Nie pierwszy raz gościliśmy w Olkuszu Kabaret pod Wyrwigroszem, na pewno też nie ostatni. Poprzednio byli u nas dwa lata temu i zostawili same dobre, przede wszystkim wesołe wspomnienia. Znów pojawili się na scenie MDK w piątek, 10 lutego 2017 r. Jak było tym razem? Nuda. Znów pełna sala, mnóstwo znakomitych skeczy, co chwilę salwy śmiechu na widowni, no i bisy, bisy, bisy. Czy z nimi zawsze musi być tak samo? Beata Rybarska, Łukasz Rybarski, Maurycy Polaski, Andrzej Kozłowski i współpracujący z nimi poza sceną Tomasz Olbratowski, tworzą zespół tak w naszym kraju rozpoznawalny i powszechnie lubiany, że nie wypada wręcz ich przedstawiać. Dla porządku jedynie przypomnijmy, że Kabaret pod Wyrwigroszem bawi nas od 1994 roku. Jego początki sięgają jednak jeszcze dawniej, bowiem cztery lata wcześniej absolwenci krakowskiej PWST Maurycy Polaski i Łukasz Rybarski założyli satyryczną grupę Samogorsi. Po jej reaktywacji przyjęta została nowa i do dziś aktualna nazwa nawiązująca od lokalu Wyrwigrosz, w którym występował zespół. Dokładniej w piwnicy pod tym lokalem.
Kabaret ten nie ogranicza się jednak wyłącznie do działalności w podziemiu. Wielekroć np. oglądać go można było na scenie Teatru STU, czyli bardzo blisko widzów. Karierę telewizyjną, radiową oraz udział w licznych kabaretonach znają pewnie wszyscy, tak jak przeboje Donald marzy i Jesteś spalona. Dodać jedynie jeszcze można, a wręcz należy, że Kabaret pod Wyrwigroszem nie tylko w mediach, ale przede wszystkim na żywo spotyka ze swymi fanami. I to z jaką intensywnością, grają ponad 200 spektakli rocznie!
Jak było tym razem w Olkuszu? Jak już we wstępie zaznaczyliśmy, było tak jak zwykle: śmiech niemal nieustanny, owacje, bisy, okrzyki uznania i inne takie. Czyli nuda. Równocześnie jednak było też jak zawsze inaczej. Nawet znane już widzom skecze w wydaniu Kabaretu pod Wyrwigroszem za każdym razem wnoszą coś nowego, bawią też znacznie lepiej, niż oglądane w domu na telewizyjnym ekranie. W bezpośrednim spotkaniu artyści mogą pozwolić sobie na znacznie więcej swobody, i pozwalają.
Nie oszczędzają przy tym zarówno polityków, jak i zwykłych ludzi. Nasze codzienne słabostki są zresztą zespołu tego jednym z ulubionych tematów. Co do polityków, to żeby przypadkiem nie sprowadzić na krakowskich artystów jakichś kłopotów wyjaśniamy, że żarty o nich były na wyraźne życzenie, wręcz żądania publiczności. A że temat ten niemal co dzień dostarcza satyrykom świeżych inspiracji, toteż o „naszych wybrańcach” było tego wieczoru kilka skeczy i piosenek, wywołujących na widowni istne tsunami śmiechu. Równie entuzjastycznie olkuszanie reagowali tak na kultowe już scenki, jak na całkiem nowe, m. in. z serii o kresowiakach.
Blisko dwie godziny minęły nie wiadomo kiedy, czyli jak zawsze w towarzystwie Kabaretu pod Wyrwigroszem. Do pełni znudzenia tym wszystkim, przewidywalnym i oczywistym, brakowało jeszcze ognistego aplauzu po finale oraz bisów. A jakże, były! I to jakie. Zdaje się cztery razy razy publiczność wywoływała artystów na scenę do nadprogramowych numerów. Krakowianie pokazali wtedy istne show z wyśmienitymi parodiami przebojów disco polo. To była wisienka na torcie. Najwyraźniej nie zmęczona jeszcze owacjami publiczność klaskała, i to mocno, w rytm melodii. Niestrudzeni olkuszanie. Uznanie za kondycję należy się też naszym gościom z Krakowa, bo jak zwykle nie oszczędzali się, dawali z siebie wszystko. Mało tego, musiało im się u nas podobać, bo odgrażali się na koniec, że jeszcze tu wrócą. Trzymamy za słowo!
MOK Olkusz
Niechce ich zaproszą na dni Olkusza lub jakiś inny kabaret.