Powiat

Po rosyjskim ataku na Ukrainę granicę polsko-ukraińską przekroczyło prawie 2,5 mln uchodźców. Część z nich ruszyła dalej na zachód. Pozostali postanowili pozostać w naszym kraju. Nie wiadomo dokładnie, ilu z nich znalazło schronienie na terenie naszego powiatu. Żyją obok nas. Mają swoje radości i smutki. Każdy ma własną historię. To ludzie brutalnie wyrwani ze swojego świata.

Uciekali przed ostrzałem i bombami, byli przerażeni i zagubieni, a po przekroczeniu granicy często nie wiedzieli, co dalej robić. Taki los spotkał ogromną rzeszę obywateli Ukrainy, zmuszonych do zostawienia za sobą całego dotychczasowego życia. Olkuski magistrat poinformował niedawno, że w naszym mieście od 16 marca do 7 kwietnia bieżącego roku nadano 1523 numery PESEL dla Ukraińców. Początkowo instytucja ta obsługiwała ponad 100 uchodźców dziennie.

Obecnie z punktu korzysta mniej osób. Wśród nich znalazła się m.in. Alina z Charkowa. – Przed wojną wykładałam na Narodowym Uniwersytecie Lotniczym  – relacjonuje nasza rozmówczyni. Ze względu na barierę językową zmuszeni jesteśmy kontaktować się z nią za pomocą internetowego translatora. – Nie mogę znaleźć pracy, bo nie znam polskiego. Miałam problem z zapisaniem się na kurs językowy, bo jest bardzo wielu chętnych. Od tego tygodnia biorę udział w kursie online – mówi Ukrainka. 

Od pierwszych godzin wojny Polacy aktywnie włączyli się w pomoc dla naszych wschodnich sąsiadów. Wielu zdecydowało się przyjąć ich pod swój dach.  – W Polsce jest bezpiecznie, ludzie nie tylko wspierają nas materialnie, ale również podnoszą nas na duchu. To bardzo ważne – przyznaje Alina. Razem z trzema członkami rodziny mieszka teraz w jednopokojowym mieszkaniu. Ten stan nie będzie jednak trwał wiecznie i za niedługo cała czwórka będzie musiała szukać sobie nowego lokum. – Nie mamy planów na przyszłość i żyjemy z dnia na dzień. Codziennie borykamy się z trudnościami, ale to nie jest straszne.  Przerażające jest to, że nie wiemy, czy będziemy mogli wrócić i czy będzie gdzie wrócić. Jeśli zostaniemy tutaj, to będziemy mieć problem z mieszkaniem, pracą i edukacją mojego dziecka – wylicza uciekinierka z oblężonego Charkowa.

Bardziej optymistycznie patrzy na przyszłość Tatiana z Czernichowa. Obecnie mieszka w Bukownie razem z dwójką synów: 17-letnim Glebą i 6-letnim Lwem. Wyjechała ze swojego miasta razem z dziećmi i dziewczyną starszego syna 10 marca. Do Kijowa zmuszona była podróżować bocznymi drogami, gdyż na autostradzie toczyły się w tym czasie walki. Po czterech dniach podróży trafiła do Warszawy. – Na kilka dni ugościła nas Polka, która pracowała we francuskim konsulacie. Później musiałam zacząć szukać mieszkania na wynajem, ale w Warszawie jest o to bardzo ciężko. Skontaktowali się ze mną znajomi, którzy przebywają w Bukownie. Postanowiliśmy też tutaj przyjechać. Dziewczyna syna została u swojej siostry w Warszawie – relacjonuje bohaterka tej opowieści.

W Bukownie rodziną zaopiekował się pan Ryszard. Poznali się dzięki ogłoszeniu w Internecie. – To złoty człowiek. Wrócił do Polski z Niemiec specjalnie po to, żeby pomagać uchodźcom. W swoim domu daje schronienie 10 osobom – mówi Tatiana. W przedszkolu, gdzie zapisała młodszego syna, poznała zaś Ilonę, pracującą jako opiekunka grupy. Ona skontaktowała ją z Martą – mieszkanką Bukowna, która udostępniła jej do zamieszkania domek po dziadkach. Jak podkreśla nasza rozmówczyni, bardzo cieszy się, że trafiła w nasze okolice. – Uczęszczam na kurs językowy do tutejszego Domu Kultury i szukam pracy. Z zawodu jestem fryzjerką i stylistką paznokci. Bardzo chciałabym móc dalej to robić – mówi Tatiana. 

Jej starszy syn, Gleb, uczy się w liceum ogólnokształcącym w Olkuszu. – Na początku było tam siedem osób z Ukrainy.  Teraz jest już nas ponad dwudziestu i utworzono dla nas specjalną klasę. Bardzo mi się tu podoba, bo nauczyciele pracują z uczniami i są dla nas mili – opowiada nastolatek. Pomimo bariery językowej udało mu się nawiązać relacje z rówieśnikami i pedagogami. – Komunikujemy się po polsku, angielsku i rosyjsku. Mieszamy języki i jakoś jesteśmy w stanie się porozumieć – dodaje Gleb.

Jak podkreśla Tatiana, w Polsce spotkało ją wiele dobrego. Chciałaby jednak, aby wojna skończyła się jak najszybciej i żeby mogła wracać do domu. – Daj Bóg, żeby ten horror dobiegł końca. Chcę wracać na Ukrainę, bo kocham swoje rodzinne strony. Chcę pomagać w odbudowie swojego miasta – słyszymy od naszej rozmówczyni.

Takich historii jest więcej i na pewno będziemy chcieli je opowiedzieć na naszych łamach. Zapraszamy osoby, które chciałyby się nimi podzielić do kontaktu z naszą redakcją. Jeśli zaś ktoś z naszych Czytelników miałby pracę dla bohaterek naszego artykułu, to również prosimy o kontakt.

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze