Mija właśnie 60 lat od chwili, gdy pociąg relacji Kielce – Katowice potrącił pewną nieostrożną 77-letnią kobietę. Nazywała się Maria Płonowska i była malarką, właśnie wracała z pleneru w Olewinie pod Olkuszem. Miała przy sobie kartony, łaskawie podarowane jej przez olkuskich sklepikarzy i pudełko tanich farb.
Nie słyszała już najlepiej, a może zbytnio zadumała się nad popołudniowym światłem, które tak pięknie wydobywa z krajobrazu szczegóły. Szła zbyt blisko torów, i jeszcze ktoś zostawił otwarte drzwi w jednym z wagonów… Jej śmierci nie odnotowały żadne gazety, na pogrzebie nie zjawił się żaden wybitny krytyk malarski, by pożegnać ją choćby krótkim wspomnieniem. Szybko ją zapomniano… Tylko w Olkuszu, który nie był jej rodzinnym miastem, wspominano czasem pewną „Malarcię” otoczoną wianuszkiem dzieci. W wielu domach pozostały jej obrazy…
„Pani Maria była osobą o wielkich walorach towarzyskich. – wspominał po latach dr Innocenty Libura, olkuski harcerz i społecznik. – Dość wysoka, szczupła twarz, która miała zawsze wyraz ujmujący, z właściwym Jej dobrym uśmiechem. Dowcipna, na swój sposób bez cienia złośliwości, bardzo była zawsze mile widziana na towarzyskich zebraniach”.
Gdy wybuchła II wojna światowa na krótko zamieszkała w dworku w Krzykawce, u Boguckich. Po śmierci matki, z którą była bardzo związana emocjonalnie, wyjechała do Sędziszowa. Do Bolesławia wróciła w 1946 r. Wciąż dużo malowała i kiedy tylko mogła, wybierała się w plener. „Pamiętam, byliśmy raz na Cegielni (gm. Bolesław – dop.), zagubionej w lesie małej, ale malowniczej osadzie, w środku której dzięki zaporze – grobli powstał dość duży staw, było pięknie, lipcowe popołudnie. Staliśmy zauroczeni nad wodą, a Pani Maria powtarzała bez przerwy: „Boże! Ileż tu się rzeczy dzieje…” Miała zapewne na myśli cuda robione przez promienie słoneczne na wodzie oraz grę świateł i cieni w otaczającym staw lesie. Mnie też udzieliła się fascynacja otaczającą nas przyrodą i usadowiwszy się z boku by móc podglądać ją w pracy, nie będąc przezeń widzianym, malowałem akwarelą fragment lasu. Długi czas medytowała, patrząc to na staw, to na karton ustawiony na kasecie. Wreszcie zaczęła malować. Od razu śmiało kładła kolor, coś się zaczęło na kartonie dziać i widziałem jak powstawał pejzaż. Dzisiaj wydaje mi się, że to była pierwsza w moim życiu, nie zaprogramowana lekcja malarstwa. Nigdy już ani w czasie studiów w Akademii, ani potem gdy zostałem malarzem, nie doznałem takiego olśnienia, o co chodzi w malarstwie, jak wtedy tam w Cegielni. Wracając stamtąd rozmawialiśmy, a raczej ona jeszcze raz przeżywała to, co utrwaliła na kartonie tam nad stawem. Analizowała zagadnienia gry kolorów, ujęcia tego, co nieuchwytne, a ja słuchałem i co się dało zakodowałem w pamięci” – wspominał pochodzący z Bolesławia malarz i witrażysta, uczeń Mehoffera, Władysław Jastrzębski.
Zginęła w 1955 r., potrącona przez pociąg, gdy wracała z malowania w naturze. Rzadko wystawiała swoje prace: w latach 1909-1914 zdarzało jej się pokazywać w krakowskim i lwowskim Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych, później w Dwudziestoleciu, z rzadka pokazywała swoje obrazy w warszawskiej „Zachęcie”. Za to dość często prezentowała swój dorobek w olkuskiej „Resursie”. Na początku inspirację czerpała z malarstwa Jana Stanisławskiego, z czasem doszła do własnego stylu, który był prosty i oszczędny, a jednocześnie precyzyjny: „Z końcowego etapu, kiedy artystka wyzwala się z praktyki i rzemiosła, panuje całkowicie nad odczuwaniem, kiedy staje się twórcą o własnej intuicji, nie inspiruje się nikim i niczym, z tego etapu szczególnie portret matki zasługuje na osobliwą uwagę” – pisał prof. Włodzimierz Hodys z krakowskiej ASP, przy okazji jednej z pośmiertnych wystaw Marii Płonowskiej).
Pozostały po niej wspaniałe pejzaże, portrety i martwe natury. Z upodobaniem malowała krajobrazy Ziemi Olkuskiej, którą penetrowała często otoczona przez zaciekawione jej pracą dzieci. Żyła biednie i oszczędnie. Nie mając pieniędzy na drogie blejtramy, wiele prac stworzyła na darowanych jej przez sklepikarzy kartonach i papierze pakunkowym. Tak o jej malarstwie pisał cytowany już Władysław Jastrzębski: „Każda plama barwna, lekko i od niechcenia jakby położona stanowi fragment malarskiego przeżycia. Z tych prac bije niesłychana szczerość, uczucia, poddane jednak solidnej wiedzy i doświadczeniu długich lat zdobywaniem umiejętności. Z doświadczenia wiem, jak malując w plenerze przychodzi w pewnym momencie zniecierpliwienie, gdy coś nie wychodzi jakby się chciało, ciągle się coś przerabia, poprawia… W jej pejzażach tego nie widać, jej prace mają zawsze charakter, mimo czasem szkicowości, czegoś wyważonego – skończonego”.
Znanych jest grubo ponad tysiąc jej obrazów olejnych, pasteli, akwareli i rysunków. Kilka jej prac jest w zbiorach olkuskiego Muzeum PTTK i Urzędu Gminy w Bolesławiu. Piękną, liczącą ponad 160 prac kolekcję jej dzieł stworzyli olkuscy kolekcjonerzy i propagatorzy jej malarstwa Kinga i Ignacy Kościńscy. Po latach, na 50 rocznicę śmierci artystki, ukazał się album dokumentujący zbiory P. Kościńskich: „Maria Płonowska 1878-1955. Malarstwo”. Także dzięki ich wysiłkom zorganizowano kilka wystaw tej malarki (Sandomierz 1978, Pałac Sztuki w Krakowie 1979, a jej dorobkiem zainteresowali się tej miary krytycy sztuki, co prof. Karol Estreicher czy prof. Ignacy Trybowski. Informacje o zapomnianej artystce trafiły zaś do opracowań o sztuce polskiej XX wieku. Jej obrazy wystawiono też podczas wystawy „Artystki Polskie” w Muzeum Narodowym w Warszawie w 1991 r.
„(…) dlaczego mając zadatki na znaną w świecie artystkę, przy swojej osobistej kulturze i zdolnościach, nie osiągnęła tego, co na przykład inna polska artystka, która zdobyła światową sławę – Olga Boznańska? Myślę, że gdyby Maria Płonowska miała szczęście urodzić się i żyć w otoczeniu takim jak Boznańska, to kto wie, jak potoczyłaby się jej kariera artystyczna. Wystarczy porównać Kraków, rodzinne miasto Boznańskiej, z jego klimatem artystycznym i ludźmi żyjącymi sztuką, wreszcie jej możliwości w życiu, które spędziła głównie w Paryżu, samym oku artystycznego cyklonu świata, gdzie została zauważona, honorowana, odznaczana. A Maria Płonowska, choć znała Paryż i inne wielkie ośrodki, jednak skazana była na życie w polskim partykularzu, gdzie dużo takich jak ona musiało wobec istniejących specyficznych stosunków borykać się ciężko z losem. Mimo to potrafiła jednak dzięki swej umiejętności obcowania z ludźmi, taktowi wytwarzać atmosferę zainteresowania malarstwem, sztuką w ogóle, w czym widzę jeszcze jeden jej walor jako osoby krzewiącej kulturę w społeczeństwie.” – wspominał po latach Władysław Jastrzębski.
„(…) brakowało jej umiejętności życiowej, polegającej na ubieganiu się o stosunki z wpływowymi ludźmi i tego, co dziś nazywamy robieniem szumu wokół swojej osoby. Przed pierwszą wojną światową była u progu sukcesu, biorąc udział w wystawach krajowych i zagranicznych, lecz wojna pokrzyżowała jej plany. Mając przy sobie matkę, którą bardzo kochała, starając się zabezpieczyć Jej byt, była zmuszona do pracy zarobkowej. Oddalona od wielkich ośrodków kulturalnych, środowisk artystycznych, nie mając przez to możliwości brania udziału w wystawach liczących się w kraju, pozostała nieznana” – tłumaczył załamanie kariery artystycznej Płonowskiej dr Libura.
Był 15 października 1955 roku. Już rano się przecierało, więc Maria Płonowska cieszyła się, że będzie piękny dzień. Postanowiła wyjść w plener. Trochę jej zeszło nim się zebrała, coś tam przekąsiła, spakowała farby, lichy papier pakunkowy, na lepszy ją nie było stać, najtańsze farbki, kredki…
„Jaki smutny dzień. Na niebie jedna szara opona i mgła. Powydostawałam moje malowidła, tak byłam spragniona słońca, barw – ciepła, wyszukałam najcieplejsze, patrzę na nie i wzięła mnie straszna ochota namalować dla … kawałeczek lasu, takiego jesiennego z szafirowym niebem, żółtymi brzozami, iskrzący światłem – on biedny tęsknić musi do słońca…” – pisała w młodzieńczym dzienniczku Maria Płonowska.
Maria Płonowska pochowana została na cmentarzu w Bolesławiu, w grobie, w którym wcześniej spoczęła jej matka. Od lat nagrobek zdobi drewniane popiersie artystki dłuta Zbigniewa Strasia.
W olkuskim Centrum Kultury otwarta została wystawa p.t. „Oblicza malarstwa Marii Płonowskiej. W 60. rocznicę śmierci”. Prace ze zbiorów własnych użyczyli: Kinga i Ignacy Kościńscy, Andrzej Hryniewicz, Małgorzata Kallista-Glanc, Elżbieta Tomsia, Magdalena Pilawska-Miksa i Urząd Gminy w Bolesławiu.
Zdjęcia prac na wystawie w centrum Kultury (m.in. autoportret) oraz pomnik na grobie Marii Płonowskiej na nowym cmentarzu w Bolesławiu. Zdjęcia autor.