27. maja br. po raz drugi zawitał do Olkusza klezmerski zespół z krakowskiego Kazimierza – „Sholem”. Muzyka klezmerska to tradycyjna muzyka żydowska wykonywana w przeszłości przez amatorów –  muzykantów na weselach, w szynkach, na także na innych uroczystościach rodzinnych. Muzykanci owi, zazwyczaj w składzie trzyosobowym, wykorzystywali znane piosenki i motywy ludowe, oczywiście ludu żydowskiego. Któż nie zna i dziś takich piosenek z tamtego folkloru, jak „Bubliczki”, „Rebeka”, „Miasteczko Bełz” czy „Szalom Alejhem”, często śpiewanych przez zawodowych piosenkarzy. Muzyka ta nie była zapisywana, powstawała spontanicznie, można powiedzieć – była improwizacją z charakterystycznym, zawodzącym rytmem i linią melodyczną, osiąganą przez zazwyczaj stały skład instrumentalny: harmonia, klarnet i kontrabas, lepiej powiedzieć: basy. Dzięki temu była ona dobrze rozpoznawalna i inspirowała do poszukiwania różnych regionalnych odmian tego ludowego grania.

Podobno „dziś prawdziwych klezmerów już nie ma.” Holocaust i tu zrobił swoje! Ale ta muzyka wciąż żyje. Mało – wciąż się rozwija. W Polsce jest  kilkadziesiąt zespołów klezmerskich i jest ona inspiracją do tworzenia jej rozlicznych odmian, aż do jazzu czy folku. Wystarczy udać się na coroczny Festiwal Kultury Żydowskiej w Krakowie, aby zobaczyć tę całą rozmaitość i bogactwo muzyki żydowskiej.

Więc jak wspomniano – z Krakowa przybył do BWA zespół w składzie: Maciej Inglot – harmonia, Marek Lewandowski – kontrabas i Ewelina Tomanek-Inglot – skrzypce i śpiew w języku hebrajskim. Został on założony w roku 2001 przez obecnego swojego lidera Macieja Inglota. Zespół gra muzykę klezmerską we własnych aranżacjach, łącząc w niej elementy klasyczne, jazzowe i folkowe, co daje bardzo ciekawe efekty artystyczne. To jest już muzyka czasów współczesnych, ludzi innej kultury, przesiana przez inną wrażliwość. Muzyka żydowska służy tu do pokazania znakomitej techniki wykonania i możliwości muzycznych zespołu. To jest muzyka fachowców, wykształconych artystów, a nie przygodnych grajków weselnych czy ulicznych. Można by się nawet zastanawiać, czy współcześni, wykształceni w akademiach muzycy potrafią naprawdę czuć takie klezmerskie zawodzenie i oddać zawarte w nim odczucia.

Szczególnie piękny popis swoich możliwości artystycznych dała Ewelina Tomanek-Inglot. Jej śpiew był „taki sobie”, ale gra na skrzypcach porywała dynamiką, swobodą wykorzystania możliwości instrumentu, osiągnięcia niepowtarzalnego nastroju. Niejako w jej cieniu, choć niedużym, pozostawał akordeonista, czy lepiej z racji instrumentu – harmonista.

A jednak czegoś tu brakowało w tym wirtuozowskim popisie. Miłośnicy klezmerskiej tradycji żałują, że w składzie tria nie było klarnetu, nie było tego charakterystycznego brzmienia, dzięki któremu ta muzyka jest rozpoznawalna od pierwszych dźwięków, smuci i cieszy, wzrusza i bawi.
Ale zabrani melomani byli zachwyceni i usatysfakcjonowani. Niestety, lider zespołu odmówił nawet krótkiej rozmowy dla „Przeglądu Olkuskiego”, gdyż, jak powiedział, „zespół bardzo się spieszył”. Szkoda…

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
lila
lila
12 lat temu

😥 😳 😮 😛