Ostatnim królem, który odwiedził Olkusz był Stanisław August Poniatowski. Było to 3 lipca 1787 r. Władca chylącej się ku upadkowi Rzeczypospolitej z zatroskaniem oglądał ruiny dawnej świetności Olkusza. Współczesny mu kronikarz zanotował: „Przed tym sławnem z nazwiska miastem, spotkał N. Pana magistrat z gminem swoim i powitawszy mową, prowadził do domu pocztowego. Olkusz najsmutniejszym jest gruzów i rozwalisk, a nędzy mieszczan siedzących na bogactwach wizerunkiem.
Starożytne ślady pracy i pożytków kraju od Jagiełłów rządzonego, ledwo dziś widać pod zalewami wód a kupami nawianego piasku. Niedbalstwo i nieczułość zdawały się łączyć umyślnie, aby pozbawić naród tak wielkiego z produktów srebra i ołowiu, oraz glejty pożytku. Zacna kilkunastu obywatelów kompania, odnowiła od kilku lat zaniedbany przemysł, a lubo nie mając należytego funduszu, a zatym ani sposobności do szukania w głębi ziemnej ukrytych hojniejszych skarbów, bawi się tylko wypłuczkami pozostałych od dawnych kopalni drobnych ułomków, znajduje jednak zyskowną pracy i wydatków swoich nagrodę. Przejrzawszy N. Pan księgę praw i różnych przywilejów, przejrzawszy mapę okolic, jeździł za miasto, gdzie widział sporządzoną machinę do pompowania wody. Oglądał piec do topienia i separacyj kruszców, a nakoniec samo miejsce wypłuczków i sposób jakiego używał lud tam pracujący w wybieraniu zdatnych do topienia materiałów. Obejrzawszy te ciekawości, ruszył do Bolesławia na nocleg, dóbr J.P. Remiszewskiego. Dnia następnego wróciwszy król do Olkusza, po obejrzeniu starożytnej fary i wysłuchaniu mszy, zwiedził ratusz”. Niewiele jednak z tych planów wynikło. Kondycja miasta łudząco przypominała wówczas kondycję całej Rzeczpospolitej. Jeden z obcokrajowców odwiedzających wówczas Olkusz, członek berlińskiego Towarzystwa Badaczy Natury, kapitan wojsk polskich i kustosz gabinetu królewskiego Jan Filip Carosi (1744-1799), w pracy wydanej w 1784 r. porównał go do zniszczonej trzęsieniem ziemi Lizbony („wszystkie domy mieszczańskie dwu i trzypiętrowe dziś są zwałami kamieni, tak, że na pierwsze wejrzenie wydaje się, że to mała Lizbona po trzęsieniu ziemi. Na rynku nie widać żadnego porządnego domu. Jedyny dom, który jest odnawiany to dom komisji królewskiej a i tak jest on na pół ruiną. Widać jeszcze 2 lub 3 domy, z których największy należy do hrabiego Wielopolskiego i ma w całości mury i dach. Reszta zdaje się lada chwila grozić zawaleniem, tak jak i brama miejska i mury. Niektóre ulice np. ta którą się przyjeżdża z Krakowa jest zrównana z ziemią, znać tylko ślady fundamentów. Większość górników, których jest zresztą niewielu, mieszka w uliczkach na tyłach klasztoru augustiańskiego, lub nawet za murami miasta, w licznych drewnianych domkach. Podobno jest zaledwie 150 osób. A po kopalniach nie ma prawie śladu”).
Badacz zauważył jednak z czasem, podczas kolejnej wizyty, że w mieście zaczęło się zmieniać na lepsze, w czym widział zasługę wspomnianej kompanii magnackiej, starającej się podnieść tutejsze górnictwo z upadku; pisał: „Od dwóch lat, tj. od czasu gdy nowe towarzystwo olkuskie zaczęło znowu podejmować dawne prace górnicze i przez to poprawiło tutejsze możliwości zarobkowe, znaczna ilość mieszkańców częściowo poprawiła swe zrujnowane, stare domy, częściowo też wybudowała sobie drewniane”. Carosi, wysyłany z misjami przez Stanisława Augusta opisywał miejscowości, które rzadko odwiedzali zagraniczni goście, a już tylko wyjątkowo opisywali. Zaglądał do mieścin, które żyły tylko historią, bo niczym nie różniły się już od wsi, do zrujnowanych niegdysiejszych potęg przemysłowych jak choćby Olkusz. O mieszkańcach, dawnych gwarkach i tutejszych nastrojach pisał: „Widziałem zgromadzoną całą tutejszą wielce szlachetną radę, było to pięciu czy sześciu biedaków, gołych jak tureccy święci. Wójtem jest poczmistrz królewski; co on chce, to się dzieje. Wśród mieszczan dziesiejszych jest zaledwie czterech lub pięciu, którzy mają własne udziały gwareckie. Pozostałe, razem z domami, w okresie rozkwitu kopalń, przeszły na skutek małżeństw córek mieszczańskich w ręce obce, w szczególności szlachty. Fakt ten jest wystarczający dla wyrobienia sobie pojęcia o bogactwie ówczesnych mieszczan, do którego doszli prawie wyłącznie przez posiadanie udziałów górniczych, gdyż członkowie najpierwszych rodzin szlacheckich, np. hrabiowie Wielopolscy, nie wahali się zawierać małżeństw z córkami mieszczańskimi, by przez to zostać członkami gwarectwa. Były także wypadki, że mieszczanie dawali swym córkom w posagu poza jednym lub kilkoma udziałami gwareckimi ponadto do stu tysięcy talarów. Takie dziewczę mieszczańskie miało chyba pełne prawo zostać hrabiną”.
W fakcie, że większość udziałów w kopalniach miała szlachta widział Carosi źródło spadku produkcji: „Jak długo przeważająca ilość kuksów czyli udziałów zostawała w rękach mieszczan, tak długo wszystko szło dobrze, gdyż właściciele kuksów zawsze chętnie ponosili koszty utrzymania kopalni”. Jest to trochę idealistyczne podejście, gdyż sugestia, że mieszczanie byliby bardzie skłonni dokładać do interesu, który przynosi coraz mniejsze dochody, jest trudna do obronienia. Ówczesne górnictwo olkuskie tylko z nazwy przypominało to dawne, tak ten surogat opisuje w raporcie dla Króla „Stasia” Carosi: „Jeszcze dzisiaj wydobywa się wprawdzie rudę, wytapia ją, zakwasza i wzbogaca, ale czyni się to tylko na powierzchni przez potrząsanie i płukanie starych hałd, których przeważająca ilość przeszła już kilka razy przez tego rodzaju proces. Mianowicie niektórzy z obecnych właścicieli udziałów lub kuksów każą potomkom dawnych górników, zamieszkującym chaty dokoła miasta (…) przetrząsać i płukać stare hałdy: miejsce jest dowolne, ci biedni ludzie sami je sobie wybierają. Za uzyskaną w ten sposób rudę otrzymują zapłatę według pewnej miary, zwanej korczykiem, a wynoszącej około 1/8 korca. Dla zebrania takiego korczyka rudy musi ten biedny człowiek kopać i płukać zazwyczaj przez osiem dni, a czasem nawet dłużej, przyczym żona i dzieci muszą mu jeszcze pomagać, a za to wszystko otrzymuje od tego, który go najął, trzy złote polskie, czyli 12 groszy. Za narzędzia służą mu: rydel, łopata, motyka i skrobaczki, płuczki jednak są tak pomysłowe, że nie mogę sobie odmówić przyjemności przesłania Panu ich rysunku. W ogóle jeżeli ktoś miałby ochotę napisać historię górnictwa od jego zarania, to powinien koniecznie przyjechać do nas, by poznać pierwsze środki pomocnicze, które niewątpliwie w dzieciństwie tej sztuki potrzeba pomogła wynaleźć”. (Faktycznego całościowego opisu górnictwa olkuskiego dokonał Hieronim Łabęcki w XIX w.). Opisywał też jednak Carosi nowe inicjatywy, jak choćby dwa szyby (maszynowy i wydobywczy) pobudowane kosztem 17 tys. zł, zapewne z pieniędzy kompanii oraz wielki piec w rodzaju „węgierskiego pieca szmelcarskiego” wybudowany w Sławkowie staraniem tamtejszego dzierżawcy. Dawał też wyliczenia kosztów produkcji ołowiu i srebra, z konkluzją, że nawet prymitywne techniki, dawały niezłe zyski; dla ciekawości podajmy więc jak to było z tym srebrem: „Cetnar ołowiu uzyskany w miejscowy sposób zawiera od trzech do czterech łutów czystego srebra wartości czterech złotych polskich za łut. Zysk zatem tych, którzy tu prowadzą płukanie i wytapianie, wynosi niezależnie od nędznego wyposażenia hutniczego zawsze prawie 100 %, a o ileż musiałby być większy przy rozsądnym przygotowaniu produkcji”. Zaznaczmy, że Carosi w Olkuszu przebywał dwukrotnie, miał więc możliwość dość dokładnie przyjrzeć się panującym tu stosunkom.
Dzięki planowi Andrzeja Oknińskiego (z 1787 r., czyli tego samego, w którym wizytował Olkusz Poniatowski) wiemy jak wyglądało rozplanowanie miasta i jego najbliższych okolic, zaznaczył on też przebieg murów. Okniński był uczniem Jowina Fryderyka Bystrzyckiego, nadwornego astronoma Stanisława Augusta. Okniński długie lata współpracował blisko ze swym promotorem, często zastępując Bystrzyckiego w pracach mierniczych i obserwacyjnych. Tak pewnie było i w Olkuszu. Pozostając jeszcze przy kartografii, wspomnijmy, że w tym samym czasie (lata 1786-95) mapę okolic Olkusza i Miedzianej Góry wykonał kartograf i historyk, eksjezuita Franciszek Salezy Czajkowski (1742-1820).
W 1788 r. wojewoda sandomierski Paweł Popiel, przewodniczący specjalnej komisji „Boni Ordinis” (Dobrego Porządku, działała od 1786-88), która miała oszacować stan Olkusza, opisując miasto i wykonując jego dokładną mapę (uczynił to wspomniany wyżej geometra Jędrzej Okniński) zwracał uwagę na puste place i opuszczone huty. W raporcie czytamy m. in.: „…całe miasto w murach mieszkalnych jest opasane wałem i murem wokoło, bramy także murowane, ale te mury fortyfikacyjne i wały są przez połowę większą zrujnowane, łatwa jednak tych ruin dla mianych w mieście wapna i kamieni materjałów restauracja. Jest w tem mieście ratusz murowany, obszerny, sklepieniami z cegły opatrzony także nadrujnowany, są i rudery dawnych mieszkań królewskiemi zwanych…”. Gwarków, a raczej mieszczan pozostało wtedy w mieście ledwie 101 (Carosi podaje 150). Prawo do gór czyli kopalń miało wtenczas ledwie 12 osób, była to niemal wyłącznie szlachta i Augustianie; z mieszczan wymieniano jedynie wójta Antoniego Kościńskiego. Burmistrzem był Leopold Kautz (lub Kaucz), który sprawował ten urząd w latach 1786-90, ale udziałów w kopalniach nie miał. W opisie domów przy rynku co i rusz czytamy o jakichś ruderach (Amedzińska dawna królewska zwana mennicą, przy cmentarzu farnym rudera itd.). W niemal każdej prowadzili wyszynk Żydzi (m. in. w należących do Wielopolskich i Remiszewskich). Ogółem prowadzili oni 24 szynki. Komisja, w której oprócz Popiela zasiadali także: starosta rabsztyński Aleksander Sariusz z Remiszowa Remiszewski oraz wielkorządca krakowski płk Benoc zalecała uporządkowanie dochodów miejskich. Ustalono podatek miejski, który mieli płacić wszyscy, nawet szlachta i duchowni, jeśli tylko posiadali w mieście nieruchomości. Opuszczone, często pełne rumowisk place miasto mogło sprzedać, jeśli w określonym czasie nie zgłosił się właściciel. Kwotę zastawną u Anny Ruseckiej, zmniejszono z 90 tys. na 80 tys. złp. i ustalono, że miasto może co trzy lata wykupywać swe majątki. Propinacje i handel chlebem oraz mięsem zastrzeżono tylko dla mieszczan, odbierając je szlachcie (stracił je np. starosta rabsztyński), duchownym i Żydom. Komisja ustaliła też nowe zasady dla samorządu miejskiego. Nawet jeśli w Olkuszu szło ku lepszemu, zabrakło czasu…
Fot. 1. Zygmunt Vogel, Widok rynku w Olkuszu, 1792. Akwarela. 37,5 x 58,4 cm. Gabinet Rycin Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego (źr. Internet).
Fot. 2. Bazylika pw. św. Andrzeja Apostoła, jedyny z ośmiu olkuskich kościołów, jaki dotrwał do naszych czasów; pozostałe popadły w ruinę i zostały rozebrane na pocz. XIX w. Pocztówka z 1912 r.