Wydawać by się mogło, że w dobie Dolby Surround bezpowrotnie minęły już czasy świetności filmów niemych, do których muzykę grali w kinach pianiści zwani taperami. Tymczasem arcydzieła z początku XX wieku przeżywają renesans, a ich projekcjom znów towarzyszą melodie wykonywane na żywo. Olkuscy miłośnicy X muzy mieli okazję uczestniczyć w takim seansie w sobotę 13 kwietnia w Miejskim Ośrodku Kultury.
Wstęp o filmie wyświetlonym tego wieczoru i zespole tworzącym tło muzyczne wygłosiła olkuska pasjonatka kina Weronika Fryben. Przypomniała, że „Gabinet doktora Caligari” powstał w 1920 r. i należy do najwybitniejszych dzieł niemieckiego ekspresjonizmu oraz stanowi pionierski obraz dla gatunku grozy. Okrzyknięto go pierwszym filmem artystycznym w historii kina, na co niemały wpływ miała nowatorska, zaskakująca nawet dziś scenografia. Z dzieła Roberta Wiene inspiracje czerpało wielu mistrzów kinematografii, a fabuła skłaniała do licznych analiz nie tylko filmową krytykę, ale stała się też przedmiotem naukowych interpretacji. Niektórzy badacze przypisywali „Gabinetowi doktora Caligari” profetyczne znaczenie, traktowali jako zapowiedź totalitaryzmu, tyranii Hitlera.
Wiktoria Fryben przedstawiła również muzyków, którzy podjęli się niełatwego zadania tworzenia na żywo muzyki do filmu. Zespół „Kobieta i Trzech Mężczyzn” tworzą: Bożena Pająk (gitara) na co dzień grająca w grupie „Andy” oraz muzycy formacji „Lesers Bend”: Radek Ozga (instrumenty klawiszowe i gitara), Kamil Wieczorek (gitara basowa) i Łukasz Jarosz (perkusja i instrumenty perkusyjne). Nie był to ich debiut w roli współczesnych taperów. Kilkakrotnie grali już do niemych filmów, również, m. in. w Bielsku-Białej, do „Gabinetu doktora Caligari”. Każdorazowo jednak ich muzyka powstaje w trakcie seansu, jest improwizacją. W przeciwieństwie do taperów „Kobieta i Trzech Mężczyzn” nie siedzą przodem do widowni i nie dopasowują melodii do reakcji publiczności, lecz obserwują film i do zmieniających się obrazów starają się wykreować z dźwięków najwłaściwszy klimat. Co więcej, unikają też silenia się na kopiowanie melodyki charakterystycznej dla czasów kina niemego. – Gramy muzykę, która ma jak najlepiej w naszym odczuciu oddać atmosferę filmu. Nie chcemy naśladować tamtej epoki. Najważniejsze jest budowanie napięcia w odpowiednich momentach, akcentowanie zmian akcji itd. To jest najważniejsze w graniu do filmu na żywo – uważa Radek Ozga. Jak sklasyfikować to, co „Kobieta i Trzech Mężczyzn” wykonali do „Gabinetu doktora Caligari”? Przede wszystkim zwracają uwagę przestrzenie tworzone za pomocą elektroniki i częstokroć nietypowo używanych gitar, przywodzące na myśl dokonania „Tangerine Dream”, psychodeliczne brzmienia kojarzone z wczesnym „Pink Floyd”. Nie mniej istotne jest bogactwo różnorodnych efektów perkusyjnych, które przestają być w tym zespole wyłącznie strażnikami rytmu, ale stają równoprawnym, a momentami wręcz wiodącym współtwórcą klimatu do filmowego arcydzieła. Większą część seansu wypełniła muzyka bliższa współczesnej poważnej, wyrwana spod kanonów klasycznej harmonii, zaś na koniec zespół uraczył publiczność dawką rocka w bliskiej wykonawcom i atmosferze filmu stylistyce cold wave.
Liczbę blisko 60 osób, które przybyły do Miejskiego Ośrodka Kultury na sobotni seans, trudno określić rekordem frekwencji. Jednak na tle zainteresowania w większych miastach tego typu wydarzeniami, adresowanymi do wąskiego grona koneserów, nie mamy powodów do kompleksów i cytując wychodzących z olkuskiego kina: Czekamy na więcej.
Fajna incjatywa – oby takich więcej. Okazuje się, że także w Olkuszu znajdą się miłośnicy dobrego i ambitnego kina. Na senasie było więcej widzów niż na innych „kasowych hitach”…