Rwanda (Ruanda) to małe państwo w Afryce Środkowej, jeden z najbiedniejszych i najgęściej zaludnionych krajów świata. Pierwotnie kolonia niemiecka, następnie posiadłość belgijska. Państwem niepodległym stała się w roku 1962. Zamieszkiwana jest w 90% przez plemię Hutu (90%), plemię Tutsi (9%), Pigmejów (1 %) i inne grupy napływowe. Plemienny konflikt między Hutu a Tutsi doprowadził do krwawych wojen między innymi w latach 1959-61 i w roku 1994, kiedy z rąk Hutu poniosło śmierć 800 tys. osób, głównie Tutsi, co społeczność międzynarodowa uznała za ludobójstwo. Powierzchnia Rwandy 26 338 km kw. Ludność 10 186 000. To najgęściej zaludniony kraj na świecie. Analfabetyzm sięga 29,6 % ludności. Średnia długość życia: mężczyźni 45 lat, kobiety 48 lat. Dochód narodowy: 1300 USD na 1 mieszkańca ( dla porównania Polska w roku 2001-8 800 USD). Kraj ten jest całkowicie uzależniony od pomocy zagranicznej. W roku 1999 zanotowano 400 000 chorych na AISD. Wyznania: katolicy 65%, wierzenia tradycyjne 17 %, muzułmanie 9% i inni. W Rwandzie polskie zgromadzenia zakonne prowadzą intensywną działalność misyjno – humanitarną.
„W Ruandzie żyje około 20 000 dzieci niewidomych, tylko 1,5% z nich ma dostęp do edukacji. Są spychane na margines życia społecznego. Według wierzeń tradycyjnych dziecko niepełnosprawne jest zemstą przodków. Dzieci ukrywane są przed światem, a także są porzucane przez najbliższych, pozostawiane często na pastwę losu. W Ośrodku dla Dzieci Niewidomych w Kibeho prowadzonym przez Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża z Ośrodka dla Niewidomych w Laskach pod Warszawą, odnajdują upragnioną miłość, odzyskują nadzieję na lepsze jutro. Nie tylko zdobywają wiedzę, ale również rozwijają swoje talenty i realizują marzenia. Kilkadziesiąt dzieci czeka w kolejce na przyjęcie do szkoły. Brakuje miejsc, dlatego konieczna jest budowa nowego budynku szkolnego, by więcej dzieci miało szanse na nowe życie…”
Rozmawiamy z Państwem Anną i Piotrem Koziełami, którzy przez ostatni rok, jako wolontariusze, pracowali w tym Ośrodku.
– Jak czytamy w powyższym tekście, owe warunki życia w Rwandzie są skrajnie trudne dla człowieka z Europy. Co było inspiracją dla Państwa decyzji?
– To było nasze marzenie, aby zobaczyć Afrykę, zobaczyć choć fragment tego olbrzymiego kontynentu. Siostra Daniela ze Zgromadzenia Karmelitanek, przyjaciółka naszej rodziny, wskazała nam możliwości wyjazdu na misje w Afryce. Skontaktowaliśmy się z siostrami Franciszkankami z Lasek i trafiliśmy do Ośrodka dla Dzieci Niewidomych i Niedowidzących w Kibeho. Pracują tam trzy zakonnice w różnym wieku, ale główną organizatorką i kierowniczką tego przedsięwzięcia jest siostra Rafaela, osoba o niezwykłej osobowości i niespożytej energii. Ośrodek ten założyła zaledwie 4 lata temu, a zdążyła już wybudować szkołę z internatem i zgromadzić 90 dzieci niewidomych i słabo widzących, wyłącznie na podstawie decyzji lekarzy okulistów. Z pasją podąża śladem założycielki Ośrodka w Laskach Róży Czadzkiej. Wyjechaliśmy więc do Kibeho, gdzie spędziliśmy jako wolontariusze pierwszy rok naszego małżeństwa. Wyjechaliśmy zdecydowanie w celach misyjnych nie zdając sobie na początku sprawy, że będzie to dla nas wielkie, wewnętrzne przeżycie. Jesteśmy ludźmi wrażliwymi na cudzy los. Tam zrozumieliśmy, co to jest nieszczęście, z którym jednak można żyć. Od tych niewidomych dzieci czerpaliśmy optymizm życiowy. Od Siostry Rafaeli – ideę poświęcenia dla drugiego człowieka. Od współpracy z 50 pracownikami Ośrodka – zrozumienie istoty przyjaźni między białym i czarnym człowiekiem. Dostaliśmy więcej niż daliśmy. Będzie to dla nas nauka i dyrektywa na całe dalsze życie.
– Czym się tam Państwo zajmowali…
– Robiliśmy wszystko, co było konieczne, naturalnie bez wynagrodzenia. Mieliśmy za darmo jedynie dach nad głową, mały pokoik i żywienie. Jeździliśmy na „rekrutację” dzieci niewidomych po tym niewielkim kraju (obecnie w Ośrodku mieszkają dzieci w wieku 5-17lat), a przy okazji poznawaliśmy warunki tamtejszego życia, rozmawialiśmy z ludźmi po francusku, angielsku i w tamtejszym narodowym języku kinyrwanda, którego musieliśmy się poduczyć. Gdy trzeba było sprzątać – sprzątaliśmy. Ale głównie zajmowaliśmy się edukacją. Ania, jako specjalistka, prowadziła rehabilitację i gimnastykę korekcyjną, ja uczyłem dzieci informatyki. Uczyłem również młodych ludzi, przyszłych nauczycieli, obsługi komputerów, a także języka angielskiego. Dodam, że nie jestem pedagogiem, więc musiałem wytężać swój inżynierski umysł, jak opanować technikę nauczania, przynajmniej w podstawowym zakresie, aby tych trudnych – nawet dla ludzi widzących – umiejętności nauczyć. Edukacja w Rwandzie jest odpłatna. W naszym Ośrodku w niewielkim zakresie, ale odpłatna. Wpływa to na mobilizację rodziców, którzy – jak to w tym kraju – chętnie by się pozbyli swego zdefektowanego fizycznie potomstwa. W całej Ruandzie szkolnictwo jest odpłatne i jest drogie, wiele więc rodzin nie stać na wysłanie dzieci do szkół, stąd bierze się masowy analfabetyzm. Rząd nie pomaga w opiece nad dziećmi niewidomymi. To pewnego rodzaju eugenika. Tradycja tamtejsza powiada, że dziecko z defektem, a więc i niewidome, to kara przodków i należy się go pozbyć, wyrzucić gdzieś na łaskę losu, a nawet pozbawić życia. My z Ośrodka również poszukiwaliśmy takich „wyrzutków”. Afryka jest czasami nie do pojęcia! To bardzo trudne środowisko dla Europejczyków. Czasem byliśmy zmęczeni fizycznie i psychicznie i rodziło się pytanie: co ja tu robię. Tylko te biedne dzieci dodawały nam sił. I do dziś, a pewnie już zawsze, będziemy przekonani o sensie tej naszej pracy.
– Dlaczego tam jest tak dużo dzieci niewidomych?
– To konsekwencja wojen i tego strasznego ludobójstwa. Tysiące dzieci, które uszły z rąk morderców, pozostało bez opieki. Alergie niesione przez gęste od pyłu powietrze, brak szczepień ochronnych, powikłania chorobowe, AIDS, okropne węże bananowce siedzące na drzewach bananowych i strzykające jadem w oczy – to wszystko powoduje ślepotę. Dodatkowo brak lekarzy. Swoją złą robotę czynią też szamani i medycyna tradycyjna.
– A ludzie? To przecież inna mentalność, cywilizacja, widzenie świata. Przedpiekle…
– Mało powiedziane. Przez ostatnie 10 powojennych lat Rwanda była piekłem. Pamiętajmy o tej strasznej masakrze z roku 1994.To tkwi w ludziach obu ras do dziś. Oni boją się siebie. Wejście do cudzego domu może skończyć się ciosem maczetą, choć bardziej to wynika z lokalnej obyczajowości. My dopiero po roku, tuż przed odjazdem, zostaliśmy zaproszeni do chaty jednego z pracowników Ośrodka. Są wychowani w strachu i ten strach tkwi również w dzieciach. Nie pomoże tu żaden psycholog. Zresztą takich specjalistów po prostu nie ma. Są zamknięci wobec siebie, ale i wobec białych, szczególnie Francuzów, którzy odegrali fatalną rolę w czasie tamtych wojen. My byliśmy tam gośćmi, nie pytaliśmy o ich przeżycia, szanowaliśmy ludzi i ich obyczaje, dlatego nie spotkaliśmy się z agresją. Mogliśmy swobodnie wędrować po tej wsi, która istnieje poza ogrodzeniem Ośrodka, będąc dziwowiskiem dla dzieci, podobnym do tego, jakie u nas jeszcze niekiedy wywołuje czarnoskóry człowiek.
– Afryka kojarzy nam się również z chorobami, wężami, skorpionami, malarią. Również z baobabami, palmami, bananami…Czy Afryka jest piękna?
– Afryka jest piękna i nie należy się jej bać. Piękny krajobraz wokół Kibeho, jedyny na świecie rezerwat swobodnie żyjących goryli górskich, rezerwat wulkanów, światowe Sanktuarium Matki Boskiej Słowa, ważny ośrodek kultu wzniesiony dla upamiętnienia objawień z lat 1980-81, w którym uczestniczyły 3 uczennice tamtejszej szkoły średniej, znakomity klimat. To nie to, co Sahara! Ale nie wolno lekceważyć ludzi, którzy aczkolwiek z innego kręgu kulturowego – dla nas dosyć nieczytelnego, np. ich minimalizm życiowy, niemyślenie o dnu jutrzejszym, lenistwo – mają swój honor i poczucie godności. Członkowie plemienia Tutsi to wspaniałej urody kobiety i mężczyźni o koszykarskiej posturze. Dążą do zacierania tej strasznej nienawiści plemiennej. Jesteśmy Ruandczykami – mówią – choć ta podskórna nienawiść, pamięć, ten ukryty strach, nie wróżą niczego dobrego.
I biały człowiek, mimo wszystko, też jest zagrożeniem. Czy brylanty RPA są własnością mieszkańców tego kraju? A złoto Kenii i Rwandy? Kto był w Afryce – nigdy jej nie zapomni. Kiedyś znów tam pojedziemy – w odwiedziny do „naszych” dzieci w Kibeho…