To już szóste spotkanie olkuskiego Klubu Globtrotera. Organizuje je Miejski Ośrodek Kultury i Olkuski Speleoklub. Spotykamy się z obieżyświatami myszkującymi po miejscach dalekich, nieznanych, pięknych i groźnych, gorących i lodowatych. Tym razem rozmawialiśmy z Mariuszem Czarnulem. – Spędziłem 400 dni na Stacji Polskiej Akademii Nauk im. Henryka Arctowskiego. 3,5 tysiąca km od Bieguna Południowego. „Spędziłem”- to brzmi niewłaściwie. To nie były wczasy. Mam kilka zawodowych umiejętności, działam w Klubie Wysokogórskim. Tam jednak byłem w grupie technicznej, między innymi jako elektryk. Nasza Stacja została założona w roku 1977 i nazwana ku czci wybitnego badacza Antarktydy z końca XIX wieku. Położona jest nad Zatoką Admiralicji, na wyspie Króla Jerzego na Południowych Szetlandach.
Administracyjnie jest to teren Argentyny, ale ma status terenu neutralnego, przeznaczonego wyłącznie do badań polarnych przez uczonych całego świata. Składa się z jednego dużego kontenera i 14 domków, w których prowadzą badania polscy i zagraniczni badacze tego surowego kawałka naszej planety. Stacja jest swoistym hotelem. Przewija się przez nią do 600 ludzi rocznie. Stałą obsługę stanowi 6-8 ludzi, którzy muszą umieć niemal wszystko. Na przykład lekarz spełnia tu również funkcję stolarza. W „okolicy” są podobne stacje, m.in. amerykańska, koreańska, szwajcarska i jeszcze kilka innych.
Warunki życia są tam skrajnie trudne. Średnia temperatura letnia to minus 2 stopnie C, zimą minus 16 do minus 19, ale czasem może spaść niespodziewanie i do minus 80, choć osobliwością jest to, że morze nie zamarza, mimo że dryfują po nim olbrzymie kry. Szaleją niesamowite huragany, wiatr osiąga szybkość do 260 km na godzinę. Słońce miesiącami nie wschodzi i nie zachodzi. O śniegach, górach lodowych i przepięknych lodowcach, lodowych klifach wysokości 30 metrów nie wspomnę. Piękna to i groźna kraina. Świat ciszy – dosłownej i medialnej. Nie dochodzą tam hałasy i wrzawy świata. Płynie się tam z Gdyni 40 dni… I nasz globtroter pokazuje nam ten świat na slajdach. Fascynujących, zachwycających. Piękniejszych niż te znane z National Geografic. Świat zwierząt: ogromne ptaki o pięknych, nieznanych nazwach. Kormorany, inne niż u nas, morskie lamparty o wadze kilku ton, śliczne uchatki, a przede wszystkim setki, cały świat pingwinów białobrewych i królewskich. Autor zdjęć wykorzystał fakt, że spędził na tym lodowym pustkowiu i zimę, i lato – mógł zatem pokazać tamten świat w różnych porach roku. Latem obsługa techniczna nie ma chwili spoczynku, ale zimą nuda może zabić. Miesiące absolutnych ciemności. Dlatego ludzie tam pracujący organizują sobie życie towarzyskie, spotykają się z pracownikami innych stacji. Organizują różne większe i mniejsze „uroczystości”, prowadzą badania, opracowują ich wyniki.
– My z kolegą nie tylko robiliśmy zdjęcia, ale również wykonywaliśmy – dla celów naukowych – pomiary lodowców. To nazywa się glacjologia. Wykonywaliśmy także zdjęcia podwodne w wodzie o temperaturze 1,5 stopnia C. Ryzyko było niemałe – ale zdjęcia…! W tak niskiej temperaturze można wytrwać pod wodą zaledwie kilka minut. Placówka PAN jest na garnuszku budżetowym i praca na niej jest bardziej hobby niż okazją do zarobku. Ale jest jak narkotyk. Wybieram się tam wkrótce na kolejne pół roku.
Klub Globtrotera spotyka się w MOK w drugą środę każdego miesiąca o godzinie 18. Na następnym opowiadać będą uczestnicy wyprawy na Matterhorn i na K-2.
8) jak zawsze my wygramy