zdrowiu, obrocie towarowym i transporcie oraz łączności. Z realizacji zadań objętych programem powiatowym trzeba szczególnie wskazać, że rolnicy otrzymawszy lepsze zaopatrzenie w nawozy zwiększyli wydajność przeciętną 4 zbóż twardych do 14,5 q z hektara, a dzięki wzrostowi bazy paszowej osiągnęli 56 sztuk krów i 22 sztuki owiec na 100 ha użytków rolnych. W dorzeczu Pilicy zmeliorowano łąki o powierzchni ok. 400 ha, uzyskując dobre i pełnowartościowe siano do hodowli. W Żarnowcu i Imbramowicach zorganizowane zostały weterynaryjne punkty felczerskie, a jeszcze w bieżącym roku Pilica i jej rolnicze okolice otrzymają w pełni wyposażoną lecznicę dla zwierząt. Rozszerzenie sieci punktów gromadzkich ośrodków maszynowych przez uruchomienie 8 punktów przyczyniło się znacznie do ułatwienia pracy rolników. Miasta i osiedla w Olkuszu, Wierbce, Bolesławiu i Sławkowie otrzymały z budownictwa Zakładu Osiedli Robotniczych i zakładów przemysłowych 298 izb, a dalszych 476 zostanie oddanych do użytku ludziom pracy w Olkuszu jeszcze do końca tego roku. Remonty 2544 izb poprawiły trudne warunki mieszkaniowe robotników, a rozbudowa wodociągów w Olkuszu, Bolesławiu i Pilicy ułatwiła prowadzenie gospodarstw domowych. W dziedzinie oświaty zostały oddane dzieciom dwie piękne szkoły w Pilicy i Sławkowie, a budowa szkoły w Wolbromiu nabierze żywszego tempa. Wydatnie zwiększyła się sieć bibliotek. Zostało zorganizowanych 8 bibliotek gromadzkich i liczba ich wzrosła do 26 placówek. W zakresie zdrowia zwiększono o 9% ilość łóżek w lecznictwie zamkniętym, przede wszystkim przez uruchomienie izb chorych w Olkuszu i Wolbromiu. Mieszkańcy Wierbki, Białego Kościoła i Przegini znaleźli bliską i troskliwą pomoc lekarską w nowo otwartych ośrodkach zdrowia, zaś ludność Trzyciąża, Jerzmanowic i Imbramowic – uzyskała ją w uruchomionych punktach felczerskich. Dla zaspokojenia potrzeb mieszkańców otwarto na wsi 10, zaś w mieście 13 estetycznie urządzonych sklepów spożywczych i branżowych, lepiej niż w latach ubiegłych zaopatrzonych w asortymenty różnych towarów. Mieszkańcy Sułoszowy będą spożywać już w roku bieżącym smaczny chleb z nowocześnie urządzonej piekarni mechanicznej, zaś Gminne Spółdzielnie w Wolbromiu i Sułoszowie będą korzystać z nowobudowanych magazynów towarowych”.

Wszystko rosło, rozwijało się wręcz w niewyobrażalnym tempie. Nie szło przechwalić. Dalej było o sieci drogowej, prężnie się rozwijającej. Następnie o świetlicach wiejskich i remizach strażackich. Znalazłem nawet wyliczenie, że wybudowano siedem studni, a do końca 1956 r. miało powstać 15 zbiorników przeciwpożarowych. Takimi to sprawami żyła prasa powiatowa w latach 50.

Był też tekst pt. „Co z Muzeum?”, który mnie, przyznaję, bardzo zainteresował. „Opublikowany w poprzednim numerze <>list otwarty do Rady Narodowej w Olkuszu prawdopodobnie, jak nas poinformował Sekretarz Prez. Ob. Roman Chmist, poskutkował. Jednak ostatecznej daty otwarcia Muzeum jeszcze nie ustalono. Nadszedł już czas, aby nareszcie po dwunastu latach władzy ludowej sprawa Muzeum wreszcie została rozstrzygnięta, a tym bardziej w okresie, gdy przed Olkuszem zaznaczają się pewne perspektywy rozwoju. Przekonują się o tym mieszkańcy niemal każdego dnia, obserwując wzrastające coraz to nowe bloki. Samymi perspektywami żyć nie można, trzeba i pamiętać o przeszłości. O tej właśnie przeszłości ziemi olkuskiej ma nam przypominać właśnie Muzeum. Tak więc do trosk szczególnej wagi należy w Olkuszu Muzeum. I to nie od dziś. Działacze PTTK i społeczeństwo miasta tak długo czekają na jego otwarcie, bo termin oddania tego obiektu historycznego zmieniano kilkakrotnie przez szereg lat. (…) Jest w tym coś z farsy, dramatu i tragedii. Farsą jest lekkomyślność planowania terminu, dramatem nieudolność w realizowaniu zadań i zobowiązań, a tragedią ignorowanie potrzeb miasta (…)”. Święte słowa – jeśli można użyć takiego określenia w kontekście gazety przepełnionej dialektyką marksistowsko-leninowską.

Partia stawiała wtedy na poezję, ale zaangażowaną, w duchu czasów. Stąd na stronie tytułowej zamieszczono wiersz „Warszawa” Władymira Zamiatina (w tłumaczeniu Adama Włodka, poety, który dziś pamiętany jest jako mąż Wisławy Szymborskiej i tajny współpracownik Urzędu Bezpieczeństwa, donoszący m.in. na pisarza i tłumacza Macieja Słomczyńskiego). „Tu, / wśród kościołów poburzonych, /w styczniu, / w czterdziestym piątym / byłem. (…) Ulicą miasta / powoli w lekkich pantofelkach / idzie jasnowłosa niewiasta / z jasnowłosą dziewczynką na rękach. / Dla nich Warszawę w boju brałem! Jak dziś to widzę pośród wspomnień. / I była ze mną Rosja cała, / ta starsza siostra Polski wolnej. / I medal dumnym blaskiem sławy/ wczorajszych dróg wspomina cel: / „Za / wyzwolenie / Warszawy” / – / w piersi Rosji mej”.
I jeszcze zdjęcie: zamek w Dreźnie „zburzony w czasie nalotu anglo-amerykańskiego i budowany po wojnie”. Ech, ci wstrętni imperialiści, przez nich trzeba było odbudowywać sojusznicze NRD!

Na drugiej kolumnie, obok „fascynującego” artykułu na temat rzemiosła pt. „Rzemiosło na nowej drodze. Po VII Plenum PZPR”, zwracał uwagę inne teksty. Był tam np. list otwarty Rzemieślniczej Spółdzielni Kominiarzy w Olkuszu, w którym kominiarze narzekali na „stan przewodów dymowych i wentylacyjnych oraz palenisk” w obiektach budowanych tak przez państwowe, jak i spółdzielcze oraz prywatne przedsiębiorstwa budowlane. Kominiarze zwracali uwagę, że przewody kominowe zamiast 14 cm przekroju miały tylko 12, a czasem mniej. Jako przykład podano dwa bloki przy ul. Żuradzkiej, które wtedy oddano do użytku. Zdaniem kominiarzy, mieszkańcom groziło zaczadzenie. Monity telefoniczne na nic się zdały, stąd potrzeba listu otwartego.

3

Plakat z czasów PRL

Ostrzegano też przed wyłudzaczami: „Uwaga! Oszuści działają”. „Od dłuższego czasu grasują na terenie kraju agenci nieistniejących zakładów fotograficznych, wyłudzający od ludzi wysokie zaliczki na wykonanie portretów. Agenci ci dotarli również do naszego powiatu, „nabierając” swoich klientów. Boże, doczekaliśmy czasów, gdy oszustów spotykamy codziennie i na każdym kroku; jesteśmy przez nich nagabywani przez telefon, w Internecie, na ulicy i właściwie już nie wiadomo, czy większość ofert, którymi się nas kusi, nie jest wyrafinowaną wersją oszustwa.
Były wszelako w „Gazecie Olkuskiej” także teksty optymistyczne: „Artykułów szkolnych jest pod dostatkiem” albo „O 50 proc. zmniejszyła się ilość skarg w Pow. Kolegium Orzekającym”. Podobnie optymistyczne treści znalazłem na str. 3. Obok narzekań, że nic nie wyszło z Młodzieżowego Klubu Tańca (nie znalazł uznania w Oddziale Kultury i Zarządzie Powiatowym ZMP, patrz: tekst „Obudźcie się!”), są jednak duże pozytywy, np.: „W roku 1957 Glanów będzie zradiofonizowany”).

Na tej samej stronie zamieszczono kolejny mocny materiał – list Mariana Lekstona zatytułowany „Chcemy się wychowywać w organizacji młodzieżowej”. Zawsze myślałem, że od wychowywania jest rodzina, no, ale w czasach pedagogiki Makarenki próbowano inaczej… Oto ten list, w którym poruszono jeden z ważniejszych ówczesnych problemów wychowawczych młodzieży: „Powołując się na artykuł zamieszczony w „Gazecie Olkuskiej” Nr 13 pt. <>stwierdzam, że pijaństwo szerzy się w sposób niebezpieczny wśród młodzieży w gromadzie Zawada. Młodzież Zawady nie ma bowiem innego zajęcia, jak tylko picie wódki. W Zawadzie nie ma żadnej organizacji, która by potrafiła w należyty sposób pokierować sprawami młodzieży. W związku z tym proszę Redakcję o zainteresowanie się tą sprawą i dopomożenie nam w zorganizowaniu koła ZMP lub LPZ. Organizacje te są tu potrzebne, aby kierować młodymi i nadać im kierunek, zainteresować sportem i kulturą. Gdyby te postulaty zostały zrealizowane, na pewno młodzież nie zaglądałaby do kieliszka. Skończyłyby się raz na zawsze alkoholowe libacje. Położono by wreszcie kres chuligaństwu i demoralizacji”. Ciekawe, czy się udało?
Z kolei tekstu „Dodatkowe źródło dochodu dla chłopa” dowiadujemy się, co następuje: „Chłopi posiadający wartościowe zwierzęta hodowlane mogą dochować je do odpowiedniego wieku i sprzedawać po cenach znacznie wyższych od wolnorynkowych. Gwarancją tego jest kontraktacja hodowlana, która obejmuje wychów cieliczek, jałówek i buhajków”. Co to za wolny rynek wtedy był?
Na 4. stronie zamieszczono ważki wywiad St. Łasińskiego z Sekretarzem Prezydium Miejskiej Rady Narodowej tow. Chmistem. „700 zalegających podań o przydzielenie mieszkań – mówi tow. Chmist – daje właściwy obraz sytuacji mieszkaniowej w naszym mieście. Do tej cyfry nie trzeba komentarzy. Niestety jest ona liczbą o tendencjach wzrostu. Prawem młodzieży jest zakładać rodziny (…)”. Ciekawe, kiedy ostatni z tej liczby otrzymał wymarzone M-ileś tam?
Zabawny był tekst pt. „Szukamy wróżki”, zwłaszcza w kontekście niedawnej rewitalizacji olkuskiego rynku i obecnych prac nad tzw. Kwartałem królewskim. „Poszukuje się pilnie dobrej wróżki, która by przepowiedziała w którym dniu mieszkańcy Olkusza mogą liczyć na spokojny spacer wokół rynku bez utyskiwania na takie przedmioty jak: połamane szafy, kupy wapna i piasku, oraz wszelkiego kalibru cegłę tak z dziurkami, jak i bez dziurek”. Tekst podpisał jakiś „ra”. A tuż poniżej widniał tekst poradnikowy: „Jak należy się golić”. „Codzienna sprawa. Zmora każdego mężczyzny. Budzisz się rano – przesuwasz dłonią po brodzie i policzkach i stwierdzasz ze złością: znów trzeba się golić. A jednak golenie może być przyjemne” – zauważał mgr Kazimierz Gakiewicz. I dalej rozpisywał się o smarowaniu twarzy wazeliną, rodzajach żyletek, zaroście twardym (radzi golić go co drugi dzień pod włos) i miękkim (codziennie, ale starannie i z włosem).
Z tekstu pt. „Pielęgnacja rzepaku”, wyniosłem wiedzę, że „kiełkowanie rzepaku odbywa się szybko”, ale ponieważ wiosną „zakwitają późno”, to „szkodniki je dobijają”. Nie wiem, kto przesłał redakcji dowcipy z rubryki „Satyra”, bo dół gazety był dokumentnie zniszczony, ostało się tylko imię „Witold”. Jedna z jego rad, ponoć chińska, przekonywała: „Nie dawaj szalonemu miecza do ręki, a kobiecie – pieniędzy”. Była i zagadka: ODPOWIEDŹ NA PYTANIE O CHEMICZNY SKŁAD WĘGLA: Z czego węgiel się składa – wiedzą czytelnicy/ z wozu – do piwnicy”. Znalazłem tu także dowcip, który słyszałem w dzieciństwie: „NA SZCZĘŚCIE. Michał odłożył na bok rocznik statystyczny i rzekł do żony: – Wyobraź sobie, kochanie, że jak statystyka stwierdza, co czwarte dziecko, które przychodzi na świat, jest Chińczykiem. – Nie może być! No to na szczęście my mamy tylko troje”. Wiadomo za to, kto podał do druku garść fraszek, bo zachował się podpis: Stefan Siodłak. Całkiem dobre teksty, niektóre bardzo dobre, no i zawierające dyskretną krytykę stosunków społecznych: „CZAS TO PIENIĄDZ. – Czas to pieniądz! – mówią / różni w głowach tędzy, / więc ja nic nie robiąc, / mam masę pieniędzy”, „O HANDLU USPOŁECZNIONYM. Zdążysz machnąć powieść dużą, / nim kelnerzy cię obsłużą. /Wśród ekspedientek / wypadek nieznany / by się gdzieś przytrafił / towar nietykany” . „OBRONA ŚWINI. Nie ubliżaj świni/ gdy ci człek zawini”, „O DZIEWCZĘTACH. Rozsądkiem i rozwagą mogą się pochlubić/chłopcom cnotę oddają, aby jej nie zgubić”. Zdarzają się wręcz bardzo odważne fraszki: „KŁOPOT. Z tobą kiedym sam na sam / wciąż na jedno chętkę mam, / ale wielki kłopot z tym, / że wiem jak, a nie wiem czym” i „ZAGADKA. „Zgaduj zgadula / gdzie mąż w nocy hula?”.
Na tej stronie znalazłem też felieton podpisany „bul.”. Początek był naderwany, ale dalej dało się wyczuć, o co chodziło autorowi. W tekście występował kierownik Pstrąg i jest pracownik Kaczak, który był przez zwierzchnika oskarżany o „brak własnej inicjatywy”: „Kaczak poprzysiągł zemstę i zdecydował się, że na zebraniu wystąpi publicznie w tej sprawie. Gotowało się w nim wszystko, nerwy grały jak struny klawikordu, głowa płonęła od burzliwych myśli. Po pracy wracał do domu jak zwykle, tylko nieco podenerwowany. Zaraz na wstępie zwymyślał żonę bez powodu i udał się do swego pokoju, aby… wszystko należycie przygotować. Gdy na zegarze wybiła północ, Kaczak jeszcze nie spał. Zapisywał coś żywo na kartce papieru, to znów kreślił, nad ranem poczynione uwagi przepisał na czysto, złożył starannie arkusz we czworo i zasnął”. Dalej było tak, jak się można spodziewałem. Na zebraniu Kaczak się nie odezwał. Co więc postanowił, kiedy sobie uświadomił, że jest tchórzem? Napisał do Rady Państwa. Z listem udał się na pocztę. Traf chciał – napatoczył się kierownik Pstrąg, który szedł od strony dworca z dwoma kuframi. Jak się zachował Kaczak? „Ukłonił się więc przykładnie, jak należało zrobić dobrze wychowanemu obywatelowi i chwyciwszy jeden z kufrów, raz z jednej, raz z drugiej strony drepcząc koło Pstrąga, żywo zapewniał go o swej lojalności”. Już w domu pocieszał się, że „jednak w końcu odgryzł się na swym przełożonym, ponieważ kierownik cały czas dźwigał cięższy kufer, a on, Ireneusz Kaczak, lżejszy. Co to znaczy silna wola – prawda?” – kończył autor. Felieton był w stylu opowiastek Michała Zoszczenki, ale jednak sporo mu do oryginału brakowało.

4

Sklep warzywny w rynku, lata 60. Fot. Jan Nosowicz

Obok znalazłem tekst z – jak sądzę – stałego cyklu „Spacerkiem przez powiat”. Czym żył powiat w czerwcu 1956 roku? Początek tekstu zaczynał się znaną fraszką: „Myjcie się dziewczyny, / nie znacie dnia ani godziny”. A dalej było jego wyjaśnienie, które wielce mnie zdumiało. „Nie, to nie jest fraszka o żadnym zabarwieniu erotycznym, jak to sobie wmawiają nasi donjuani. Podobno jej autor Sztaudynger tę popularną już dziś fraszkę napisał, kiedy ujrzał ręce naszych ekspedientek z GS-u”. Ekspedientki sklepów wielobranżowych, wg autora, stykały się różnymi brudzącymi towarami, więc po pracy miały ręce brudne jak „górnicy po szychcie”. „A może by tak PZGS w Olkuszu zamówił gdzieś jakieś kieszonkowe umywalnie dla swych ekspedientek” – kończył autor. W kolejnym tekście pochylono się nad problemem z pchłami, które opanowały olkuski Dom Kultury i kąsały niemiłosiernie widzów siedzących w sali teatralnej. Jakie to szczęście, że akurat z tym problemem PRL jakoś dał sobie radę.
Zajęto się też portretami dygnitarzy i godłami państwowymi, które wtedy wisiały latami w każdym sklepie, w każdej witrynie. I jak w Szwejku, gdzie muchy „pscyły” na portret Najjaśniejszego Pana, to samo robiły z obliczem prezydenta Bieruta (choć wtedy już chyba zdjęto jego portrety) i godłem: „Czy Orzeł Biały musi patronować pijakom, musi być obecny przy sprzedaży wódki jak to ma miejsce w Gospodzie PSS Nr 1 w Olkuszu?” – uderzał w patetyczny ton autor. Było też o zarzeczańskich malarzach. Zrazu myślałem, że chodzi o jakichś ludowych artystów, a tu się okazało, że rzecz jest o prekursorach graffiti, którzy udekorowali „chuligańskimi napisami (…) ściany miejscowej poczekalni, wszystkie płoty, wszystkie bez mała słupy telefoniczne”. W 1956 roku nie obowiązywała jeszcze ustawa o ochronie danych osobowych, więc o chuliganach np. z Imbramowic i Gołyszyna pisano z imienia i nazwiska. Podobnie zresztą było z ich ofiarami, których dane osobowe też były podawane jak kawa na ławę. Redakcja była także konsekwentna w podawaniu imion i nazwisk informatorów, którzy przysyłali listy z informacjami, np. na temat wysokości cen za wejście na zabawę organizowaną w remizie OSP w Małoszycach. Opisany w liście chuligan z „czarną żałobą na rękawie”, zapewne serdecznie podziękował obywatelowi Jerzemu Matykowi za list do redakcji, w którym tenże o nim napisał. Zapewne nie obeszło się od rękoczynów.
Na stronie szóstej i siódmej było miejsce na tzw. szwarc, mydło, powidło. „Ciekawostki ze świata” (np. o tym, że w niemieckich szpitalach brakuje miejsc dla chorych. Jako przykład opisano przypadek 12-latka, którego odesłano ze szpitala i chłopak zmarł, bo mu pękł wyrostek), „Poradnik rolnika” („Dobre nawożenie zbóż zimowych daje dobre wyniki”), „Dlaczego brakuje kredy szlamowej?”, „Tylko dla gospodyń” itd. Zwrócił też moja uwagę tekst „Znachor cię nie wyleczy”. Okazuje się, że mimo – jak pisał Zet. – sporej liczby lekarzy i otwierania wciąż nowych placówek zdrowotnych (np. w Imbramowicach) „wielu jeszcze ludzi woli się leczyć u tzw. znachorów lub znachorek, wiele kobiet zamiast rodzić w izbie porodowej, korzysta z pomocy ciemnych i brudnych babek”. Jako przykład podawana była niejaka obywatelka G. z Glanowa. „Skutki wiary w znachorów bywają tragiczne” – pisał dziennikarz i zaleca Kołom Gospodyń Wiejskich zakupienie pracy dr. T. Rożniatowskiego pt. „Skutki porad babek i znachorów” w cenie 0,60 zł, do nabycia w księgarniach i kioskach Ruchu. Ciekawe skądinąd, dlaczego nie ujawniona pełnych personaliów znachorki; może nie chciano jej zapewnić bezpłatnej reklamy? Na ostatniej stronie był, tradycyjnie, sport („Gazeta Sportowa”). Ale, o dziwo, i tu królowało chuligaństwo: „Chuligaństwo wróg sportu” – głosiła czołówka. Tekst podsumowywał rozgrywki, ale nie od strony sportowej, lecz zachowania się kibiców. Było o klubie z Bydlina, na którym doszło do chuligańskiego wybryku, mianowicie piłkarze i kibice pobili sędziego. Za karę „Boisko LZS-u zostało zamknięte, a sprawą zajął się prokurator”. A obok zdjęcie naszego czołowego wówczas skoczka o tyczce, Janiszewskiego, który podczas zawodów Polska-Francja skoczył 4 m 41 cm. Dla porównania, ostatni rekord Polski w skoku o tyczce, Piotra Liska, to 6 m. I to jest miara postępu, jaki miał miejsce w Polsce od 1956 roku.
Zwraca uwagę jeszcze jedna rzecz, coś, czego w tej gazecie nie ma. To mianowicie, że w publikacji, która ukazała się już po poznańskim czerwcu, gdzie właściwie rozpoczął proces demokratyzacji w Polsce, efektów tego, co zaczęło się w Poznaniu, na łamach „GO” nie widać. Widocznie w Olkuszu beton jeszcze wtedy nie kruszał…

Postscriptum I
Przed ponad dekadą środowisko związane z ówczesnym olkuskim PiS-em, zaczęło wydawać „Gazetę Olkuską”, najpierw w wersji internetowej, później także papierowej. Z założenia było to więc wydawnictwo krańcowo różne od bardzo lewicowej „GO” z lat 50-tych. Redaktorem naczelnym „Gazety Olkuskiej” był pewien olkuski przedsiębiorca. Ukazało się 14 numerów. Po odejściu naczelnego z PiS-u i środowiska z nim związanego, „Gazeta olkuska” była jeszcze jakiś czas wydawana jako wydawnictwo społeczne. Potem zaprzestano wydawania papierowej wersji. Ostał się tylko portal internetowy, na którym znaleźć można było sporo ciekawych artykułów (np. o historii fińskiej związanej z Olkuszem i Jaroszowcem rodziny Vegeliusów), oraz żywo redagowane miejskie forum. Dziś nawet ten portal jest już niedostępny. Gdzieś tam tylko w wirtualnej otchłani pozostał pochodzący z 2005 r. wątek gratulacyjny „Kupcowi”, który zaczął wydawać te gazetę. Tak więc i to drugie przedsięwzięcie pod tytułem „Gazeta Olkuska” zakończyło się niepowodzeniem.

Postscriptum II
Otrzymany od znajomej egzemplarz olkuskiej gazety z 1956 r., wydrukowany na zakwaszonym papierze, nie przetrwał lektury; rozpadł się zupełnie. Jeśli ktoś z PT Czytelników dysponuje egzemplarzami „Gazety Olkuskiej” z lat 50., będę wdzięczny za udostępnienie.

 

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
cichy
cichy
5 lat temu

Kto na fotce itd.Wnuki żyją.Min,Ja

cichy
cichy
5 lat temu

Panie olgierdzie! nic pan nie wiesz,