„Mazaniec nie istnieje. Nie ma go. Był krótko i został wymazany. Z domów nie pozostał kamień na kamieniu czy deska przy desce, drzewa uschły, rzeki gdzieś zanikły- prawdopodobnie wsiąkły w piasek, ludzie umarli, a zwierzęta co do jednego wyzdychały…”
-A gdzie był ów Mazaniec?
-„Od góry mieszka Majsterek, poniżej Szczepanek, dalej są: Mocny, Wardęga, Kajda, Hosiawa, Francik, pani Stypowa, jeszcze kilka domów i na samym końcu Kulig. Tam się Mazaniec kończy lasem, za nim jest Żurada…Z kolei Mazaniec zaczyna się domem Brandygiera.

Potem są gospodarstwa, których właścicieli nie znam, następnie przy lesie mieszka kulejący pan Stojczyk…, następnie Kłapcińscy, Glaba… Nie wszyscy z nich mnie lubią. I ja też jednych ludzi lubię, innych nie.”
Ale Mazaniec nie istnieje. Pozostał we wspomnieniach Olgerda Dziechciarza, w „Przebłyskach. Fragmentach”. Nic nie zostało po Mazańcu. Bo ten Mazaniec to metafora świata, który już odszedł, metafora minionego szczęścia.
„Ten świat był nasz własny”- by zacytować Wieszcza. Dziadkowie, a szczególnie dziadek Teofil, dożywająca swych dni ciotka, rodzice, siostra,  której 10-letni narrator się wstydzi, leśniczy Kajda, lokalny chuligan, który potem zginął w wypadku samochodowym, koledzy. Tamten czas zatrzymał się w pamięci człowieka przecież dalece dorosłego. Jak to było, gdy się miało lat 6,7,10.
Bogaty świat przyrody: drzewa, las, rozliczne owady, chrabąszcze, koniki polne, motyle, traszki, nartniki na nędznej rzeczce, zwierzęta domowe, koty, myszy, pies, nietoperze.   Odkrywanie dziecięcymi oczyma i dziecięcym umysłem prawdy o życiu i śmierci, o jedności świata ludzi i natury. Zaskakuje zdumiewająca pamięć narratora-po latach-szczegółów spraw dawno minionych. Wielekroć podkreśla on, że ten świat, a szczególnie rodzinę, otaczał dziecięcą miłością. I otacza do dziś.
Urocza książeczka Olgerda Dziechciarza ma piękny, wieloznaczny tytuł  „poMazaniec. Przebłyski. Fragmenty”. Ksiązka ukazała się w Wydawnictwie Mamiko Nowa Ruda 2009. Okładka i skład Agnieszka Grabowska. Na okładce zdjęcie Olgerda Dziechciarza jako  pewnie 10-latka z czerwonym krzyżem zawieszonym na piersi. Ten krzyżyk, jak tłumaczy Autor, jest nie tylko elementem religijnym, ale również ulubionym przez jego Matkę  elementem graficznym.
Przebłyski pamięci ułożone są alfabetycznie. Podkreślić należy piękny styl ksiązki, wyszukany język, niby prosty język dziecka, a właściwie wyszukany język, niemal poetycki.
Nie ma tu tak charakterystycznych dla innych książek Dziechciarza zjadliwej ironii, absurdu, groteski. Jest świat miniony, otaczający Narratora ciepłem miłości rodzinnej. Bliski i osobisty. Widocznie Autor przeprosił się z Odorkowem! I kończy tekstem  „Żal”:
„Więcej sobie nie przypomnę i z tego powodu mam do siebie żal. Wcale nie jest łatwo pamiętać. Pamiętamy głównie o wielkich radościach, o krzywdach i upokorzeniach, a ten cały szmat czasu pomiędzy nimi, kiedy panuje równowaga i harmonia, idzie w niepamięć. Wspomnienia zawieruszają się jak zapomniana foremka w zarastającej trawą piaskownicy”.
Zacytujmy na koniec zdanie Wiesława Myśliwskiego z jego „Traktatu o łuskaniu fasoli” o roli pamięci w życiu każdego z nas. Bo książeczka Olgerda Dziechciarza i o nas mówi. I może z wiosną warto iść na ten Mazaniec śladem wspomnień naszego olkuskiego pisarza.
„Są światła żyjące i światła umarłe. Takie, co świecą i takie, co pamiętają. I co odpychają i co zapraszają. I wszystko jedno, komu świecą i takie, które wiedzą, komu…Pamięć jest  takim lecącym do nas światłem dawno zgasłej gwiazdy. Czy niechby tylko naftowej lampy. Tyle, że nie zawsze jest w stanie do nas dolecieć za naszego życia. Zależy, z jakiej odległości leci i w jakiej odległości my od niej jesteśmy. Bo nie są to równe odległości. A w ogóle może wszystko jest pamięcią. Cały ten nasz świat, odkąd jest. Czyją? Tego nie wiem.”

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze