Od górnika do artysty-malarza. Trudna droga Stanisława Stacha.
Ja jestem „Stach z Kosmolowa”. Mam lat 55. Moja droga do zawodowej sztuki? Kiedy dziś oglądam się za siebie – muszę stwierdzić, że nie była łatwa. Dlaczego zostałem malarzem? Może to zasługa mojej siostry, która zbierając mnie ze sobą do przedszkola dawała do małej ręki kredki, którymi zasmarowywałem kolejne strony w zeszycie. Może zabrałem coś od Taty, murarza kamieniarza, domorosłego poety, który miał nadzieję, że będę muzykiem i nawet „wyrychtował” mi skrzypce. Może od Mamy – gawędziarki. Snuła wymyślone przez siebie bajki, które wpadały mi w ucho. Dość jednak powiedzieć, że było trudno i jako dziecko ciężko pracowałem fizycznie, a w szkole byłem głównym rysownikiem. No i posłali mnie do Zasadniczej Szkoły Górniczej w Sosnowcu. Miałem być górnikiem, ale do górniczej edukacji jakoś się nie paliłem. Zarysowywałem wszystkie zeszyty przedmiotowe, doprowadzając do pasji nauczycieli, którzy nie mogli opanować ani mojej krnąbrności, ani tej pasji rysowania. Przebojem mimo to dostałem się do Technikum Górniczego, ale i tu górnictwo nie miało ze mnie pociechy, bo zrobiono mnie kronikarzem szkolnym, co owszem, było przyjemne, ale gościem na lekcjach byłem rzadkim.

Na szczęście trafiłem do klubu osiedlowego na Pogoni i tam instruktor zobaczył we mnie coś więcej niż górnika. No, ale pracowałem po ukończeniu szkoły przez jeden rok, jako technik górnik, potem w OFNE w Olkuszu. Szans na studia nie miałem: ojciec zmarł, brat zginął w wypadku i nastała czarna seria śmierci w rodzinie. Mimo wszystko podjąłem próbę „załapania się” do Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Łodzi. Przez czas tych egzaminów spałem na dworcu, gdzie zobaczyłem najczarniejszą łódzką rzeczywistość, co mnie do tego miasta dokumentnie zniechęciło. Wróciłem w ojczyste strony i dalej pracowałem w OFNE. Potem podjąłem próby dostania się na ASP w Katowicach. Ja, robotnik z OFNE, zawodowy górnik, znalazłem życzliwego patrona w osobie znakomitego artysty śp. Jerzego Dudy-Gracza, który zachęcił mnie, abym jednak się nie poddawał… No i zostałem przyjęty. Po roku przeniosłem się na ASP w Krakowie, na Wydział Grafiki. Byłem na swoim. Studia szły mi znakomicie. Jednak do dziś mogę się chwalić, że jestem górnikiem z odpowiednim dyplomem. I malarzem samoukiem z dyplomem szacownej Akademii. I że mimo wyboistej drogi, nie poddałem się. Zostało mi to do dziś.
– 60 wystaw indywidualnych, 80 wystaw zbiorowych, ponad 1000 różnych obrazów, ponad 20 nagród i wyróżnień ogólnopolskich i międzynarodowych. Wystawy „od bieguna do bieguna”. Nauczanie w Liceum Sztuk Plastycznych w Dąbrowie Górniczej. Kierownik olkuskiego Biura Wystaw Artystycznych, członek Kapituły Eksperckiej Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie. Czy Pan nie rozmienia się na drobne malując, ucząc, organizując. Czy tego nie jest za dużo?
– Że maluję dużo? To moja pasja, a poza tym trzeba z czegoś żyć. To jest mój zawód. W Polsce nie ma rynku sztuki i nie jest łatwo zamienić obraz na brzęczącą monetę. Praca w szkole? To jest mój kontakt z kolegami-artystami. W tej szkole pracuje dwudziestu zawodowych artystów, głównie z Katowic. Kontakt z młodzieżą daje mi szanse na przemyślenie wielu spraw od nowa. Cieszę się, że na mój kierunek co roku stara się o przyjęcie 20 uczniów, a podejmuje go wybranych kilku. Stworzyłem w Szkole pracownię grafiki. Wielu moich wychowanków to już znaczący artyści o wysokiej randze.
– Krytycy wysoko cenią Pana malarstwo. Świat dziwnych stworów ptakopodobnych, niepokojąca wyobraźnia, indywidualna, rozpoznawalna kolorystyka. Czy Pan maluje jeden obraz o tym samym?
– Nie to samo. Inne jest miejsce, kolorystyka. Ciepła kolorystyka. Obrazy podobne – ale różne i różna symbolika. Proszę spojrzeć np. na ten znaczek na obrazie: trójkącik. To symbol zła. A tu inny znaczek – symbol dobra. Inaczej układają się linie pejzażu. To tylko ta sama nuta. To moja forma dialogu człowieka z człowiekiem. Nie maluję jednego obrazu. Na pewno! Na przykład maluję pejzaże. Szukam, podglądam naturę. Jadę do rodzinnego Kosmolowa i notuję w pamięci elementy krajobrazu, domy, drzewa. To mój materiał na artystyczną wizję malarską. Wizję, a nie obraz realistyczny. Bo grafika to gra intelektu, a malarstwo to gra wrażeniowa. Namalowałem także trochę aktów.
Ja jestem zasadniczo artystą grafikiem, jednak ze względów zdrowotnych – grafika wymaga substancji szkodliwych dla zdrowia – „przeszedłem” na malarstwo, mniej zdrowotnie szkodliwe.
– A czy Pan czasem tworzy na zamówienie…?
– Nie będę się zapierał, że nie!
– Jeżeli tak, to jakie wartości życiowe ceni Pan szczególnie?
– Kiedy oświadczałem się swojej Ani, to wygłosiłem „credo” wobec niej i rodziny:
„Najważniejsza dla mnie jest i będzie sztuka, potem żona, potem dzieci, potem praca”. I to realizuję konsekwentnie do dziś. To jest nałóg malowania. Wielki Mistrz kiedyś powiedział, że jeden dzień bez malowania to strata jednego tygodnia. No i cenię życie. Dar największy.
– Można by powiedzieć, że maluje Pan świat „na żółto i na niebiesko”…
– Nie na żółto. Preferuję kolory jasne, słoneczne.
– Porozmawiajmy teraz o Galerii BWA. Przyzna Pan, że poziom ekspozycji jest nierówny. Taka zasadniczo druga liga, choć – rzez jasna – nie zawsze, widzieliśmy również prace mistrzów z wysokiej półki.
– Jesteśmy w sieci Galerii BWA. Wystawy ustala Rada Programowa i trudno ją przekonać do swojej indywidualnej linii programowej. Ale i tak, mówię z całym przekonaniem, mamy wysoki poziom artystyczny ekspozycji. Nie zaprzeczam jednak, że niektórzy malarze nie powinni się pokazywać na salonach BWA. A na wystawy artyści czekają niekiedy aż 4 lata. Ja sam czekam lat 5, ale nie wypada przecież wykorzystywać swojej pozycji.
– W środowisku olkuskich artystów plastyków chodzi Pan własnymi drogami. Nie widzimy Pana na wystawach Galerii OK.NO. A przecież, mówiąc w skrócie, Pan i Państwo Wywiołowie jesteście w tym środowisku jedynymi prawdziwymi indywidualnościami, z całym respektem dla innych.
– No, z OK.NA też nikt nie przychodzi na nasze wystawy. Ale nawet nie o to chodzi. Jestem bardzo zapracowany. Udział społeczny w Komisji Eksperckiej zajmuje mnóstwo czasu. Dwa, trzy dni w tygodniu: jeżdżenie na wystawy, studiowanie katalogów, odwiedzanie pracowni artystów. Ponadto jeżdżę na plenery. To też obowiązek dla sprawdzenia siebie. Trzeba też zawierać towarzyskie układy i znajomości, żeby można było ściągnąć do Olkusza prawdziwych mistrzów. Pamiętajmy, że mieszkamy w małym mieście. W Krakowie np. życie towarzysko-artystyczne zaczyna się o godzinie 21, podczas gdy w Olkuszu o tej godzinie idzie się spać! Trzeba to nadrobić w inny sposób.
– Czego Pana nauczyło twarde życie…?
– Trzeba zaciskać zęby i iść przed siebie. Dalej i dalej. Nie obmawiać innych. Sztuka potrzebuje pokory. Może ktoś powie, że jestem w swoim malarstwie tradycyjny. Taki będę, bo sztuka tradycyjna żyje, oddycha.
Laureat
Z prawdziwą przyjemnością notujemy fakt, że pan Stanisław Stach, dyrektor olkuskiego Biura Wystaw Artystycznych został wyróżniony przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Nagrodą Specjalną.
Oto tekst dyplomu honorowego:
Wielce Szanowny Panie
Mam prawdziwą satysfakcję i przyjemność przyznać Panu -w uznaniu Pańskich nieocenionych zasług dla kultury polskiej – Nagrodę Specjalną
Proszę przyjąć wraz z serdecznymi gratulacjami, życzenia dalszych sukcesów w pracy artystycznej, a także działalności społeczno-kulturalnej oraz wszelkiej pomyślności w życiu osobistym.
Z poważaniem
Bogdan Zdrojewski

Warszawa, lipiec 2009.
Gratulujemy. Sam Laureat, wysoko ceniąc wyróżnienie, prosi o podkreślenie, że to również nagroda dla jego Małżonki, która cierpliwie znosi niełatwy charakter artysty, a także dziękuje tym wszystkim, którzy dają mu szansę zaistnienia na polu kultury narodowej i olkuskiej.

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze