Dziś kolejna rocznica 1 września, czyli ataku hitlerowskich Niemiec na Polskę w 1939 r. Na tę okoliczność tekst o zestrzeleniu nad Żuradą dwóch niemieckich bombowców. Tekst drugi, o dworcu kolejowym w Olkuszu też pośrednio łączy się z wojną, wszak stacja i tory, czyli ważne linie komunikacyjne, były zapewne jednym z głównych celów nalotów, jaki 1 września 1939 r. miały zaplanowane Dorniery zestrzelone przez podchorążego Władysława Gnysia. I trzeci tekst, o kiedyś znanym poecie, Stanisławie Czerniku, uczniu gimnazjum olkuskiego (a przecież 1 września to także dzień, gdy w Polsce zaczyna się rok szkolny), który walczył w wojnie obronnej Polski we wrześniu 1939 roku.
Pierwsze zestrzelenie
Wojna dla Olkusza zaczęła się od pierwszego zestrzelenia przez polskiego pilota niemieckiego samolotu, a tym samym pierwszego alianckiego zwycięstwa lotniczego w II wojnie światowej. Wprawdzie z tym pierwszeństwem są pewne kontrowersje, ale o tym za chwilę.
Władysław Gnyś
1 września dywizjon myśliwski Armii Kraków, w którego składzie były dwie eskadry (121 i 122), w których służyło po 10 jednomiejscowych górnopłatów typu PZL P. 11 c stacjonował na lotnisku polowym w Balicach. Ponieważ było to tajne lotnisko, Niemcy, to jest Luftwaffe zaatakowało w sile 150 maszyn (bombowce He 111, Ju 87 i Do 17) lotnisko, na którym dywizjon stacjonował podczas pokoju – Rakowice. To było jednak bardzo blisko Balic, więc lotnicy ok. godz. 7.00, zaalarmowani atakiem na Rakowice zdołali poderwać do lotu tylko dwie maszyny; w jednej za sterami siedział kapitan Mieczysław Medwecki, a w drugiej podchorąży Władysław Gnyś.
Władysław Gnyś
Zaskoczeni od tyłu przez nisko lecące bombowce nurkujące Ju 87 polscy piloci próbowali nabrać prędkości i wysokości. W gruncie rzeczy, jako dużo wolniejsze i nie mogące osiągnąć pułapu maszyn wroga, w razie bezpośredniej walki były skazane na przegraną. Jeden z pilotów niemieckich opisał, jak doszło do strącenia samolotu kapitana Medweckiego: „Wziąłem polski myśliwiec lecący po prawej stronie na celownik i wystrzeliłem serię, jednak bez widocznego efektu. Musiałem powtórzyć atak… Widziałem, jak moje pociski smugowe znikały w kabinie myśliwca, ale wciąż nie zauważyłem żadnej reakcji. Kiedy miałem wystrzelić po raz trzeci myśliwiec nagle eksplodował, zamienił się w wielką kulę ognia… Rozejrzałem się za drugim myśliwcem wroga… Kiedy zbliżałem się, by przypuścić atak, myśliwiec zgrabnie skręcił w lewo, wzbił się w górę i zawrócił. Już go nie zobaczyłem”. W ten sposób wywinął się śmierci pilot Władysław Gnyś.
Kadłub bombowca Do 17E z strąconego nad Żuradą
Chwilę później pchor. pilot Władysław Gnyś ze 121 Eskadry Myśliwskiej Armii „Kraków” siedząc za sterami swojego PZL P.-11c zestrzelił nad podolkuską Żuradą dwa niemieckie samoloty bombowe marki Dornier (dokładnie DO-17e). Istnieją dwie wersje tego wydarzenia; podług pierwszej Gnyś zestrzelił oba samoloty: „(…) zauważyłem dwa niemieckie samoloty lecące z mojej lewej strony, poniżej około 1000 m między Krakowem i Olkuszem. Zaatakowałem bombowiec lecący z tyłu. Zauważyłem, że jego strzelec otworzył do mnie ogień. Po kilku moich seriach, jego ogień ustał, a z lewego silnika zaczął się sączyć dym. Podciągnąłem w górę. Niemcy lecieli coraz niżej, ponownie otworzyłem ogień w kierunku drugiego samolotu, którego wcześniej nie atakowałem, a który pojawił się obok mnie. Jego strzelec milczał. Strzelałem jeszcze przez jakiś czas – pomyślałem- dobry moment i zanurkowałem. Znalazłem się tuż nad ziemią. Kiedy znowu wzleciałem nie zobaczyłem już samolotów wroga, pomyślałem, że skryły się za wzgórzem, ale choć skierowałem się tam, gdzie mogły polecieć nie mogłem ich znaleźć. To wydało mi się dziwne. Zauważyłem płonące wraki na ziemi, ale nie zwróciłem na nie większej uwagi i obrałem kurs powrotny do bazy. Samoloty, które zaatakowałem, miały podwójne stateczniki i opisałem je jako Dorniery” (raport Władysława Gnysia).
Tył drugiego bombowca który spadł w Żuradzie
A tak relacjonował to wydarzenie i jeszcze jeden atak na niemiecki samolot, jaki podczas tego lotu przedsięwziął, żonie Barbarze, która po latach napisała o mężu książkę: „Ciągle wznosząc się dostrzegł dwa Dorniery przelatujące pod nim. Miał nad nimi przewagą wysokości więc zanurkował w stronę lecącego nieco z przodu Dorniera. Jego tylny strzelec otworzył ogień do Władka, ale ten go uciszył. Lewy silnik bombowca zaczął silnie dymić. Władek ostro skręcił w lewo i w górę, żeby uniknąć zderzenia. Uchwycił w celowniku i strzelił do drugiego Dorniera lecącego dokładnie pod nim. Strzelił raz, drugi, trzeci… pociski jego czterech kaemów dosięgły celu. Zanurkował tuż za nim, znowu ledwo unikając zderzenia. Oba bombowce znalazły się niebezpiecznie blisko siebie i Władek pomyślał, że się zderzą. Kiedy wyskoczył świecą w górę, jego uwagę zwrócił samotny Heinkel. Leciał przed nim pod kątem 90 stopni, więc Władek natychmiast wymierzył i nacisnął spust. Cisza! Zabrakło amunicji więc dalszy pościg był bezcelowy. Wracając na lotnisko zauważył, po drodze jakieś ogniska na ziemi i pomyślał, że to z pewnością atakowane przez niego Dorniery” (cyt. za B. Simmons-Gnyś – „Pierwsze spotkanie”, Lublin 1996).
Szczątki bombowca w samym środku wsi Żurada
Druga wersja wydarzeń mówi, że trafiony przez polskiego pilota bombowiec spadając zawadził o lecącego obok Dorniera, powodując upadek także tej drugiej maszyny. Nawet jeśli ta wersja jest bliższa prawdzie nie umniejsza to sukcesu polskiego pilota, wszak to on spowodował tę „kolizję”.
Wróćmy do kontrowersji, o której wspominałem na początku. Uważa się, że to, co zdarzyło się nad Żuradą 79 lat temu było w ogóle pierwszym zestrzeleniem niemieckich samolotów w II wojnie światowej. Jednak wedle niektórych historyków pierwszym zwycięzcą w takim pojedynku był jednak ppor. pil. Stanisław Skalski ze 142 Eskadry Myśliwskiej 4 Pułku Lotn, który strącił pod Toruniem ok. godz. 6.00 niemiecki samolot typu Henschel 126. Może jednak, choćby z partykularnych powodów, pozostańmy przy wersji, że to Gnyś był pierwszy. Katastrofa samolotów spowodowała rany kilku mieszkańców Żurady m.in. Władysława Goca i jego matki Franciszki Goc z domu Cebo. Ranni trafili do olkuskiego szpitala.
Dzieło Roya Grinnela pt First kill obrazujące powietrzną walkę Gnysia z niemieckimi bombowcami.
Reprodukcja tego obrazu została podarowana miastu, gdy Gnyś otrzymał Honorowe Obywatelstwo Olkusza.
O tym, jak wyglądało miejsce, gdzie upadły maszyny wiemy z raportu kapitana Zdzisława Pirszela z kwietnia 1940 r. Kapitan Pirszel relacjonował, że gdy jechał z ppor. Jerzym Rejnowiczem drogą z Trzebini do Olkusza, 3 km przed Olkuszem zatrzymani zostali przez miejscowych chłopów, którzy powiedzieli im o strąconych samolotach. Podjechali do Żurady, gdzie ujrzeli rozrzucone w promieniu 100 m szczątki dwóch bombowców Do 17E. Resztki samolotów wciąż się tliły i wybuchała amunicja. W kabinach było pięciu martwych lotników niemieckich, a zwłoki szóstego i tylko częściowo rozwinięty spadochron znaleźli obok. Wśród map i dokumentów, które oficerowie znaleźli we wrakach, był też rozkaz ataku na Kraków i Olkusz. Po spisaniu relacji naocznych świadków (ponoć widzieli na wysokości ok. 2 tys. m formację Dornierów tworzącą literą V i polski myśliwiec, który zaatakował ostatnie trzy bombowce – lecące w pewnym oddaleniu od reszty. Dwa z nich, bardzo wolno zaczęły opadać, aż spadły na ziemię). Oficerowie zawieźli dokumenty do dowództwa w Krakowie, ale szef Wydziału Wywiadu Armii Kraków poprosił ich, by wrócili do Żurady i zabrali niektóre części niemieckich maszyn: 2 września do Krakowa trafiły m.in. silnik BMW, zestaw radiowy, trzy karabiny maszynowe i aparat fotograficzny.
To wtedy zrobiono zdjęcia szczątków niemieckich bombowców, które reprodukujemy.
Flight Commander Władek Gnyś z 316 Dywizjonu w 1943 r obok swojego Spitfire
Szczątki wrażych maszyn zostały też częściowo zebrane przez okolicznych chłopów, którym przydały się potem w gospodarstwie. Ponoć drzwi od kabiny pilotów służyły jednemu z włościan jako drzwi do ustępu. W kolekcji Muzeum PTTK w Olkuszu można obejrzeć ocalałą z katastrofy samolotów butlę tlenową. Co ciekawe, początkowo Gnysiowi przyznano zestrzelenie Ju 87, tego, który zestrzelił maszynę kpt. Medweckiego i owego He 111, do którego strzelał już po strąceniu Dornierów. Okazuje się, że szczątki Dornierów zabrane do Krakowa zostały źle opisane, właśnie jako części z bombowca He 111. Dziś nie ma już wątpliwości, że Gnyś zestrzelił Dorniery.
Spitfire MkIX z 317 dywizjonu latem 1944 r., gdy jednostką dowodził Gnyś
Po kampanii wrześniowej Władysław Gnyś walczył we Francji, a potem na niebie Wielkiej Brytanii, w dywizjonach 302 i 317 (tym ostatnim nawet dowodził). W 1944 r. został zestrzelony nad okupowaną Francja; ciężko ranny dostał się do niewoli, z której jednak udało mu się uciec. Po tym zestrzeleniu pozostała mu „pamiątka” na resztę życie: kula tkwiąca w wątrobie. Następnie skończył Wyższą Szkołę Lotniczą w Anglii. Po zakończeniu działań wojennych, jako kapitan mający na swym koncie 3 zestrzelone niemieckie samoloty i 1 uszkodzony, wyjechał do Kanady, gdzie ożenił się i dochował czwórki dzieci. W 1989 r. spotkał się w Kanadzie z Frankiem Neubertem, niemieckim pilotem, który 50 lat wcześniej strzelał do Gnysia nad Balicami. Dawni wrogowie zaprzyjaźnili się.
Gnyś i niemiecki lotnik Frank Neubert który był w niemieckim samolocie biorącym udział 1 września 1939 r w ataku na lotnisko w Krakowie
W kraju zapomniano o dzielnym pilocie. A właściwie zapomniano, że żyje. W wielu publikacjach znalazła się informacja, że zmarł „po długiej chorobie w 1983 r.”. Władysław Gnyś niczym Mark Twain, mógł napisać: „Informacje o mojej śmierci okazały się przesadzone”. Pamiętam konsternację władz Olkusza, gdy w 1996 r. Gnyś zapowiedział, że przyjedzie do Olkusza i Żurady; w tej wsi stał już wtedy przed szkoła obelisk, na którym wyryta była data śmierci pilota. Na szybko ją musiano skuwać. Władysław Gnyś przyjechał z Kanady do Żurady i wziął udział w nadaniu jego imienia tamtejszej szkole podstawowej. Przyznano mu wtedy tytuł został Honorowym Obywatelem Olkusza.
Okładka niedawno wydanej książki o Władysławie Gnysiu autorstwa jego syna Stefana
W podróży do Polski towarzyszyli mu dwaj synowie. W moim archiwum mam jeszcze nagranie wywiadu, jaki przeprowadziliśmy wtedy z Gnysiem dla „Przeglądu Olkuskiego”. W grudniu 1999 r. prezydent RP przyznał Władysławowi Gnysiowi Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Zasłużony pilot zmarł w 2000 r.
(Wykorzystano m.in. książkę Barbary Simmons-Gnyś – „Pierwsze spotkanie”, Lublin 1996, w tym posłowie autorstwa Jerzego B. Cynka).
Z dziejów olkuskiej stacji kolejowej
Stacja w Olkuszu, zdjęcie z 1915 roku, ze strony bazakolejowa.pl, udostępnione przez Marka Piotrowskiego
Kolej Iwangrodzko-Dąbrowska. W 1885 r. oddano do użytku linię kolejową od stacji Dęblin (kolej Nadwiślańska) przez Radom i Olkusz do Dąbrowy (kolej Warszawsko-Wiedeńska). Ponieważ Dęblin zwał się wówczas Iwangrodem, kolej tę nazywano Iwangrodzko-Dąbrowską. Budowano ją przez trzy lata siłami 18 tys. robotników. Była to najdłuższa linia kolejowa w ówczesnej Rosji (433 wiorsty). Tor miał szerokość stosowaną w systemie rosyjskim (większy rozstaw niż w innych krajach europejskich), zgodnie z zaleceniami musiano też wybudować dwa tunele, które w razie wojny mogły być wysadzone, by w ten sposób zagrodzić drogę nieprzyjacielowi. Jeden z tych tuneli, pod Miechowem, na owe czasy był prawdziwym wyzwaniem technicznym. Ma on długość 746 m i szerokość ponad 5. Wśród 25 budynków stacyjnych znalazła się okazała stacja w Olkuszu, a także w Wolbromiu i Sławkowie. Do lat 90. XX wieku dworzec PKP w Olkuszu tętnił zżyciem. Wtedy zaczęło się to zmieniać. Pod koniec lat 90. Zaczęto likwidować kolejne kursy. Zamknięto bar dworcowy, kiedyś miejsce, gdzie niejeden z olkuszan, gdy późnym wieczorem zbyt długo zabawił na mieście, wpadał właśnie tam, do ostatniego czynnego jeszcze lokalu gastronomicznego – na flaczki, czy bigos. Ostatecznym ciosem dla olkuskiej stacji stał się remont torowiska, które spowodował nie tylko znaczące wydłużenie czasu jazdy do Katowic, ale także konieczność przesiadki do autobusów na odcinku Sławków – Sosnowiec Południowy. Na koniec zamknięto kasę i cały budynek. Dworzec przestał spełniać swoją rolę i zaczął zamieniać się w ruinę. Po sąsiedzku towarzyszył mu będący w podobnym stanie permanentnego zamknięcia dworzec autobusowy zlikwidowanego olkuskiego PKS-u. Ostatnio jednak coś drgnęło; przywrócono część kursów, a także rozpoczęto remont budynku stacyjnego (wymiana więźby i pokrycia dachu, konserwacja elewacji).
Dworzec w Olkuszu – pocztówka przedwojenna
Mój znajomy literat, b. sekretarz redakcji kulturalnego miesięcznika „Lampa”, Paweł Gołoburda, który jest entuzjastą kolejnictwa i zbieraczem rozkładów jazdy, wiedząc, że na pewno mnie to zainteresuje, opracował krótki szkic na temat tras kolejowych, które kiedyś przebiegały przez Olkusz, w nim się zaczynały, lub na naszej stacji kończyły bieg; wśród nich były przecież nawet trasy międzynarodowe, a Olkusz miał wtedy status dworca międzynarodowego.
„1912/13: 5 par, strasznie ciężko się czyta, ale taki pociąg 21 to chyba z Warszawy Kowelskiej przez Iwangród-Olkusz do Strzemieszyc i Granicy? Rozkład po polsku, ale nic nie rozumiem. Imponuje mi to 🙂
Natomiast w 1939 był węzeł kolejowy w Charsznicy, pociągi: Olkusz-Strzemieszyce Północne, wagon motorowy ekspresowy Warszawa-Katowice, osobowy Warszawa-Strzemieszyce Północne, w ogóle 9 km przed Olkuszem była stacja Rabsztyn (dziś Jaroszowiec Olkuski – dop. OD), poc. Dęblin-Katowice, do Warszawy Głównej trzy osobowe i dwa wagony motorowe ekspresowe, jeden z czasem przejazdu dokładnie cztery godziny.
Weźmy może coś konkretnego. Okres wojny, III Rzesza i Generalne Gubernatorstwo, lato 1942. Co mamy w Ilkenau (niemiecka nazwa Olkusza podczas okupacji – dop. OD)? 6 par pociągów i nic specjalnego, Kattowitz-Kielce, Sosnowitz-Ilkenau ueber Kazimierz und Strzemieszyce Nord.
III Rzesza, 1944: 7 par, parę Sosnowitz Nord-Rabsztyn, nic specjalnego nie widzę.
Czas powojenny. Lato 1946: 8 par, Dęblin-Gliwice, Olkusz-Strzemieszyce Północne, Sędziszów-Dąbrowa Górnicza, UWAGA: osobowy Kraków-Poznań (16.40 Kraków, 20.22 Olkusz, 06.55 Poznań – można by jeszcze odśledzić, którędy jechał), Kraków-Warszawa (17.35 Kraków, 21.10 Olkusz, 06.03 Warszawa Główna, czyli 08 h 53 min z Olkusza do Warszawy), Kraków-Szczecin, tylko ten jest pospieszny, 22.22 z Olkusza, 17.04 w Szczecinie), no i jeszcze Kraków-Łódź.
Dworzec w Olkuszu, fotografia Jana Nosowicza, lata 60.
1955/56: 14 par, 3.43 z Olkusza do Jeleniej Góry przez Szczakową i Stalinogród. Z Lublina. Z Jeleniej Góry 11.32, w Olkuszu 21.29, czyli 9 h 57 min.
1977/78: 23 pary, Suwałki/Białystok-Gliwice, oprócz tego wagony do Kudowy w innym pociągu. Olkusz-Dąbrowa Górnicza Gołonóg.
1985/86: 25 par pociągów. Ciekawe relacje: 4.21 Lublin-Kudowa Zdrój, siedzące, sypialne i kuszetki. 01.55 osobowy Dęblin-Katowice przez Szczakową. Te relacje z Dęblina to piękne nawiązanie do Kolei Iwanogrodzko-Dąbrowskiej. 02.05 osobowy Lublin-Gliwice. Pospieszny Dęblin-Bytom na EZT.
W rozkładzie jazdy 1987/88 w Olkuszu było jedynie 26 par pociągów, fajny o 2.00 w nocy z Dęblina do Gliwic, dokładnie godzinę później, o 3.00 pospieszny Lublin-Tarnowskie Góry, niestety kursujący tylko sześć razy w roku, za to Lublin-Kudowa Zdrój o 4.21 codziennie. osobowe Wolbrom-Szczakowa, potem Lublin-Katowice, osobowy Wolbrom-Kędzierzyn-Koźle, osobowy Lublin-Gliwice, osobowy Tunel-Tychy Miasto, Jędrzejów-Tychy Miasto, Kielce-Bytom w niedziele (pozostałe dni do Katowic), Lublin-Gliwice. To najciekawsze, a ogólnie około 50 pociągów dziennie.
1989/90: 27 par, chyba rekord jak dotąd. Relacje jak 85/86.
1993/94: Magnitogorsk-Olkusz „po ogłoszeniu”. 23 pary pociągów, w tym 4 pary pospiesznych. Ciekawe relacje: pospieszny Skarżysko-Kamienna-Katowice (EZT – zespół trakcyjny), Jędrzejów-Tarnowskie Góry.
Wymiana dachu dworca w Olkuszu
1995/96: mamy 16 par osobowych (m.in. Charsznica-Lubliniec, Olkusz-Sosnowiec Główny, Wolbrom-Bielsko-Biała, Lędziny-Sędziszów oraz wspaniały Sędziszów-Zduńska Wola Karsznice) i 5 par pospiesznych, w tym banalna ciekawostka – dwa posp. Kielce-Katowice na wagonach, Lublin-Opole, a piąty pospieszny to w ogóle „po ogłoszeniu”. Oprócz tego po LHS mamy pociąg pasażerski Magnitogorsk-Olkusz „po ogłoszeniu” – czy on w ogóle pojechał? (Myślę, że tak, pamiętam, że jeździł; widziałem kiedyś np. grupę rodzin katyńskich z ks. Paszkowskim na peronie w Olkuszu, czekającą na ten pociąg – dop. OD). Obok są pociągi Lwów-Zamość, teoretycznie można by się przesiąść w Hrubieszowie, ale nawet gdyby ten Magnitogorsk jechał, to i tak pewnie tylko bilety międzynarodowe. Tylko wagony sypialne.
W rozkładzie 2000/2001 mamy pospieszny Lublin-Kłodzko przez Szczakową i Lublin-Katowice/Bielsko oraz 15 par osobowych.
W 2008 mieliśmy pociąg TLK IC „Augustyn Kordecki” relacji Gliwice-Warszawa Wschodnia przez Olkusz, jechał przez Szczakową-Bukowno i według rozkładu nie zatrzymywał się w Olkuszu (z tego, co pamiętam, jednak się w Olkuszu zatrzymywał – dop. OD), tylko w Bukownie 6.12, Wolbromiu i, co ciekawe, w Grodzisku Mazowieckim. W Warszawie Centralnej 9.15, czyli 3 h 03 min z Bukowna. 18.30 z Warszawy Centralnej, w tę stronę już zatrzymywał się w Olkuszu 21.43, czyli 3 h 13 min. Ciekawostka, czy to błąd w rozkładzie, ale pewnie nie. Nazwa stąd, że kiedyś jeździł przez Częstochowę.
Wymiana dachu dworca w Olkuszu
Rok wcześniej czy rok później „Kordecki” jeździł przez Olkusz w wydłużonej relacji gdzieś za Warszawę i przewoźnikiem były Przewozy Regionalne, mam to w książkowym rozkładzie w domu, w Internecie tego nie widzę.
Na razie wysyłam, co mam. Widzę, że spokojnie można by napisać książkę na ten temat. Dzisiaj najbardziej mi imponuje różnorodność relacji, kiedy zostały nam same banalne”.
Po cichu liczę, że uda mi się namówić Pawła Gołoburdę na tę książkę. Myślę, że druga, równie ciekawa mogłaby powstać na temat szerokotorowej linii hutniczo-siarkowej (LHS-u), po której jeździły te dodatkowe pasażerskie pociągi relacji Olkusz-Magnitogorsk.
Przyszły poeta z krótką wizytą
Stanisław Czernik
Stanisław Czernik, poeta, prozaik i eseista, pochodził z chłopskiej rodziny; przyszedł na świat 16 stycznia 1899 w Zochcinie opodal Opatowa. Wnet rodzina przeniosła się do samego Opatowa. Pierwsze nauki pobierał sam. Pomagał mu starszy brat Julian. Ogromne wrażenie wywarło na przyszłym poecie pisarstwo zwłaszcza Stefana Żeromskiego. W 1911 roku, wraz z bratem, wyjechał do Kurska (Rosja). Szybko jednak powrócił do Opatowa. Gdy wybuchła I wojna światowa zaangażował się w działalność niepodległościową (Towarzystwo Gimnastyczne „Piechur”, zalążek POW). W tym czasie napisał też pierwsze wiersze. W 1916 r. wyjechał do Jędrzejowa, do seminarium nauczycielskiego. Rok później opuścił tę szkołę i przeniósł się do Olkusza, do tutejszego gimnazjum im. Króla Kazimierza Wielkiego, „gdzie jesienią 1917 roku rozpoczął dalszą naukę. Jednocześnie zaangażowany był w pracę konspiracyjną” (J. Bandrowska-Wróblewska).
Stanisław Czernik
Gdy w 1918 r. upadła monarchia Austro-Węgierska, został zmobilizowany, ale szybko zachorował na grypę hiszpankę i jego kariera wojskowa została przerwana. W przeciwieństwie do tak wielu, którym słynna „hiszpanka” odebrała życie – przeżył. Maturę zrobił właśnie w Olkuszu, czego dowodem zachowane świadectwo dojrzałości Czernika, wystawione w marcu 1920 r. przez Gimnazjum Komitetu Ratunkowego; orłem nie był, o czym świadczą oceny dostateczne np. z historii powszechnej czy historii Polski. Zastanawiające, że o Czerniku nie ma wzmianki w „Księdze Pamiątkowej” olkuskiego liceum, nie wymienia się go też wśród absolwentów na stronie internetowej szkoły. Z Olkusza wyjechał Czernik do Ożarowa, gdzie został nauczycielem w szkole powszechnej. W 1920 znów na ochotnika poszedł do wojska – walczyć, tym razem z Sowietami. Następnie studiował – najpierw w trybie dziennym, następnie zaocznie – ekonomię, politologię i pedagogikę w Poznaniu. W trakcie studiów zatrudnił się w szkolnictwie, jako nauczyciel: w Przedczu, w Bodzanowie, a w 1923 w Miejskim Gimnazjum Koedukacyjnym i Państwowym Seminarium Ewangelickim w Ostrzeszowie. A po uzyskaniu dyplomu uczył w Gostyniu, Koźminie i Grójcu. W 1929 roku wrócił na dłużej do Ostrzeszowa, gdzie zatrudniony został na stanowisku nauczyciela w gimnazjum; od 1931 przez rok pełnił funkcję dyrektora. Właśnie w Ostrzeszowie poznał Bronisławę Sulikowską, z którą pobrali się w 1930 roku; z małżeństwa z Sulikowską doczekał syna Mieczysława i córki Marii.
Kadr z filmu o Czerniku ze świadectwem z olkuskiego gimnazjum z 1920 roku
W 1931 był projektantem Muzeum Powiatu Ostrzeszowskiego, które powstało dopiero kilka lat później. W latach trzydziestych redagował w tymże Ostrzeszowie miesięcznik „Okolica Poetów”, propagujący tzw. autentyzm, czyli nurt poetycki postulujący związek literatury z życiem, ludem i przeżyciami twórcy. Na łamach „Okolicy Poetów” Czernik ogłosił w 1936 roku tekst zatytułowany „Co i jak”; wypunktowane w nim 13 tez stało się swego rodzajem manifestem autentyzmu. Autentyzm w swoich założeniach przeciwstawiał się dominującym wówczas w poezji polskiej nurtom; za-równo kontynuatorom twórczo rozwijającym tradycje poetyckie (grupa „Skamander”), jak i nowatorom, pro-gramowo biorącym z nimi rozbrat („Awangarda Krakowska”). „Zasadniczy kościec autentyzmu to – według Czernika – poszukiwanie prawdy artystycznej w ścisłym związku z poszukiwaniem prawdy życiowej. Wiersz powinien być jedynie wyrazem osobistych przeżyć i doznań jego twórcy, uwierzytelnionym jego własnymi doświadczeniami życiowymi i biografią duchową. Konwencje literackie, jako sztuczne i deformujące poezję – autentyści odrzucali, bezpośredniość i naturalność, uznając jako wystarczające środki wyrazu artystycznego. Oprócz Stanisława Czernika do grupy autentystów należeli m. in. tak wybitni później poeci, jak: Jan Bolesław Ożóg, Józef Andrzej Fraciak, Jerzy Pietrowicz, Czesław Janczarski, T. J. Demczyk, a w kręgu do nich zbliżonym znaleźli się Stanisław Piętak i Marian Czuchnowski. W większości byli to twórcy wywodzący się ze środowiska wiejskiego i prowincjonalnych miasteczek, którzy za źródło siły i żywotności sztuki w ogóle, a poezji w szczególności, uznawali najgłębiej pojętą ludowość. W ten sposób – mniej lub bardziej świadomie – nawiązywali do twierdzenia jednego z najwybitniejszych poetów – romantyków Cypriana Kamila Norwida, który uważał, że »lud naczelnym jest artystą«.
Czernik okładka tomu poezji z 1969 r.
Najbardziej dojrzałe poetyckie dokonania autentystów są oczywistym świadectwem podnoszenia pierwiastków ludowych do znaczenia ogólnoludzkiego. Gdyby pominąć malarską i graficzną twórczość Antoniego Serbeńskiego, ilustratora „Okolicy Poetów”, odkrywającego urodę Ostrzeszowa i jego okolic, hasła autentystów poza literaturą nie znalazły odbicia w innych dziedzinach sztuki. (…) Paradoks sprawił, że wszelkie próby wskrzeszenia autentyzmu poetyckiego podejmowane po wymarciu pokolenia jego twórców zakończyły się fiaskiem; stał się piękną i mądrą kartą w historii literatury polskiej” (cytat za Maciejem M. Kozłowskim). Jedynie „w latach osiemdziesiątych związany z Ziemią Ostrzeszowską artysta fotografik Stanisław Kulawiak wspierał swoją fotograficzną działalność hasłem „autentyzmu”, zapożyczonym od wcześniejszego o pół wieku kierunku poetyckiego. Sugeruje to istnienie rytmu, gdy po okresach uogólnień powraca się do konkretnych, podstawowych sytuacji. Kulawiak fotografował wtedy głównie w swoich rodzinnych stronach, gdzie powrócił po latach studiów i zdobyciu pozycji fotoreportera oraz artysty fotografa. Jednak w tych fotografiach nie próbował mitologizować codzienności czy też programowo przeciwstawiać tematów autentycznych tematom abstrakcyjnym i kosmopolitycznym” (cytat za Adamem Sobotą). Ostatni, czterdziesty numer, „Okolicy Poetów”, ukazał się w marcu 1939 r. Czernik wziął udział w kampanii wrześniowej, jako rezerwista 4 Pułku Saperów w Przemyślu. Następnie przedostał się do Rumunii, gdzie został umieszczony w obozie dla internowanych. Udało mu się wszelako przedostać do Algierii. W latach 1940-1945 pracował jako dyrektorem szkoły polskiej w El-Biar.
Okładka książki Stanisława Czernika
Po wojnie pracował w szkolnictwie polskim we Włoszech i Anglii (od 1945 do 46 piastował funkcję dyrektora szkoły w Trani, a potem analogiczny urząd w Gimnazjum i Liceum Polskim w Petworth. Wiosną 1947 roku postanowił wrócić do kraju, do rodziny, która spędziła okupację w Ostrzeszowie. Rodzina Czerników osiadła w Łodzi, gdzie wprowadziła się do kamienicy, w której zakwaterowano grono pisarzy i poetów, dlatego zwano ją „Domem Literatów” (róg ulic Kościuszki i Mickiewicza). Mimo iż mieszkał w wielkim przemysłowym mieście, mentalnie pozostał na swojej wsi pod Opatowem, rodzinnego domu krytego strzechą. Na lata łódzkie przypada jego współpraca m.in. z miesięcznikiem „Odra” (od 1937 roku był członkiem Związku Literatów Polskich. W latach 1955-1956 prezesował łódzkiemu oddziałowi ZLP. Był też współzałożycielem i redaktorem naczelnym powstałego wówczas Wydawnictwa Łódzkiego. W 1955 otrzymał nagrodę miasta Łodzi za całokształt twórczości. W tym mieście jest ulica nazwana jego imieniem. Opublikował wiele tomików poetyckich, m.in. „Poezje” 1931, „O polskim płocie” 1934, „Przyjaźń z ziemią” (1934), „Siedem nocy” (1948) i „Autentyki” (1967), wydał też zbiory esejów o autentyzmie, poezji współczesnej, folklorze i literaturze ludowej, m.in. „Z podglebia” (1966) oraz „Sny i widma” (1971). Czernik pisał ponadto wspomnienia, był też autorem powieści historycznych (m.in. „Uniwersał Czarnieckiego”, „Smolarnia nad Bobrową Wodą” czy „Laur Padewski”, opowieść o poecie Klemensie Janickim, w której wspomina o dochodach Janiciusza z probostwa w Gołaczewach), opowiadań, dramatów oraz przekładów poezji łotewskiej i fińskiej. Po latach wspominał Czernika Marian Pilot, który jest uważany za jednego z ostatnich wielkich pisarzy chłopskich w literaturze polskiej, Pilot w filmie dokumentalnym opowiada, jak „podpadł” Czernikowi, gdy wyznał, ze „czuje się ograniczony tematyką chłopską”. Wszak dla Stanisława Czernika był to temat najważniejszy, a pisarze wywodzący się z chłopów, jego zdaniem mieli obowiązek tej tematyki się kurczowo trzymać i wzbogacać w ten sposób polską literaturę.
Okładka książki Stanisława Czernika
Stanisław Czernik zmarł w 1969 roku; dziś jest poetą raczej zapomnianym, czytanym jednak przez studentów polonistyki. W Łodzi jest ulica jego imienia, jest też patronem biblioteki w dzielnicy Bałuty oraz Biblioteki w Opatowie. A w Ostrzeszowie odbywa się konkurs poetycki im. Stanisława Czernika. W 2015 roku, na 116 rocznicę urodzin poety dr Wiesław Przybyła z Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi napisał o nim książkę: „Człowiek i pisarz”. Kilka lat temu dr Przybyła gościł w Olkuszu; rozmawialiśmy o „olkuskim epizodzie” w życiu Czernika, który niestety nie jest dobrze udokumentowany, nad czym ubolewaliśmy.
(Na podstawie m.in. posłowia Jadwigi Bandrowskiej-Wróblewskiej do „Poezji wybranych” S. Czernika, LSW 1969 rok, film: Stanisław Czernik, pisarz autentyczny: https://www.youtube.com/watch?v=omFKipGyk1I.)
Stanisław Czernik
Dusza jak ziemia
Niechże się dusza ma wreszcie rozpolni
Zezbożowieje, rozżytni!
Łan, jak dojrzały skwarem pracy rolnik,
Niech się oczami lnu z niej wybłękitni.
Niech będzie jakby Polska – wielkopolna,
Niech runią błyśnie, jeśli jest, jej less;
Pszenicą, żytem, jęczmieniem stodolna
Niech się przestrzeni od kresu po kres!
(z tomu „Poezji wybranych”, 1969)
Zdaje mi się czasami
Zdaje mi się czasami, że jestem bławatem.
Wyciągam ręce w niebo i śmieję się bosko,
Leżąc w zbożu, na słońcu, upojony latem,
Nasycony dziecinną, rumianą beztroską.
Wołam z dala idące przez drogę dziewczyny,
Pełen myśli, że wiele mam w sobie błękitu.
I do wszystkiego robię najweselsze miny,
Szczęśliwy niedorzecznie, jak wieśniak z pramitu.
Leżę długo lub krótko. Potem w pożegnaniu
Piję z ust czarnej ziemi duszące zapachy.
A gdy wrócę, czekają w zamkniętym mieszkaniu
Tańczące ze mną w nocy dziwne miłe strachy.
Wtedy trzęsą się śmiechem, od mojego śmiechu
Zarażone, widocznie pijane mną szyby.
I tak aż do północy. No i bez pośpiechu
Wchodzę do łóżka, jakby do cichej sadyby.
I tu koniec wonnego mego poematu.
Jutro czuje się gorzej, bo smutnym szaleńcem.
Lecz wspominam beztroskę i dziękuję latu,
Że mi dało swe usta ze złotym rumieńcem.
(z tomu „Poezje”, 1931)
Myli się Pani, przyjechał do nas wraz z synami. Byłem tam, rozmawiałem z nim, robiłem mu zdjęcia (na boisku szkolnym przy SP w Żuradzie siedział obok gen. broni lotnictwa Romana Paszkowskiego). Pozdrawiam.
Gnyś nie przyjechał do Żurady Panie redaktorze tylko jego córka.Pozdro